czwartek, 30 stycznia 2014

R. 35

*perspektywa Slasha*
-----------------------------
Zaraz oszaleję! Axl chodzi, drze się i wychlał już prawie cały alkohol. Popcorn marudzi, że nie powinien tyle pić i ćpać. No i jeszcze tamci nas porzucili! Nagle zrobiło się dziwnie cicho. Spojrzałem na Axla. On płacze ( ! ). Siedział skulony pod drzewem i chlipał.
- Kurwa, Rudy... - szturchnąłem go lekko - Weź się kurwa w garść.
- Spierdalaj! - odgonił mnie.
- To weź kurwa nie płacz. - powiedziałem - Nie jest ciebie warta.
- Kurwa, jest! Saul... Ja kurwa ją kocham! - krzyknął i znowu się skulił.
Rany... Axl nigdy nie mówi o swoich uczuciach! I nigdy nie płacze! On nie ma uczuć!
- Nigdy sobie nie wybaczę, że ją uderzyłem... I jeszcze Stradlin... - gadał wokalista.
- Pogadaj z nimi. - doradziłem.
- No chyba cię pojebało! - powiedział.
Wstał i poszedl gdzieś dalej zapalić.
- Slash... Jest coś do picia? - jęknął Steven.
- A co ja?! Pieprzona niańka?! - oburzyłem się.
- Ciszej... - mruknął - Strasznie mnie boli głowa...
- Ja pierdole. - powiedziałem sam do siebie i westchnąłem.
---------------------------
*perspektywa Vivien*
---------------------------
- Duff... Wstawaj... - zaczęłam budzić basistę.
- Co się dzieje? - zapytał zaspanym głosem.
- Nic, po prostu wstań. - odpowiedziałam. 
Przetarł oczy i usiadł na łóżku. 
- Mam po nich jechać, zgadza się? - spytał po chwili milczenia.
- Nie. Ja zaraz po nich jadę. - powiedziałam - Musisz przypilnować Car i Izziego. Mam pewien plan.
Wtajemniczyłam basistę w mój pomysł. Koło 11 zaczęłam jechać po resztę dziczy. Dojechałam na 15.
- Bogu dzięki! - ucieszył się Slash.
Wszyscy wpakowali się do samochodu oprócz Axla.
- Rose, rusz się! - krzyknął gitarzysta.
- Nigdzie nie jadę! - powiedział Rudy.
- Kurwa, wsiadaj, a nie! - zirytował się mulat.
Axl burknął coś pod nosem i usiadł obok mnie z przodu auta. 
- Zatrzymaj się tu. - powiedział rudzielec, gdy wjechaliśmy do L.A.
- Nie. - odpowiedziałam spokojnie.
- Czemu?! - wkurzył się.
- Zobaczysz. - uśmiechnęłam się lekko.
Podjechałam pod dom. Widziałam Duffa przy oknie, czyli plan można zacząć!
- Slash, Steven pomóżcie mi przy samochodze, a ty Axl jak chcesz to idź do domu. - wydałam polecenie.
- A jest tam Stradlin, albo tamta? - zapytał.
- Spierdolili gdzieś w nocy. - skłamałam. 
Zgodnie z założeniami wokalista wszedł do domu. Wtedy Duff zamknął go razem z Car i Izzim w jednym pokoju. Za chuja nie wiem jak mu się udało zgromadzić ich w jednym pomieszczeniu. Zadowolony z siebie basista wyszedł przed dom.
- Udało się! - oznajmił radośnie.
Slash posłał mu pytające spojrzenie. Wróciliśmy do domu.
- Duff mendo! - krzyczał Axl - Masz mnie w tej chwili wypuścić!
Usłyszeliśmy kopanie w drzwi i szarpanie za klamkę.
- Nie wyjdziecie, aż się nie pogodzicie. - powiedział blondyn.
- Ale z was chuje! - krzyczał Rudy.
Po chwili zapadła cisza. Są dwie opcie: a) rozmawiają b) Axl ich pozabijał. Druga opcja jest bardziej prawdopodobna. 
- Na pewno pozbyłeś się wszystkich niebezpiecznych przedmiotów? - chciałam się upewnić.
- No. Nawet zabrałem zapalniczkę w kształcie rewolweru. - odpowiedział zadowolony z siebie.
Po około 2 godzinach usłyszeliśmy śmiech. Duff zrobił dziwną minę. Postanowiłam do nich zajrzeć. Zobaczyłam, że wszyscy siedzą na podłodze i chichrają w najlepsze. Gdzie tu sens?! Przecież przed chwilą się nienawidzili!
- I jak tam? - zapytałam.
- Chyba możesz już nas wypuścić. - powiedział radośnie Izzy.
No kurwa... A ja już myślałam, że się nigdy nie pogodzą.
- Wiecie co? - zaczął Axl - Musimy to opić w Rainbow!
- Ty stawiasz? - spytał radośnie Slash.
- Saul, mój drogi przyjacielu... Idzie tylko nasza trójka. - odpowiedział wokalista i objął ramionami rytmicznego i Car.
Mulat zrobił smutną minkę i usiadł obok mnie przy stole.
- Ja to ich nigdy nie zrozumiem. - powiedziałam, gdy wyszłam.
Slash zrobił dziwną minę.
- No co? - zapytałam speszona.
- Wiesz jak zazwyczaj godziła się Car i Axl... - powiedział powstrzymując śmiech.
- Saul! - krzyknęłam z niedowierzaniem - Ty zboku...
Gitarzysta tylko się zaśmiał. 
- Viv... A może my też się tak pogodzimy? - zapytał nieśmiale.
- Stary, nie przeginaj. - powiedział ostro basista.
- Zostały mi tylko dziwki. - skrzywił się - Steven idziesz ze mną?
- Ja bym nie szedł? - ucieszył się perkusista.
- A Emilie? - zatrzymałam go w drzwiach.
- Jesteśmy w otwartym związku. - puścił mi oczko i wyszedł.
--------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Ale ja jestem głupia... To wcale nie chodziło o mnie tylko o Emilie! Wszystko moja wina. Cholera! Ale wszystko wyjaśniliśmy sobie i jest w pożądku.
- Axl? - zwróciłam się do wokalisty.
- No? - zapytał.
- Zapomniałam o jednym. - powiedziałam i przyrżnęłam mu z całej siły w twarz.
Złapał się za policzek.
- A to za co? - spytał.
- Zapomniałam ci oddać za tamto w lesie. - oznajmiłam dumna z siebie.
Siedzieliśmy we trójkę w Rainbow i piliśmy jak za dawnych czasów! Tylko Izzy był jeszcze trochę opuchnięty. Jak zwykle, kiedy Axl się napije zbiera mu się na czułości...
- Caroline... - wybełkotał i chyba chciał mnie przytulić, ale padł na moje kolana.
Przywróciłam go do pionu. 
- Ch... Chodź do kibla. - powiedział.
- Wal się. - odpowiedziałam i dałam znać Izziemy, żeby dolał mi wódki.
- Nie bądź taka... - Rudy zaczął smyrać mnie po nogach.
- Pij, nie gadaj. - powiedział Izzy i polał mu wódki.
- Co się w tych czasach dzieje... - pokręcił głową wokalista i wypił alkohol "na raz".
- Izzy, a jak to jest z tobą i Emilie? - zapytałam odpalając papierosa.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami - Tak sobie myślę, że chyba chciałem ją tylko przelecieć. Ma fajny tyłeczek. - uśmechnął się.
- Caroline... - jęczał Axl i chyba próbował wsadzić swoje łapska pod moją bluzkę.
- Co znowu? - zapytałam i odtrąciłam jego ręce.
- No chodź... - spojrzał na mnie tym swoim pijackim wzrokiem.
Kulturalnie pokazałam mu środkowy palec. Zalaliśmy się w trupa. Nikomu nie chciało się wracać do domu. Tylko ja w sumie zachowałam "przytomność".
- Tu jesteście! - usłyszałam znajomy głos, ale nie mogłam ogarnąć kto to - Wszędzie was szukaliśmy! Ja biorę Car, a chłopakami się podzielcie. - mówił głos.
Byłam zbyt pijana, aby co kolwiek dobrze zobaczyć. Nie ściemniam. Zawsze tak mam po wódce i LSD.
- Wstawaj. - ktoś zaczął mnie podnosić.
- Nigdzie nie ide... - wybełkotałam.
- Rusz się, a nie! - ktoś postawił mnie do pionu.
Po chwili runęłam na podłogę. Zachciało mi się spać, więc po prostu usnęłam.
- Steven, pomóż mi z nią. - usłyszałam.
Znowu poczułam, że ktoś mnie podnosi. Potem ktoś mnie niósł i obudziłam się w swoim pokoju. Wyglądałam strasznie. Od razu pomaszerowałam do łazienki ogarnąć się, ale oczywiście ktoś musiał mi ją zająć.
- Szybciej! - zaczęłam walić w drzwi.
- Muszę być przecież czyściutki! - odkrzyknął Steven.
- Pośpiesz się pudlu! - krzyknęłam i zeszłam na dół. 
Na kanapie siedział Slash i Axl. Jak co środę oglądali pornosy na jakimś kanale. To taka ich tradycja. Miałam kaca, a najlepsze lekarstwo na kaca to przecież trochę wódki. Zrobiłam sobie drinka i go wypiłam.
- Car, może my tak kiedyś...? - zapytał Axl wskazując na telewizor.
- Chyba w twoich snach. - odpowiedziałam.
- Ale to byłby piękny sen... - rozmarzył się.
Zrobiłam minę w stylu "zaraz się zrzygam".
- Najpierw byśmy kochali się w salonie na stole. Rozpiąłbym ci delikatnie spodnie i moim języczkiem... - zaczął opowiadać.
- Oszczędź mi szczegółów! - przerwałam mu i na wszelki wypadek zatkałam sobie uszy.
- Mi opowiedz! - ucieszył się Saul.
- To ja wychodzę! - powiedziałam i szybko wróciłam na górę.
- Popcorn, ile jeszcze?! - zaczęłam dobijać się do drzwi łazienki.
- Dopiero obciąłem paznokcie! - oburzył się - Jeszcze muszę się umyć i wyperfumować!
- Daje ci pięć minut! - warknęłam.
- Co ty taka wściekła? - zapytała Vivien wychodząc z sypialni McKagana ( ! ).
- Nic mi nie mów... - powiedziałam i zeszłam znowu na dół.
Po chuja ja tak łażę?!
- Oo, Caroline! - ucieszył się Slash - Z Axlem doszliśmy do pewnego porozumienia! - powiedział i wziął łyka Daniel'sa - Więc kiedy on skończy z tobą w kuchni i salonie, to pójdziemy we troje do mojej sypialni i wtedy ja...
- Skończ! - rozkazałam.
- Ale zrobimy tak? - zapytał z nadzieją.
- Nie! - odpowiedziałam.
- Oj, Car... Będzie ci z nami dobrze... - namawiał mnie gitarzysta.
Popukałam się w czoło.
- A gdyby tak na... cmentarzu? - zaproponował Axl.
Nie mogłam tego słuchać. Od tych pornosów już całkiem im się we łbach poprzepwracało!
- O co te krzyki? - do salonu wszedł rytmiczny.
- Izzy, trzymaj mnie, bo zaraz tym zboczeńcom dam po mordzie... - powiedziałam.
- Swoją drogą, to dla ciebie Izzy też byłoby miejsce... - zaczął Slash.
- Gdzie? - zapytał brunet.
- Nie waż sie kończyć! - uprzedziłam Saula.
Axl i Slash zaczęli się śmiać. Zboki pierdolone... Usiadłam załamana przy stole w kuchni.
- Chcesz kawy? - zapytał rytmiczny.
- Jeśli będziesz tak dobry to poproszę. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
Chłopak zaczął robić napój. Zajrzałam do lodówki. Co kurwa robi tu trampek Stevena?! I jeszcze coś dziwnego w słoiczku. Chyba majonez.
- Kanapki z majonezem? - zapytałam.
- Nie jedz tego. - powiedział Izzy.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Zaufaj mi. - uśmiechnął się tajemniczo i podał mi kubek z kawą.
Zaczęliśmy pić i gadać o tym jak to pornosy wpływają na ludzi. 
- Jest coś do jedzonka? - do kuchni wszedł Steven w samych majtkach i z ręcznikiem na głowie.
Blondyn zajrzał do lodówki.
- Aaa! To tu jest mój trampek! Wszędzie go szukałem! - powiedział i wyjął go z chłodziarki - Co my tu mamy? Hm... Majonez!
Izzy dał mi znak, żebym nic nie mówiła. Popcorn zaczął robić sobie kanapki.
- Chcecie? - zapytał. 
- Jedliśmy już. - skłamał Izzy.
Steven wziął gryza kanapki.
- Kurwa, co to jest?!- wrzasnął.
W tym momencie do kuchni weszli śmiejący się Axl i Slash. Czy tylko ja nie wiem o co tu chodzi?!
- Co wyście mi tu kurwa dali?! - krzyczał Steven i pluł kanapką.
Chłopaki krztusili się ze śmiechu.
- Pornosowa Środa... - powiedział przez śmiech Axl.
- Do chuja pana! - wrzasnął Steven - Muszę wyparzyć usta!
Perkusista podbiegł do zlewu i zaczął przemywać usta.
- O co chodzi? - zapytałam Izziego.
- Axl wpadł na pomysł, że pozostawi po sobie ślad i jak ktoś znajdzie ten słoiczek to będzie mógł go jakoś wykorzystać. - powiedział Izzy.
- Miało się narodzić dziecko-bóg, ale Steven wszystko zżarł. - dopowiedział wokalista.
- Idę zwymiotować... - odezwał się Adler i pobiegł do kibla.
Biedny... Do kuchni wszedł Duff.
- Może kanapeczki? - zapytał miłym głosem Axl.
Basista spojrzał na kalendarz.
- Pornosowa Środa? Nie, dzięki. - uśmiechnął się i zaczął pić moją kawę.
- Ej, to moje! - krzyknęłam.
- Już nie. - puścił mi oczko i wyszedł z kubkiem świeżej kawy.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

