~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Izziego*
--------------------------------
Jechaliśmy naszym vanem po Caroline do szpitala. Na miejscu lekarz wziął na rozmowę Vivien i dał jej jakieś broszurki.
- Co to? - zapytał zaciekawiony Steven.
- Macie. - wręczyła nam ulotki - Poczytajcie sobie.
Było o uzależnieniach od alkoholu i narkotyków.
- Musimy wziąść Car na odwyk w domu... - oznajmiła nam.
Siedzieliśmy na korytarzu i czekaliśmy na blondynkę. Pielęgniarka wiozła ją na wózku.
- Caroline! - wszyscy razem krzyknęliśmy i rzuciliśmy się jej na szyję.
Axl wziął od niej torbę. Podpisała jakiś dokument i wstała z wózka. Poszliśmy do vana.
- Boże, wreszcie w domu! - cieszyła się.
- Dobrze, że jesteś. - powiedziałem.
Uśmiechnęła się do mnie. Weszliśmy do mieszkania.
- Zrobiłam obiad! - oznajmiła Vivien.
- Pomagałem! - wtrącił Slash.
Zaczęliśmy się śmiać. Viv przygotowała pyszne jedzenie! Normalnie jak na święta! Po jedzeniu Car poszła do pokoju. Chciałem za nią iść i jej pomóc w rozpakowaniu rzeczy, ale Axl mnie wyprzedził. Kurde!
- Dobra, poszła. - powiedziała półgłosem Vivien - Trzeba pochować alkohol i "tajną szafkę".
- Gdzie będziemy to trzymać? - zapytał Duff.
- Hmm... - zamyśliła się - W workach na śmieci w ogrodzie z tyłu domu.
Zaczęliśmy wszystko upychać. Sporo tego. Alkohol i dragi zajęły "tylko" 3 duże wory. Steven i Slash poszli to wynieść.
- Tylko, żeby nikt tego nie podpieprzył. - martwił się basista.
- Duff, kto kradnie śmieci? - zapytała Viv.
------------------------------
*perspektywa Caroline*
------------------------------
Kurwa! Zwariuję! Cholernie chce mi się chlać, ćpać i palić! Chciałam sobie w spokoju zapalić, ale nie! Axl musi się za mną szwędać! Zobaczyłam, że trzęsą mi się ręce.
- Co jest? - zapytał widząc moje dłonie.
- Nic. To chyba dlatego, że jestem słaba. - skłamałam.
Uśmiechnął się i usiadł obok mnie na łóżku.
- Pamiętaj, że masz nie pić, nie brać i nie palić. Rozumiesz? - powiedział psychologicznym tonem.
- Nie pilnuj mnie. Nie jestem dzieckiem. - skrzywiłam się.
- Troszczę się o ciebie. - powiedział czule.
Zignorowałam to. Nie mam ochoty na kolejną kłótnię. Bez dragów dam radę... Gorzej z papierochami...
- Jestem z męczona. Chyba się położę. - chciałam pozbyć się go z pokoju.
- Dobranoc. - pocałował mnie w czoło i wyszedł.
Wyciągnęłam fajki i zaczęłam palić. Czuję się jakbym znowu była w liceum! Do czego to doszło, że człowiek nie może nawet w spokoju zapalić... Otworzyłam okno na oścież, żeby nie jebało. Jestem ciągle wściekła. W sumie to sama nie wiem czemu. Poszłam spać. W nocy budziłam się bez powodu. Rano, kiedy zeszłam na dół wszyscy nagle umilkli. Dziwnie na nich spojrzałam.
- Zrobiłam ci śniadanie. - powiedziała Vivien.
- Viv to, że byłam w szpitalu nie znaczy, że muszą wszyscy w kółko mnie skakać. - zaczęłam się irytować.
Wszystko mnie drażniło.
- Masz. - postawiła mi talerz naleśników.
- Nie jestem głodna. - stwierdziłam.
- Musisz jeść. Jesteś bardzo słaba. - przekonywała mnie.
- Daj sobie spokój. - burknęłam i wróciłam do pokoju.
Trzasnęłam drzwiami. Oparłam się o nie, żeby nikt nie wszedł. Usłyszałam kroki.
- To dlatego, że odstawiła dragi i alkohol. - usłyszałam głos Izziego.
- Może masz rację. - teraz mówił Steven.
No zajebiście! Oni mi tu robią jakiś odwyk czy co?! Byłam mega wściekła. Złapałam za budzik i cisnęłam nim o ścianę. Po kolei łapałam za przedmioty na mojej szafce nocnej i rozwalałam je.
- Car, spokojnie... - usłyszałam ugodowy głos Izziego.
- Wyjdź! - krzyknęłam nie przestając demolować pokoju.
- Daj spokój... - podszedł spokojnie bliżej mnie.
Złapał mnie od tyłu i przytrzymał, aby nie rzuciła lampką.
- Ciiii... - uspokajał mnie - Wiem jak się czujesz. - szepnął.
- Nie sądze. - powiedziałam nieco spokojniej.
- Już nie będziesz nic niszczyć? - zapytał łagodnie.
- Chyba nie. - odpowiedziałam.
Puścił mnie.
- Car, przemęcz się jeszcze trochę. Potem będzie już dobrze. - próbował dodać mi otuchy.
- Nie dam rady... - dramatyzowałam.
- Zrób to dla mnie. - poprosił.
- Postaram się.
Spojrzał mi prosto w oczy. Cholera, Izzy ma na mnie wielki wpływ! Przynajmniej uratował moją lampkę.
- Izzy, idziesz z nami? - do pokoju wtargnął Popcorn.
- Jasne. - odpowiedział - Chcesz coś ze sklepu, Car?
- Nie mogę iść po prostu z wami? - znowu sie zirytowałam.
- Caroline... - znowu zaczął tym swoim łagodnym tonem.
- Kupcie mi colę. - przewróciłam oczami.
- Duff zostanie z tobą, gdyby coś ci się stało. - powiedział i wyszedł.
Czuję się jak w psychiatryku! Najlepiej to niech mi wyjmą klamki z drzwi i okien i wsadzą w kaftan bezpieczeństwa! Bardzo lubię Duffa, ale wolałabym żeby został Slash. Mogłabym wtedy zapalić jak człowiek, a nie po kryjomu. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Po jakimś czasie usłyszałam kroki do mojego pokoju.
- Wszystko gra? - McKagan zajrzał do mnie.
- Jasne. - syknęłam.
Nie wiem czemu na niego się wściekałam. Nic mi nie zrobił przecież.
- Myślałem, że zasłabłaś czy coś. - tłumaczył się.
Nie odezwałam się. Wyszedł. Jestem teraz jakimś pierdolonym potworem! Oni wszyscy mnie znienawidzą... Zasnęłam. Obudziłam się wieczorem. Zeszłam na dół. Wszyscy mieli kartony z sokiem.
- Nie musicie ukrywać, że pijecie alkohol. - przewróciłam oczami - Czuć od was.
Wszyscy wymienili spojrzenia.
- Mamy dla ciebie prezent. - powiedziała Vivien.
Axl przytargał doniczki z kwiatkami.
- Co to kurwa jest?! - spojrzałam z pogardą na roślinki.
- No, żebyś miała jakieś zajęcie to będziesz zajmować się kwiatkami. - wyjaśniła Viv.
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. - powiedziałam pod nosem.
Szukałam ratunku i spojrzałam na Izziego. Bezradnie rozłożył ręce. Wzięłam kwiatki i ustawiłam je w pokoju na parapecie. Co oni sobie kurwa myślą?! Poszłam do łazienki na dole pod pretekstem, że idę się myć. W ręczniku przemyciłam ciuchy. Wreszcie zdjęłam z siebie ten ochydny dres. Ubrałam się. W kieszeni spodni znalazłam 10 dolców. Odkręciłam wodę i wyszłam oknem. Długo szwędać się nie mogę. Poszłam do Rainbow na kufelek piwa. Upić też się nie mogę.
- Siema Joe. - przywitałam się z barmanem.
- Cześć. - uśmiechnął się - Ostatnio mało tu bywasz.
- W szpitalu byłam. - skrzywiłam się na samo wspomnienie.
- Ale wszystko już ok? - zapytał czule.
- Jasne. - uśmiechnełam się.
- Ok. To co ci podać? - spytał.
- Kufelek piwa. - znowu się skrzywiłam.
- Co tak marnie? - zapytał nalewając alkohol.
- Nie wnikaj... - poklepałam go po ramieniu.
Zaczęłam pić. Poczułam, że ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu.
- O kurwa... - szepnęłam - Slash?!
- Do chuja, co ty tu robisz?! - był równie zaskoczony co ja.
- Saul, proszę cię. Nie mów im. - spojrzałam na niego błagalnie - Widzisz sam co piję.
Spojrzał na mój kufelek.
- Spadaj do domu. - nakazał mi.
- Tylko dopiję. - chwyciłam za kufel i łapczywie pochłonęłam jego zawartość.
Już miałam wstawać, ale Slash mnie zatrzymał.
- Car, - chwycił mnie za ramie - guma. - podał mi miętową gumę do rzucia.
- Dzięki. - wzięłam ją i wyszłam.
Wróciłam oknem do łazienki. Wyłączyłam wodę i założyłam spowrotem ten paskudny dres.
- Ile ty się możesz kompać?! - powiedział Popcorn, którego poza pokazywała, że zaraz zleje się w gacie.
- Przecież miałeś łazienkę na górze. - stwierdziłam.
- Kurwa... - powiedział i wbiegł do kibla.
Poszłam na górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz