piątek, 24 stycznia 2014

R. 32

*perspektywa Slasha*
------------------------------
Obudziłem się w łóżku Duffa ( ! ). Jak to kurwa możliwe to ja nie wiem. I chyba lepiej jak się nigdy nie dowiem... Jeszcze będę mieć koszmary. Na szczęście byłem w nim sam. Spojrzałem na zegarek. Dopiero 13. Zszedłem na dół.
- Szykuj się pudlu. - powiedział Axl.
- Na co? - zapytałem i zacząłem szukać paczki papierosów.
- Wieczorem gramy koncert. - wyjaśnił.
- Fajnie. - stwierdziłem i odpaliłem papierosa.
Znowu nikt nie zrobił mi śniadanka. Może uda mi się wrobić w to Stevena.
- Widział ktoś Adlerka? - spytałem.
- Pomieszkuje u Emilie. - odezwał się Duff.
- To kto mi zrobi jeść? - zapytałem zawiedzionym głosem.
- Rączki, nóżki masz? - powiedziała Viv.
- Najmądrzejsza się odezwała. - burknąłem.
Viven zrobiła obrażoną minę. Trudno się mówi. Do wieczora jej przejdzie. Axl poszedł do telefonu i wykręcił numer. Gadał chwilę jak się domyślam z naszym perkusistą, aby na chwilę oderwał się od ruchania Emilie i zjawił się na koncercie. Uznaliśmy, że jesteśmy tak zajebiści, że nie musimy ćwiczyć.
- Gdzie gramy? - zapytał Duff.
- W Troubadour. - wyjaśnił Rudy.
Poszedłem do Marcka po alkohol. Wszedłem bez pukania. Znowu go nie było. Od jakiegoś czasu mamy zwyczaj wchodzić do niego jak do siebie. Zawędrowałem do kuchni w poszukiwaniu whisky. Znalazłem mój skarb! A nawet i herę! Marck się nie obrazi jeśli się poczęstuję. Wziąłem też dla reszty, żeby się nie obrazili. Znowu robię za murzyna. Chwileczkę... W połowie nim jestem. Ups...
- Mam dla was prezenty! - krzyknąłem od progu.
Położyłem moje zdobycze na stole. Wszyscy się na nie rzucili. Nawet nie usłyszałem dziękuję! Ja im dam nie dziękować Slashowi! Muszę ich wychować. Eh... Nic dla mnie nie zostawili! A to chamy jedne! Na szczęśce schowałem swoje norkotyki i butlę Daniel'sa w cylindrze, który służył teraz za koszyczek. Poszedłem na górę i załadowałem w siebie ten cudowny narkotyk oraz otworzyłem alkohol. Wziąłem gitarę i zacząłem grać jak szalony. Kiedy whisky się skończyło zszedłem na dół w nadziei, że chłopaki coś mają. Nie myliłem się. Widzę, że i oni zaopatrzyli się u Marcka, gdy ja grałem na górze. Zwinąłem butelkę wódki ze stolika i wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia. O 20 zacząłem się szykować na wielkie show. Niestety wódka i whisky, które wcześniej wypiłem wcale mi tego nie ułatwiały. Kiedy uznałem, że jestem gotowy zszedłem na dół. Co jest?! Nie ma nikogo! Zapomnieli o mnie, czy co? Siedziałem z moją gitarą na kanapie i czekałem, aż sobie o mnie przypomną. Przecież nie mogą grać bez gitary prowadzącej! 
- Slash! - do domu wbiegł zdyszany Izzy - Gdzieś ty był?!
- Na górze. - odpowiedziałem.
- Ale jak? - rytmiczny próbował złapać oddech - Nie ważne. Za 15 minut mamy koncert! Rusz dupę!
