sobota, 31 maja 2014

R. 64

*perspektywa Izzyego*
-------------------------------------
Koło 22 wkradłem sie niezauważony na oddział, na którym leżała Amy. O tej godzinie już nie wolno odwiedzać pacjentów. Delikatnie uchyliłem drzwi od jej sali. Jej łóżko było puste, nie było w nim pościeli. Zobaczyłem jak młodziutka pielęgniarka idzie korytarzem.
- Przepraszam... - zagadnąłem do niej - Tu leżała taka dziewczyna. Brązowe włosy, niebieskie oczy...
- A tak. Kojarze ją. - uśmiechnęła sie przyjaźnie - Jej rodzice wypisali ją na własne żądanie.
- Dzięki. - powiedziałem smętnie i zacząłem opuszczać szpital.
Ja nawet nie wiem gdzie ona mieszka! I co z jej rzeczami? Na pewno jej ojciec samej po nie nie puści i wolałbym, żeby nie zastał mieszkania w chlewie.... Wtedy już całkiem pomyśli o mnie jak o zdziczałym prymitywie. Może zapytam Caroline gdzie mieszka Amy i jakoś sie z nią spotkam... Krążyłem po całym mieście nie wiedząc co z sobą zrobić. Wyjąłem swój mini notesik z kieszeni spodni i poszedłem do budki telefonicznej. Zadzwoniłem do domu chłopaków z Mety. Odebrał Lars. Chyba nie miał humoru. Poprosiłem, żeby zawołał Car. Blondynka też miała jakiś dziwny ton głosu... Od razu przeszedłem do rzeczy i poprosiłem o adres Amy. Od razu chciałem iść do brunetki, ale brakowało mi odwagi... No bo co ja jej powiem? "Hej Amy, to ja Izzy. Wcale nie chce cie przelecieć. Bądźmy razem, bo tak". Jestem głupim tchórzem i tyle...

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Duffa*
-------------------------------------
Kończyłem właśnie wypalać drugą paczkę papierosów, kiedy obudziła sie Vivien. Odłożyłem peta i usiadłem przy niej. Zacząłem gładzić ją po włosach. Uśmiechnęła sie do mnie.
- Wszystko ok? - zapytałem zmartwiony.
Dziewczyna chwile milczała.
- Duff ja sie boje... - szepnęła przytulając mnie.
Wtuliła sie we mnie, a ja mocno przycisnąłem ją do siebie.
- Ze mną jesteś bezpieczna. - powiedziałem cicho do jej ucha.
- Ale tam wczoraj... - przerwała na chwilę - Widziałam kogoś.
Brunetka zaczęła niespokojnie sie trząść. Widzć było, że jest zdenerwowana.
- Ciii... Spokojnie. - chciałem ją uspokoić - Kogo widziałaś?
- Poszłam w nocy do łazienki i... - zamilkła.
Nie chciałem naciskać, ale musze wiedzieć co sie wczoraj działo. Jak ktoś jej coś zrobił to zapierdole skurwiela.
- Tam był facet... - przełamała sie wreszcie - On... Oh, on wąchał twoje brudne bokserki. To obrzydliwe. Ja nawet nie wiem jak on sie tam dostał.
- Ale jak to? - nie spodziewałem sie tego - Jaki facet? Nic ci nie zrobił?
- Uciekł na mój widok... - odpowiedziała.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Jakiś zboczeniec tak po prostu wszedł nam do domu i Bóg wie co sobie wyobrażał wąchając moje gacie... A jak to ten zbok od taśm? Teraz ja zaczynam sie bać...
