sobota, 29 marca 2014

R. 48

*perspektywa Slasha*
----------------------------
Obudziłem się z bolącą głową. Ale zaraz... To nie jest mój pokój... To dom Muriel!
- Wreszcie wstałeś. - powiedziała chłodnym tonem kobieta.
- Muriel, co ja tu robie? - zapytałem zmieszany.
- Od teraz tu mieszkasz. - odpowiedziała.
- CO?! - przeraziłem sie.
- Nie chce, żebyś zapił sie na śmierć... - powiedziała z troską - Martwię się o ciebie.
Westchnąłem tylko. Ja tu z nią nie wytrzymam... Może da sobie spokój po 2 dniach.
- Złaź z tego łóżka, obiad czeka. - odezwała się ponownie.
Spojrzałem na zegarek. Dopiero 14...
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Obudziłam się wczesnym popołudniem. 
- Axl? - odezwałam sie.
Cisza. Może jest na dole? Zeszłam schodami do salonu.
- Gdzie jest Axl? - zapytałam Duffa, który siedział na kanapie.
- Wysłałem go do mojego brata Brucea do Seattle po ostanim numerze jaki wywinął... - odpowiedział.
- Jakim numerze? - zdziwiłam się.
- W nocy wymyślił sobie, że napadną nas talibowie czy inne chujstwa i zatrudnił ochrone. - skrzywił się blondyn.
- Może mu to coś pomoże... - stwierdziłam - A kto teraz będzie za niego śpiewał na koncertach w klubie?
- Nie gramy już koncertów. - powiedział cicho.
- Co?! Jak to? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Była bójka po naszym ostatnim koncercie w klubie i kierownik stwierdził, że zastąpi nas Poison. - odpowiedział basista.
- Wszystko sie sypie... - posmutniałam.
- Caroline... - usłyszałam za sobą cichy głos Izzyego - Możemy pogadać?
- Jasne. - odpowiedziałam równie cicho i poszłam za rytmicznym do kuchni.
Przez kilka minut panowała niezręczna cisza.
- Bo... - odezwał się w końcu - To w klubie co mówiłem...
- Rozumiem. - powiedziałam - Oboje byliśmy pijani i pewnie nie byłeś sobą. To chciałeś mi powiedzieć? - uprzedziłam go.
Izzy nerwowo zacisnął usta.
- No właśnie nie... - wydusił z siebie.
Nie wiedziałam jak na to zareagować. Miałam sprzeczne myśli w głowie. Uległam emocją i pocałowałam go. Nie mogłam się powstrzymać. Caroline, ty głupia dziwko!
- Duff... - szepnął, gdy skończyłam go całować.
Nie zrozumiałam o co mu chodzi, aż dyskretnie skinął głową na basiste, który nam się przyglądał.
- Myślisz, że widział? - przestraszyłam się.
- On widzi wszystko. - stwierdził rytmiczny - Nawet teraz nam sie przygląda.
No to koniec... Duff rzeczywiście na nas zerka. Może nic nie powie Axlowi?

PARE DNI PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Viv*
------------------------------
Ostatnio w domu jest jakoś dziwnie... Tak jakby Car i Izzy unikali Duffa. Steven zaszył się w mieszkaniu Emilie, a Slash jest na garnuszku u jej matki. I jeszcze nie ma Axla... On nas wszystkich jakoś tak trzyma razem. Może to głupie, ale brakuje mi go. Trzeba go sprowadzić.
- Car, rusz dupe. Jedziemy po Axla. - oświdczyłam.
Blondynka chwile na mnie popatrzyła i zaczęła szykować się do wyjścia.
- A wy gdzie idziecie? - usłyszłam głos Izzyego, gdy byłyśmy już przy drzwiach.
- Jedziemy po Axla. - wyjaśniłam.
- W taką pogodę same was nie puszczę. - stwierdził rytmiczny.
- Dobra, chodź. - westchnęłam.
Same dałybyśmy sobie radę. Przecież tylko troszkę pada deszcz i jest mgła, a do Seattle jedzie sie około 4 godziny od nas... 
Zachciało nam się jechać w środku dnia więc w połowie drogi zachciało nam sie jeść.
- Izzy, zjedź tutaj. - poprosiłam.
Zatrzymaliśmy się przy jakimś obskurnym przydrożnym barze. Weszliśmy do środka. Przy stoliku siedziało jakichś dwóch facetów i oprócz nas i kelnerki nikogo nie było. Zajęliśmy swoje miejsca. 
- Ja nic stąd nie tkne. - skrzywiła sie blondynka.
- Ja chyba też. - zgodził się z Car Izzy.
Jednak ja byłam cholernie głodna i musiałam coś zjeść.
- A ja zjem frytki. - powiedziałam.
Zamówiłam sobie jedzenie, które po długim oczekiwaniu mi podano. Zaczęłam jeść. I to był błąd... Tego nie da się przełknąć. Paskudztwo... Zostawiłam połowę i wróciliśmy do auta. Dojechaliśmy na miejsce w okolicach 16. Nie czułam się zbyt dobrze po tych frytkach...
- Wszystko w pożądku? - zapytała zatroskana Caroline - Jesteś cała blada.
- To przez to żarcie z baru. - odpowiedziałam słabym głosem i w tym momencie poczułam, że zaraz sie zrzygam.
Nachyliłam się i puściłam pawia.
- Weźmy ją do brata Duffa. - powiedział Izzy.
Car i rytmiczny pomogli dojść mi do domu Brucea. Brunet zastukał do drzwi.
- O hej, co wy tu robicie? - przywitał nas właściciel domu - Wchodźcie.
- Jest Axl? - zapytał od razu Izzy. 
- Nie. Poszedł do jakiegoś baru. Poczekajcie tu na niego. - odpowiedział blondyn.
- Dasz jej wody? - poprosiła Caroline.
- Jasne. Nie wyglądzasz najlepiej. Viven, tak? - powiedział podając mi szklankę z piciem - Może zabierzemy Cię do lekarza?
- Nie trzeba. - zaprzeczyłam - Wszystko ok. To po tych frytkach.
-----------------------------
*perspektywa Izzyego*
-----------------------------
Viv zasneła. Car mówi, że ma całe rozpalone czoło. Jeszcze tego nam brakowało...
- Może go poszukajmy? - zaproponowałem widząc, że niebo trochę się przejaśniło i nie pada już deszcz.
- Warto spróbować. - powiedziała Car. - Bruce zajmij się Vivien. W końcu to dziewczyna twojego brata. - mówiąc to blondynka lekko się uśmiechnęła.
- Duffy ma dziewczyne? - zdziwił się.
- Potem ci to wyjaśnimy. - powiedziała i ruszyła do wyjścia.
Krążyliśmy bezcelowo po mieście wstępując do napotkanych barów.
- Gdzie on znowu polazł? - Car zaczynała się już lekko irytować.
- Znajdzie sie. - chciałem ją uspokoić.
- Oby... - powiedziała posępnie.
Był już wczesny wieczór i na dworzu zaczynało robić sie zimno, a Caroline miała na sobie jako okrycie tylko flanelową koszulę.
- Masz. - podałem jej moją kurtkę.
- Zmarzniesz. - spojrzała na mnie.
- Dam radę. - uśmiechnąłem się.
- Izzy... - zaczęła niepewnie - Myślisz, że Duff powie Axlowi o tym, że...?
- Nie. - odpowiedziałem bez namysłu - Nie będzie wtrącał sie w nie swoje sprawy.
Tylko to powiedziałem i zaczęło od nowa padać. Nie mieliśmy się gdzie schować i chyba zabłądziliśmy... Wbiegliśmy pod most przy rzece. Jesteśmy cali przemoczeni.
- Zimno mi... - powiedziała cicho blondynka.
Przytuliłem ją żeby zrobiła jej się trochę cieplej. Wtuliła sie we mnie. Wytarłem jej kroplę deszczu spływającą po policzku. Wygląda tak idealnie... Dałem się ponieść emocją i ją pocałowałem... Izzy debilu! Przecież to dziewczyna twojego najlepszego przyjaciela!
- Przepraszam... - powiedziałem speszony.
- Nie przepraszaj. - odpowiedziała i zaczęła mnie całować.
- Car, nie... - odtrąciłem ją od siebie - Wybacz, ale nie...
Nie chciałem, żeby zdradzała Axla ze mną. On na to nie zasługuje. Zobaczyłem, że Caroline sie czerwieni.
- Wracajmy do domu. - zmieniłem szybko temat.
Nie zostawie jej samej w obcym mieście. Schowaliśmy się pod moją kurtkę i ruszyliśmy na poszukiwania domu Brucea.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Slasha*
---------------------------------
Czuję sie jakbym znowu mieszkał z babcią. Muriel dała mi fartuszek i ściereczkę i urządziła wielkie pożądki.
- Nie obijaj się Saul, bo nie dostaniesz deseru. - zaczęła mnie poganiać.
Westchnąłem i wróciłem do polerowania jej srebrnej zastawy. Ja za takie mieszkanie to dziękuje... Musze coś wykąbinować, żeby stąd uciec.
- Muriel, może trzeba ci zrobić zakupy? - zapytałam z nadzieją, że mój podstęp sie uda.
- Nawet nie myśl, że będziesz sie wymykał i po tajemnie pił za moimi plecami. - odpowiedziała surowo kobieta.
Chociaż próbowałem...
- Saul, nie leń sie. - znowu zostałem upomniany.
Ona jest bardziej upierdliwa niż matka Stevena...
- Jak będziesz grzeczny to pójdziemy dziś do kina. Grają nowy film romantyczny. - powiedziała nieco łagodniej.
Film romantyczny?! Po moim trupie! Koniecznie musze zwiać z tego wariatkowa.
- Dobrze Muriel. - przytaknąłem na wszelki wypadek, żeby nie zgarnąć kolejnej zjebki.
Jakiś czas siedziałem grzecznie i szorowałem srebrne garnki, aż Muriel oznajmiła że idzie zrobić pranie. Tak! Nareszcie mam okazje zwiać stąd! Rozejrzałem sie po mieszkaniu. Wyjście drzwiami nie wchodzi w gre, bo są koło łazienki. Może oknem? Cholera, ale ona mieszka na 2 piętrze... Może jednak dam rade jakoś wyleźć? Wyszedłem na balkon, aby zbadać teren. Na szczęście rośnie tu duży dąb. Musiałbym tylko przeleźć na balkon sąsiadki, który jest oddalony o 1,5 metra i po gałęziach drzewa na dół. Jestem geniuszem! Zacząłem robić moje akrobacje. Już prawie przelazłem na drugi balkon, ale poczułem że nogawka moich jeansów zahaczyła o drucianą antenę Muriel. No to jestem w puapce! Stoję okrakiem między dwoma balkonami na wysokości drugiego piętra... Zacząłem ciągnąć uwięzioną nogę do siebie w nadziei, że jakoś się wyplącze z tego. Nie zamierzam wracać na odwyk do Muriel. Nie wiem jakim cudem, ale druga noga poślizgnęła się i straciłem równowagę. Przez chwilę nie ogarniałem o co chodzi, aż zorientowałem się, że wiszę głową w dół zaczepiony o tą cholerną antenę! I co ja mam teraz robić?! Zaraz... Co to za dzwięk? Te pierdolone jeansy zaczynają się rwać! Nie sądziłem, że umrę w taki sposób. Zawsze wydawało mi się, że raczej się zaćpam lub zapije... Ewentualnie wszystko na raz. Wolę taką smierć, niż wylądowanie głową na chodniku...
- Muriel! - zacząłem sie wydzierać - Pomóż mi!
Kobieta wyszła na balkon.
- Saul? - zapytała zdezorientowana - Gdzie ty jesteś?
- Tutaj. - powiedziałem.
Starsza pani wychyliła się za barierkę.
- O matko boska! - przeraziła się - Czyś ty oszalał?!
- No nie... Ale weź mi pomóż. - poprosiłem.
Usłyszałem znowu ten przerażający dźwięk drących się jeansów.
- Pośpiesz sie! - zacząłem panikować.
- Złap mnie za ręke! - Muriel zaczęła wychylać się jeszcze bardziej.
Bałem się, że wypadnie, ale jeansy darły się co raz bardziej. Ryzykuje i łapie ją za ręke. Kobieta zaczęła dźwigać mnie do góry. Nie sądziłem, że ma tyle siły! Udało mi się chwycić metalowej barierki balkonu i puściłem jej dłoń.
- Wracaj do środka! - krzyknęła wciąż przerażona.
- Do tego wariatkowa? Nigdy w życiu! - odkrzyknąłem.
Nie wiem co mie strzeliło do łba, ale przeskoczyłem jak ninja na balkon sąsiadki i wdrapałem się na drzewo.
- Saul, ja tego nie rozumiem! - usłyszałem za sobą wycie Muriel.
Jednak wtedy o niej nie myślałem, zlazłem po drzewie i uciekłem do najblirzszego baru. Jestem wolny!

wtorek, 25 marca 2014

R. 47

*perspektywa Slasha*
----------------------------
Wróciłem nad ranem od Muriel. To naprawdę przyzwoita kobieta. Dała mi jeść, pić i ma czysto w domu. W sypialni też jest całkiem niezła mimo, że ma swoje lata. I nie pozwoliła mi się upić po powrocie ze szpitala. Jest po prostu cudowna.
- Slash czy ty i ta staruszka...? - zaczęła niepewnie Vivien.
- Jaka staruszka? - oburzyłem się - Jest po prostu dojrzałam kobietą.
Viv dziwnie sie skrzywiła.
- O co ci chodzi? - zapytałem.
- Ona mogłaby być twoją matką... - powiedziała zniesmaczona.
- Czepiasz sie. - wzruszyłem ramionami.
Brunetka przybrała minę jakby miała zaraz wymiotować i poszła do innego pokoju.
Zacząłem przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu papierosów. 
- Duff, masz fajki? - krzyknąłem.
- Nie. - usłyszałem z góry domu.
- Izzy, a ty? - krzyknąłem ponownie.
Cisza. Gdzie do chuja mogła iść ta ciepła klucha? Postanowiłem to sprawdzić. Zajrzałem do jego pokoju. Pusto. Na podłodze było trochę wymiocin. Co oni tu robili jak mnie nie było? Stwierdziłem, że poszukam ostatniej deski ratunku u Axla. Zacząłem go szukać po całym domu. Nigdzie go nie ma. Car też gdzieś wcięło. Wiem, że czasem im odwala jak się napiją, ale zazwyczaj to ja i Duff urządzamy sobie wycieczki w stanie upojenia alkoholowego... Widzę, że sam muszę iść po te fajki. Po powrocie z kiosku zastałem Muriel i matke Stevena krzątające się po naszej kuchni...
- Oo, witaj Slash! - ucieszyła się żeńska wersja Adlera.
- Dzień dobry... - odpowiedziałem lekko zmieszany.
- Cześć Saul. - Muriel podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek - Musisz spróbować naszego kremu do ciasta.
Dostałem łyżkę z kremem. 
- I jak? - spytała wyczekująco pani Adler.
- Smaczny, ale dodałbym więcej whisky. - stwierdziłem.
- Nie możesz pić. - powiedziała ostro Muriel.
Zauważyłem, że mama Stevena zaczyna się szykować do zrobienia mi kazania, więc postanowiłem zmienić temat.
- A z jakiej okazji jest to ciasto? - zapytałem.
- Robimy uroczysty obiad. - powiedziała radośnie Muriel - Ty wyszedłeś ze szpitala, Steven jest cały i zdrowy i ta miła brunetka z tym wysokim chłopakiem są razem.
- Co?! - zdziwiłem się na informacje o związku McKagana.
Wyszedłem szybko z kuchni i poszedłem na górę.
- Saul? - usłyszałem za sobą, ale nie miałem czasu wyjaśniać.
- Duff... - wbiłem mu do pokoju bez pukania.
To był błąd... Właśnie ruchał swoją dziewczynę. Czyli to prawda!
- Później... - wysapał blondyn.
Opóściłem to pomieszczenie. Wreszcie sobie kogoś znalazł! Usiadłem w salonie przed telewizorem. Po chwili do domu weszła Car z Axlem i Izzym.
- Wy to macie pomysły... - powiedziała wściekle Caroline.
- Co jest? - zapytałem.
- Moja najukochańsza dziewczyna wścieka sie, że musiała zabrać nas do szpitala. - odpowiedział śmiejąc się Axl.
- Jeszcze słowo! - pogroziła palcem blondynka.
Axl miał coś powiedzieć, ale uprzedził go Izzy.
- A ty co z zacieszem siedzisz? - zapytał rytmiczny.
Nawet nie zauważyłem, że się uśmiecham...
- Nasza mała żyrafcia dorasta... - pewnie zabrzmiało to jakbym był starym prykiem - Pierwsza miłość... Pierwsze rozczarowanie... Już wkrótce opuśći nasze małe gniazdko...
- Ty sie dobrze czujesz? - odezwał się niepewnie Axl.
- Ja? - zdziwłem się - Wspaniale.
- Brak Daniel'sa ci szkodzi... - powiedział oszołomiony wokalista.
- A tak po za tym to co wy w szpitalu robiliście? - zmieniłem temat.
Axl i Izzy porozumiewawczo się zaśmiali.
- Po prostu nie wciągaj kartonu kokainy jednego wieczoru. - odezwał się w końcu Stradlin.
Godzine od powrotu chłopaków i Car do domu przyszedł Steven i Emilie.
- No to możemy zaczynać jeść. - ucieszyła się mama Stevena.
- A panie skąd się znają? - zapytał Axl.
- Z klubu seniora. - odpowiedziała dumnie Muriel.
Axl przez cały posiłek zawzięcie dyskutował z mamą Stevena. Nawet przez chwilę o coś się posprzeczali.
------------------------------
*perspektywa Caroline*
------------------------------
Wreszcie pozbyliśmy się z domu tych staruszek... Zaczęłam sprzatać po tym obiedzie. Po cholere on nam był?! Oczywiście wszystko sama musze robić, bo McKagan zabawia sie na górze z Viv, podobnie Steven i Emilie, a Slasha i Izzyego gdzieś wcięło. Axla nawet nie prosze, bo co raz bardziej mu odjebuje... Nagle usłyszałam huk dobiegający z przed wejścia do domu. Poszłam sprawdzić co to. Zobaczyłam jak Rose leży w krzakach, a obok niego rozrzucone dziwne przedmioty.
- Co ty znowu odpierdalasz? - zapytałam.
- Robie pułapke. - oznajmił.
- Po cholere ci pułapka? - zirytowałam się.
- No bo ktoś może sie włamać. - stwierdził.
- Mamy już kraty w oknach i alarm. - próbowałam opanować nerwy - Twoja badziewna pułapka jest zbędna.
Axl zrobił obrażoną minę. 
- Jeszcze się przekonamy. - powiedział urażonym tonem.
- Z kim ja mieszkam... - burknęłam pod nosem i wróciłam do domu.
Zadzwonił telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Caroline! - usłyszałam radosny bełkot Izzyego - Chodź do nas!
Chyba znowu jest pijany...
- Gdzie? - zapytałam.
- Do Rainbow! - wykrzyknął i rozłączył się.
W sumie to i tak nie mam nic lepszego do roboty, więc pójdę do niego. Weszłam do Rainbow. Zobaczyłam przy naszym stoliku mocno spitych chłopaków. 
- Jesteś! - Stradlin rzucił się mi na szyję.
Czego on sie znowu naćpał?
- Udzielam wam błogosławieństwa. - wybełkotał Slash.
Posłałam pytające spojrzenie Izzyemu. Chłopak wzruszył ramionami.
- Siadaj. - powiedział i podał mi szklaneczkę z whisky.
Zaczęłam pić z chłopakami. Slash w pewnym momencie zasnął. Byłam wtedy już dość mocno pijana.
- Kocham cię. - usłyszałam głos Izzyego.
- Jesteś pijany. - stwierdziłam.
- Nie jestem... - powiedział - Kocham cię, rozumiesz?
Spojrzałam na Izzyego. Zobaczyłam w jego oczach śmiertelną powagę.
- Nie możesz mnie kochać... - powiedziałam smutno i zataczając się wyszłam z klubu.
Stradlin chyba chciał iść za mną, ale skutecznie powstrzymał go stół, o który się przewrócił. Nie wierzę, że to co mówił to prawda... Przecież oboje jesteśmy pijani. Nie wiem co się później działo, bo urwał mi sie film. Obudziłam się w krzakach, w których wcześniej leżał Axl, gdy montował swoją zajebistą pułapkę. Strasznie boli mnie głowa. Weszłam do domu.
- Gdzie byłaś? - usłyszałam ostry ton głosu Rosea - Nie było cię całą noc.
- W Rainbow piłam z chłopakami. - wyjaśniłam słabym głosem.
- Martwiłem się. - powiedział.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć więc poszłam do kuchni po coś do picia.
- Nie rób tak więcej. - wokalista poszedł za mną.
- Dobrze. - westchnęłam.
Wzięłam puszkę coli i podreptałam do sypialni. Usnęłam.
 

poniedziałek, 17 marca 2014

R. 46

Specjalne podziękowania dla "Wyobraźni z aska" dzięki której dostałam weny twórczej i napisałam ten bardzo krótki rozdział. Jeszcze raz dziękuje c:

*perspektywa Stevena*
------------------------------
Idziemy sobie teraz do Slasha, a potem spotkam się z Emilie. Stęskniłem się za nią... Ale, zaraz... Co matka Emilie robi u Slasha w szpitalu?!
- Saul? - zapytał niepewnie Duff wchodząc na salę - Co ta kobieta u ciebie robi?
- Oo, hej stary! - uśmiechnął się gitarzysta - To jest Muriel.
- Steven? - kobieta zdziwiła się na mój widok.
- Dzień dobry. - uśmiechnąłem się.
- Zaraz, to wy się znacie? - zapytał basista.
- To matka Emilie. - wyjaśniłem.
Ja chyba nie chce wiedzieć co ona tu robi...
Posiedzieliśmy u Slasha, a potem poszedłem do mieszkania Emilie. Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi.
- Steven? - zdziwiła się na mój widok - Tak się cieszę, że nic ci nie jest! - dziewczyna rzuciła się mi na szyję.
- Tęskniłem za tobą. - uśmiechnąłem się i wyciągnąłem różę zza pleców - To dla ciebie.
- Dziękuję. - ucieszyła się.
Zostałem u niej na noc. Chyba nie musze wyjaśniać co robiliśmy.
----------------------------
*perspektywa Vivien*
----------------------------
Po powrocie od Slasha stałam w kuchni i odgrzewałam sobie starą pizze. Poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to. - usłyszałam radosny głos Duffa.
Odwróciłam się i go pocałowałam.
- Nie zdąrzyłem ci jeszcze podziękować za to, że mnie uratowałaś. - powiedział uroczyście.
- Daj spokój. - uśmiechnęłam się - Nie musisz mi dziękować.
- Ale chcę. - odwzajemnił uśmiech - Idziemy.
Duff zasłonił mi oczy i zaczął gdzieś prowadzić. Po przywróceniu widzenia znalazłam się w parku. Przede mną leżał koc i graty do pikniku. Duffy sie postarał, bo nawet świeczki zapalił. Nie sądziłam, że jest romantyczny.
- Wow... - powiedziałam z zachwytem.
Spędziliśmy bardzo miły wieczór. Duff nie zachowywał sie jak yyy... Duff?

NASTĘPNEGO DNIA*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
----------------------------------
Obudził mnie jakiś okropny hałas z dołu. Axl nie leżał obok mnie, więc pewnie on jest jego źródłem... Ubrałam i zeszłam na dół.
- Co tu sie dzieje? - zapytałam na widok Axla i dwóch robotników.
- Montujemy alarm i kraty w oknach. - wyjaśnił jakby nigdy nic Axl.
- Nie przesadzasz? - zirytowałam sie.
- Nigdy nie wiadomo kiedy znowu będą chcieli komuś coś zrobić. - stwierdził Rudy.
- Wpadasz w paranoje... - skomentowałam całą sytuację.
- Panie Rose... - odezwał się gruby robotnik - ...przy alarmie zamontowaliśmy włącznik klimatyzacji oraz przyciski wzywające policje, straż i karetkę.
- Dzięki panowie. - uśmiechnął się Axl.
Pokręciłam tylko głową. 
- Robimy dziś popijawe z okazji powrotu Stevena. - oświadczył Rudy.
- No dobra. - wzruszyłam ramionami.
Nagle do domu wszedł Izzy z wielkim kartonem.
- Załatwiłeś? - zapytał tajemniczo wokalista.
- Taa. - uśmiechnął się rytmiczny - Tylko chyba gliny jechały za mną jak od dillera wychodziłem.
- Jeszcze tego brakuje, żeby nam do domu wbili... - Axl zaczął panikować.
- Przewrażliwiony jesteś. - zaśmiał sie Izzy i odpalił papierosa.
- Kolejny zaczyna... - powiedział załamany rudzielec.
Izzy posłał mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. Roseowi odpierdala dzisiaj bardziej niż zwykle... Wieczorem przyszedł Steven z Emilie. Wbiła też jej matka do Slasha. Co do kurwy ona chce od niego?! Zaczęliśmy pić i ćpać. Już wiem co było w tym kartonie Izzyego...
- Adler, podkręć klimatyzacje. - powiedział Duff do naćpanego w chuj Stevena.
Perkusista podreptał do tego nowego ustrojstwa i zaczął wciskać wszystkie guziki na raz. 
- Saul, odprowadzisz mnie do domu? - zapytała starsza kobieta.
- Jasne Muriel. - uśmiechnął się gitarzysta i wyszedł z matką Emilie.
- My też spadamy. - stwierdził Steven.
- Więcej dla nas. - wzruszył ramionami Axl.
Piliśmy sobie w najlepsze, aż usłyszeliśmy syreny policyjne. W chuj dużo radiowozów jechało do... NASZEGO DOMU! 
- Izzy złapali cie! - krzyknął przerażony Axl.
- Trzeba sie pozbyć towaru... - powiedział rytmiczny.
Zaczęłam nerwowo zamykać drzwi na każdy zamek, żeby opóźnić wejście policji i zasłaniać zasłony w oknach. Duff i Viv gdzieś spierdolili. No pięknie! Zobaczyłam jak Axl i Izzy wciągają wszystkie narkotyki w siebie.
- Powariowaliście?! - zaczęłam sie wydzierać.
- A masz inny pomysł? - zapytał wokalista.
- Mam. - zaczęłam topić wszystko w kiblu i spuszczać wode.
Usłyszeliśmy walenie do drzwi.
- Stradlin i co teraz kurwa? - zapytał nerwowo Axl.
- Car, otwórz. - powiedział z kamienną twarzą Izzy.
Posłusznie poszłam otworzyć.
- Dostaliśmy zawiadomienie z tego domu, że potrzebna interwencja policji. - odezwał się policjant rozglądając po domu.
- To jakaś pomyłka. - powiedziałam.
- Dziwne, bo guzik alarmowy został wciśnięty kilka razy... - zaczął podejrzliwym tonem policjant.
- A to pewnie nasz kolega przez przypadek... - speszyłam się - Mamy nowy alarm i to dlatego.
- Prosze uważać następnym razem. - policjan ostatni raz przyjrzał sie uważnie domowi i wyszedł.
- Zabije tego chuja... - powiedział wściekle Axl.
Izzy zaczął się śmiać.
- Nic wam nie będzie po tych narkotykach? - zapytałam z troską.
Nie dostałam odpowiedzi. Chłopaki już całkiem odlecieli...
*inspiracja Ozzym Osbournem

sobota, 15 marca 2014

R. 45

*perspektywa Vivien*
-----------------------------
Duff chyba na dobre zadomowił się w moim pokoju. Już nawet są tu jego gacie...
- Już nie śpisz? - usłyszałam z drugiego końca łóżka.
- Jak widzisz. - lekko uśmiechnęłam się do Duffa.
- Ide po fajki. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Kurwa mać! - po chwili rozległ się krzyk basisty dobiegający z salonu.
Szybko wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Co się stało? - zapytałam przestraszona.
- Zobacz. - wskazał na cały pokój - Ktoś się włamał.
Wszystko było porozwalane. Nawet stół nam rozkręcili... I znaleźliśmy kolejny liśćik:
Daję wam ostatnią szansę. Dziś o 23 na najbliższym cmentarzu. To już nie są żarty.
~ Przyjaciel
- Duff, ja sie boje... - powiedziałam rozpaczliwym tonem.
- Ciiii... - mruknął szeptem i przytulił mnie.
Z trudem powstrzymałam łzy. Cholernie boje sie o Stevena... To już chyba naprawdę nie są żarty...
- Co się dzieje? - na dół zszedł zaspany Axl.
- Sam zobacz. - powiedział poważnie Duff i podał mu kartkę. 
- Duff musimy tam iść... - odezwałam się.
- Viv to niebezpieczne. - blondyn spojrzał mi głęboko w oczy.
- Ale ona ma rację. - poparł mnie Rudy.
- Axl, ale to są psychopaci. - zaczął basista - Jeszcze znowu kogoś porwą, albo pobiją.
- Steven to nasz przyjaciel! - Axl chyba zaczynał kłótnię.
- Nie idziemy tam i koniec! - Duff lekko się zdenerwował.
- Gdzie nie idziemy? - zapytał Izzy schodząc na dół.
- Na cmentarz. - wyjaśniłam.
- Kto znowu umarł? - zdziwł się rytmiczny.
- Jeszcze nikt, ale przez tą jebaną Żyrafę zginie Adler! - odezwał się Axl.
- Pewnie, niech sobie wszyscy umrzemy! - Duff zaczął sie wydzierać.
Zaczęła się dyskusja między Rudym, a basistą. Krzyczęli na siebie i mocno gestykulowali.
- Kurwa dlaczego Adler ma umrzeć?! - teraz krzyknął Izzy.
Nagle sie zamknęli i zaczęli się wgapiać w Stradlina. On prawie nigdy nie krzyczy...
- Masz. - dałam mu kartke.
- Wezwijmy policję. - powiedział po przeczytaniu.
- Spierdalaj, żadnej policji. - oburzył się wokalista.
- Ale to dobry pomysł. - poparł Izziego Duff.
- Nie ufam tym fiutom i koniec! - stwierdził Axl.
Chłopaki zaczęli się kłócić. Wszyscy mówili na raz i nie mogłam ich zrozumieć. Czasem wyłapałam jakieś bluzgi.
- Co tu się dzieje? - do salonu weszła Car, ale chyba nie została zauważona przez chłopaków.
Posłała mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam tylko ramionami, bo sama nie bardzo wiem o co tak na prawdę się kłócą.
- Do chuja pana! - wrzasnęła - Zamknijcie sie wreszcie!
Chłopcy umilkli.
- O co znowu chodzi? - zapytała trochę spokojniej.
- McKagan chce sprowadzić FBI po Adlera. - odpowiedział Axl.
- Jakie FBI?! - oburzył się basista - Tylko policje...
- Czyli już wiadomo gdzie jest Steven? - zadała kolejne pytanie Caroline.
I wtedy Izzy jej zaczął wszystko opowiadać.
- No przecież trzeba iść na ten cmentarz. - stwierdziła blondynka.
- Powtarzam mu to cały czas! - powiedział wciąż zbulwersowany Axl.
I znowu zaczęli się wszyscy kłócić. Wyszłam przed dom, bo już mi głowa pęka. Po wypaleniu dwóch fajek wróciłam do środka.
- Wszystko postanowione. - powiedział Duff.
- Czyli? - zapytałam.
- My idziemy, a ty i Car zostajecie w domu. - odpowiedział basista.
- Nie tak się umawialiśmy! - wkurzyła się Caroline.
- Ale to dla waszego dobra... - powiedział czule Axl.
I znowu się kłócą...

GODZINA 22.30
~~~~~~~~~~~~~~~
- Jak nie wrócimy do północy to dzwońcie po policję. - powiedział Duff i pocałował mnie.
Wyszli.
Nastała stresująca cisza.
- Co jest właściwie między tobą a Duffem? - zapytała wreszcie Car.
- Sama nie wiem. - odpowiedziałam szczerze.
- Ruchacie sie? - wypaliła.
- Car... - zaczerwieniłam sie.
Blondynka spojrzała na mnie z politowaniem.
- No dobra, przespałam się z nim... - powiedziałam tak jakbym przyznawała się do morderstwa.
- No proszę. - ucieszyła się - A teraz sie ubieraj.
- Ale jak to? Przeiceż kazali nam zostać. - zdziwiłam się.
- No chyba cie pojebało, że ja tu będę na nich grzecznie czekać. - powiedziała.
Też zaczęłam się ubierać i wyszłyśmy z domu.
- Tam są. - pokazałam na chłopaków stojących po ogrodzeniem cmentarza.
- A Duff to chociaż dobrze ci wtedy zrobił? - zapytała blondynka.
- Car... - poczułam, że się czerwienię.
- Nie chcesz gadać to nie. - wzruszyła ramionami - Ale ja i tak sie dowiem.
- Cicho, coś sie dzieje. - pokazałam na chłopaków.
Podeszła do nich grupka facetów w skórzanych kurtkach. Z tyłu mieli wyszyte logo Hells Angels. Byłyśmy dość daleko i nie zawiele słyszałyśmy. W pewnym momencie Axl się zaczął do nich rzucać. Wtedy jeden z nich mu przywalił.
- A to chuj! - wkurzyła się Car i zaczęła wychodzić z ukrycia.
- Gdzie leziesz?! - przytrzymałam ją.
Westchnęła tylko i została ze mną. Do bójki włączył się Duff i Izzy. Słabo to wyglądało... Chłopaki mocno dostali. Wtedy zjawiła sie Michelle. Nie wiem skąd, ale mieli sznur i ich związali.
- Viv, robi sie naprawde niebezpiecznie... - powiedziała przerażona Caroline.
- Ale przecież nie pójdziemy i nie będziemy sie bić z grupką psychopatów. - skrzywiłam się.
- Idź zadzwonić po gliny. - nakazała mi.
Posłusznie pobiegłam szukać budki telefonicznej. Co za debil umieścił ją tak daleko! Wykręciłam numer na policję i opowiedziałam o całym zdarzeniu. Kazali mi zostać przy tej budce, alw muszę wiedzieć co z nimi! Wróciłam do naszej kryjówki. Car już tam nie było... Podeszłam trochę bliżej, aby coś usłyszeć.
- Puść mnie spocona świnio! - krzyczała blondynka do jednego z motocyklistów.
- Nie ładnie podsłuchiwać. - zaśmiał sie.
- Jak coś jej zrobisz ośle to pożałujesz! - darł sie Axl.
- Michelle, po co to wszystko? - zapytał z kamienną twarzą Izzy.
- Jak to po co? - dziewczyna teatralnie sie zdziwiła - Muszę się zemścić.
- Ale przecież Slash będzie ci płacił na to dziecko... - odezwał sie Duff.
- Dziecko? - zaczęła się śmiać - Nie ma żadnego dziecka i nigdy nie było!
- Suka! - Axl jakimś cudem wyrwał się i podbiegł do Michelle.
Jak przypuszczałam od tazu dostał w ryj i znowu go związali. Gdzie do cholery jest ta policja?!
- Puść nas, jakoś sie dogadamy... - zaczął psychologicznie Izzy.
I teraz całe szczęście zjawiła się policja. Od razu ich aresztowali.mwtedy wyszłam z ukrycia. Rzuciłam sie Duffowi na szyję.
- Mówiłem, żebyś tu nie przychodziła. - powiedział z troską w głosie i zaczął gładzić moje włosy.
- Gdyby mnie tu nie było byłoby po was. - odpowiedziałam.
Wtedy mnie pocałował.
Usłyszeliśmy chrząknięcie. 
- Przepraszam, ale chciałbym spisać zeznania. - powiedział.
Po przesłuchaniu chcieliśmy zbierać się do domu, ale coś zaczęło piszczeć zza krypty cmentarnej.
- Ej, to Steven! - krzyknął Izzy.
Rozwiązaliśmy go.
- Wszystko w pożądku? - zapytałam.
- No. - uśmiechnął sie pogodnie - Tylko troche głodny jestem.
Wróciliśmy do domu. Ze Stevenem wszystko ok, tylko jest troche posiniaczony. Jestem tym wszystkim zmęczona i poszłam do pokoju.
- Viv, musimy pogadać... - usłyszałam głos Duffa.
- No co tam? - zapytałam.
- Bo... - przerwał na chwile.
Zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Podobasz mi się. I to bardzo... - wydusił z siebie.
Zatkało mnie na moment. Przez jakiś czas wpatrywałam się w niego z milczeniem.
- Duff, ty też mi się podobasz. - powiedziałam cicho.
Chłopak się uśmiechnął. Zaczęłam go całować. Dalej to już łatwo poszło. 
- Czyli teraz jesteśmy parą? - zapytałam po udanym seksie.
- Jeśli chcesz. - uśmiechnął sie.
- Pewnie, że chce. - odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go.





sobota, 8 marca 2014

R. 44

*perspektywa Axla*
--------------------------
- Ktoś widział Caroline? - zapytałem wchodząc do domu - Wszędzie jej szukałem...
- Nie pokazywała się od wczoraj. - odpowiedział Izzy.
- Gdzie ona kurwa jest?! - wkurzyłem się.
- Stary, luzik... - powiedział Duff podając mi wódkę.
Zabrałem butelkę i poszedłem do swojego pokoju. Zacząłem grać na fortepianie.
- Kurwa mać! - wrzasnąłem i rzuciłem butelką gorzały o ścianę.
Nic mi nie wychodzi. Nawet klawisze mi się mylą... Zrezygnowany poszedłem spać. Obudziła mnie Caroline gramoląca się w nocy do łóżka.
- Gdzie byłaś? - spytałem.
- U Slasha, śpij. - odpowiedziała.
- Całą noc u niego pyłaś? - nie dawałem za wygraną.
- Tak. Daj mi spokój, bo jestem zmęczona. - powiedziała i odkręciła się tyłem do mnie.
Nie mogłem spać. Reszte nocy siedziałem i gapiłem się w sufit. 
- Nie śpisz? - zapytała nad ranem Car budząc się.
- Nie. - odparłem obojętnie.
- No przepraszam, że mnie długo nie było. - blondynka przytuliła się do mnie.
- Martwiłem się o ciebie... - wyznałem.
- Już więcej tak nie zrobię. - powiedziała i pocałowała mnie.
Nie wiem czemu, ale mam słabość do tej dziewczyny jak do nikogo innego.
- Chodź, zjemy śniadanie. - powiedziałem i wstałem z łóżka.
W salonie siedziała Viv i McKagan. Oglądali jakieś gówno w telewizji.
- Axl, musisz to zobaczyć! - do domu wbiegł zdenerwowany Izzy.
- Co jest? - podszedłem do przyjaciela.
- Znalazłem to przyklejone do drzwi. - oznanjmił rytmiczny i podał mi jakąś karteczkę.
Jeśli chcecie mieć jeszcze perkusistę przyjdźcie dziś o 20 do Whisky A Go Go.
~ Przyjaciel - przeczytałem na głos.
- Skąd możemy wiedzieć czy to prawda? - zapytała Car.
- Musimy spróbować. - stwierdziłem.
- Potrzebny nam jakiś plan działania. - powiedziałem - Duff, masz jakieś pomysły?
Blondyn chyba nawet nie zauważył, że czytałem liścik...
- Duff chuju! - krzyknąłem - Rozumiem, że wreszcie się zakochałeś, ale to poważna sprawa!
- Ale o co chodzi? - zapytał McKagan odwracając się w naszą stronę.
- Ludzie trzymajcie mnie, bo zaraz mu przyjebie... - powiedziałem pod nosem.
Basiste westchnął i podszedł do nas.
- Co to? - spytał i wziął karteczkę.
Chwilę ją czytał.
- Blefuje. - stwierdził.
Izzy posłał mu pytające spojrzenie.
- Skąd nasz "Przyjaciel" miałby wiedzieć, gdzie jest Adler? - powiedział Duff.
- No może jednak coś wie. - zasugerowałem.
Żyrafa na chwilę się zamyślił.
- Chwileczkę... - zaczął powoli - Izzy, kto cię pobił?
- Motocykliści z Hells Angels. - odpowiedział rytmiczny.
- Oni mogą mieć z tym coś wspólnego. - stwierdził basista.
- Ale co te dupki mogą mieć z nami coś wspólnego? - zapytała Car.
- Więcej niż ci się wydaje... - powiedział tajemniczo Duff.
- Nie czaje. - odezwała się Viv wstając z kanapy.
- Mam pewien pomysł, ale potrzebny mi do tego Slash. - powiedział McKagan.
- Dzisiaj go wybudzają. - wtrąciła Caroline.
- Świetnie! - ucieszył się Duff - Złożymy mu wizytę.
- To nie idziemy do Whisky? - zapytałem.
- Żeby znowu kogoś porwali? - odpowiedział pytaniem na pytanie Duff.
- Ty tu rządzisz. - stwierdziłem.
Zaczęliśmy się wszyscy ogarniać. Po południu poszliśmy do szpitala.
- Przykro mi, ale pan Hudson jest jeszcze bardzo słaby i wizyty są zabronione. - powiedział lekarz, gdy dotarliśmy na miejsce.
- Ale to dla nas naprawdę ważne. - przekonywał Duff.
- No dobrze. - doktor przewrócił oczami - Tylko jedna osoba na pare minut.
Rozejrzeliśmy się po sobie.
- Duff, ty idź. - zdecydowałem.
---------------------------
*perspektywa Duffa*
---------------------------
Wszedłem ostrożnie na salę.
- Saul? - odezwałem się cicho stając nad łóżkiem przyjaciela.
Mulat otworzył powoli oczy. Chwilę nimy pomrugał, aby złapać ostrość.
- Duff... - powiedział słabo i lekko się uśmiechnął.
- Jak się czujesz? - zapytałem z troską.
- Jakbym był ciągle na haju... - odpowiedział radośnie.
- Słuchaj nie mamy za wiele czasu i potrzebuję twojej pomocy. - powiedziałem poważnie.
- Wal śmiało. - Slash znowu się uśmiechnął.
- Wspominałeś, że chodziłeś z Michelle do szkoły, racja? - chciałem się upewnić.
- No. - potwierdził gitarzysta - Przez pewien czas kumplowaliśmy się.
- Wiesz może czy ma jakieś znajomości w Hells Angels? - zadałem kolejne pytanie.
Chłopak zamyślił się.
- Miała kiedyś chłopaka, który do nich należał. - odpowiedział - Duff, ale po jakiego chuja wam Hells Angels? 
- Proszę już kończyć. - na salę wbiła pielęgniarka.
- Potem ci wyjaśnię. Trzymaj się. - powiedziałem i wyszedłem.
- I co z nim? - zapytała Vivien.
- Będzie żył. - uśmiechnąłem się.
- Dowiedziałeś się czegoś? - odezwał się Axl.
Opowiedziałem wszystkim to co powiedział mi Slash.
- Podejrzewasz, że to Michelle? - zapytał Izzy.
- No a kto inny? Raczej wrogów nie mamy... - odpowiedziałem.
I wszyscy spojrzeli na Axla.
- No co? - zaczął się śmiać wokalista - Nie moja wina, że jestem porywczy.
- Czyli musimy dopisać do listy podejrzanych pół Los Angeles. - skomentował Izzy.