----------------------------
Już wieczór, a my musimy iść rano do roboty...
- Emi, jak śpimy? - zapytał Axl dziewczynę.
Emilie się zamyśliła. Mieliśmy bardzo mało miejsca. Dziewczyna posiadała mikroskopijne pokoiki w mieszkaniu.
- Mogę do sypialni przygarnąć 1 osobę plus Steven. - powiedziała wreszcie.
- To ja akurat! - ucieszył się wokalista.
We trójkę poszli do drugiego pokoju. Car i Viv rozłożyły kanapę.
- Zmieszczą się tu 3 osoby. - powiedziała Vivien.
- Ty, Car i kto? - zapytałem.
- Papier, kamień, nożyce. - zadecydował Izzy.
Wygrał Duff. Ten to ma szczęście! Będzie spał z dwoma laskami!
- Dobra Izzy, bierz fotel. - powiedziałem do przyjaciela, a sam zacząłem szykować dla siebie podłogę.
- Jesteś pewien? - chciał się upewnić.
- Jasne. - powiedziałem.
W sumie to cieszę się z podłogi. Po dopchaniu się do kibla wróciłem na moje posłanie. Duff leżał między Car, a Viv. Szczęściarz!
- Ej, ale będziemy się wymieniać? - zapytałem.
- Skoro chcesz. - powiedział basista.
Jest! Ja też będę mógł poobmacywać dziewczyny! Spojrzałem na Izziego. Biedak gnieździł się na mini foteliku.
- Pierdole to! - wkurzył się rytmiczny - Idę do ciebie Saul!
Położył się obok mnie. Zachciało mi się lać. Poszedłem do kibla. Wracając zajrzałem do drugiego pokoju. Zrobili sobie tam trójkącik! Beze mnie! To nie fair! Duff ma Viv i Car. Axl i Steven Emilie. A ja?! Izziego... Położyłem się obok przyjaciela i usnąłem. Rano obudziła mnie Vivien. Nadepnęła na mnie.
- Sory stary. - powiedziała.
- Która godzina? - zapytałem zaspany.
- 4 rano. - odpowiedziała.
- Która?! - przeraziłem się.
- O 5 zaczynam pracę. - wyjaśniła.
Przewróciłem się na drugi bok i usnąłem.
- Slash! - ktoś zerwał ze mnie kurtkę, którą się przykryłem.
- O co chodzi? - nie kumałem.
- Wstawaj! - budziła mnie Caroline.
- Po co? - zacząłem jęczeć.
- Zaraz będzie Jimmy. - wyjaśniła.
Zwlokłem się z podłogi i zacząłem szykować. Śniadanie zjem w pracy.
------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------
Cóż to była za noc! No po prostu zajebiście! Obudziłem się o 13. A może 14? Sam już nie wiem. Wszedłem do salonu.
- Gdzie Emilie? - zapytałem Izziegi i Stevena.
- W pracy. - powiedział perkusista.
- Idziemy na Sunset Strip? - spytałem.
Ruszyliśmy w jej kierunku. Zawsze się tam szwędamy, gdy nie mamy co robić. Tym razem nikt się nie przeprowadzał. Zaczęliśmy zaczepiać ludzi na ulicy i prosić o drobne. Za uzbieraną sumę poszliśmy do McDonald's na śniadanie. Potem znowu włóczyliśmy się bez celu i poznawaliśmy nowe plotki. Koło 17 wróciliśmy do mieszkania. Wszyscy już tam byli. Dom przypominał pobojowisko. Jak myśmy to tak szybko rozjebali? Na fotelu siedziała wkurwiona Emilie. Steven przywitał ją buziakiem. To chyba jego nowa dziewczyna.
- Wypierdalajcie! - powiedziała, gdy weszliśmy.
- Co? - zapytałem.
- Co wyście mi zrobili z mieszkaniem! - narzekała.
- No ale... - zaczął dyplomatycznie Izzy.
- Wynocha! - wrzasnęła.
Tylko Steven mógł zostać. Znowu zaczęliśmy zbierać nasze rzeczy. Z dobytkiem całego życia siedzieliśmy na parkingu.
- Gdzie idźemy spać? - zapytał Slash.
- Obawiam się, że do magazynu. - powiedziałem.
Ruszyliśmy w jego kierunku targając ze sobą torby i kuferki z rzeczami. Mieliśmy do niego spory kawałek drogi. Magazyn mieści się przy podstawówce. Weszliśmy do naszej części, która teraz służyła za mieszkanie. Podłoga była z impregnowanego betonu. Ściany były szaro-białe. Drzwi były z falowanej blachy. Na magazyn pierwszej klasy to nie wyglądało, no ale cóż.* Wszyscy byliśmy zmęczeni wędrówką. Ułożyłem się między wzmacniacze i usnąłem. Następnego dnia była niedziela. Wszyscy mieli wolne.
- Siemano! - do magazynu wparował Steven ze swoim kufrem.
- Co ty tu robisz? - zdziwił się Izzy.
- Emilie powiedziała, że mogę być jej chłopakiem, ale mam wypierdalać z mieszkania, bo jej chlewię. - wyjaśnił.
Car i Slash poszli szukać czegoś do jedzenia. Izzy i Steven wyszli po jakimś czasie. Powiedzieli tylko tyle, że mają pewien pomysł. Siedziałem z Duffem i Vivien. Dyskutowali o czymś. Próbowałem też włączyć się do rozmowy, ale jakoś mi nie wychodziło. Ruszyłem na rekonesans budynku. Oprócz naszego magazynu były tu jeszcze 2. Kibel znajdował się 50m od naszego "mieszkanka" i był wspólny. Kiedy wróciłem z wycieczki Slash i Car wrócili.
- Skąd wy to macie? - zdziwiłem się.
Przywlekli przenośny grill i węgiel.
- No wieesz... - uśmiechnął się gitarzysta.
Niestety wiedziałem. Uderzyłem w kimę. Obudziło mnie jakieś walenie.
- Co tu się do chuja wyrabia? - podniosłem się.
- Musimy mieć jakieś łóżka, nie? - powiedział Izzy wbijając gwóźdź w jakąś wielką dechę.
Okazało się, że wraz ze Stevenem budują antresolę nad jego perkusją. Wolałem nie mieszać się w te sprawy.
- Slash, chodź na miasto. - powiedziałem do przyjaciela.
Okolica jest całkiem spoko. Lekcje w podstawówce są tu od 8 do 16, a wieczorem można robić co się chce! Nikt nie zadzwoni po policję, bo praktycznie nikt tu nie mieszka. Zajebiście! Zbliżaliśmy się w okolice Sunset Strip.
- Slash! - zawołałem przyjaciela widząc ogłoszenie.
- No? - Saul podszedł do mnie.
- Czytaj. - poleciłem mu.
Jakiś klub szukał zespołu na występ.
- Może się zgłosimy? - zaproponowałem.
- Dawaj, idziemy! - zarządził gitarzysta.
Kierowaliśmy się do klubu. Zaczęliśmy gadać z kierownikiem. Pozwolą nam zagrać! Wejdziemy po jakimś punkowym zespole i zagramy kilka piosenek i coverów. Chcieliśmy to ze Slashem opić, ale nie mieliśmy kasy. Wróciliśmy do magazynu. Antresola już stała, a Izzy i Steven targali jakieś materace.
- Gramy koncert! - oznjamiłem.
- Kiedy? - zapytał Duff.
- Wieczorem. - wzruszyłem ramionami.
- Dobrze wiedzieć. - skomentował rytmiczny szarpiąc się z materacem.
--------------------------------
*perspektywa Slasha*
--------------------------------
W co by się ubrać na ten koncert? No cóż... Nie mam zbyt wielkiego wyboru. Mam tylko jeansy, skórzane spodnie, kilka T-shirtów i pożyczoną skórzaną kórtkę. Postanowiłem iść na zakupy! Wszedłem do pierwszego lepszego sklepu z ciuchami. Znalazłem pasek Al'a Jim Morrison. Nie stać mnie było. Ale w dzieciństwie potrafiłem wynieść ze sklepu wszystko, więc podpieprzyłem go. Poszedłem zadowolony do następnego sklepu i wtedy... Zakochałem się! Ten kapelusz po prostu do mnie przemówił! Pierwszy raz nie wiedziałem jak coś wynieść, więc po prostu założyłem go na głowę i wyszedłem ze sklepu. Zaopatrzyłem się w dwie zajebiste rzeczy, a jak się później odkryłem, że w połączeniu wyglądały jeszcze bardziej zajebiście! Przyciąłem więc trochę pasek i przymocowałem do cylindra. Kiedy go włożyłem okazało się, że widzę w nim zajebiście, ale inni nie widzą mnie!* Świetna sprawa! Pozostał tylko jeden problem... Jak my tam dojedziemy?! Musieliśmy sprzedać vana, żeby mieć kasę. Car wykminiła, że pożyczy samochód od Jimmiego. Załadowaliśmy do przyczepy instrumenty. W środku mieściły się max 3 osoby. Ustaliliśmy, że najpierw jedzie Izzy, Axl i Car, a potem coś się wymyśli. Szłem z Duffem, Stevenem i Vivien.
- My w ogóle wiemy co będziemy grać? - zapytał basista.
- Liczę na to, że Axl coś wykmini. - powiedziałem.
Okazało się, że jako artyści w klubie mamy za darmo alkohol i dragi. Nie piliśmy i nie ćpaliśmy od wyprowadzki. Nie trzeba było powtarzać nam dwa razy. Wchodzliśmy po jakiejś punkowej kapeli. Nawet nieźle grali. Rozjuszone punki stały pod sceną i oczekiwali więcej. Musieli się zadowolić nami. Ledwo staliśmy na nogach. Zaczęliśmy grać. Nosiło wszystkich po całej scenie. Publika była jednak wybredna... Jakiś kolo zaczął nas wyzywać. Axl dał nam znać, żebyśmy przestali grać.
- Coś ci nie pasuje kolego?! - zapytał przez mikrofon.
- Wypierdalajcie stąd! - krzyczał punk.
- Ja ci dam chuju! - Axl cisnął w niego mikrofonem i poszedł dać mu w gębę.
Nie mieliśmy nic do roboty, więc włączyliśmy się do bójki. I w ten sposób zostaliśmy wyjebani z klubu przez ochronę. W tym czasie dziewczyny zgarnęły nasze instrumenty ze sceny. Całe szczęście, że są z nami, bo kiedy my się biliśmy widownia zaczęła rozpierdalać miejscówkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Fragmnety z * są na podstawie "Slash. Autobiografia" autorstwa Slasha i Anthonego Bozza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz