środa, 15 stycznia 2014

R. 28

*perspektywa Slasha*
------------------------------
Szwędaliśmy się ulicami Hollywood. Ja i Duff stworzyliśmy: Sluff! Pewnie jutro będę tego żałował...
- Pedały, wypierdalać! - usłyszeliśmy jakiś krzyk z drugiej strony ulicy.
- Kogo nazywasz pedałem?! - krzyknął Axl.
- Lubisz w dupe rudy ośle?! - darł japę facet ubrany jak jakiś obwieś.
Jegu kumple zaczęli się śmiać.
- Nie mów tak chuju do mojego przyjaciela! - wkurzyłem się.
- Bo co mi zrobisz panienko?! - powiedział koleś i przeszedł do nas przez ulicę.
- Boisz się pizdo? - zaczął mnie popychać.
- Zostaw go mendo! - Axl złapał go jedną ręką za koszulkę i powalił na chodnik.
Jego kumple rzucili się na niego. I znowu zaczęliśmy się bić. Kątem oka widziałem, że Viv i Car dają jakimś typkom po mordach. I bardzo dobrze! W pewnym momencie Axl wziął zamach ręką w gipsie i z całej siły przypieprzył temu fagasowi w policzek. Jego opatrunek się rozleciał, a koleś stracił przytomność.
- Zawijamy się. - szepnął Izzy i wszyscy zaczęliśmy uciekać.
Dobiegliśmy do magazynu.
- Jak twoja ręka? - zapytała Car łapiąc oddech.
- Jebać to. - powiedział i schował opuchniętą rękę za siebie - Nie wrócę do tego pokurwionego szpitala!
- Jak chcesz. - powiedziała.
- Izzy masz coś specjalnego? - zapytałem z nadzieją, że będzie miał chociaż speeda.
- Wczoraj wszystko poszło. - powiedział bezradnie.
- Noż kurde! - burknąłem pod nosem.
Wszystkim doskwierał brak alkoholu i narkotyków. Nie mieliśmy kasy, bo każdemu nie chciało się chodzić do pracy już po pierwszym weekendzie. 
- Zróbmy imrezę! - wpadłem na pomysł.
- Błagam, nie dzisiaj... - jęknął obudzony Popcorn.
- Kurwa no... - wkurzyłem się.
Chciałem zapalić, ale przed wyjściem wypaliłem ostatniego papierosa.
- Duff, masz fajki? - zapytałem.
- Właśnie miałem cię o to zapytać. - powiedział basista.
- A ty Izzy? - spytałem.
- Skończyły mi się rano. - powiedział.
- Axl? Dziewczyny? - zapytałem z nadzieją.
- Sory, nie dzisiaj. - powiedziała Car.
Axl i Viv przytaknęli.
No kurwa! Co za chujowy dzień! 
- Wiem! Chodźmy do Emilie! - wypalił Izzy - Ona zawsze coś ma!
- Ale tak bez Stevena? - zapytała Vivien.
- W końcu to też nasza koleżanka, nie? - powiedziałem.
Szliśmy w stronę bloku Emilie.
- Siemano! - przywitałem się.
- A wy tutaj? - zdziwiła się - Wchodźcie! - zaprosiła nas do środka.
Zaczęliśmy o czymś gadać. Zgodnie z przypuszczeniami Emi wyciągnęła z lodówki wódkę, Daniel'sa i trochę LSD. Wreszcie mogliśmy coś wziąść. Poczułem, że chce mi się szczać. Poszedłem do kibla. Po załatwieniu się zacząłem myszkować po szafkach w łazience. I co znalazłem? Dwie działki heroiny! Schowałem je do moich kowbojek, które miałem na nogach. Postanowiłem nie być samolubem i podzielić się z kimś moim łupem. Zdecydowałem się na Izziego. On zazwyczaj daje nam wszystkim coś, więc i jemu się należy.
- Izzy musisz już iść... - próbowałem wyjść z nim na zewnątrz.
- Ale tu jest wóda. - chciał się wymigać.
- Izzy no! - nie mogłem się doczekać, aż sobie załaduję - Kurwa rusz dupę i chodź!
- Ja pierdole... Obyś miał dobry powód. - marudził.
Wyszliśmy na zewnątrz.
- Patrz co mam! - pokazałem mu herę.
- Oo kurwa! Skąd ty to masz?! - zdziwił się.
- Znalazłem w kiblu Emilie. - wyjaśniłem.
Już chciałem sobie załadować, ale mnie powstrzymał.
- Czekaj! Zrobimy to jutro. - powiedział.
- Czemu? - byłem zawiedziony.
- Bo będzie dzień, a nie noc. - wyjaśnił.
- No dobra... - zgodziłem się.
-----------------------------
*perspektywa Axla*
-----------------------------
- A gdzie Steven? - zapytała Emilie.
- Yy... Miał wypadek. - powiedziała Caroline.
- Słucham?! - zakrztusiła się łykiem whisky.
- No pobili go. - odezwałem się.
- Co?! - wrzasnęła - Mój biedny Stevie!
Zaczęła zakładać buty i kurtkę.
- A ty gdzie? - zapytałem.
- No jak to gdzie? Do mojego biedactwa! - wyjaśniła w pośpiechu.
- A my? - spytałem.
- A siedźcie se. Klucze są tu na wieszaku to potem mi je przyniesiecie. - powiedziała i wybiegła z mieszkania.
Fajnie! Możemy robić co chcemy! Duff włączył sobie telewizję. Viv usiadła przy nim. Zebrało mi się na czułości i zacząłem całować Car po szyi. Dziwne, bo nie opierała się temu. Zawsze się droczy ze mną, a teraz tylko popijała wódkę i też mnie całowała. Złapała mnie za rękę i poszliśmy do sypialni Emilie. No i tego... A co ja tam będę opowiadał! Powiem tylko tyle, że śpiewałem jej Paradise City i Rocket Queen. Kiedy wyszliśmy z sypialni Duff dziwnie na nas spojrzał, a Viv zaczęła chichotać.
- No co? - zapytałem jakby nigdy nic.
- Nic, nic. - powiedział dziwnym tonem basista.
- Wódka się skończyła. - powiedziała Car zaglądając do lodówki.
- Chodźmy do Marcka. - zaproponował Duff.
- Duffy, wiesz jak się zwykle kończą nasze wypady do Marcka? - zapytałem łagodnym tonem.
- Masz lepszy pomysł? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zebraliśmy się i wyszliśmy przed blok.
- Izzy, Slash? - zdziwiła się Viv na widok gitarzystów siedzących na krawężniku.
- A kogo się spodziewałaś? Papierza? - zapytał smętnie Slash.
- Głowa do góry! Jedziemy do Marcka! - zacieszałem.
Szliśmy pieszo do domku naszego przyjaciela. Już z daleka słychać było muzykę.
- Siema stary! - przywitaliśmy się z nim.
Marck był już mocno zalany. Chyba nawet nas nie poznał. Po chwili rozmowy już wiedział kto wbił mu na chatę. Było tak jak zwykle, czyli pełno ćpunów, włóczęg i pijaków. Oczywiście jak na dom Marcka przystało alkohol i narkotyki wypełzały tu drzwiami i oknami, więc dla każdego starczyło. Skąd on bierze na to kasę?! Mieliśmy sporo do nadrobienia, czyli krócej mówiąc poszliśmy w tango. 

KILKA GODZIN/DNI/MIESIĘCY/LAT PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłem się w obcym mi pokoju. Obok mnie leżała jakaś goła dziewczyna. Moje ciuchy były porozwalane po podłodze. Również byłem nagi. Ubrałem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. Wszędzie walały się butelki po wódce, whisky i Bóg jeden wie po czym. Miałem strasznego kaca i obawiam się, że jeszcze w pełni nie wytrzeźwiałem. Wyszedłem na zewnątrz. Okazało się, że jestem w jakimś hotelu. Co ja tu kurwa robię?! I gdzie do chuja pana są wszyscy? Wyszedłem na dwór i spojrzałem na adres. Wziąłem głęboki wdech. Jestem kurwa na drugim końcu L.A.! "Spokojnie Axl... Tylko się nie denerwuj...” - powtarzałem w myślach. Usiłowałem sobie coś przypomnieć. Pamiętam tylko tyle, że byłem u Marcka. No właśnie... Czyli wszystko jasne. Poszedłem w stronę najbliższej stacji metra. Strasznie mnie bolała głowa i nic nie pamiętałem. Chciałem tylko iść spać. Przeskoczyłem przez barierki i wsiadłem do kolejki/pociągu (chuj wie jak to się nazywa). Jechałem tak około godzinę. Ruszyłem w stronę naszego "przytulnego" mieszkanka. Nikogo nie było. Oni chyba też mocno zabalowali. Nie miałem siły włazić na antresolę, więc ułożyłem się między wzmacniacze i usnąłem. Obudziły mnie dziwne odgłosy. Otworzyłem jedno oko i zobaczyłem Stevena i Emilie w akcji na antresoli. Brunetka jęczała jak prosiak.
- Dawaj Steven... - powiedziała.
Nie ruszałem się z miejsca. Miałe darmowe porno w zajebistej jakości! Kiedy skończyli usiadłem i przeciągnąłem się.
- No ładnie, ładnie. - powiedziałem.
- O kurwa! Axl?! Co do chuja... - dziewczyna prawie spadła z antresoli na mój widok.
- Rose?! Czy ty... - Steven miał minę jakby zobaczył ducha.
- Wszyściutko! - przerwałem mu - Jak chcesz pudlu, to dam ci kilka rad! - powiedziałem radośnie.
- Obejdzie się. - powiedział urażonym tonem - Prawda Emilie?
- Prawda Stevenku. - powiedziała zakładając bluzkę - Ja lecę do pracy, pa!
Pocałowała go w policzek i wyszła.
- Gdzieś ty był stary? - zapył Adler, gdy jego dziewczyna wyszła.
- Sam chciałbym wiedzieć. - powiedziałem zupełnie szczerze - Reszta już wróciła? 
- Myślałem, że są z tobą. - odpowiedział i zeskoczył na dół.
Chciałem sobie cokolwiek przypomnieć.
- Pamiętam tylko tyle, że byliśmy u Marcka... - powiedziałem po chwili namysłu.
- I nic mi nie przyniosłeś?! - zapytał z wyrzutem.
- Sory stary. - powiedziałem bezradnie.
Siedzieliśmy ze Stevenem kilka godzin czekając na resztę towarzystwa. Gdzie oni kurwa są?!
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Obudziłam się na jakiejś usyfionej kanapie. Cholera, moja głowa... Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Chwileczkę... Skądś znam ten dom!
- Witaj maleńka! - usłyszałam znajmy głos dobiegający z podłogi.
- James? - zapytałam.
- W samej osobie! - powiedział radośnie.
- Co ja tu robię? - chciałam wiedzieć.
- Serio nie pamiętasz? - zdziwił się - Spotkaliśmy się na imprezie u Marcka i ze Slashem wbiliście do nas. - wyjaśnił.
- Czekaj... - nie mogłam się połapać - Jakiej imprezie?
- Mała, weź mnie nie osłabiaj. - powiedział i usiadł obok mnie na kanapie.
- No powiesz mi czy nie? - lekko się zirytowałam.
- Może... - powiedział i zaczął mnie całować po szyi.
- Spadaj. - odepchnęłam go.
- A może jednak? - zapytał.
Poczułam, że wsadza mi łapę w gacie.
- Oj James, James. Ty się nigdy nie nauczysz... - do pokoju wszedł na moje szczęście Cliff.
- Popsułeś mi zabawę. - powiedział urażonym tonem.
- Widzisz, że dziewczyna nie ma ochoty. - roześmiał się - Prawda Caroline?
Skinęłam głową.
- Pieprzcie się! - do pokoju wleciał Kirk - Mówiłem, że Caroline jest moja!
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie nic. - powiedział szybko i uroczo się uśmiechnął.
- Nie jest twoja, a tym bardziej wasza. - zza kanapy wychylił się Slash - Car, wracamy.
Nie protestowałam. Wyszłam z gitarzystą na zewnątrz. 
- Saul, co my tu robimy? - chciałam się dowiedzieć jak się tu znalazłam.
- Byliśmy u Marcka i chwileczkę... - zamyślił się - Zjawiły się tam gliny! I zwialiśmy do chłopaków z Mety, żeby nas nie złapali. - powiedział.
- A co z resztą? - zapytałam.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami - Pewnie są już w domu.
Szliśmy pieszo w stronę magazynu.
- Caroline, Slash! - ucieszył się Axl na nasz widok.
- Yyy, hej? - zdziwił się mulat.
- Jest Viv i reszta? - zapytałam.
- Myślałem, że jesteście razem. - powiedział rudzielec.
- No to ładnie. - skomentował Saul.
Siedzieliśmy wszyscy razem i próbowaliśmy ustalić co się działo na imprezie. Okazalo się, że nie było nas prawie dwa dni. Byliśmy u Emilie, a potem poszliśmy do Marcka. Slash powiedział, że ktoś z jego sąsiadów zadzwonił po gliny i kiedy się zjawili wszyscy gdzieś się zmyli. Tylko pytanie gdzie?
------------------------------
*perspektywa Duffa*
------------------------------
Ocknąłem się na zapleczu w Rainbow. Obok mnie leżała Vivien i Izzy. Nic nie pamiętałem. 
- Viv... - zacząłem budzić przyjaciółkę.
- Daj mi spokój. - mruknęła.
- Izzy? - potrząsnołem rytmicznym.
- Czego? - burknął.
- Weź wstań. - nie mogłem go dobudzić.
Powiedział coś niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok. No kurwa! Jak tak dalej pójdzie to przezimujemy tu! Ruszyłem w stronę toalety dla personelu. Złapałem za wiadro i nalałem do niego zimnej wody. Zrobiłem im poranny prysznic!
- Pojebało cię?! - wrzasnął Izzy.
- No co? - zapytałem zadowolony z siebie.
- Gówno! - krzyknęła obrażona Vivien.
Wyglądali dość śmiesznie i nie mogłem powstrzymać śmiechu. Ruszyliśmy w stronę magazynu. Całą drogę śmiałem się.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz