*perspektywa Vivien*
----------------------------
Chciałam wziąść szybki prysznic, wchodzę do łazienki i dosłownie ręce mi opadły.
- Co wy kurwa robicie? - zapytałam na widok Axla i Duffa.
Chłopaki stali przed lustrem i jeden drugiemu robił makijaż.
- Nie podoba ci się? - zapytał Axl nakładając basiście fioletowy cień na oko - Mówiłem ci, że to nie twój kolor. - zwrócił się do blondyna.
- Wyglądacie jak banda tranzwestytów i w dodatku gejów! - wyraziłam swoją opinię.
- Nie znasz się. - prychnął rudzielec - Troche glamu nie zaszkodzi, prawda Duffy?
- Prawda. - potwierdził McKagan.
- Kurwa, nie wierze... - powiedziałam i zeszłam do salonu - Slash, czy ty wiesz co te dwa debile robią w łazience? - zapytałam gitarzystę, który stał do mnie tyłem.
- Kto? - zapytał odwracając się - Orgia jest typowa dla Axla...
On też jest na czarnej stronie mocy! Dlaczego?!
- Co ty masz na mordzie?! - przeraziłam się.
- O co ci chodzi? - udawał niewiniątko.
Spojrzałam na Stevena. Siedział przy stole i tuszował rzęsy.
- Wam już się całkiem w tych głowach popierdoliło... - powiedziałam - Zmywaj to.
- Ale co? - zapytał Steven.
- Zmyj to z twarzy, albo ja to zrobię! - nakazałam.
Steven tylko się uśmiechnął. Złapałam go za kudły i zaprowadziłam pod kran w kuchni.
- Ajć... Nie ciągnij! - piszczał blondyn.
Slash zaczął się śmiać z perkusisty.
- Ty będziesz następny. - ostrzegłam.
Uśmiech z jego twarzy momentalnie znikł.
--------------------------------
*perspektywa Caroline*--------------------------------
Wychodziłam właśnie z mojej sypialni, kiedy przez uchylone drzwi do pokoju rytmicznego zobaczyłam, że Izzy się pakuje.
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Pakuję ubrania. - odpowiedział jak zwykle spokojnie.
- No taa... Widzę. Ale po co? - zadałam kolejne pytanie.
- Muszę wyjechać. - stwierdził.
- Nigdzie nie jedziesz. - powiedziałam i zakmnęłam drzwi od jego pokoju zastawiając je własnym ciałem.
- Car, daj spokój. - znowu spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem.
- Nie, Izzy. Nie puszcze cię do póki mi nie wyjaśnisz tego wszystkiego. - zarządałam.
- Nie mogę tak dłużej. Ja już po prostu nie daję rady... - powiedział i rzucił torby na podłogę.
Usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. Przysiadłam się obok i przytuliłam go.
- Pomogę ci. - chciałam dodać mu otuchy.
Izzy westchnął.
- Obawiam się, że nie można tu akurat pomóc. - powiedział i odwrócił wzrok.
- Hej... - powiedziałam czule - Jestem twoją przyjaciółką. Izzy, co się dzieje?
Chłopak przygryzł usta i zacisnął pięść.
- Nic. - wydusił w końcu z siebie.
- Przecież widzę. - położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Jest pewna dziewczyna... - zaczął nieśmiale - Bardzo mi na niej zależy, ale... Ona chyba woli mojego przyjaciela.
Wiedziałam, że Izzy podkochuje się w Vivien!
- Rozmawiałeś z nią o swoich uczuciach? - spytałam.
- Próbowałem ci to powiedzieć, ale... - nagle ugryzł się w język.
Czy ja dobrze słyszałam?! Rytmiczny przeklął pod nosem.
- Czy... - nie wiedziałam co teraz powiedzieć.
Zrobiło się dziwnie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Wreszcie zebrałam się na odwagę.
- Izzy, spójrz na mnie. - powiedziałam i złapałam chłopaka za ręce - Jesteś moim bardzo dobrym przyjacielem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i nie zamierzam cię stracić, rozumiesz?
Poczułam, że rytmicznemu drżą i pocą się dłonie.
- Ale ja chyba tak nie mogę... - szepnął.
Pogładziłam go po policzku. Do cholery, to mój przyjaciel! Nie mogę go stracić...
- Damy radę, tak? - spytałam i uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich ból i smutek, a wszystko moja wina. Kurwa no!
- A pamiętasz jak Duff zatrzasnął się w boksie z pudlami? Od tego czasu ma fobię.- chciałam go jakoś rozweselić.
Lekko się uśmiechnął. Zaczęłam po kolei przypominać mu nasze wspólne wspomnienia i dzięki temu chociaż na chwilę był taki jak kiedyś.
- Izzy, zrobimy teraz próbę, ok? - do pokoju wszedł Axl.
- Jasne. - powiedział i złapał za swoją gitarę.
Poszli. Zaczęłam rozpakowywać rzeczy Izziego i na wszelki wypadek schowałam jego torby pod materacem mojego łóżka. Czuję się w tej chwili taka bezradna. Szlag by to trafił... Nie wytrzymałam i znowu się rozryczałam. Leżałam na łóżku i beczałam jak dziecko. Kurwa...
- Car? - usłyszałam głos Vivien.
- Zostaw mnie. - powiedziałam i poczułam, że kolejna fala rozpaczy nadchodzi.
- Co sie dzieje? - przyjaciółka położyła się obok mnie.
- Izzy się dzieje... - nie wiedziałam jak to ująć.
- Co masz na myśli? - zapytała i podparła głowę ręką.
- Chciał się wyprowadzić przeze mnie. - oznajmiłam.
- A coś ty mu zrobiła? - zdziwiła się.
Opowiedziałam jej przebieg całej naszej rozmowy.
- No to jesteś w dupie... - stwierdziła na koniec.
- Co ty nie powiesz. - ironizowałam.
Tylko się uśmiechnęła. Leżałyśmy w ciszy. Między naszą paczką nie było już tak jak kiedyś. Cholera... Trzeba to zmienić.
- Viv, musimy wszystko naprawić. - wypaliłam nagle.
- Ale co? - nie wiedziała o co mi chodzi.
- No wszystko. - wyjaśniłam - Już wiem! Wyjedźmy gdzieś!
- Za co? - spytała.
- Za kasę z następnego koncertu. - powiedziałam.
- No dobra, ale gdzie? - dopytywała.
- Może znowu nad to jezioro? - zaproponowałam.
- Weź przestań. - skrzywiła się - Za daleko, a chłopaki muszę być przecież za tydzień na koncercie.
Zamyśliłam się.
- Jedźmy do lasu! Wynajmiemy kampera, będziemy z dala od cywilizacji i będzie jak dawniej! - entuzjazmowałam się.
- W sumie to nie taki zły pomysł... - stwierdziła Vivien.
- Tylko nie mówmy nic chłopakom. Niech mają niespodziankę. - uprzedziłam przyjaciółkę.
- Jasne. - uśmiechnęła się - A swoją drogą to widziałaś co reszta zespołu zrobiła sobie z twarzami? Cudem udało mi się domyć Slasha i Popcorna.
NIEDZIELA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj po koncercie z Viv zarekwirowałyśmy kasę za występ. Pojechałyśmy wypożyczyć kampera i zrobić zapasy jedzenia. Byłyśmy nawet tak dobre, że spakowałyśmy chłopaków. Podjechałyśmy pod dom i zatrąbiłyśmy.
- Co do chuja? - zapytał Slash wychodząc przed dom.
- Wsiadajcie! - zawołała Viv.
- Ale... - gitarzysta najwidoczniej szukał wymówki.
- No chodź, a nie... - ponaglałam.
Po chwili reszta Gunsów dołączyła do nas. Możemy ruszać. Chłopaki siedzieli w części mieszkalnej (?) a my z Viv na fotelach kierowcy i pasażera. Szukałyśmy jakiejś puszczy czy coś w tym stylu na mapie. Zdecydowaliśmy się na Park Narodowy Sequoia. Rozbijemy się na jakiejś polance i tego... No w każdym razie coś porobimy. Dobiegł nas dziki rechot chłopaków.
- Oho, już się dobrali do koki. - zażartowała Vivien.
Po 4 godzinach jazdy byliśmy gotowi.
- I co my tu będziemy robić? - marudził Slash - Nawet telewizji i radia nie ma.
- Daj spokój, będzie fajnie. - sama nie wierzyłam w to co mówie.
Musimy się tu wszyscy przemęczyć, żeby było jak kiedyś. Kurwa, ja to mam jednak chore pomysły... Zaczynało się już ściemniać.
- Umrzemy tu... - jęczał.
- Lepiej idź i nazbieraj drewna na ognisko. - wydałam polecenie gitarzyście.
- Duffy, chodź ze mną. Tu są pewnie niedźwiedzie, a jak mnie zobaczą to nie będą mogły się oprzeć takiemu apetycznemu ciałku. - powiedział Saul do basisty.
Chłopaki poszli nazbierać drewna. Izzy opierał się o drzewo i palił fajkę, a Popcorn i Axl intensywnie o czymś dykutowali popijając Jim Beama. Jak na pożądne gospodynie przystało ja i Viv zajęłyśmy się przygotowywaniem kolacji.
- Jebane komary... - jęczał Slash niosąc z basistą jakieś gałęzie.
Co chwilę oganiał się od insektów. Duff zaczął rozpalać ognisko. Nabiłyśmy kiełbaski i pianki na metalowe kijki i wręczyłyśmy każdemu. Tylko Izzy wciąż stał pod drzewem i gapił się w niebo. Było ciemno, a on miał na sobie okulary słoneczne. Gdzie tu sens?! Siedzieliśmy w kółko ogniska, piliśmy i żartowaliśmy. Nawet nie zauważyłam jak Izzy poszedł gdzieś dalej i usiedł na dużym pieńku. Postanowiłam zaniść mu jego kolację.
- Nie zjesz nic? - zapytałam podając talerz z zimną kiełbaską.
Rany, wyglądał tak tajemniczo w tych okularach w blasku księrzyca...
- Jakoś nie jestem głodny. - powiedział cicho.
- Zimno tu... Chodź, posiedzimy przy ognisku. - powiedziałam przyjaźnie.
Pokręcił głową. Odgarnęłam mu włosy za ucho. Spojrzał na mnie. Zdjęłam mu okulary. Czy... on płakał? Słyszeliśmy z oddali, że nasi towrzysze już mocno się spili. Kurwa, Izzy wygląda tak pociągająco... I znowu się na mnie patrzy tym swoim wzrokiem. Nie wytrzymałam... Musiałam go pocałować.
- Caroline... - powiedział.
Przerwałam mu kolejnym pocałunkiem. Był taki delikatny. Zupełnie jak wtedy w hotelu. Zaczęłam odpinać jego koszulę.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał.
Co ja mam mu odpowiedzić? Że na pewno chce zdradzić Axla? Ale w tamtej chwili było mi wszystko jedno. Zapomniałam o moim chłopaku, pijanych przyjaciołach i chęci naprawy wszystkiego. Pewnie LSD i koka, które wcześniej wzięłam się do tego przyczyniły...
- Tak. - odpowiedziałam i usiadłam mu na kolanach okrakiem.
Całowaliśmy się. Rytmiczny zacząl zdejmować moją skórzaną kurtkę.
- Co kurwa?! - ktoś wrzasnął zza krzaków.
To pijany Axl... Cholera no!
- Izzy?! A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! - krzyczał wokalista.
- To moja wina. Przepraszam. Nie powinienem do tego dopuścić. - Izzy chciał wszystko wziąść na siebie.
Axl przypieprzył mu w twarz. Rytmiczny syknął z bólu.
- Uspokój się! - krzyknęłam - I to wcale nie jest jego wina, tylko moja!
Rudy wpadł w jakąś furię i zaczął okładać Izziego pięściami. Chłopak nie miał się nawet jak bronić.
- Zostaw go! - wrzasnęłam i odpechnęłam go.
Poczułam, że oberwałam w twarz. Spojrzałam z przerażeniem na Axla. Byłam w szoku. Nie wierzę! On mnie uderzył... W dodatku kopnął Izziego, który zwijał się z bólu na ziemi.
- Jebana suka! Wszyscy powtarzali mi, że sie kurwisz! - krzyknął i zaczął się do mnie zbliżać.
Bałam się, że znowu mnie uderzy.
- Zostaw ją... - powiedział słabo Izzy.
- A ty chuju... - Rose odwrócił sie do rytmicznego, który próbował się podnieść - Miałem cię za przyjaciela!
Znowu chciał go uderzyć.
- Axl! - McKagan odciągnął go od chłopaka - Uspokój się! Chcesz, żeby zszedł tu nasz rytmiczny?!
- Pierdol się! - wrzasnął i odepchnął od siebie basistę.
- Chodź ze mną! - powiedział Slash i złapał go za ramię ciągnąc na przeciwny koniec lasu.
Stałam przerażona i patrzyłam na zakrwawioną twarz Izziego. Poczułam jak napływają mi łzy do oczu. Nie mogłam złapać powietrza. Nic do mnie nie docierało. Duff pomógł usiąść rytmicznemu.
- Caroline... - usłyszałam Vivien.
Odpechnęłam ją od siebie i pobiegłam gdzieś w las.
----------------------------
*perspektywa Duffa*
----------------------------
Próbowałem zatamować krwotok Izziego z nosa. Kątem oka widziałem jak Car ucieka gdzieś zostawiając Viv.
- Skocz po latarkę do samochodu. - powiedziała Vivien przykucając przy nas.
Ruszyłem w stronę kampera. Axl chodził, krzyczał i ogólnie - wściekał się. Slash próbował go uspokoić, a Steven leżał nawalony i tylko chrapał. Zajebiście! W środku samochodu znalazłem latarkę i apteczkę. Wróciłem z tym do Viv.
- Proszę. - podałem jej apteczkę i zaświeciłem latarką.
W świetle Izzy nie wyglądał zbyt dobrze. Był cały we krwi i opuchnięty. No i wyglądał jakby miał zaraz zejść na drugą stronę. Brunetka zaczęła opatrywać rytmicznego. Wyglądała tak pięknie... No nie ważne. Kiedy skończyła wzięliśmy Stradlina pod ramię i zawlekliśmy do samochodu, żeby się położył.
- Duff, dużo wypiłeś? - zapytała mnie.
- Trochę. - powiedziałem.
- A dasz radę go zawieść do domu? - spytała.
- Postaram się, ale musisz jechać ze mną. - odparłem.
Był środek nocy. Jechałem bardzo powoli. Bałem się, że kogoś potrącę. Na szczęście ulice były puste.
- Zaraz... Czy to nie Car? - Viven wskazała na jakąś dziewczynę idącą przy drodze.
Zatrzymałem samochód i włączyłem awaryjne. Brunetka wysiadła z kampera. Po chwili wróciła z Caroline. Miała podbite oko. Blondynka poszła do Izziego, a Viv usiadła obok mnie. Nad ranem byliśmy w domu. Trzeba będzie jeszcze wrócić po resztę... Ale to dopiero jak odpocznę.
AXL! SZMATO! NIE WOLNO BIĆ MOJEGO IZZY'EGO!
OdpowiedzUsuńIzzy the best c: a Axl to rzeczywiście szmata XDDD
Usuń