R. 34

*perspektywa Vivien*
----------------------------
Chciałam wziąść szybki prysznic, wchodzę do łazienki i dosłownie ręce mi opadły.
- Co wy kurwa robicie? - zapytałam na widok Axla i Duffa.
Chłopaki stali przed lustrem i jeden drugiemu robił makijaż. 
- Nie podoba ci się? - zapytał Axl nakładając basiście fioletowy cień na oko - Mówiłem ci, że to nie twój kolor. - zwrócił się do blondyna.
- Wyglądacie jak banda tranzwestytów i w dodatku gejów! - wyraziłam swoją opinię.
- Nie znasz się. - prychnął rudzielec - Troche glamu nie zaszkodzi, prawda Duffy?
- Prawda. - potwierdził McKagan.
- Kurwa, nie wierze... - powiedziałam i zeszłam do salonu - Slash, czy ty wiesz co te dwa debile robią w łazience? - zapytałam gitarzystę, który stał do mnie tyłem.
- Kto? - zapytał odwracając się - Orgia jest typowa dla Axla...
On też jest na czarnej stronie mocy! Dlaczego?!
- Co ty masz na mordzie?! - przeraziłam się.
- O co ci chodzi? - udawał niewiniątko.
Spojrzałam na Stevena. Siedział przy stole i tuszował rzęsy. 
- Wam już się całkiem w tych głowach popierdoliło... - powiedziałam - Zmywaj to.
- Ale co? - zapytał Steven.
- Zmyj to z twarzy, albo ja to zrobię! - nakazałam.
Steven tylko się uśmiechnął. Złapałam go za kudły i zaprowadziłam pod kran w kuchni. 
- Ajć... Nie ciągnij! - piszczał blondyn.
Slash zaczął się śmiać z perkusisty.
- Ty będziesz następny. - ostrzegłam.
Uśmiech z jego twarzy momentalnie znikł.
--------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Wychodziłam właśnie z mojej sypialni, kiedy przez uchylone drzwi do pokoju rytmicznego zobaczyłam, że Izzy się pakuje.
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Pakuję ubrania. - odpowiedział jak zwykle spokojnie.
- No taa... Widzę. Ale po co? - zadałam kolejne pytanie.
- Muszę wyjechać. - stwierdził.
- Nigdzie nie jedziesz. - powiedziałam i zakmnęłam drzwi od jego pokoju zastawiając je własnym ciałem.
- Car, daj spokój. - znowu spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem.
- Nie, Izzy. Nie puszcze cię do póki mi nie wyjaśnisz tego wszystkiego. - zarządałam.
- Nie mogę tak dłużej. Ja już po prostu nie daję rady... - powiedział i rzucił torby na podłogę.
Usiadł na łóżku i schował twarz w dłonie. Przysiadłam się obok i przytuliłam go.
- Pomogę ci. - chciałam dodać mu otuchy.
Izzy westchnął.
- Obawiam się, że nie można tu akurat pomóc. - powiedział i odwrócił wzrok.
- Hej... - powiedziałam czule - Jestem twoją przyjaciółką. Izzy, co się dzieje?
Chłopak przygryzł usta i zacisnął pięść.
- Nic. - wydusił w końcu z siebie.
- Przecież widzę. - położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Jest pewna dziewczyna... - zaczął nieśmiale - Bardzo mi na niej zależy, ale... Ona chyba woli mojego przyjaciela.
Wiedziałam, że Izzy podkochuje się w Vivien!
- Rozmawiałeś z nią o swoich uczuciach? - spytałam.
- Próbowałem ci to powiedzieć, ale... - nagle ugryzł się w język.
Czy ja dobrze słyszałam?! Rytmiczny przeklął pod nosem.
- Czy... - nie wiedziałam co teraz powiedzieć.
Zrobiło się dziwnie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Wreszcie zebrałam się na odwagę.
- Izzy, spójrz na mnie. - powiedziałam i złapałam chłopaka za ręce - Jesteś moim bardzo dobrym przyjacielem. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i nie zamierzam cię stracić, rozumiesz?
Poczułam, że rytmicznemu drżą i pocą się dłonie.
- Ale ja chyba tak nie mogę... - szepnął.
Pogładziłam go po policzku. Do cholery, to mój przyjaciel! Nie mogę go stracić...
- Damy radę, tak? - spytałam i uśmiechnęłam się.
Przytuliłam go. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich ból i smutek, a wszystko moja wina. Kurwa no!
- A pamiętasz jak Duff zatrzasnął się w boksie z pudlami? Od tego czasu ma fobię.- chciałam go jakoś rozweselić.
Lekko się uśmiechnął. Zaczęłam po kolei przypominać mu nasze wspólne wspomnienia i dzięki temu chociaż na chwilę był taki jak kiedyś.
- Izzy, zrobimy teraz próbę, ok? - do pokoju wszedł Axl.
- Jasne. - powiedział i złapał za swoją gitarę.
Poszli. Zaczęłam rozpakowywać rzeczy Izziego i na wszelki wypadek schowałam jego torby pod materacem mojego łóżka. Czuję się w tej chwili taka bezradna. Szlag by to trafił... Nie wytrzymałam i znowu się rozryczałam. Leżałam na łóżku i beczałam jak dziecko. Kurwa...
- Car? - usłyszałam głos Vivien.
- Zostaw mnie. - powiedziałam i poczułam, że kolejna fala rozpaczy nadchodzi.
- Co sie dzieje? - przyjaciółka położyła się obok mnie.
- Izzy się dzieje... - nie wiedziałam jak to ująć.
- Co masz na myśli? - zapytała i podparła głowę ręką.
- Chciał się wyprowadzić przeze mnie. - oznajmiłam.
- A coś ty mu zrobiła? - zdziwiła się.
Opowiedziałam jej przebieg całej naszej rozmowy.
- No to jesteś w dupie... - stwierdziła na koniec.
- Co ty nie powiesz. - ironizowałam.
Tylko się uśmiechnęła. Leżałyśmy w ciszy. Między naszą paczką nie było już tak jak kiedyś. Cholera... Trzeba to zmienić. 
- Viv, musimy wszystko naprawić. - wypaliłam nagle.
- Ale co? - nie wiedziała o co mi chodzi.
- No wszystko. - wyjaśniłam - Już wiem! Wyjedźmy gdzieś!
- Za co? - spytała.
- Za kasę z następnego koncertu. - powiedziałam.
- No dobra, ale gdzie? - dopytywała.
- Może znowu nad to jezioro? - zaproponowałam.
- Weź przestań. - skrzywiła się - Za daleko, a chłopaki muszę być przecież za tydzień na koncercie.
Zamyśliłam się.
- Jedźmy do lasu! Wynajmiemy kampera, będziemy z dala od cywilizacji i będzie jak dawniej! - entuzjazmowałam się.
- W sumie to nie taki zły pomysł... - stwierdziła Vivien.
- Tylko nie mówmy nic chłopakom. Niech mają niespodziankę. - uprzedziłam przyjaciółkę.
- Jasne. - uśmiechnęła się - A swoją drogą to widziałaś co reszta zespołu zrobiła sobie z twarzami? Cudem udało mi się domyć Slasha i Popcorna.

NIEDZIELA 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj po koncercie z Viv zarekwirowałyśmy kasę za występ. Pojechałyśmy wypożyczyć kampera i zrobić zapasy jedzenia. Byłyśmy nawet tak dobre, że spakowałyśmy chłopaków. Podjechałyśmy pod dom i zatrąbiłyśmy.
- Co do chuja? - zapytał Slash wychodząc przed dom.
- Wsiadajcie! - zawołała Viv.
- Ale... - gitarzysta najwidoczniej szukał wymówki.
- No chodź, a nie... - ponaglałam.
Po chwili reszta Gunsów dołączyła do nas. Możemy ruszać. Chłopaki siedzieli w części mieszkalnej (?) a my z Viv na fotelach kierowcy i pasażera. Szukałyśmy jakiejś puszczy czy coś w tym stylu na mapie. Zdecydowaliśmy się na Park Narodowy Sequoia. Rozbijemy się na jakiejś polance i tego... No w każdym razie coś porobimy. Dobiegł nas dziki rechot chłopaków.
- Oho, już się dobrali do koki. - zażartowała Vivien.
Po 4 godzinach jazdy byliśmy gotowi.
- I co my tu będziemy robić? - marudził Slash - Nawet telewizji i radia nie ma.
- Daj spokój, będzie fajnie. - sama nie wierzyłam w to co mówie.
Musimy się tu wszyscy przemęczyć, żeby było jak kiedyś. Kurwa, ja to mam jednak chore pomysły... Zaczynało się już ściemniać.
- Umrzemy tu... - jęczał.
- Lepiej idź i nazbieraj drewna na ognisko. - wydałam polecenie gitarzyście.
- Duffy, chodź ze mną. Tu są pewnie niedźwiedzie, a jak mnie zobaczą to nie będą mogły się oprzeć takiemu apetycznemu ciałku. - powiedział Saul do basisty.
Chłopaki poszli nazbierać drewna. Izzy opierał się o drzewo i palił fajkę, a Popcorn i Axl intensywnie o czymś dykutowali popijając Jim Beama. Jak na pożądne gospodynie przystało ja i Viv zajęłyśmy się przygotowywaniem kolacji.
- Jebane komary... - jęczał Slash niosąc z basistą jakieś gałęzie.
Co chwilę oganiał się od insektów. Duff zaczął rozpalać ognisko. Nabiłyśmy kiełbaski i pianki na metalowe kijki i wręczyłyśmy każdemu. Tylko Izzy wciąż stał pod drzewem i gapił się w niebo. Było ciemno, a on miał na sobie okulary słoneczne. Gdzie tu sens?! Siedzieliśmy w kółko ogniska, piliśmy i żartowaliśmy. Nawet nie zauważyłam jak Izzy poszedł gdzieś dalej i usiedł na dużym pieńku. Postanowiłam zaniść mu jego kolację.
- Nie zjesz nic? - zapytałam podając talerz z zimną kiełbaską.
Rany, wyglądał tak tajemniczo w tych okularach w blasku księrzyca...
- Jakoś nie jestem głodny. - powiedział cicho.
- Zimno tu... Chodź, posiedzimy przy ognisku. - powiedziałam przyjaźnie.
Pokręcił głową. Odgarnęłam mu włosy za ucho. Spojrzał na mnie. Zdjęłam mu okulary. Czy... on płakał? Słyszeliśmy z oddali, że nasi towrzysze już mocno się spili. Kurwa, Izzy wygląda tak pociągająco... I znowu się na mnie patrzy tym swoim wzrokiem. Nie wytrzymałam... Musiałam go pocałować.
- Caroline... - powiedział.
Przerwałam mu kolejnym pocałunkiem. Był taki delikatny. Zupełnie jak wtedy w hotelu. Zaczęłam odpinać jego koszulę.
- Na pewno tego chcesz? - zapytał.
Co ja mam mu odpowiedzić? Że na pewno chce zdradzić Axla? Ale w tamtej chwili było mi wszystko jedno. Zapomniałam o moim chłopaku, pijanych przyjaciołach i chęci naprawy wszystkiego. Pewnie LSD i koka, które wcześniej wzięłam się do tego przyczyniły...
- Tak. - odpowiedziałam i usiadłam mu na kolanach okrakiem.
Całowaliśmy się. Rytmiczny zacząl zdejmować moją skórzaną kurtkę.
- Co kurwa?! - ktoś wrzasnął zza krzaków.
To pijany Axl... Cholera no!
- Izzy?! A ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! - krzyczał wokalista.
- To moja wina. Przepraszam. Nie powinienem do tego dopuścić. - Izzy chciał wszystko wziąść na siebie.
Axl przypieprzył mu w twarz. Rytmiczny syknął z bólu.
- Uspokój się! - krzyknęłam - I to wcale nie jest jego wina, tylko moja!
Rudy wpadł w jakąś furię i zaczął okładać Izziego pięściami. Chłopak nie miał się nawet jak bronić.
- Zostaw go! - wrzasnęłam i odpechnęłam go.
Poczułam, że oberwałam w twarz. Spojrzałam z przerażeniem na Axla. Byłam w szoku. Nie wierzę! On mnie uderzył... W dodatku kopnął Izziego, który zwijał się z bólu na ziemi. 
- Jebana suka! Wszyscy powtarzali mi, że sie kurwisz! - krzyknął i zaczął się do mnie zbliżać.
Bałam się, że znowu mnie uderzy.
- Zostaw ją... - powiedział słabo Izzy.
- A ty chuju... - Rose odwrócił sie do rytmicznego, który próbował się podnieść - Miałem cię za przyjaciela!
Znowu chciał go uderzyć.
- Axl! - McKagan odciągnął go od chłopaka - Uspokój się! Chcesz, żeby zszedł tu nasz rytmiczny?!
- Pierdol się! - wrzasnął i odepchnął od siebie basistę.
- Chodź ze mną! - powiedział Slash i złapał go za ramię ciągnąc na przeciwny koniec lasu.
Stałam przerażona i patrzyłam na zakrwawioną twarz Izziego. Poczułam jak napływają mi łzy do oczu. Nie mogłam złapać powietrza. Nic do mnie nie docierało. Duff pomógł usiąść rytmicznemu.
- Caroline... - usłyszałam Vivien.
Odpechnęłam ją od siebie i pobiegłam gdzieś w las.
----------------------------
*perspektywa Duffa*
----------------------------
Próbowałem zatamować krwotok Izziego z nosa. Kątem oka widziałem jak Car ucieka gdzieś zostawiając Viv.
- Skocz po latarkę do samochodu. - powiedziała Vivien przykucając przy nas.
Ruszyłem w stronę kampera. Axl chodził, krzyczał i ogólnie - wściekał się. Slash próbował go uspokoić, a Steven leżał nawalony i tylko chrapał. Zajebiście! W środku samochodu znalazłem latarkę i apteczkę. Wróciłem z tym do Viv.
- Proszę. - podałem jej apteczkę i zaświeciłem latarką.
W świetle Izzy nie wyglądał zbyt dobrze. Był cały we krwi i opuchnięty. No i wyglądał jakby miał zaraz zejść na drugą stronę. Brunetka zaczęła opatrywać rytmicznego. Wyglądała tak pięknie... No nie ważne. Kiedy skończyła wzięliśmy Stradlina pod ramię i zawlekliśmy do samochodu, żeby się położył.
- Duff, dużo wypiłeś? - zapytała mnie.
- Trochę. - powiedziałem.
- A dasz radę go zawieść do domu? - spytała.
- Postaram się, ale musisz jechać ze mną. - odparłem.
Był środek nocy. Jechałem bardzo powoli. Bałem się, że kogoś potrącę. Na szczęście ulice były puste.
- Zaraz... Czy to nie Car? - Viven wskazała na jakąś dziewczynę idącą przy drodze.
Zatrzymałem samochód i włączyłem awaryjne. Brunetka wysiadła z kampera. Po chwili wróciła z Caroline. Miała podbite oko. Blondynka poszła do Izziego, a Viv usiadła obok mnie. Nad ranem byliśmy w domu. Trzeba będzie jeszcze wrócić po resztę... Ale to dopiero jak odpocznę.

sobota, 25 stycznia 2014

R. 33

*perspektywa Duffa*
----------------------------
Mieszkanie blisko Marcka daje o sobie znać. Po ostatniej imprezie u niego nic nie pamiętam. Obudziłem się w jego sypialni z jakąś dziwką. Mam nadzieję, że Viv nic nie widziała... Kiedy wyszedłem z pokoju do salonu wszyscy leżeli nieprzytomni na podłodze, kanapie lub czym kolwiek. Zajebałem z lodówki wódkę i wróciłem do naszego domku. Chciałem położyć się w swoim łóżku, ale co widzę? Slasha i Caroline! Ale się Axl wkurzy jak się dowie. 
- Slash... - zacząłem go budzić.
Coś tam zaczął mruczeć pod nosem.
- Pudlu kurwa! - wkurzyłem się - Zobacz z kim spałeś! 
Gitarzysta usiadł na łóżku i kiedy spojrzał na Caroline odskoczył jak poparzony.
- O kurwa... - powiedział zdenerwowanym głosem - Axl mnie zabije!
- Ciszej... - uciszyłem go - Bo się Car obudzi.
Wyszliśmy z pokoju.
- Duff kurwa... Co ja mam teraz zrobić?! - mulat chodził w kółko i obgryzał paznokcie u lewej ręki.
- Spokojnie, jesteś pewny, że to robiliście? - próbowałem ogarnąć całą sytuację.
- Nie wiem... - Slash się zamyślił - Chyba nie. Kurwa, ja nic nie pamiętam!
- Myśl! - złapałem go za ramiona i potrząsłem.
Saul przybrał zamyślony wyraz twarzy.
- Czekaj... - podrapał się po głowie - Byliśmy u Marcka i wszyscy się schlaliśmy. Większość już spała, kiedy Car powiedziała, że się źle czuje. Zaniosłem ją nie wiem czemu do twojego pokoju. Miałem potem do was wrócić, ale zaczęła rzygać i bałem się, że znowu trafi do szpitala, więc z nią zostałem. Dalej nie pamiętam.
- Ty byłeś ubrany. - powiedziałem po woli - Jeżeli ona będzie ubrana znaczy, że po prostu obok siebie usnęliście.
Wróciliśmy do mojej sypialni.
- Sprawdź to. - nakazałem przyjacielowi.
- Boję się. - powiedział słabym głosem.
Gdzie on ma jaja?!
- Ja pierdole. - pokręciłem głową.
Delikatnie odkryłem Car. Spała w zarzyganym ubraniu. Będę musiał zmienić pościel... Fuj. Saul odetchnął z ulgą. 
- Już się bałem... - powiedział.
- Szczerze, to ja też. - przyznałem.
- Zostawmy ją tu. - powiedział i wyszliśmy z pokoju.
Usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Chcesz? - zapytałem pokazując butelkę wódki, którą trzymałem w ręce.
- Jak na razie mam dosyć gorzały. - odpowiedział Saul i pomaszerował do lodówki.
- Jest coś do żarcia? - spytałem.
- Wziąłem ostatnią puszkę coli. - powiedział i wrócił do mnie na kanapę.
Zaczęliśmy gadać o nowej piosence. Jak ona się nazywała? Aaaa, Think About You! Postanowiliśmy podszlifować do niej muzykę. Trochę było ciężko, bo nie pamiętaliśmy wszystkich słów. Slash wpadł na pomysł, żeby poszukać tej karteczki z koncertu w pokoju Izziego. Ja zacząłem przetrząsać jego komodę, a Slash stolik nocny. 
- Mam! - powiedział wyciągając pogiętą kartkę z pod poduszki.
Wróciliśmy do salonu, gdzie leżały nasze gitary. Slash próbował naśladować riffy Izziego z koncertu, a ja zacząłem brzdąkać coś na basie. Całkiem fajnie to brzmiało. Dziwne, że nie obudziliśmy tym Caroline. Usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi do domu.
- O kurwa... - powiedział Izzy siadając na fotelu.
Chyba miał dużego kaca. Zaczęliśmy grać całą piosenkę od początku.
- Chwileczkę, skąd wy to znacie?! - zapytał rytmiczny.
Saul się tylko uśmiechnął. Izzy pobiegł na górę po swoją gitarę. Przyłączył się do nas ze swoją grą. Nawet nie wiem ile tak siedzieliśmy. Przerwał nam Axl i Vivien wchodzący do domu.
- Kurwa... Czepiać się człowieka, że wraca do domu! - marudził.
- Co znowu się stało? - zapytałem.
- Wracamy sobie grzecznie z Viv do domu od Marcka, a policja się przyczepia, że jesteśmy pijani i zakłócamy pożądek publiczny! - wściekał się Rudy.
Spojrzeliśmy z chłopakami po sobie.
- Zero zrozumienia! - warknął Axl i poszedł do kuchni - Widział ktoś Caroline?
- Śpi u mnie. - odpowiedziałem.
Wokalista poszedł na górę. Jak się domyślam pewnie do naszej blondynki. Po chwili przyszedł z obrażoną miną.
- Co znowu? - zapytał Slash.
- Wyjebała mnie z pokoju. - usiadł obok nas na kanapie - Co wy w ogóle robicie?
- Think About You. - powedział Izzy i podał kartkę Axlowi.
Zaczęliśmy grać, a Rudy śpiewać.
- Jeszcze Adlera brakuje i będzie ok. - stwierdziła Viv, gdy skończyliśmy.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę i graliśmy. Na dół zeszła Caroline. Usiadła Axlowi na kolanach i się do niego przytuliła.
- Przepraszam, że cię wygoniłam z pokoju. - powiedziała i pocałowała wokalistę w usta.
Rudy tylko się uśmiechnął.
- Możemy wracać do pracy? - zapytał chłodnym tonem Izzy.
O co mu może znowu chodzić?
- Jasne. - powiedział Axl wciąż się uśmiechając.
- Wiesz co Car? - odezwała się Viv - Pomożesz mi na górze.
- Muszę? - marudziła blondynka.
- Tak, musisz. - powiedziała ostro.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Steven siedzi obrażony u Emilie. Próbowaliśmy się do niego dodzwonić, ale nikt nie odbiera. Siedziałam z Viv w pokoju i gadałyśmy o pierdołach.
- Zbierajcie się. - do pomieszczenia wbił Axl.
- Gdzie? - zapytałam.
- Idziemy do Rainbow! - powiedział radośnie.
No tak. Tylko im wpadło trochę kasy za koncert i już szaleją.
- Tylko pamiętaj co ci mówiłam. - powiedziała Viv, kiedy Axl wyszedł.
- Postaram się. - odpowiedziałam.
Szliśmy radośni do Rainbow. Zajęliśmy nasz ulubiony stolik i zaczęliśmy pić. Po drodze Izzy załatwił trochę prochów. Nie wiele tego, ale ważne że nasze! Koło 23 Slash zabrał jakąś panienkę do nas do domu. Zobaczyłam, że Viv klei się do Duffa. Siedziała basiście na kolanach, a on bawił się jej włosami. Axl przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem. Zrobiło mi się szkoda Izziego. Siedział cały wieczór cichutko i popijał wódkę. No i co chwila oczywiście sięgał po papierosa. Wokalista zaczął całować mnie po szyi. Izzy odwrócił wzrok. Czułam się rozdarta, zwłaszcza po ostatniej rozmowie z Vivien w jej pokoju.
- Chodźmy ja spacer. - powiedziałam odklejając od siebie Axla.
- Jak chcesz. - odpowiedział i wstał.
Wyszliśmy przed klub. Spacerowaliśmy po Sunset w świetle księżyca. Axl zaczął podśpiewywać Sweet Child O' Mine. Lubię gdy dla mnie śpiewa. To słodkie.
- Guns N' Pozers! - krzyknął facet siedzący na schodach pod jakimś klubem.
Jego kolega, który z nim był zaczął się śmiać.
- Kogo tak nazywasz?! - wkurzył się Axl.
Koleś zaczął naśladować śpiew Rudego.
- Zamknij się, rozumiesz?! - Rose był mocno wkurzony i mocno popchnął typka.
- Coś taki odważny? - zapytał jego kumpel - Wiesz, że twoja niunia się kurwi? Robi mi dobrze co wieczór!
Axl złapał mnie za rękę.
- Nie mów tak o mojej dziewczynie! - ryknął.
Nie wiedziałam, że jestem jego dziewczyną. Nasze relacje jak dotąd pozostawały nieokreślone, ale to miłe że tak powiedział.
- Bo co? - zapytał koleś wstając ze schodów.
Axl nie czekał długo i od razu przywalił mu w twarz.
- Bo to! - krzyknął.
Drugi koleś zaczął popychać wokalistę. Jeśli mam być szczera to ten typek bił się jak baba. Jego kumpel przywalił Axlowi w twarz.
- Ej! To nie fair! - wtrąciłam się.
- Zamknij się suko! - warknął i powalił Axla na ziemię.
Zaczęli go kopać. We dwóch to każdy może!
- Ty chuju! - wrzasnęłam.
Rzuciłam się na tego gościa. Upadł na ziemię. Usiadłam mu okrakiem na brzuchu i zaczęłam okładać pięściami po twarzy. Wpadłam w jakąś cholerną furię. Przynajmniej ma facet za swoje! Jego fajtłapowaty kolega nie wiedział co ma bez niego robić. Axl to wykorzystał i szybko się podniósł z ziemi. Przypieprzył mu pożądnie w twarz, aż tamten stracił przytomność. Rudy otarł krew, ktora leciała mu z nosa. Podał mi dłoń, żebym wstała.
- I tak się kurwisz suko! - powiedział koleś, któremu przed chwilą zmasakrowałam twarz.
- Zamknij się! - powiedziałam i kopnęłam go.
Chyba złamałam mu nos. Trudno się mówi. 
- Nic ci nie jest? - zapytałam Axla, gdy byliśmy już trochę dalej.
- Nie. - uśmiechnął się.
- Może wrócimy do domu? - zaproponowałam.
- A po co? Noc jest taka piękna... - powiedział marzycielsko.
- Na pewo? - chciałam się upewnić.
- Na pewno. - potwierdził i złapał mnie za rękę.
Nie wiem ile tak łaziliśmy po mieście. Już zaczynały mnie boleć nogi.
- Wracajmy. - powiedziałam.
- Znam skórt. Chodź. - uśmiechnął się Axl i skręciliśmy w jakąś małą uliczkę.
Na całą długość ulicy paliła się tylko jedna latarnia.
- Nie podoba mi się tu. - przytuliłam się do ramienia wokalisty.
- Spokojnie. - chciał mnie uspokoić.
Usłyszałam jakiś szmer.
- Co to było? - przestraszyłam się.
- To pewnie wiatr. - puścił mi oczko i objął ramieniem.
Usłyszałam odgłos wywalającego się śmietnika.
- Jesteś pewnien, że to nadal wiatr? - zapytałam i wtuliłam się jeszcze mocniej w Axla.
- Spoko, Car. - próbował mnie uspokić.
Nagle jakiś koleś wybiegł z pomiędzy budynków i stanął w pozycji pół-nachylonej przed nami.
You know where you are?
You're in the jungle baby,
You're gonna die!
* - krzyknął i gdzieś pobiegł.
Widziałam obłęd w jego oczach. To chyba jakiś bezdomny czy coś w tym stylu. Mocno mnie przestraszył.
- Chodźmy stąd! - powiedziałam do Axla błagalnym tonem.
Rudy się roześmiał, ale szybko wyprowadził mnie z tej nawiedzonej uliczki.
- Mogę cię o coś zapytać? - usłyszałam, gdy już byliśmy na bardziej oświetlonej części Hollywood.
No kurwa! Mam się bać?
- Słucham. - powiedziałam nieśmiale.
- Czemu wróciłaś do L.A. z San Fransisco? - zapytał.
 O kurwa... I co ja mam mu teraz odpowiedzieć? Bo się Izzy na mnie popatrzył? Bo Popcorn miał urodziny? Czy może dlatego, że syn mojej siostrzyczki doprowadzał mnie do szału, gdy miałam kaca?!
Chyba powiem prawdę...
- Tęskniłam za tobą. - wydusiłam z siebie.
- Ja też za tobą tęskniłem. - powiedział i pocałował mnie.
Jak ja nienawidzę mówić o swoich uczuciach! Na szczęście mam już to za sobą.
- Axl... - teraz ja chciałam zmusić go do wyznania - Czy my jesteśmy parą?
Nie wiedziałam czy przy tych kolesiach mówił serio. Przecież jesteśmy pijani i naćpani.
- Tak! - powiedział od razu - Chyba, że masz jakieś wątpliwości?
- Nie. - uśmiechnęłam się i go przytuliłam.
Panie i panowie! Jestem dziewczyną nie jakiego Axla Rosea! Radujmy się! Wreszcie miałam pewność.
Szliśmy tak i szliśmy ulicami całego L.A. Pewnie już dawno wyszliśmy z Hollywood.
- Axl, czy ty na pewno wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałam, gdy zorientowałam się, że słońce już wschodzi.
- Szczerze? - uśmiechnął - Zgubiłem się od kiedy wyskoczył na nas ten bezdomny.
- No kurwa! - powiedziałam załamna - Znajdźmy jakąś stację metra i wracajmy.
- Ja tam mogę z tobą chodź tak całą wieczność. - objął mnie ramieniem.
Zaczynałam powoli odczuwać kaca i zjazd po kokainie i LSD od Izziego. Axl chyba też. 
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w domu od razu poszłam spać. Rose wgramolił się do mojego łóżka i przytulił. Po chwili zaczął cichutko chrapać. Byłam zbyt zmęczona, aby uciszać tą kosiarkę. Usnęłam. Kiedy się obudziłam Axl leżał obok mnie z podpartą głową i gapił na mnie.
- Dzień dobry! - wyszczerzył się.
- Tak, tak. - powiedziałam zaspanym głosem.
- Wstawaj. - trącił mnie ręką, gdy zobaczył, że znowu chcę iść spać.
- Nie. - powiedziałam i schowałam twarz w poduszkę.
- Ja ci dam spać! - powiedział radośnie i zeskoczył z łóżka.
Po chwili poczułam, że mnie odkrywa. W jednej sekundzie znalazłam się w ramionach rudego diabła. Zniósł mnie na dół po schodach i posadził na kanapie.
- Co sobie panienka życzy na śniadanko? - zapytał radośnie.
- Co kolwiek. - powiedziałam obojętnie.
Chyba każdy wie, że Axl nie umie gotować... Siedziałam i gapiłam się przez okno. 
- Proszę! - wokalista postawił przede mną zimny kawałek pizzy i puszkę coli.
Chyba ktoś był na zakupach, bo ostatnio nic nie było w lodówce. Rudy wrócił do kuchni po porcje dla siebie. Zaczął jeść. Spojrzałam na moją pizze. Nie byłam do niej przekonana, ale Axlowi zrobi się smutno jak jej nie zjem. Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.
- Siemano skurwysyny! Tęskniliście? - zapytał z zacieszem na twarzy Popcorn - Oo, pizza!
Perkusista zabrał moje śniadanie i zaczął je jeść. Całe szczęście!
- A co to się stało, że pan Adler zaszczycił nas swoją obecnością? - spytał Axl z pełnymi ustami.
- Postanowiłem wybaczyć wam ten haniebny czyn, gdyż moje miłosierdzie nie zna granic! - zacieszał - A tak serio to mama Emilie przyjechała i musiałem się ewakuować.
- Pudlu, jest sprawa. - zmienił temat wokalista - Mamy nową piosenkę, tylko twojej perkusji brakuje.
Chłopaki zaczęli omawiać sprawy muzyczne. Ja zabrałam swoją colę i poszłam do łazienki się ogarniać.
*fragment piosenki Welcome To The Jungle - Guns N' Roses.

piątek, 24 stycznia 2014

R. 32

*perspektywa Slasha*
------------------------------
Obudziłem się w łóżku Duffa ( ! ). Jak to kurwa możliwe to ja nie wiem. I chyba lepiej jak się nigdy nie dowiem... Jeszcze będę mieć koszmary. Na szczęście byłem w nim sam. Spojrzałem na zegarek. Dopiero 13. Zszedłem na dół.
- Szykuj się pudlu. - powiedział Axl.
- Na co? - zapytałem i zacząłem szukać paczki papierosów.
- Wieczorem gramy koncert. - wyjaśnił.
- Fajnie. - stwierdziłem i odpaliłem papierosa.
Znowu nikt nie zrobił mi śniadanka. Może uda mi się wrobić w to Stevena.
- Widział ktoś Adlerka? - spytałem.
- Pomieszkuje u Emilie. - odezwał się Duff.
- To kto mi zrobi jeść? - zapytałem zawiedzionym głosem.
- Rączki, nóżki masz? - powiedziała Viv.
- Najmądrzejsza się odezwała. - burknąłem.
Viven zrobiła obrażoną minę. Trudno się mówi. Do wieczora jej przejdzie. Axl poszedł do telefonu i wykręcił numer. Gadał chwilę jak się domyślam z naszym perkusistą, aby na chwilę oderwał się od ruchania Emilie i zjawił się na koncercie. Uznaliśmy, że jesteśmy tak zajebiści, że nie musimy ćwiczyć.
- Gdzie gramy? - zapytał Duff.
- W Troubadour. - wyjaśnił Rudy.
Poszedłem do Marcka po alkohol. Wszedłem bez pukania. Znowu go nie było. Od jakiegoś czasu mamy zwyczaj wchodzić do niego jak do siebie. Zawędrowałem do kuchni w poszukiwaniu whisky. Znalazłem mój skarb! A nawet i herę! Marck się nie obrazi jeśli się poczęstuję. Wziąłem też dla reszty, żeby się nie obrazili. Znowu robię za murzyna. Chwileczkę... W połowie nim jestem. Ups...
- Mam dla was prezenty! - krzyknąłem od progu.
Położyłem moje zdobycze na stole. Wszyscy się na nie rzucili. Nawet nie usłyszałem dziękuję! Ja im dam nie dziękować Slashowi! Muszę ich wychować. Eh... Nic dla mnie nie zostawili! A to chamy jedne! Na szczęśce schowałem swoje norkotyki i butlę Daniel'sa w cylindrze, który służył teraz za koszyczek. Poszedłem na górę i załadowałem w siebie ten cudowny narkotyk oraz otworzyłem alkohol. Wziąłem gitarę i zacząłem grać jak szalony. Kiedy whisky się skończyło zszedłem na dół w nadziei, że chłopaki coś mają. Nie myliłem się. Widzę, że i oni zaopatrzyli się u Marcka, gdy ja grałem na górze. Zwinąłem butelkę wódki ze stolika i wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia. O 20 zacząłem się szykować na wielkie show. Niestety wódka i whisky, które wcześniej wypiłem wcale mi tego nie ułatwiały. Kiedy uznałem, że jestem gotowy zszedłem na dół. Co jest?! Nie ma nikogo! Zapomnieli o mnie, czy co? Siedziałem z moją gitarą na kanapie i czekałem, aż sobie o mnie przypomną. Przecież nie mogą grać bez gitary prowadzącej! 
- Slash! - do domu wbiegł zdyszany Izzy - Gdzieś ty był?!
- Na górze. - odpowiedziałem.
- Ale jak? - rytmiczny próbował złapać oddech - Nie ważne. Za 15 minut mamy koncert! Rusz dupę!
Wstałem i wskoczyłem do jakiegoś vana ze Stradlinem. Uznaliśmy, że nie będziemy wchodzić do klubu od przodu, bo to zabierze nam za dużo czasu, więc przeskoczyliśmy przez ogrodzenie z tyłu budynku. Niestety procenty w mojej krwi znowu dały o sobie znać. Mam na myśli to, że zerwał mi się guzik od spodni. Przez cały występ musiałem pilnować, czy nie widać mi za dużo, bo ostatnio mam w zwyczaju nie nosić bielizny. Okazało się, że w klubie mamy za darmo drinki. Chłopaki zdążyli się schlać. Tylko ja i Izzy byliśmy w tyle. Dziewczyny zajęły miejsce pod sceną. Wszystko szło świetnie! Tylko najebany Duff wyjebał się na rytmicznego podczas grania Nightrain. Widownia była nami zachwycona. Poważnie! Chcieli bisów i innych dupereli. W pewnym momencie skończyły się już pomysły na covery itd., więc Stradlin wyjął z kieszeni karteczkę i podał ją Axlowi. Zaczął coś tam grać. Wszyscy dołączylismy się. To znaczy Izzy wiedział co ma grać, a my improwizowaliśmy. Potem okazało się, że właśnie stworzyliśmy muzykę do Think About You! Zeszliśmy ze sceny, a widownia szalała! 
- Chodźcie chłopaki na chwilę do mojego biura. - powiedział jakiś facet.
To chyba jakiś właściciel czy coś.
- Chciałbym, abyście grali tu co tydzień. Byłoby to możliwe? - zapytał.
- Jasne! - ucieszył się Axl.
- Oczywiście macie tu zawsze darmowe drinki i stolik V.I.P. - dodał męszczyzna.
- Spoko. - powiedziałem i wyszedłem.
Dalsza część rozmowy mnie nie interesowała. Chłopaków chyba też nie, bo wyszli razem ze mną. Kątem oka zobaczyłem jak Axl i Car się całują (a raczej pożerają). Izzy na ten widok sie skrzywił. Wcale się mu nie dziwię. Siedzieliśmy przy naszym V.I.P.-owksim stoliku i chlaliśmy w najlepsze. Późno w nocy zachciało nam się wracać do domu. Najbardziej trzeźwa osoba wśród nas - ja - musiała prowadzić tego chujowego vana. Zapakowaliśmy nasze instrumenty i wolniutko ruszyliśmy. Bałem się, że w takim stanie kogoś potrącę. Ten samochód doprowadzał mnie do furii. Większym gównem nigdy nie jeździłem! Pod domem zacząłem go niszczyć. Powybijałem szyby, pourywałem lusterka i porwałem tapicerkę. Masz za swoje paskudo! Na kartce w schowku był adres wypożyczalni tego złomu. Pojechałem tym czymś na ich parking, zostawiłem kluczyki w stacyjce i wróciłem metrem do domu. Po drodze zahaczyłem o kuchnię Marcka. Gdzie do chuja on się podziewa?! Nie długo nie będziemy mieli skąd brać wódę i inne. Z butelką czystej pomaszerowałem do swojego pokoju i po spożyciu jej udeżyłem w kimę. Obudziłem się z mega kacem. Ktoś mi kiedyś powiedział, że na kaca najlepszy jest drink. Wyciągnąłem butelkę gorzały, której nie dopiłem wieczorem. Zobaczymy czy ten sposób działa. Po kilku minutach zadziałał. No i git. Wyszedłem z pokoju. Usłyszałem jęki dobiegające z kibla.
- Steven? - stanąłem pod drzwiami.
- Bogu dzięki! - krzyknął.
- Stary... Co jest? - zapytałem.
- Papier się skończył. - powiedział.
Zacząłem się śmiać.
- Saul to nie jest śmieszne. - powiedział poważnie - Siedzę tu od 4 w nocy.
Te słowa jeszcze bardziej mnie rozbawiły.
- Slash, kurwa no! - wkurzył się - Idź i kup mi go, a nie!
- Zaraz, zaraz. - odpowiedziałem wciąż się śmiejąc.
Poszedłem do salonu.
- Axl? - zdziwił mnie widok wokalisty siedzącego na kanapie i popijającego colę.
- A kto? - zapytał.
- Nie no, nikt... - powiedziałem zmieszany.
- Właśnie. - wziął łyk coli.
- Czemu nie uwolniłeś Adlera z kibla? - zapytałem.
- Nie lubię sam chodźić do sklepów. - odpowiedział spokojnie.
- Rusz dupę i kupmy mu ten papier. - ponaglałem.
Ubraliśmy się w buty i kurtki i poszliśmy do najbliższego sklepu. Kupiliśmy dużą paczkę dla Stevenka. 
- Co macie? - zapytał Duff, gdy wróciliśmy.
- Srajtaśmę. - odpowiedział Axl.
Ta zjebana żyrafa Duff zajebała nam Adlerowy papier i zaczęła wojnę! Musieliśmy się czymś bronić, więc użyliśmy pozostałych rolek. I w ten sposób zaczęła się walka o honor!
- Co do chuja pana? - do salonu weszła Viv.
- Szybko! Pomóż mi! - krzyczał Duff - Mają przewagę liczebną!
Brunetka dołączyła się do basisty.
- Zdrajczyni! - krzyknął Axl i ukrył się za kanapą, aby nie oberwać rolką po łbie.
Nagle rozległ się dziwny dźwięk.
- ADADADADADADADA!!! - usłyszeliśmy z kibla - GDZIE MÓJ PAPIER?!
- O kurwa... - szepnąłem do Axla.
Rudy zrobił minę w stylu "ups...". 
- Już Stevenku! Tylko się nie denerwuj! - chciałem uspokoić perkusistę.
- GDZIE PAPIER?! - coś co wcześniej było Steven grzmiało z kibla.
Zrobiłem ruch do Axla w stylu "aa sio!", żeby poszedł szybko i kupił ten jebany papier. Wokalista ewakuował się z domu. W kiblu mieliśmy cykającą bombę Adlera, a Rudy jak wyszedł tak nie wrócił. Minęły 2 godziny.
- KURWA! GDZIE TEN JEBANY PAPIER?! - coś ryknęło z kibla.
Miałem wrażenie, że wtedy zatrzęsła się ziemia.
- Stevenku, już chwileczkę... - chciałem coś zdziałać - W fabryce się skończył i robią specjalnie dla ciebie... Taki mięciutki...
- GDZIE JEST DO KURWY NĘDZY TEN PAPIER?! - grzmiał potwór z łazienki.
- Duff idźcie po ten jebany papier. - szepnąłem basiście na ucho.
Szybko wyszli z domu. Minęło pół godziny i nikt nie wrócił. To są chyba jakieś żarty!!! Zobaczyłem, że Izzy schodzi na dół.
- Izzy błagam cię! Idź po jebany papier dla Adlera! - powiedziałem pół głosem.
Rytmiczny się skrzywił, ale posłusznie ruszył po zakup srajtaśmy. Po 20 minutach przyszedł z papierem. Bogu dzięki.
- Nigdzie nie można kupić tego chujstwa. - powiedział Izzy i podał mi papier.
- Proszę Stevenku... - wsadziłem rękę z rolką przez uchylone drzwi.
Coś co tam było wyrwało mi ją z dłoni. Po chwili wyszedł cały czerwony Adler.
- NIENAWIDZE WAS! - ryknął.
Spojrzał na zegarek.
- SIEDZIAŁEM W TYM KIBLU 8 GODZIN!!! - krzyczał i mocno gestykulował.
W najmniej odpowiednim momencie zjawił się Axl.
- Mam papier. - powiedział i rzucił mi rolkę.
- Gdzie do chuja ty byłeś?! - zapytałem zdenerwowanym głosem.
- Myślałem, że masz na myśli, abym uciekał i nigdy się tu nie pokazywał. - zrobił słodką minkę - A tak serio to spotkałem Marcka.
Wziałem głeboki wdech i długi wydech. Po chwili do domu wbiegł Duff i Viv. 
- Mamy rolki! - krzyknęka brunetka.
- No kurwa... - powiedziałem pod nosem.
- Jak ja was nienawidze... - powiedział trochę spokojniej Steven, ale wciąż był mocno wkurwiony.
- Co wy się tak wydzieracie? - do salonu weszła zaspana Caroline.
- Nawet mnie nie wkurwiaj. - powiedział Steven i wyszedł trzaskając drzwiami.
- A temu o co chodzi? - zapytała.
- Długa historia... - westchnąłem.

środa, 22 stycznia 2014

R. 31

*perspektywa Duffa*
----------------------------
Znowu obudziłem się ostatni. Jesteśmy w tym domu dopiero jeden dzień, a już jest syf. Jak to się dzieje?! Rozejrzałem się po pokoju. Usnąłem w salonie na kanapie. Oprócz mnie był jeszcze Izzy. Siedział i patrzył przez okno na padający deszcz. Miał nieobecny wyraz twarzy. Poszedłem do lodówki i wziąłem sobie puszkę coli. 
- Co jest? - usiadłem obok przyjaciela.
- Nic. - powiedział smętnie.
- Izzy, mi możesz powiedzieć. - chciałem, aby zrzucił z siebie to co mu krąży po głowie.
- Zajmij się sobą! - powiedział, a raczej krzyknął nieprzyjemnym tonem.
- Sory... - zdziwiło mnie jego zachowanie.
Coś musi być na rzeczy, skoro Stradlin tak się zachowuje. Zazwyczaj jest oazą spokoju. Usiadłem spowrotem na kanapę i zacząłem zajmować się colą. Z góry zbiegła Caroline, a za nią Axl. Śmiali się i ganiali po całym domu.
- Ja pierdole... - burknął Izzy.
Wyszedł i trzasnął drzwiami za sobą.
- A temu o co chodzi? - zapytał Axl uwalając się obok mnie z Car na kolanach.
- A bo ja wiem. - odpowiedziałem.
- Pewnie znowu ma te swoje humorki. - stwierdził Rose i zaczął łaskotać Caroline.
Siedzieli i chichrali się nie wiadomo z czego. Saul ma rację, że ich się nie da zrozumieć.
- Siemano skurwysyny! - do pokoju wszedł radosny Slash - Jest coś do żarcia?
- Zrób sobie, a nie! - oburzyła się Caroline.
- Aaa, to poczekam aż ktoś zacznie sobie robić. - stwierdził i wziął kilka łyków MOJEJ coli.
Siedzieliśmy i czekaliśmy, aż reszta się obudzi. Po 30 minutach przyszedł Steven.
- Witajcie moi mili. - powiedział spokojnie i zaczął ubierać się w buty i kurtkę.
- Yy, hej? - zdziwił się Slash.
- A ty gdzie? - zapytałem.
- Do Emilie! - krzyknął radośnie i wybiegł z domu.

2 GODZINY PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
---------------------------------
Izzy wrócił trzaskając drzwiami i zamykając się w pokoju. Korzystając tego, że Axl poszedł do Marcka z Duffem i Slashem zajrzałam do niego.
- Mogę wejść? - spytałam.
- Jak chcesz. - powiedział i schował twarz w dłoniach.
- Co jest? - usiadłam obok niego na łóżku.
- A co ma być? - zapytał.
- Ty mi powiedz. - powiedziałam.
- Jesteś po prostu dla mnie ważna. - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Ty dla mnie też. - złapałam go za rękę.
- Nie chcę cię stracić... - wyszeptał i przygryzł dolną wargę wbijając wzrok w podłogę.
- Nigdzie się nie wybieram. - uśmiechnęłam się.
Przytulił mnie. Odgranął moje włosy za ucho. Nasze twarze były kilka centymetrów od siebie. Nagle się cofnął i puścił moją dłoń.
- Przepraszam... - powiedział.
- Nie masz za co. - spojrzałam na niego.
- Caroline muszę ci coś powiedzieć. - szepnął - Ja...
- Wiecie gdzie są fajki? - do pokoju weszła Vivien.
Cholera no! Przerwała w takim momencie! Szlag by to trafił!
- Pokażę ci. - powiedział Izzy i wyszedł z Viv z pokoju. 
Może to i lepiej, że nic mi nie powiedział. Poszłam do swojej sypialni i położyłam się na łóżku. Wyciągnęłam z pod niego resztę gorzały z poprzedniej nocy i dopiłam ją. Wtuliłam się w poduszkę i poszłam spać. Obudził mnie jakiś huk.
- Kurwa kto to tu postawił?! - usłyszałam Axla.
Najwyraźniej wypierdolił się o coś. Wgramolił się obok mnie do łóżka. Poczułam, że smyra mnie po plecach. Udawałam, że śpię. 
- Caroline, śpisz? - zapytał.
Cisza. 
- Car... - zaczął mną lekko potrząsać.
Znowu cisza. Dał sobie spokój i poszedł spać. Obudziłam się koło 10 rano. Usłyszałam, że ktoś gra na gitarze i śpiewa. Stanęłam pod drzwiami do pokoju Izziego.
Somethin' changed in this heart of mine
And you know that I'm so glad that ya showed me
Honey now you'e my best friend
I wanna stay together till the very end
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared
is lovin' that'll last forever

I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you*
- Dobry kawałek. - weszłam do pokoju, gdy skończył grać.
- Dzięki. - uśmiechnął się i zapalił papierosa.
- O kim jest? - spytałam.
- A o takiej jednej. - powiedział tajemniczo.
- Szczęściara z niej. - nie dawałam za wygraną.
- I tak tego nie zauważa. - zaciągnął się papierosem.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- Widzę przecież. - powiedział.
Nie wiedziałam co mam mu na to odpowiedzieć, więc zmieniłam temat.
- Musisz koniecznie pokazać chłopakom tą piosenką. - stwierdziłam.
- Myślisz, że się im spodoba? - zapytał.
- Pewnie! - entuzjazmowałam się.
- Zobaczymy. - uśmiechnął się.
- Naucz mnie ją grać. - poprosiłam.
Podał mi swoją gitarę i zaczął pokazywać chwyty. Trzymał moją lewą dłoń znajdującą się na gryfie i układał palce. Odwróciłam się twarzą do niego. Odłożył papierosa. Już prawie go pocałowałam, ale szybko się odwróciłam spowrotem. Chwilę graliśmy, a potem postanowiliśmy zrobić sobie śniadanie.
- Co robimy? - zapytał.
- Tosty? - zaproponowałam.
- Dla dziczy też? - zażartował.
- Może być. - stwierdziłam.
Pichciliśmy jedzonko żartując ze wszystkiego. W pewnym momencie sypnęłam w rytmicznego płatkami. Odpłacił się tym samy, tylko zamiast płatków użył mąki. Zaczęliśmy się rzucać wszystkim co popadnie. Zrobił się wielki chlew.
- Co tu się kurwa dzieje? - do kuchni zawędrowała Vivien.
- A co ma się dziać? - zapytałam śmiejąc się.
- Tobie to się nie dziwie, ale ty Izzy?! Serio?! - zapytała.
- Serio, serio! - powiedział radośnie rytmiczny i wtarł mi we włosy garść mąki.
- Banda gówniarzy... - Viv pokręciła głową i wyszła.
Jeszcze chwilę się rzucaliśmy, ale po pewnym czasie zabrakło nam "broni". Usiadłam na podłodze opierając o szafki kuchenne. To samo zrobił Izzy. Trochę się tym zmęczyliśmy i ciężko oddychaliśmy.
- Wygrałem. - powiedział.
- Chyba śnisz. - nie zgadzałam się.
- No chyba ty. - uśmiechnął się.
- Ja ci jeszcze pokażę. - odwzajemniłam uśmiech.
- O kurwa! - wrzasnął Slash - Marck to ma jednak mocne te prochy!
- Hej Saulie! - wstałam, aby przywitać przyjaciela.
- Jezus Maria! Duchy! - przeraził się i wybiegł z kuchni.
Po chwili usłyszeliśmy czyjeś kroki.
- Slash, duchy nie istnieją. - mówił Duff.
- Przecież dwa siedzą w naszej kuchni! I... Obawiam się, że kuchnia też jest duchem! - przekonywał gitarzysta.
- Co ty pieprzysz?! - zapytał basista.
Weszli do kuchni.
- I co?! Miałem rację! - powiedział dumnie, ale na wszelki wypadek wycofał się pare kroków w tył.
Duff stanął z otwartą buzią i oglądał całe pomieszczenie.
- Ale... - szepnął pod nosem.
- Duffy! - krzyknął radośnie Izzy - Chodź się przytulić jak kumpel z kumplem!
- Zostaw mnie Stradlin! - basista zaczął odpychać rytmicznego.
- Duffy... Nie bądź taki! - śmiał się Izzy.
W końcu brunet wygrał i McKagan też był w mące. 
- To nie są to duchy? - zapytał Slash drapiąc się po głowie.
- Nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Kiedy Vivien zrobiła nam pogadankę na temat jacy to my jesteśmy nieodpowiedzialni bla, bla, bla wzięliśmy się za sprzątanie. To znaczy Izzy sprzątał, a ja nadzorowałam.
- Tworzymy zgrany zespół. - powiedziałam, gdy skończył.
- Bardzo. - ironizował.
Przybiłam z nim piątkę. Kuchnia lśniła.
- Nie obrażaj się. Zabiorę cię do Marcka na wódkę! - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- No dobra. - rytmiczny również się uśmiechnął.
Siedzieliśmy u Marcka do późna w nocy i chyba każdy wie co robiliśmy. Potem dołączyła się reszta zespołu i Viv. Kiedy wracaliśmy coś nam się popierdoliło i zrobiliśmy sobie bardzo widokową trasę prowadzącą na około osiedla. W pewnym momencie Izzy zaczął śpiewać.
I say baby you've been lookin' real good
You know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget

Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared - 
is lovin' that'll last forever

There wasn't much in this heart of mine
There was a little left and babe you found it
It's funny how I never felt so high
It's a feelin' that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever

I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you

I think about you - You know that I do
I think about you - All with love - only you
I think about you - Ooh, it's true
I think about you - Ooh, yes I do*
Somethin' changed in this heart of mine
And you know that I'm so glad that ya showed me
Honey now you'e my best friend
I wanna stay together till the very end
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared
is lovin' that'll last forever

I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you*
- dośpiewałam fragment, który słyszałam wcześniej.
- Izzy, zajebista piosenka! - powiedział Axl poklepując go po ramieniu - O kim jest?
- Zdziwiłbyś się. - zaśmiał się.
- Mi możesz powiedzieć wszystko! - nalegał.
- Może potem. - puścił mi oczko.
O co kurwa chodzi? Pewnie jestem zbyt pijana, żeby wszystko poprawnie rozkminić.
*piosenka Think About You - Guns N' Roses


wtorek, 21 stycznia 2014

R. 30

*perspektywa Vivien*
------------------------------
Wszystko się popieprzyło. Axl na zmianę chodzi pijany, albo się awanturuje. Caroline jak zwykle gdzieś spierdoliła. Typowe dla niej. Zawsze jak coś nie jest po jej myśli to ucieka. 
- Viv! - zawołał mnie rytmiczny.
- No? - zapytałam.
- Chyba wiem gdzie jest Car. - oznajmił.
- No to mów! - ponaglałam.
- Nie ma jej u chłopaków z Metallicy, a w L.A. jest od kilku miesięcy, więc nie zna wielu osób, pewnie jest u siostry. - wyjaśnił.
- Izzy jesteś geniuszem! - wykrzyknęłam.
- Wiem. - powiedział "skromnie".
- Musimy ją tu sprowadzić! Nawet jeśli potrzebna będzie siła! - krzyczałam jak popieprzona.
- Masz na myśli mały wypad do San Fransisco? - zapytał.
- Dokładnie! - odpowiedziałam.
- No to kiedy? - spytał bardziej ożywionym głosem.
- Teraz. Trzeba się wyrobić przed urodzinami Stevena. - odpowiedziałam.
- Idę wypożyczyć vana. - stwierdził i poszedł.
Ja zaczęłam szykować resztki jedzenia na podróż. 
- Slash, Duff! - zawołałam chłopaków.
- Co tam maleńka? - zapytał radośnie mulat.
Duff ostro na niego spojrzał.
- Daruj sobie. - przewróciłam oczami - Steven ma jutro urodziny i potrzebuję waszej pomocy.
- A co dokładnie masz na myśli? - zapytał basista.
- Zorganizujcie jakąś imprezę, czy coś i powiedzcie lasce Adlera, żeby do tego czasu trzymała go z dala od domu. Ok? - wydałam instrukcje.
- Sami mamy wszystko zrobić? - marudził Saul.
- Na Rosea raczej nie macie co liczyć. Pilnujcie, żeby nie wychlał całego alkoholu przed imprezą. - powiedziałam.
- A ty i Izzy? - spytał Slash.
- Jedziemy po Car. - odpowiedziałam.
Chipsy, kilka puszek coli i fajki zapakowałam do mojego plecaka. Czekałam, aż Izzy zjawi się z samochodem. Nie wiem jak on zamierza go zdobyć. Po mniej więcej godzinie podjechał pod magazyn. Zatrąbił, aby dać mi sygnał, że już jest. Założyłam skórzaną kurtkę i wsiadłam do samochodu.
- Fajki są? - zapytał rytmiczny.
- Są. - odpowiedziałam.
- No to jedziemy. - odpalił silnik i ruszył z miejsca.
Przed nami 6 godzin jazdy. Jak Caroline nie będzie chciała wrócić to wpakuję ją na siłę do tego rumpla, ktorego sprowadził Izzy. Na miejsce dotarliśmy kilka minut po godzinie 20. Zaparkowaliśmy przy domu jej siostry. Zadzwoniłam do drzwi.
- Tak? - zapytała dziewczyna podobna do Caroline.
- Yy, hej, tu Vivien. Pamiętasz mnie? - zapytałam.
- Aa, Viv! To ty! Ale się zmieniłaś! Wejdźcie! - ucieszyła się.
- To jest mój przyjaciel Izzy. - przedstawiłam rytmicznego.
- Jennifer. - blondynka podała dłoń Izziemu.
- Miło mi. - uśmiechnął się rytmiczny.
- Dobra, co was tu sprowadza? - zapytała.
- Caroline. - odpowiedziałam szybko.
- Błagam, zabierzcie ją stąd! Wiem, że to moja siostra i tak nie wypada, ale mam jej po dziurki w nosie!  - bulwersowała się Jennifer - Siedzi ciągle w barze i przepija moją kasę, a jak wraca to narzeka na jakiegoś Alexa, albo Axla. Nie rozumiem jej bełkotu...
- Skąd ja to znam... - powiedział pod nosem Izzy.
- Postaramy się jąnzabrać do domu. - odezwałam się - Gdzie teraz jest?
- Nie dawno poszła do baru na rogu ulicy. - odpowiedziała siostra Car.
- Izzy, idziemy po nią. - zarządziłam.
Weszliśmy do śmierdzącego baru. Przy barze siedziała Caroline. Na szczęście dopiero zaczęła pić Jacka Daniel'sa.
- Siemka. - przywitałam się.
- Ooo, hej. Co tam? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
- Ok. - wzięłam głeboki wdech - Zbieraj się. - powiedziałam.
- Gdzie? - wzięła łyk whisky.
Też sobie nalałam.
- Do domu. - odpowiedziałam spokojnie.
- Nigdzie nie jade. - skrzywiła się.
- Jedziesz. - wciąż pozostawałam spokojna.
- Caroline... - wtrącił się Izzy.
Spojrzał jej prosto w oczy. Blondynka na chwilę zamarła.
- No dobra. - zgodziła się.
Wróciliśmy do domu Jennifer. Po 15 minutach Car zeszła z torbą na dół.
- Gotowi? - zapytała.
- No. - odpowiedziałam.
- Na pewno nie chcecie zostać na noc? - spytała siostra Caroline.
- Dzięki, ale jutro nasz kumpel ma urodziny, więc sama rozumiesz... - powiedział Izzy.
- No to trzymaj się siora. - odezwała się Car i przytuliła siostrę.
- Ty też. - uśmiechnęła się.
Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w dorgę. Po 3 godzinach zmieniłam się z Izzim, bo był zmęczony jazdą. Do magazynu dotarliśmy o 2 w nocy. Axl leżał pijany i coś tam mamrotał do samego siebie, a chłopaki gdzieś się zmyli. Nikt nie miał na nic siły więc poszliśmy spać. Rano obudziła mnie Caroline.
- Co ty robisz? - zapytałam.
- Szukam fajek. - odpowiedziała.
- W plecaku. - powiedziałam i usiadłam - Daj też mi.
Wyjęła z paczki jednego dla siebie, a resztę rzuciła do mnie. Siedziałyśmy i gadałyśmy o różnych rzeczach. W pewnym momencie Axl zaczął gadać przez sen.
- Caroline... - bełkotał - Kocham cię... Błagam nie zostawiaj mnie... Caroline...
Blondynka zrobiła dziwny wyraz twarzy.
- Myślisz, że to prawda? - zapytała.
- Ale co? - nie wiedziałam o co chodzi.
- No to co gada. - wyjaśniła.
- Nie widzę powodu, żeby kłamał przez sen. - powiedziałam.
- To i tak nie zmienia faktu, że jestem na niego wściekła. - zaciągnęła się papierosem.
- Daj spokój. Dziś urodziny Stevena. Nie zepsujcie mu tego święta. - poprosiłam.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję. - odpowiedziała.
Nagle Axl się ocknął. Spojrzał na Car i przetarł oczy.
- Czy ja na pewno jestem trzeźwy? - wymamrotał.
- Witaj. - powiedziała chłodno Caroline.
Rudemu po raz pierwszy odebrało mowę. Stanął przed blondynką z otworzoną japą i nie wiedział co ma zrobić. Tylko się na nią gapił.
- Lepiej będzie jak was zostawię samych. - powiedziałam i wyszłam.
--------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Axl stał nade mną i tylko się patrzył. Co ja mam teraz zrobić? 
- Caroline... - zaczął - To naprawdę ty...
- A kogo się spodziewałeś? - zapytałam.
- No każdego po za tobą. - wyjaśnił.
- Niespodzianka. - powiedziałam bez entuzjazmu.
- Słuchaj... Naprawdę cię przepraszam za moje słowa i zachowanie. Po prostu czesem nie umiem nad sobą panować. - złapał mnie za ręce i spojrzał prosto w oczy.
Czy on mnie właśnie przeprosił?! Nie wierzę! Wielki pan Axl Rose kogoś przeprosił! Czyli chyba to co gadał przez sen to prawda! 
- Głupio wyszło. Ja też przepraszam. - byłam w głębokim szoku.
Przytulił mnie. Uśmiechnęłam się do niego.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~
Zrobiliśmy imprezę dla Stevena. Byli wszyscy nasi znajomi, łącznie z dilerem Marckiem i jego dziwkami. Emilie wprowadziła Stevena do magazynu, a my wtedy krzyknęliśmy: NIESPODZIANKA! Zamiast tortu ustawiliśmy ładnie butelki z piwem na tacy. Pudel był przeszczęśliwy. Zaczęliśmy się bawić. Z Axlem siedzieliśmy na antresoli z butelką Jim Beama i było tak jak przed tymi wszystkimi kłótniami. Po kilku butelkach whisky mieliśmy w dupie innych i zaczęliśmy "to" robić przy nich. Pewnie i tak byli mocno zalani, że nic nie zauważyli. 
- Spieprzajcie z antresoli! - krzyczał Slash kiedy skończyliśmy - Teraz czas na mnie!
Posłusznie zeszliśmy na dół. Gitarzysta wibił się tam z dwoma dziwkami. Po chwili dołączył się Duff. Nie miałam ochoty na to patrzeć, więc wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na murku i zaczęłam palić papierosa.
- Nie zimno ci? - zapytał Axl i przytulił mnie.
Pocałowałam go. Miałam do niego słabość. Co by się nie działo zawsze mu wybaczałam. Sama nie wiem czemu. Może ja też go kocham? Siedzieliśmy wtuleni w siebie i patrzyliśmy na gwieździste niebo. Zasnęłam oparta o jego ramię. Obudziłam się obok niego na podłodze w magazynie. Antresolę okupowali wszyscy gitarzyści Gunsów i kilka dziwek. Vivien była w pozycji siedząco-leżącej z butelką wódki w ręce. Po kątach walali się pozostali goście imprezy. 
- Kurwa! - wrzasnął nagle Steven - Moja mama tu będzie po południu! 
Zaczął nerwowo chodzić po magazynie i sprzątać.
- Wypierdalajcie! - krzyczał i wyganiał zkacowanych gości.
- Steven miej serce. - wymamrotał Duff.
- Serce to ja będę miał, jak mama odjedzie stąd! - odpowiedział i wywalił puste butelki do kosza.
- A właściwie to po co ona tu przyjeżdża? - zapytałam.
- Dzwoniła wczoraj na telefon u Emilie i ma dla mnie niespodziankę. - wyjaśnił nieco spokojniej.
- Jak tak to spoko. - powiedziałam.
Kiedy wszyscy się ogarnęli byliśmy gotowi na przyjazd pani Adler. Mieszkała w Dolinie, więc dotarła tu samochodem.
- Cześć synku! Wszystkiego najlepszego! - pocałowała syna w policzek.
- Cześć mamo. - powiedział perkusista i wytarł jej szminkę z twarzy.
- Mam tu coś dla ciebie! - powiedziała.
Wyjęła z torebki klucze. 
- Co to? - zapytał Popcorn.
- Klucze do nowego domu. - wyjaśniła.
- Że co?! - wykrzyknął radośnie Steven.
- Ty i twoi przyjaciele możecie się wprowadzić nawet i teraz! - powiedziała kobieta.
- Rany! Dzięki mamo! - krzyknął Adler i przytulił się do matki.
Kobieta siedziała u nas jeszcze godzinę, a potem pojechała do domu. Jest uroczą panią.

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pakowaliśmy wszystkie nasze graty do vana. Wreszcie nie będzie trzeba spać w tym obleśnym magazynie!
- Widział ktoś mój cylinder? - zapytał Slash.
Chodził dookoła i grzebał we wszystkim.
- Pudlu, masz go na głowie. - wyjaśniła Viv.
- Aaa. - pomacał go ręką, żeby się upewnić, czy na pewno tam jest.
Kiedy wszystko było zapakowane Duff, Viv i Steven pojechali do nowego domu. Ja i reszta musieliśmy jechać metrem. Dojazd zajął nam jakieś 40 minut. Tamci pewnie utknęli w korku. Rozejrzeliśmy się po okolicy. Nie daleko jest Rainbow i dom Marcka. Kiedy wreszcie Viv i spółka dojechali zaczęliśmy się rozpakowywać. Każdy miał swój pokój! Tak jak kiedyś! Na tą chwilę dla nas był to luksus. Łazienka jest jedna, ale jakoś damy radę. Jest to o wiele lepsze od tego pieprzonego magazynu. Mama Stevena była tak miła, że zaopatrzyła nas w jedzenie. No bosko! Kiedy ja ostatnio jadłam coś porządnego? Postanowiliśmy wszystko uczcić robiąc kolację. To znaczy ja i Viv zrobimy, a reszta ją zje. 
- Oo, widzę, że moja ulubiona kuchareczka coś dla mnie pichci! - do kuchni zajrzał Axl.
Przytulił mnie od tyłu i zaczął całować po szyi.
- Nie przy ludziach. - zaśmiała się Viv.
- Już idę, idę. - powiedział Axl i puścił mnie.
Zrobiłyśmy kolację i zaniosłyśmy wszystko na stół w salonie. Chłopaki zadbali o to, żeby nie zabrakło alkoholu. Pewnie pożyczyli od Marcka. W końcu mieszka 2 domy dalej. Po jedzeniu wszyscy tradycyjnie schlaliśmy się. Mam nadzieję, że od tego momentu wszystko będzie tak jak kiedyś.

sobota, 18 stycznia 2014

R. 29

*perspektywa Slasha*
-------------------------------
Siedzieliśmy wszyscy przeczekując kaca i zjazd po dragach. Najgorszy dzień w życiu... Serio. Myślałem, że głowa zaraz mi wybuchnie.
- Slash... - powiedział cicho Izzy - Chodź na spacer.
Dobrze wiedziałem o co mu chodzi. Sam miałem ochotę na herę, którą zachomikowaliśmy. Bez słowa wyszedłem z rytmicznym. Poszliśmy w boczną uliczkę i załadowaliśmy sobie. Co za ulga... Ruszyliśmy w stronę Sunset. Usiedliśmy na schodach i próbowaliśmy nie odlecieć.
- Izzy Stradlin, Slash? - zapytał jakiś facet.
Okazało się, że to Paul Stanley z KISS. Skąd on nas zna?!
- Tak, a o co chodzi? - zapytał podejrzliwie Izzy.
- Bez zbędnych ceregieli. - zaczął - O Guns N' Roses robi się coraz głośniej. Chciałbym z wami rozpocząć współpracę. Może przerobimy kilka waszych piosenek?
- Fuj. - burknąłem.
Dla mnie współpraca była już zakończona. Nasze kawałki są zajebiste i nie potrzeba im przeróbek. Paul mówił jeszcze coś tam do nas , ale zaczynałem tracić świadomość i w końcu odleciałem. Po kilku godzinach obudził mnie Izzy.
- Wstawaj. - szturchał mnie.
- Już, już... - wymamrotałem.
Postanowiliśmy wrócić do magazynu. Stały przed nim dwa zaparkowane radiowozy.
- Kurwa, znowu nas chcą aresztować! - zacząłem zrzędzić.
- Poczekaj, zobaczymy o co chodzi. - uspokajał mnie Izzy.
Policjanci pytali nas o imprezę u Marcka. Nic nie chcieli więcej mówić. 
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Trzeba coś wykminić, żeby byłow więcej kasy. Na szczęście zostało mi 50 $ z dniówek w restauracji, które trzymałam na czarną godzinę. No, ale na 7 osób to trochę mało.
- Viv, chodź zrobimy sobie dzisiaj babski wieczór. - powiedziałam do przyjaciółki.
- Babski wieczór? - zapytała ironicznie - Tobie już się całkiem w tej głowie popieprzyłoa.
- No idziesz czy nie? - przewróciłam oczami.
- No już, już. - powiedziała.
Trochę chamsko wyszło, że same przepijemy całe 50 dolców, ale trzeba sobie radzić nie?
- To gdzie idziemy? - zpytała mnie, gdy wyszłyśmy na dwór.
- Rainbow? - zaproponowałam.
- A kasę masz? - spojrzała na mnie.
Wyciągnęłam ze stanika pieniądze i pokazałam jej.
- Całe 50 dolarów. - oznajmiłam.
- Ale skąd? - nie dowierzała - Caroline, czy ty...
- Spokojnie. Odłożyłam na czarną godzinę. - powiedziałam dumna z siebie.
- Nie wnikam. - stwierdziła.
Objęłyśmy się ramionami i wesoło poszłyśmy w stronę ulubionego klubu. Siedziałyśmy i piłyśmy whisky i wódkę na zmianę. Byłyśmy mocno pijane. Mniej więcej o 2 w nocy zaczęlyśmy wracać do magazynu.
- Ej, czy to nie chłopaki? - zapytała Vivien pokazując na grupkę facetów po drugiej stronie ulicy.
- Czekaj... - przyjrzałam się im uważnie - No, tylko Axla brakuje.
- Duff! - zawołała Vivien i zaczęła machać ręką.
Chłoapki podeszli do nas.
- Co wy tu robicie? - zapytał Slash.
- No tego... Wracamy sobie, a wy? - powiedziałam.
- Też sobie wracamy. - zaśmiał się Duff.
- Ale to w drugą stronę. - powiedziała Viv i lekko się zachwiała.
- Ziemia jest w końcu okrągła, nie? - żartował Steven.
- Idziecie z nami do Whisky? - zapytał Slash.
- Mam dość. - stwierdziłam - Wracam do domu.
- Odprowadzić cię? - zapytał z troską Izzy.
- Obejdzie się. - powiedziałam i lekko zataczając się ruszyłam przed siebie.
Myślałam, że w magazynie nikogo nie ma. Zdjęłam z siebie skórzaną kurtkę i rzuciłam w kąt. 
- Gdzie ty się znowu szlajałaś?! - usłyszałam znajomy ryk.
- Znowu zaczynasz? - spojrzałam Axlowi prosto w oczy i odpaliłam papierosa.
- Ja zaczynam?! - poczerwieniał - Może i tak, ale mam do tego powody!
Zaczął chodzić w kółko i mocno gestykulować.
- Daj sobie spokój, ok? - powiedziałam.
- Nie! Już wiele razy przymykałem oko na twoje nocne wypady z Vivien! - krzyczał.
No kurwa! Przepierdala się nawet do Viv. 
- Wal się! - krzyknęłam.
- Bo co?! - powiedział i podszedł do mnie.
Złapał mnie za ramiona i przystawił do ściany.
- Puść! - chciałam się wyrwać, ale był silniejszy.
Poczułam, że znowu pił. Pewnie dlatego tak się zachowuje. Oberwał w twarz.
- Nie jestem dzieckiem! - oburzyłam się - A ty znowu piłeś!
- No i co? - spojrzał na mnie - Tak samo jak ty!
- Ale ja nie urządzam ci takich scen! - warknęłam.
- Co ty pieprzysz?! Ja w przeciwieństwie do ciebie nie chodzę po nocach i nie kurwię się! - znowu zaczął się do mnie zbliżać.
Tego było za wiele.
- Ty chuju! - znowu mu przywaliłam - Jak śmiesz tak o mnie mówić?! 
- A co?! Niby tak nie jest?! - krzyknął.
Zaczął się cofać w obawie, że znowu oberwie w twarz.
- Jebany skurwysyn! - splunęłam mu w twarz - Jakim prawem tak twierdzisz?!
Złapałam za pustą butelkę stojącą na wzmacniaczu i rzuciłam w niego. Kurwa, znowu się schylił! A już myślałam, że dostanie!
- Dziwka! - odkrzyknął.
Złapał za mini grill i rozpieprzył go o ścianę.
- Ty jesteś jakiś nienormalny?! - wkurzyłam się jeszcze bardziej.
- Może i jestem! - odpowiedział.
- Lecz się! - ryknęłam.
- Tobie się to bardziej przyda! - krzyknął.
Podbiegłam do niego i przywaliłam mu po raz kolejny. Wychodząc z magazynu usłyszałam jak przeklina pod nosem. Nie miałam gdzie iść. Wciąż byłam pijana i zbierało mi się na wymioty. No i w dodatku zapimniałam kurtki i było mi zimno. A wszystko przez szanownego pana Rosea! Usiadłam na murku przy pobliskiej podstawówce i rozpłakałam się. Zasnęłam tam. Obudził mnie śmiech dzieci bawiących się przed budynkiem szkoły. Wróciłam do magazynu. Nikogo nie było. Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam. Przypomniało mi się, że nie wzięłam reszty swoich ciuchów z domku Metallicy. Pojechałam do nich metrem. Zaczęłam się dobijać do ich drzwi.
- Caroline? - zapytał zaspany Lars - Co tak wcześnie?
- Ja tylko na chwilkę. Po rzeczy. - wyjaśniłam.
- Wejdź. Zaraz ci je przyniosę. - powiedział i poszedł na górę.
Już wiem gdzie reszta Gunsów i Viv byli, gdy kłóciłam się z Axlem... Spali jak dzieci na usyfionej podłodze u chłopaków z Mety.
- Proszę. - Lars podał mi torbę.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się - To do zobaczenia.
- Nie zostaniesz? - zapytał.
- Może innym razem. - powiedziałam.
- To trzymaj się. - usłyszałam, gdy wychodziłam.
Gdzie ja kurwa teraz pójdę? Z ostatniego picia z Viv zostało mi jakieś 10 dolarów. Już wiem! Jadę do mojej siostry do San Fransisco.
-----------------------------
*perspektywa Vivien*
-----------------------------
Obudziłam się w ramionach Duffa. Niósł mnie.
- Co się dzieje? - spytałam zaspanym głosem.
- Wracamy do domu. Śpij. - wyjaśnił.
Nie protestowałam. Doniósł mnie do magazynu i posadził na wzmacniaczu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Axl spał pijany. Na drugim końcu pokoju leżało potłuczone szkło i rozwalony grill. Co tu się działo?!
- Gdzie Caroline? - zapytałam.
- Pewnie gdzieś poszła. - powiedział Slash.
Muszę poczekać, aż Rudy się obudzi. Pewnie znowu się pokłócili. Cholera, czemu ja z nią nie poszłam wtedy? Siedziałam tak i czekałam na jakąś informację o przyjaciółce. Po kilku godzinach wokalista zaczął się wybudzać.
- Axl... - szturchnęłam go.
- Daj mi spokój. - odtrącił moją rękę.
- Wstań. - nie chciałam dać mu spokoju.
- Niee. - jęknął.
- Gdzie jest Caroline? - zapytałam.
- Caroline? Nic mi nie mów o tej suce. - powiedział i przekręcił się na drugi bok.
"No to pięknie" - pomyślałam.
- Chłopaki musimy jej poszukać. - zarządziłam.
- Może się rozdzielimy? - zaproponował Slash.
- Dobry pomysł. - stwierdziłam - I może ktoś zostanie tu i poczeka na nią, bo Rose jest tak pijany, że ledwo co mówi.
- Dobra, ja idę ze Slashem, ty z Izzim, a Steven zostaje. - zarządził Duff.
Szliśmy z rytmicznym rozglądając się dookoła w poszukiwaniu blondynki.
- Cholera,gdzie ona znowu polazła? - chciałam przerwać niezręczną ciszę.
- Obawiam się, że szybko nie wróci... - powiedział Izzy.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Nigdzie nie ma jej rzeczy, więc pewnie u kogoś nocuje. - wyjaśnił.
- To po chuja my zapierdalamy po całym Los Angeles? - zirytowałam się.
- Spokojnie. Mogę się przecież mylić, nie? Też się o nią martwię... - powiedział.
I znowu zapadła cisza. Po 4 godzinach bezsensownego szwędania się wróciliśmy do magazynu. Axl chodził wściekły po całym pomieszczeniu. Chyba wreszcie wytrzeźwiał.
- Uspokój się. - poprosił Duff.
- Pierdol się! - odkrzyknął.
- Axl, kurwa! - wrzasnęłam - O co do chuja ci chodzi?!
- Walcie się! - ryknął i wyszedł.
- Milutko. - skomentował całą sytuację Steven.

środa, 15 stycznia 2014

R. 28

*perspektywa Slasha*
------------------------------
Szwędaliśmy się ulicami Hollywood. Ja i Duff stworzyliśmy: Sluff! Pewnie jutro będę tego żałował...
- Pedały, wypierdalać! - usłyszeliśmy jakiś krzyk z drugiej strony ulicy.
- Kogo nazywasz pedałem?! - krzyknął Axl.
- Lubisz w dupe rudy ośle?! - darł japę facet ubrany jak jakiś obwieś.
Jegu kumple zaczęli się śmiać.
- Nie mów tak chuju do mojego przyjaciela! - wkurzyłem się.
- Bo co mi zrobisz panienko?! - powiedział koleś i przeszedł do nas przez ulicę.
- Boisz się pizdo? - zaczął mnie popychać.
- Zostaw go mendo! - Axl złapał go jedną ręką za koszulkę i powalił na chodnik.
Jego kumple rzucili się na niego. I znowu zaczęliśmy się bić. Kątem oka widziałem, że Viv i Car dają jakimś typkom po mordach. I bardzo dobrze! W pewnym momencie Axl wziął zamach ręką w gipsie i z całej siły przypieprzył temu fagasowi w policzek. Jego opatrunek się rozleciał, a koleś stracił przytomność.
- Zawijamy się. - szepnął Izzy i wszyscy zaczęliśmy uciekać.
Dobiegliśmy do magazynu.
- Jak twoja ręka? - zapytała Car łapiąc oddech.
- Jebać to. - powiedział i schował opuchniętą rękę za siebie - Nie wrócę do tego pokurwionego szpitala!
- Jak chcesz. - powiedziała.
- Izzy masz coś specjalnego? - zapytałem z nadzieją, że będzie miał chociaż speeda.
- Wczoraj wszystko poszło. - powiedział bezradnie.
- Noż kurde! - burknąłem pod nosem.
Wszystkim doskwierał brak alkoholu i narkotyków. Nie mieliśmy kasy, bo każdemu nie chciało się chodzić do pracy już po pierwszym weekendzie. 
- Zróbmy imrezę! - wpadłem na pomysł.
- Błagam, nie dzisiaj... - jęknął obudzony Popcorn.
- Kurwa no... - wkurzyłem się.
Chciałem zapalić, ale przed wyjściem wypaliłem ostatniego papierosa.
- Duff, masz fajki? - zapytałem.
- Właśnie miałem cię o to zapytać. - powiedział basista.
- A ty Izzy? - spytałem.
- Skończyły mi się rano. - powiedział.
- Axl? Dziewczyny? - zapytałem z nadzieją.
- Sory, nie dzisiaj. - powiedziała Car.
Axl i Viv przytaknęli.
No kurwa! Co za chujowy dzień! 
- Wiem! Chodźmy do Emilie! - wypalił Izzy - Ona zawsze coś ma!
- Ale tak bez Stevena? - zapytała Vivien.
- W końcu to też nasza koleżanka, nie? - powiedziałem.
Szliśmy w stronę bloku Emilie.
- Siemano! - przywitałem się.
- A wy tutaj? - zdziwiła się - Wchodźcie! - zaprosiła nas do środka.
Zaczęliśmy o czymś gadać. Zgodnie z przypuszczeniami Emi wyciągnęła z lodówki wódkę, Daniel'sa i trochę LSD. Wreszcie mogliśmy coś wziąść. Poczułem, że chce mi się szczać. Poszedłem do kibla. Po załatwieniu się zacząłem myszkować po szafkach w łazience. I co znalazłem? Dwie działki heroiny! Schowałem je do moich kowbojek, które miałem na nogach. Postanowiłem nie być samolubem i podzielić się z kimś moim łupem. Zdecydowałem się na Izziego. On zazwyczaj daje nam wszystkim coś, więc i jemu się należy.
- Izzy musisz już iść... - próbowałem wyjść z nim na zewnątrz.
- Ale tu jest wóda. - chciał się wymigać.
- Izzy no! - nie mogłem się doczekać, aż sobie załaduję - Kurwa rusz dupę i chodź!
- Ja pierdole... Obyś miał dobry powód. - marudził.
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Patrz co mam! - pokazałem mu herę.
- Oo kurwa! Skąd ty to masz?! - zdziwił się.
- Znalazłem w kiblu Emilie. - wyjaśniłem.
Już chciałem sobie załadować, ale mnie powstrzymał.
- Czekaj! Zrobimy to jutro. - powiedział.
- Czemu? - byłem zawiedziony.
- Bo będzie dzień, a nie noc. - wyjaśnił.
- No dobra... - zgodziłem się.
-----------------------------
*perspektywa Axla*
-----------------------------
- A gdzie Steven? - zapytała Emilie.
- Yy... Miał wypadek. - powiedziała Caroline.
- Słucham?! - zakrztusiła się łykiem whisky.
- No pobili go. - odezwałem się.
- Co?! - wrzasnęła - Mój biedny Stevie!
Zaczęła zakładać buty i kurtkę.
- A ty gdzie? - zapytałem.
- No jak to gdzie? Do mojego biedactwa! - wyjaśniła w pośpiechu.
- A my? - spytałem.
- A siedźcie se. Klucze są tu na wieszaku to potem mi je przyniesiecie. - powiedziała i wybiegła z mieszkania.
Fajnie! Możemy robić co chcemy! Duff włączył sobie telewizję. Viv usiadła przy nim. Zebrało mi się na czułości i zacząłem całować Car po szyi. Dziwne, bo nie opierała się temu. Zawsze się droczy ze mną, a teraz tylko popijała wódkę i też mnie całowała. Złapała mnie za rękę i poszliśmy do sypialni Emilie. No i tego... A co ja tam będę opowiadał! Powiem tylko tyle, że śpiewałem jej Paradise City i Rocket Queen. Kiedy wyszliśmy z sypialni Duff dziwnie na nas spojrzał, a Viv zaczęła chichotać.
- No co? - zapytałem jakby nigdy nic.
- Nic, nic. - powiedział dziwnym tonem basista.
- Wódka się skończyła. - powiedziała Car zaglądając do lodówki.
- Chodźmy do Marcka. - zaproponował Duff.
- Duffy, wiesz jak się zwykle kończą nasze wypady do Marcka? - zapytałem łagodnym tonem.
- Masz lepszy pomysł? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zebraliśmy się i wyszliśmy przed blok.
- Izzy, Slash? - zdziwiła się Viv na widok gitarzystów siedzących na krawężniku.
- A kogo się spodziewałaś? Papierza? - zapytał smętnie Slash.
- Głowa do góry! Jedziemy do Marcka! - zacieszałem.
Szliśmy pieszo do domku naszego przyjaciela. Już z daleka słychać było muzykę.
- Siema stary! - przywitaliśmy się z nim.
Marck był już mocno zalany. Chyba nawet nas nie poznał. Po chwili rozmowy już wiedział kto wbił mu na chatę. Było tak jak zwykle, czyli pełno ćpunów, włóczęg i pijaków. Oczywiście jak na dom Marcka przystało alkohol i narkotyki wypełzały tu drzwiami i oknami, więc dla każdego starczyło. Skąd on bierze na to kasę?! Mieliśmy sporo do nadrobienia, czyli krócej mówiąc poszliśmy w tango. 

KILKA GODZIN/DNI/MIESIĘCY/LAT PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłem się w obcym mi pokoju. Obok mnie leżała jakaś goła dziewczyna. Moje ciuchy były porozwalane po podłodze. Również byłem nagi. Ubrałem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. Wszędzie walały się butelki po wódce, whisky i Bóg jeden wie po czym. Miałem strasznego kaca i obawiam się, że jeszcze w pełni nie wytrzeźwiałem. Wyszedłem na zewnątrz. Okazało się, że jestem w jakimś hotelu. Co ja tu kurwa robię?! I gdzie do chuja pana są wszyscy? Wyszedłem na dwór i spojrzałem na adres. Wziąłem głęboki wdech. Jestem kurwa na drugim końcu L.A.! "Spokojnie Axl... Tylko się nie denerwuj...” - powtarzałem w myślach. Usiłowałem sobie coś przypomnieć. Pamiętam tylko tyle, że byłem u Marcka. No właśnie... Czyli wszystko jasne. Poszedłem w stronę najbliższej stacji metra. Strasznie mnie bolała głowa i nic nie pamiętałem. Chciałem tylko iść spać. Przeskoczyłem przez barierki i wsiadłem do kolejki/pociągu (chuj wie jak to się nazywa). Jechałem tak około godzinę. Ruszyłem w stronę naszego "przytulnego" mieszkanka. Nikogo nie było. Oni chyba też mocno zabalowali. Nie miałem siły włazić na antresolę, więc ułożyłem się między wzmacniacze i usnąłem. Obudziły mnie dziwne odgłosy. Otworzyłem jedno oko i zobaczyłem Stevena i Emilie w akcji na antresoli. Brunetka jęczała jak prosiak.
- Dawaj Steven... - powiedziała.
Nie ruszałem się z miejsca. Miałe darmowe porno w zajebistej jakości! Kiedy skończyli usiadłem i przeciągnąłem się.
- No ładnie, ładnie. - powiedziałem.
- O kurwa! Axl?! Co do chuja... - dziewczyna prawie spadła z antresoli na mój widok.
- Rose?! Czy ty... - Steven miał minę jakby zobaczył ducha.
- Wszyściutko! - przerwałem mu - Jak chcesz pudlu, to dam ci kilka rad! - powiedziałem radośnie.
- Obejdzie się. - powiedział urażonym tonem - Prawda Emilie?
- Prawda Stevenku. - powiedziała zakładając bluzkę - Ja lecę do pracy, pa!
Pocałowała go w policzek i wyszła.
- Gdzieś ty był stary? - zapył Adler, gdy jego dziewczyna wyszła.
- Sam chciałbym wiedzieć. - powiedziałem zupełnie szczerze - Reszta już wróciła? 
- Myślałem, że są z tobą. - odpowiedział i zeskoczył na dół.
Chciałem sobie cokolwiek przypomnieć.
- Pamiętam tylko tyle, że byliśmy u Marcka... - powiedziałem po chwili namysłu.
- I nic mi nie przyniosłeś?! - zapytał z wyrzutem.
- Sory stary. - powiedziałem bezradnie.
Siedzieliśmy ze Stevenem kilka godzin czekając na resztę towarzystwa. Gdzie oni kurwa są?!
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Obudziłam się na jakiejś usyfionej kanapie. Cholera, moja głowa... Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Chwileczkę... Skądś znam ten dom!
- Witaj maleńka! - usłyszałam znajmy głos dobiegający z podłogi.
- James? - zapytałam.
- W samej osobie! - powiedział radośnie.
- Co ja tu robię? - chciałam wiedzieć.
- Serio nie pamiętasz? - zdziwił się - Spotkaliśmy się na imprezie u Marcka i ze Slashem wbiliście do nas. - wyjaśnił.
- Czekaj... - nie mogłam się połapać - Jakiej imprezie?
- Mała, weź mnie nie osłabiaj. - powiedział i usiadł obok mnie na kanapie.
- No powiesz mi czy nie? - lekko się zirytowałam.
- Może... - powiedział i zaczął mnie całować po szyi.
- Spadaj. - odepchnęłam go.
- A może jednak? - zapytał.
Poczułam, że wsadza mi łapę w gacie.
- Oj James, James. Ty się nigdy nie nauczysz... - do pokoju wszedł na moje szczęście Cliff.
- Popsułeś mi zabawę. - powiedział urażonym tonem.
- Widzisz, że dziewczyna nie ma ochoty. - roześmiał się - Prawda Caroline?
Skinęłam głową.
- Pieprzcie się! - do pokoju wleciał Kirk - Mówiłem, że Caroline jest moja!
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie nic. - powiedział szybko i uroczo się uśmiechnął.
- Nie jest twoja, a tym bardziej wasza. - zza kanapy wychylił się Slash - Car, wracamy.
Nie protestowałam. Wyszłam z gitarzystą na zewnątrz. 
- Saul, co my tu robimy? - chciałam się dowiedzieć jak się tu znalazłam.
- Byliśmy u Marcka i chwileczkę... - zamyślił się - Zjawiły się tam gliny! I zwialiśmy do chłopaków z Mety, żeby nas nie złapali. - powiedział.
- A co z resztą? - zapytałam.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami - Pewnie są już w domu.
Szliśmy pieszo w stronę magazynu.
- Caroline, Slash! - ucieszył się Axl na nasz widok.
- Yyy, hej? - zdziwił się mulat.
- Jest Viv i reszta? - zapytałam.
- Myślałem, że jesteście razem. - powiedział rudzielec.
- No to ładnie. - skomentował Saul.
Siedzieliśmy wszyscy razem i próbowaliśmy ustalić co się działo na imprezie. Okazalo się, że nie było nas prawie dwa dni. Byliśmy u Emilie, a potem poszliśmy do Marcka. Slash powiedział, że ktoś z jego sąsiadów zadzwonił po gliny i kiedy się zjawili wszyscy gdzieś się zmyli. Tylko pytanie gdzie?
------------------------------
*perspektywa Duffa*
------------------------------
Ocknąłem się na zapleczu w Rainbow. Obok mnie leżała Vivien i Izzy. Nic nie pamiętałem. 
- Viv... - zacząłem budzić przyjaciółkę.
- Daj mi spokój. - mruknęła.
- Izzy? - potrząsnołem rytmicznym.
- Czego? - burknął.
- Weź wstań. - nie mogłem go dobudzić.
Powiedział coś niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok. No kurwa! Jak tak dalej pójdzie to przezimujemy tu! Ruszyłem w stronę toalety dla personelu. Złapałem za wiadro i nalałem do niego zimnej wody. Zrobiłem im poranny prysznic!
- Pojebało cię?! - wrzasnął Izzy.
- No co? - zapytałem zadowolony z siebie.
- Gówno! - krzyknęła obrażona Vivien.
Wyglądali dość śmiesznie i nie mogłem powstrzymać śmiechu. Ruszyliśmy w stronę magazynu. Całą drogę śmiałem się.