Wstałem i wskoczyłem do jakiegoś vana ze Stradlinem. Uznaliśmy, że nie będziemy wchodzić do klubu od przodu, bo to zabierze nam za dużo czasu, więc przeskoczyliśmy przez ogrodzenie z tyłu budynku. Niestety procenty w mojej krwi znowu dały o sobie znać. Mam na myśli to, że zerwał mi się guzik od spodni. Przez cały występ musiałem pilnować, czy nie widać mi za dużo, bo ostatnio mam w zwyczaju nie nosić bielizny. Okazało się, że w klubie mamy za darmo drinki. Chłopaki zdążyli się schlać. Tylko ja i Izzy byliśmy w tyle. Dziewczyny zajęły miejsce pod sceną. Wszystko szło świetnie! Tylko najebany Duff wyjebał się na rytmicznego podczas grania Nightrain. Widownia była nami zachwycona. Poważnie! Chcieli bisów i innych dupereli. W pewnym momencie skończyły się już pomysły na covery itd., więc Stradlin wyjął z kieszeni karteczkę i podał ją Axlowi. Zaczął coś tam grać. Wszyscy dołączylismy się. To znaczy Izzy wiedział co ma grać, a my improwizowaliśmy. Potem okazało się, że właśnie stworzyliśmy muzykę do Think About You! Zeszliśmy ze sceny, a widownia szalała! 
- Chodźcie chłopaki na chwilę do mojego biura. - powiedział jakiś facet.
To chyba jakiś właściciel czy coś.
- Chciałbym, abyście grali tu co tydzień. Byłoby to możliwe? - zapytał.
- Jasne! - ucieszył się Axl.
- Oczywiście macie tu zawsze darmowe drinki i stolik V.I.P. - dodał męszczyzna.
- Spoko. - powiedziałem i wyszedłem.
Dalsza część rozmowy mnie nie interesowała. Chłopaków chyba też nie, bo wyszli razem ze mną. Kątem oka zobaczyłem jak Axl i Car się całują (a raczej pożerają). Izzy na ten widok sie skrzywił. Wcale się mu nie dziwię. Siedzieliśmy przy naszym V.I.P.-owksim stoliku i chlaliśmy w najlepsze. Późno w nocy zachciało nam się wracać do domu. Najbardziej trzeźwa osoba wśród nas - ja - musiała prowadzić tego chujowego vana. Zapakowaliśmy nasze instrumenty i wolniutko ruszyliśmy. Bałem się, że w takim stanie kogoś potrącę. Ten samochód doprowadzał mnie do furii. Większym gównem nigdy nie jeździłem! Pod domem zacząłem go niszczyć. Powybijałem szyby, pourywałem lusterka i porwałem tapicerkę. Masz za swoje paskudo! Na kartce w schowku był adres wypożyczalni tego złomu. Pojechałem tym czymś na ich parking, zostawiłem kluczyki w stacyjce i wróciłem metrem do domu. Po drodze zahaczyłem o kuchnię Marcka. Gdzie do chuja on się podziewa?! Nie długo nie będziemy mieli skąd brać wódę i inne. Z butelką czystej pomaszerowałem do swojego pokoju i po spożyciu jej udeżyłem w kimę. Obudziłem się z mega kacem. Ktoś mi kiedyś powiedział, że na kaca najlepszy jest drink. Wyciągnąłem butelkę gorzały, której nie dopiłem wieczorem. Zobaczymy czy ten sposób działa. Po kilku minutach zadziałał. No i git. Wyszedłem z pokoju. Usłyszałem jęki dobiegające z kibla.
- Steven? - stanąłem pod drzwiami.
- Bogu dzięki! - krzyknął.
- Stary... Co jest? - zapytałem.
- Papier się skończył. - powiedział.
Zacząłem się śmiać.
- Saul to nie jest śmieszne. - powiedział poważnie - Siedzę tu od 4 w nocy.
Te słowa jeszcze bardziej mnie rozbawiły.
- Slash, kurwa no! - wkurzył się - Idź i kup mi go, a nie!
- Zaraz, zaraz. - odpowiedziałem wciąż się śmiejąc.
Poszedłem do salonu.
- Axl? - zdziwił mnie widok wokalisty siedzącego na kanapie i popijającego colę.
- A kto? - zapytał.
- Nie no, nikt... - powiedziałem zmieszany.
- Właśnie. - wziął łyk coli.
- Czemu nie uwolniłeś Adlera z kibla? - zapytałem.
- Nie lubię sam chodźić do sklepów. - odpowiedział spokojnie.
- Rusz dupę i kupmy mu ten papier. - ponaglałem.
Ubraliśmy się w buty i kurtki i poszliśmy do najbliższego sklepu. Kupiliśmy dużą paczkę dla Stevenka. 
- Co macie? - zapytał Duff, gdy wróciliśmy.
- Srajtaśmę. - odpowiedział Axl.
Ta zjebana żyrafa Duff zajebała nam Adlerowy papier i zaczęła wojnę! Musieliśmy się czymś bronić, więc użyliśmy pozostałych rolek. I w ten sposób zaczęła się walka o honor!
- Co do chuja pana? - do salonu weszła Viv.
- Szybko! Pomóż mi! - krzyczał Duff - Mają przewagę liczebną!
Brunetka dołączyła się do basisty.
- Zdrajczyni! - krzyknął Axl i ukrył się za kanapą, aby nie oberwać rolką po łbie.
Nagle rozległ się dziwny dźwięk.
- ADADADADADADADA!!! - usłyszeliśmy z kibla - GDZIE MÓJ PAPIER?!
- O kurwa... - szepnąłem do Axla.
Rudy zrobił minę w stylu "ups...". 
- Już Stevenku! Tylko się nie denerwuj! - chciałem uspokoić perkusistę.
- GDZIE PAPIER?! - coś co wcześniej było Steven grzmiało z kibla.
Zrobiłem ruch do Axla w stylu "aa sio!", żeby poszedł szybko i kupił ten jebany papier. Wokalista ewakuował się z domu. W kiblu mieliśmy cykającą bombę Adlera, a Rudy jak wyszedł tak nie wrócił. Minęły 2 godziny.
- KURWA! GDZIE TEN JEBANY PAPIER?! - coś ryknęło z kibla.
Miałem wrażenie, że wtedy zatrzęsła się ziemia.
- Stevenku, już chwileczkę... - chciałem coś zdziałać - W fabryce się skończył i robią specjalnie dla ciebie... Taki mięciutki...
- GDZIE JEST DO KURWY NĘDZY TEN PAPIER?! - grzmiał potwór z łazienki.
- Duff idźcie po ten jebany papier. - szepnąłem basiście na ucho.
Szybko wyszli z domu. Minęło pół godziny i nikt nie wrócił. To są chyba jakieś żarty!!! Zobaczyłem, że Izzy schodzi na dół.
- Izzy błagam cię! Idź po jebany papier dla Adlera! - powiedziałem pół głosem.
Rytmiczny się skrzywił, ale posłusznie ruszył po zakup srajtaśmy. Po 20 minutach przyszedł z papierem. Bogu dzięki.
- Nigdzie nie można kupić tego chujstwa. - powiedział Izzy i podał mi papier.
- Proszę Stevenku... - wsadziłem rękę z rolką przez uchylone drzwi.
Coś co tam było wyrwało mi ją z dłoni. Po chwili wyszedł cały czerwony Adler.
- NIENAWIDZE WAS! - ryknął.
Spojrzał na zegarek.
- SIEDZIAŁEM W TYM KIBLU 8 GODZIN!!! - krzyczał i mocno gestykulował.
W najmniej odpowiednim momencie zjawił się Axl.
- Mam papier. - powiedział i rzucił mi rolkę.
- Gdzie do chuja ty byłeś?! - zapytałem zdenerwowanym głosem.
- Myślałem, że masz na myśli, abym uciekał i nigdy się tu nie pokazywał. - zrobił słodką minkę - A tak serio to spotkałem Marcka.
Wziałem głeboki wdech i długi wydech. Po chwili do domu wbiegł Duff i Viv. 
- Mamy rolki! - krzyknęka brunetka.
- No kurwa... - powiedziałem pod nosem.
- Jak ja was nienawidze... - powiedział trochę spokojniej Steven, ale wciąż był mocno wkurwiony.
- Co wy się tak wydzieracie? - do salonu weszła zaspana Caroline.
- Nawet mnie nie wkurwiaj. - powiedział Steven i wyszedł trzaskając drzwiami.
- A temu o co chodzi? - zapytała.
- Długa historia... - westchnąłem.

3 komentarze:

  1. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAAHHAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAAHHAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAAHHAAHAHAHAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAAHHAHHAAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
    HAAHHAAHAHAHAH
    STEVEN I SRAJTAŚMA....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam sie, że suchar wyjdzie XD

      Usuń
    2. Czytam to 10 raz i nie mogę przestać się śmiać i spadać z krzesła...
      Estranged, której nie chce się logować

      Usuń