-------------------------------------
*perspektywa Axla*
-------------------------------------
Teraz byłem już tego pewien. Oni spiskują przeciwko mnie. Kirk specjalnie uchylił się przed lampą żeby ona trafiła w Caroline. Jest o nią zazdrosny i nie chce żeby do mnie wróciła. I udało mu się. Przecież ona nigdy mi nie wybaczy tego, że ją uderzyłem. Będę musiał się pozbyć Kirka. Bez namysłu poszedłem do ich śmierdzącego domku. Mam nadzieję, że nikogo nie ma. Wbiłem od tyłu oknem i polazłem na górę, do pokoju Car. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Pokój był pusty. To dobrze. Koło łóżka powinna znajdować się bielizna Car. Wziąłem kilka staników, koronkowe majteczki i szybko wyszedłem z pokoju. Chyba nikt mnie nie widział? Nerwowo się rozejrzałem i potruchtałem do pokoju tego skurwiela Kirka. Stojąc pod drzwiami usłyszałem chrapanie. Mam nadzieję, że śpi jak zabity bo muszę załatwić kilka rzeczy. Wbiłem po cichu do środka. Wyjąłem z kieszeni kilka zdjęć Caroline, Dobrze się składa, że Kirk ma korkową tablicę gdzie wiesza zdjęcia wszystkich zaliczonych panienek. Podszedłem do niej i na kolorowej pinezce zawiesiłem różowy stanik, a obok zdjęcie Caroline leżącej w skąpym bikini na plaży. Resztę bielizny wrzuciłem pod jego łóżko. Kirk chrapnął głośno i odrażająco niczym stary, umierający niedźwiedź. Nie chciałem żeby się obudził i mnie tu zobaczył, więc szybko spierdoliłem z ich domku. I tak będę musiał wieczorem dokończyć mój plan. Tylko załatwię sobie jakiś aparat i wracam do zabawy. U Marcka na pewno będzie coś takiego.
- Siema stary! - wydarłem się wchodząc do jego domu.
Marck leżał na kanapie z kacem. 
- Nie pruj tego ryja. Bierz co chcesz i wypierdalaj. - wymamrotał. 
Nie ładnie się do mnie odnosi... Zapamiętam to sobie. Przeszukałem pół domu, aż w końcu znalazłem jakiś jebany aparat. Robiło się już ciemno. Musiałem się pośpieszyć. Wypadłem z domu Marcka jak oparzony i pobiegłem do domu Metallicy rozpychając się po drodze. Niech cierpią te nędzne ludziska, Axl Rose, król spisku nakurwia do akcji. Zaczaiłem się w krzakach pod oknem od łazienki. Teraz musiałem czekać. Caroline wróci zmęczona, więc na pewno od razu pójdzie pod prysznic, żeby się zrelaksować. Zapaliłem papierosa i wgapiałem się w okno z wyczekiwaniem. Wypaliłem już pół paczki, aż wreszcie się zjawiła. Wcześniej miałem przyjemność oglądać Larsa na kiblu. Uszykowałem aparat. Car zdejmująca ubranie. Pstryk! Zdjęcie. Car wchodząca pod prysznic. Pstryk! Kolejne zdjęcie. Car masująca swoje ciało żelem pod prysznic. Pstryk! Kolejne zdjęcie. No. Robota wykonana. Jutro podrzucę te fotki.Gdy Caroline się dowie, że Kirk to zboczeniec, który ma na jej punkcie obsesję ucieknie od tych frajerów, żeby być ze mną. Przecież wszyscy wiedzą, że Axl Rose to jej wielka, bezgraniczna miłość.
-------------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------------
Obudziłem sie w swoim pokoju, przykryty kołderką i... Ooo! Ktoś zostawił czekoladę na poduszce obok! Nawet nie wiem jak wróciłem do sypialni, bo z tego co pamiętam zasnąłem w salonie na kanapie. Chyba muszę uspokoić sie z piciem, bo już nawet nie pamiętam swojej drogi do sypialni... Zacząłem szukać papierosów. Kurwa, skończyły sie. Przetrzepałem wszystkie kieszenie w poszukiwaniu drobnych na fajki. Z uzbieraną sumą ruszyłem w stronę kiosku. Dziwne... Wszystkie najbliższe sklepy i tym podobne są zamknięte. Czyli musze ruszyć dupe do całodobowego. Usiłowałem sobie przypomnieć co dzisiaj za dzień. Spojrzałem na baner migający na jednym z wierzowców. Aaa! Dzisiaj jest niedziela! Nic dziwnego, że pozamykane. Szedłem chodnikiem i podgwizdywałem pod nosem jakąś melodyjkę. Zbliżałem sie do kościoła. Właśnie skończyła sie msza. Zobaczyłem, że wychodzą z niego śliczne młode dziewczyny ubrane w te swoje niedzielne sukieneczki. Oj jest na co popatrzeć. Usiadłem jak ostatni zbok na ławeczce przy kościele i obserwowałem ludzi. Chyba brakuje mi seksu... Ale na dziwki boje sie chodzić, bo wciąż wiszę kase alfonsowi z imprezy Marcka. Nagle zobaczyłem jak z tego kościoła wychodzi... Muriel. O cholera. Wstałem i zacząłem odchodzić szybkim krokiem.
- Saul? - usłyszałem za sobą głos kobiety.
Przyspieszyłem.
- Saul, nie udawaj, że nie słyszysz. - zirytowała sie.
Westchnąłem i odwróciłem sie.
- Kochana, to jest ten drań, który cie porzucił? - zapytała jedna z jej koleżanek.
Kobieta skinęła głową. Nagle jej psiapsióły zrobiły groźne miny i w jednym rzędzie zaczęły iść w moim kierunku. No co to ma być?! Pieprzony gang staruszek?! Ale co takie starsze panie mogą zrobić silnemu, młodemu i przede wszystkim zajebistemu gitarzyście jak ja? Stałem grzecznie i czekałem, aż sie dotelepią do mnie.
- Ty draniu! - krzyknęła jedna z nich i walnęła mnie swoją torebką.
- Aaa... - syknąłem z bólu.
Ile to cholerstwo waży?! Zanim sie obejrzałem kolejna z kobiet kopnęła mnie w kostkę. Zgiołęm sie z bólu. One są niebezpieczne! Zacząłem przed nimi uciekać, ale co to? Nagle dostały takiej drugiej młodości i mnie doganiały! Matko kochana! Nie chce zginąć zamordowany przez gang staruszek! Skręciłem w boczną uliczkę w nadziei, że je zgubię. Przykucnąłem za kontenerem na śmieci. Minęły mnie. Uff... Zacząłem iść ostrożnie do domu.
- Tam jest! - usłyszałem za sobą.
O cholera! To one! Zacząłem biec ile sił w nogach w stronę domu. Trzeba będzie zrobić barykadę! Chociaż nie... One rozwalą wszystko! A jak mnie zjedzą? Nie... Nie chcę być zjedzony przez gang staruszek. Obejrzałem sie czy są daleko za mną. Troche sie od nich oddaliłem, ale starsze panie dotrzymywały mi tempa. Nagle o coś uderzyłem. To "coś" było miękkie i śmierdziało fajkami.
- Hudson? - usłyszałem głos Duffa.
- Kurwa, uciekaj! - wrzasnąłem przerażony.
- Pudlu co ci? - zapytał zdziwiony.
Z emocji chwyciłem go za koszulkę i zacząłem nim potrząsać.
- One! Gang staryszek! Chcą mnie zjeść! Stary, musimy uciekać! - wydzierałem sie.
W tym czasie kobiety były już tylko pół metra od nas. Znowu poczułem jak obrywam torebką po plecach.
- Ej! Co pani chce od niego? - oburzył sie McKagan.
- Nie pyskuj! - usłyszał w odpowiedzi - Jesteś taki jak on! Zimny i bez serca! - krzyczała staruszka i zdzieliła Duffa swoją laską.
Chłopak skrzywił sie z bólu. Dałem mu sygnał do ucieczki. Biegliśmy długo przed siebie, aż skręciliśmy do parku. Wskoczyliśmy w krzaki, które są za zakrętem. Przez gałęzie widzieliśmy jak kobiety przebiegają obok nas. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy nas minęły.
-------------------------------------
*perspektywa Amy*
-------------------------------------
Nie wierze, że rodzice nadal decydują za mnie. Przecież jestem już dorosła... Nigdy sie nie buntowałam przeciwko nim. Nadal słabo sie czuje po tym zdarzeniu w klubie. Lekarz powiedział, że dali mi tabletkę gwałtu. Mogłam nie pić tego piwa wtedy... I cholernie martwie sie o Izzyego. Chciałabym z nim porozmawiać, ale rodzice nigdzie nie pozwalają mi sie ruszyć. Nawet nie mogę iść na uczelnie. To niesprawiedliwe. Zachowują sie wobec mnie jakbym była narkomanką. Z Caroline było podobnie. Nie dziwie sie, że uciekła od swoich rodziców... Nagle usłyszałam stukanie w szybę od swojego pokoju. Odsłoniłam zasłonki i zobaczyłam Izzyego. Pokazał mi, żebym go wpuściła. Posłusznie otworzyłam okno. Chłopak wszedł do środka.
- Co ty tu robisz? - zapytałam lekko zszokowana - Wiesz co sie stanie jak mój ojciec cie tu zobaczy?
- To nie ważne. - machnął ręką - Musimy porozmawiać.
Nastała krępująca cisza. Spojrzałam wyczekująco na czarnowłosego wokalistę. Otworzył usta, żeby coś powiedzeć, ale po chwili je zamknął. Zaczął nerwowo uderzać palcami o swoje udo.
- Przepraszam. - rzucił szybko i wybiegł z mojego domu przez otwarte okno.
Szybko dopadłam do okna i chciałam iść za nim, ale zaczęło kręcić mi sie w głowie. Co on chciał mi powiedzieć, że nie starczyło mu odwagi? Koniecznie musze z nim porozmawiać.
-------------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------------
Byłam tym wszystkim zmęczona. Kłótnia z Axlem, sytuacja z nocy - to wszystko mnie przytłoczyło. Nie widziałam co ze sobą zrobić. Przez cały dzień włóczyłam się po knajpach i chlałam. Wróciłam wieczorem do domu i od razu dowlokłam się pod prysznic. Kiedy chłodny strumień oblewał moje ciało, ja znowu rozmyślałam o tym wszystkim. Doszłam do wniosku, że powinnam trzymać się z dala od Jamesa. Nie chciałam tego, ale zazdrosny Axl jest zdolny do wszystkiego. Nie chcę, żeby mu coś zrobił. James zrozumie. A Kirk to naprawdę wspaniały przyjaciel. Chyba powinnam mu wynagrodzić to, że przez jakiś czas o nim zapomniałam. Wyszłam spod prysznica i poszłam po czyste ciuchy. Kurwa mać. Nigdzie nie mogłam znaleźć żadnej bielizny. Gdzie to cholerstwo jest? W całym pokoju ani śladu. Założyłąm na siebie rozciągniętą koszulkę z Iron Maiden  i krótkie spodenki i poszłam do Kirka. Siedział w kuchni jakiś zamyślony. Wyciągnęłam piwo z lodówki i usiadłam obok niego.
- O czym tak myślisz? - zapytałam podsuwając mu butelkę.
Chłopak spojrzał na mnie smutno.
- O tobie.b- chyba zauważył, że nie rozumiem bo po chwili dodał - O tobie i o Axlu. Przecież ty ciągle przez niego cierpisz. On na ciebie nie zasługuje. Poszukaj sobie kogoś lepszego.
- Kirk... - nie wiedziałam co powiedzieć. - Kirk może zagrasz mi ten utwór, który mi kiedyś pokazywałeś? - nie czekają na jego reakcję poszłam w stronę jego pokoju.
Chłopak natychmiast zerwał się z miejsca.
- Nie, nie! Poczekaj! - doskoczył do drzwi blokując mi wejście - Wezmę gitarę i zagram ci w salonie. U mnie jest brudno. Długo nie sprzątałem... Głupio tak... - coś chyba było nie tak.
Przecież syf i brud jest w całym domu. Nagle przypomniała mi się zaginiona bielizna.
- Kirk? Przestań i odsuń się od drzwi. - spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem.
Chłopak spuścił głowę. 
- Nie... - powiedział cicho.
Oh, miałam tego dość. Odepchnęłam go i wbiłam do środka. O kurwa... Na ścianie była porozwieszana moja bielizna. Jak on śmiał?! Nie wiedziałam, że to taki zboczeniec.
- Kirk, co to ma znaczyć?! - wrzasnęłam.
- Ja... Bo... No... Ja nie wiem... - zaczął sie jąkać.
Mam tego dosyć! Nie mogę z nim dłużej przebywać w tym domu. Wybiegłam na zewnątrz. Poczułam jak łzy napłynęły mi do oczu. Włosy wszystko mi zasłoniły i biegłam na oślep. Uderzyłam w coś. Odgarnęłam niesforne kudły i zobaczyłam, że to... Axl. Spojrzałam w te jego zielone oczy. Jeszcze bardziej zaczęłam ryczeć i odruchowo go przytuliłam. On obiął mnie swoimi ramionami i zaczął gładzić po włosach.
- Ja już wszystko wiem... - wydukałam przez łzy - To on... To Kirk nagrał te taśmy... On jest zboczeńcem... Axl, przepraszam...
Szlochałam wtulona w niego, a on nic nie mówił. Odkleiłam twarz od jego klatki piersiowej i spojrzałam na niego. Był nadzwyczaj spokojny.
- Chodźmy do domu. - powiedział.
Objął mnie ramieniem i zaczęliśmy wracać do mojego prawdziwego domu.

wtorek, 27 maja 2014

R. 63

*perspektywa Izzyego*
-----------------------------------
W nocy lekarz powiedział mi, że z Amy wszystko będzie dobrze i że zawiadomił już jej rodzinę. Siedziałem przy niej na sali i trzymałem za rękę. Cały czas spała. Ja mimo zmęczenia nie zmróżyłem oka. Nad ranem brunetka obudziła sie.
- Co... Co sie dzieje? - zapytała zamroczonym głosem.
Z wrażenia wstałem z krzesła.
- Amy! - uśmeichnąłem sie - Dobrze sie czujesz?
- Tak, chyba tak. - odpowiedziała - Izzy, gdzie ja jestem?
Wtedy wyjaśniłem co sie stało i dlaczego tu jest.
- Tak cholernie sie o ciebie martwiłem... - powiedziałem, gdy skończyłem.
- Już dobrze. - uśmiechnęła sie i mocniej ścisnęła moją dłoń.
Od momentu kiedy sie obudziła nie wyrwała swojej dłoni z mojego uścisku. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle na salę weszli jak przypuszczam jej rodzice.
- Amy! - zawołała kobieta dopadając do łóżka.
Zostałem przez nią w pewien sposób wypchnięty.
- Cześć mamo. - powiedziała brunetka.
Jej ojciec od samego pojawienia sie na sali przyglądał mi sie nieufnie. Halo, przecież jego córka o mało nie dostała zapaści wczoraj, a on sie na mnie gapi...
- Wyjdziesz ze szpitala i wracasz do nas do domu. - odezwał sie ostrym tonem mężczyzna.
- Ale tato... - zaczęła dziewczyna.
- Ani słowa! - warknął facet - Wiedziałem, że to będzie zły pomysł! To całe towarzystwo ćpunów i ludzi bez ambicji! To sie musiało tak skończyć!
- Richard spokojnie... - zaczęła uspokajać go kobieta.
- Co spokojnie?! Ja mam być w takiej sytuacji spokojny?! - facet poczerwieniał na twarzy - Cieszmy sie, że jej nie zgwałcili! Chociaż z tym to też nie wiadomo...
- Wypraszam to sobie. - nagle dostałem napływu odwagi - Opiekowałem sie Amy i nie pozwoliłbym, żeby coś jej sie stało.
Nie wiem co mi sie stało, że zacząłem zgrywać bohatera.
- Tato, Izzy mówi prawde. Pozwól mi z nim zostać. - odezwała sie Amy.
- Definitywnie nie! - jej ojciec popadł w furie - Nie będziesz zadawać sie z takim ćpunem! Wynoś sie od mojej córki ty marginesie społeczny! No już!
Jej ojciec zaczął szarpać mnie za ciuchy i wyprowadzać z sali. Słyszałem protestowanie Amy, ale jej matka zaczęła ją uciszać. Znalazłem sie na szpitalnym korytarzu. Przyjdę tu wieczorem. Może ich wtedy już nie będzie i z nią na spokojnie porozmawiam.
-----------------------------------
*perspektywa Slasha*
-----------------------------------
Co zrobić z tymi cholernymi taśmami? Co z nimi do diabła zrobić? - chodziłem w kółko po salonie bijąc sie z myślami tego typu. Na kanapie siedział Duff, który bacznie mi sie przyglądał. W dodatku taśmy wczoraj zniknęły, a potem nagle znalazły sie w tym samym miejscu!
- Duff, a jak to ten zboczeniec je wczoraj podjebał? - zapytałem przerażony.
- Świrujesz. - odpowiedział, chociaż w w jego głosie dało sie wyczuć wahanie.
Przez to cholerstwo zapomniałem o Jude. Jude! No właśnie! Chciałbym jeszcze raz z nią posiedzieć na tej plaży, ale boje sie sam z domu wychodzić... A jak ten zboczeniec zaczai sie i mnie zgwałci? No kto by sie oparł tak seksownemu gitarzyście jakim jest Saul Hudson?
- E. - trącił mnie Duff wyrywając z zamyśleń - Słuchałeś mnie?
- Sory... Zamyśliłem sie. - powiedzialem cicho.
Basista westchnął i przewrócił oczami. Zawsze tak robi, gdy sie irytuje.
- Może po prostu ktoś sobie z nas żarty robi? - powtórzył to co nie usłyszałem.
Zacząłem sie nad tym zastanawiać. Duff widząc, że znowu odpływam we własnym świecie ponownie mnie trącil.
- No bo pomyśl logicznie. - rozpoczął przedstawianie swoich przemyśleń - Zaczyna nam sie powoli rozwijać kariera, wokół nas kręcą sie dziewczyny i mamy zapewnione kontakty z ludźmi z "branży" dzięki Marckowi. Na pewni ktoś nam tego zazdrości.
- Duff, jakie dziewczyny? - spojrzałem na niego z politowaniem - Viv jest twoją dziewczyną, więc żaden nie porucha, a Caroline raz jest z Axlem a raz nie.
- Eh, nie ważne. - westchnął zrezygnowany widząc, że nie podzielam jego wizji - Za głupi jesteś, żeby to zrozumieć.
- Ja za głupi?! - zdenerwowałem sie - Ty jestaś naiwny i tyle!
- Powtórz to! - Duff złapał mnie za włosy boleśnie przyciągając do siebie.
- Naiwniak. - powtórzyłem z wielkim uśmiechem.
Basista z całej siły pociągnął mnie za kudły w dół. Skrzywiłem sie z bólu.
- Sam jesteś naiwniak. - warknął i poszedł na górę.
Zacząłem masować obolałą głowę. Może obaj troszke przesadziliśmy, ale co chwila tak sie sprzeczamy. Minie mu. Usiadłem na kanapie i zacząłem oglądać telewizje. Nagle zadzwonił telefon.
- Tak? - odebrałem.
- Saul, to ty? - usłyszałem znajomy damski głos.
- Yy, no ta... - zdziwiłem sie - Muriel, to ty?
- Tak. - odpowiedziała.
W tym momencie usłyszałem niewyraźny drugi damski głos, który mówił coś, że ma sie trzymać planu.
- Saul, musimy sie spotkać. - oznajmiła szorstko kobieta.
- Muriel, aktualnie nie mam za bardzo do tego głowy. - powiedziałem zupełnie szczerze - Mamy pewne kłopoty. Rozumiesz mnie?
Chwila milecznia. Usłyszałem jakieś szepty, z których rozumiałem pojedyncze słowa. Najwyraźniej kobiety porozumiewały sie ze sobą.
- Halo? - chciałem przypomnieć o tym, że wciąż jest utrzymywane połączenie.
- Jeszcze sie spotkamy. - powiedziała tajemniczo Muriel i odłożyła słuchawkę telefonu.
O co w tym wszystkim chodzi? Troche mnie to przeraża. Nie sądziłem, że ona jeszcze mnie pamięta... I jeszcze to porozumiewanie sie z koleżanką podczas rozmowy. Troche to podejrzane.
-------------------------------------
*perspektywa Stevena*
-------------------------------------
Po podróży z San Diego spałem dwa dni. To chyba zdjazd po tych dragach, które wziąłem przed aresztowaniem. Dopiero teraz zaczynałem odzyskiwać pamięć jakim cudem znalazłem sie w tym piekielnym mieście. Mam jeszcze pewne braki, ale myślę, że sobie wkrótce przypomne. Więc szedłem do sklepu po jakieś fajki i piwko. I nagle zobaczyłem Emilie. Jeszcze nie pamiętam co wtedy robiła, ale zacząłem uciekać nie wiadomo gdzie. Nie odkryłem jak znalazłem sie w domu, ale potem poszedłem do "zbiorów" Izzyego i naćpałem sie. Urwał mi sie film i znalazłem sie w areszcie. Panie i panowie! Historia naćpanego Stevena Adlera!
----------------------------------------
*perspektywa Axla*
----------------------------------------
Odkąd wróciłem do domu, nie ruszałem się ze swojego pokoju. Ciągle tylko chlałem próbując zapomnieć o Car. Butelki leżały wszędzie i ciągle ich przybywało. Jebać wszystko. Chcę znowu moją Car. Nie wiem jak mogła powiedzieć, że jej nie kochałem. Kurwa! Rzuciłem butelką o drzwi. No ja pierdole. O co w tym wszystkim chodzi? Polazłem do kuchni po kolejną butelkę. Moją uwagę przykuło to pudło, które ciągle leżało na stole.  Zajrzałem do niego. Kasety. W tym jedna z moim imieniem. Cooo? Poszedłem ją odsłuchać. Głos mężczyzny, który czule wyszeptuje moje imię... Zwymiotowałem i wyłączyłem to chujostwo przy okazji rozjebując magnetofon. Przez tego skurwiela, który to nagrał straciłem moją Car! Ja pierdolę! Zacząłem demolować dom. Nie! Nie! Nie! Ja muszę ją odzyskać. Nie pozwolę Car ode mnie odejśc. Wybiegłem z domu. Musiałem ją odnaleźć. Od razu pobiegłem do domu chłopaków z Metallicy. 
- Otwierać, jebane chuje! - wydzierałem się waląc w drzwi. 
- Spierdalaj pojebie! - usłyszałem głos Jamesa. 
Wkurwiłem się jeszcze bardziej.
- O ty chuju! Nie będziesz się tak odnosić do Axla Rosea! Pożałujesz tego! - aby podkreślić, że nie żartuję postanowiłem wybić mu okno kamieniem.
Teraz na pewno się mnie boi. Byłem z siebie zadowolony. Z cwaniackim uśmieszkiem wróciłem do domu. I wpadłem na genialny pomysł. Czas rozpocząć wojnę.
--------------------------------------
*perspektywa Duffa*
--------------------------------------
Obudziłem sie w środku nocy z krzykiem. Miałem koszmar. Śniło mi sie, że ten zbok... Że on tam z nami wszystkimi... Oh, ten kutas wszedł mi już na psychikę. I gdzie Vivien? Zawsze śpi obok mnie. Przetarłem oczy i zacząłem schodzić na dół. Cholera, co tu tak zimno? Jedno okno było otwarte na oścież i to przez nie wlatywało lodowate powietrze. Światło w salonie było zapalone. Zamknąłem okno i ruszyłem w stronę kuchni. Zobaczyłem jak Viv z pustym wyrazem twarzy siedzi przy stole i gapi sie w podłoge. Przykucnąłem przy niej. Nie chciała na mnie patrzeć. Nawet nie zareagowała na moją obecność.
- Viv, co sie dzieje? - zapytałem zmartwionym głosem.
Pokręciła tylko przecząco głową.
- Wracaj do spania. - zacząłem ją podnosić z krzesła.
Dziwnie sie zachowuje... Zaprowadziłem ją do swojego pokoju i położyłem do łóżka. Szybko zasnęła. Byłem wciąż roztrzęsiony po tym koszmarze, a na dodatek martwię sie o Vivien. Nie wiem co sie stało. Posiedze tak i poczekam, aż sie obudzi.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Axla*
--------------------------------------
- Steven... - dźgnąłem śpiącego perkusiste - Steven, wstawaj no!
Blondyn zaczął coś mruczeń w niezrozumiałym języku. Troche mnie to zirytowało.
- Pudlu! - przywaliłem mu poduszką.
- Co sie dzieje? - zapytał zdezorientowany perkusista otwierając oczy.
- Wstawaj. Sprawe mam. - oznajmiłem z tajemniczym uśmiechem.
Adler wygrzebał sie z łóżka i zaczął ogarniać.
- Pośpiesz sie. - powiedziałem zniecierpliwiony.
- No chwilaa... - westchnął Steven - Może mi wyjaśnisz o co właściwie chodzi?
- Jak będziemy szli. - odpowiedziałem i chwyciłem go za ramię.
Zacząłem prowadzić go w strone domu Metallicy.
- Axl, gdzie tak lecisz? - zapytał zdyszany.
Stwierdziłem, że nigdy na trzeźwo sie nie zgodzi na mój plan. Zaciągnąłem go w boczną uliczkę. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie.
- Zwędziłem to Izzyemu. - powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni trochę LSD i kokainy.
- Axl wiesz, że po tym trace kontrole nad sobą i urywa mi sie film... - odezwał sie niepwenym głosem.
- No i o to chodzi. - stwierdziłem.
Chłopak niepewnie spojrzał na mnie, a po chwili na narkotyki i znowu na mnie. Uśmiechnąłem sie zachęcająco.
- Zamieniasz mnie w ćpuna. - perkusista pokręcił głową i wziął swoją działkę.
Wziąłem część przeznaczoną dla siebie. Musze mieć gwarancję, że nie wycofam sie w trakcie "wojny". Póki jeszcze pamiętałem plan wtajemniczyłem w niego Stevena.
- Stary! - krzynął z tym swoim zacieszem na ryju - Jesteś genialny!
- Wiem. - odparłem mało skromnie.
Dotarliśmy do ich domu.
- Gotowy? - zapytałem Adlera.
- Gotowy. - odpowiedział szczerząc zęby.
Odgarnąłem szkło, ktore pozostało w ramie zbitego wcześniej przeze mnie okna i zacząłem wchodzić do środka domu. Chyba śpią. Wszedłem dalej do ich salonu. Ale tu śmierdzi. Brzydze sie tu przebywać, ale chce odzyskać moją Car! Nagle uslyszałem za plecami hałas. Odwróciłem sie.
- Kurwa Steven, co ty wyprawiasz? - warknąłem.
Perkusista przewlił jakąś szafke.
- Sory... - szepnął.
Na korytarzu na górze zapaliło sie światło. No zajebiście!
--------------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------------
Był środek nocy. I nagle ktoś na dole postanowił drzeć ryja. No jasna kurwa. Żebym nawet wyspać się nie mogła? I czy to Adler? Wszędzie poznam irytujący głos Pudla, no ale co on tu robi? I to o tej porze. No chuj. Złapałam wkurwia i zeszłam na dół. Zobaczyłam jak Adler kłóci się z Kirkiem, a Axl demoluje wszystko wokół wykrzykując moje imię. Co za idioci...
- Co się dzieje? - usłyszałam za sobą zaspany głos Jamesa.
Axl też go usłyszał i spojrzał na nas. Co za szybkość. Przez ten czas kiedy tu stałam nawet mnie nie zauważył, a przecież jest tu po to "żeby odzyskać swoją Car". A teraz doskoczył do Jamesa i popchnął go. Kurwa. Tamten był zbyt zaspany, żeby cokolwiek zrobić. Oberwał od Axla w twarz.
- Ty chuju! Nie dotykaj go! - wrzasnęłam pociągając go za rude kłaki.
Axl skrzywił się, ale zignorował mnie i przyjebał Jamesowi jeszcze raz.
- Jeśli cokolwiek mu jeszcze zrobisz... to... - nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. - To ja nigdy do ciebie nie wócę! - krzyknęłam.
Podziałało. Axl odskoczył od Jamesa i spojrzał na mnie gniewnie.
- Nie możesz... - warknął i zaczął podchodzić bliżej mnie.
Przestraszyłam się i odsunęłam w tył. Na szczęście między nami stanął Kirk.
- Wypierdalaj od niej! - powiedział złowrogo gitarzysta.
- Bo co? Ona jest moja! - Rudy wkurwił się i złapał pobliską lampę i wycelował nią w Kirka.
O kurwa. Hammett uchylił się i przedmiot trafił we mnie. 
- Au... - jęknęłam słabo. 
- O cholera. O cholera... Car! Kurwa nie! Nie,nie, nie! Nie miało być tak! Przepraszam! - usłyszałam głos przerażonego Rosea.
Był cały blady i nerwowo przeczesywał włosy wpatrując się we mnie. 
- Masz przejebane... - wyszeptałam kręcąc głową.
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie przyjebał mi z lampy. On chyba też nie, bo był w takim szoku, że chłopaki z łatwością wyrzucili go z domu. 
- Bardzo boli? - zapytał James gładząc mnie po policzku.
Miło. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie, nie. Już prawie nie czuję. - przecież nie powiem mu, że w chuj boli i mam ochotę zaszyć się w pokoju i ryczeć.
Nie chcę go martwić. 
- To dobrze. - uśmiechnął się i mnie przytulił.
Wtuliłam się w niego. 
- Caroline? - zapytał po chwili szeptem. 
- Hm? - spojrzałam na niego.
W odpowiedzi on uśmiechnął się i mnie pocałował. Było przyjemnie ale... Nie! Nie mogłam tak. Odepchnęłam go i pobiegłam na górę do łazienki. Może powinnam wrócić do Axla? Przecież on mnie tak bardzo kocha...

sobota, 24 maja 2014

R. 62

*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Naprawdę martwiłem się wtedy o Amy pod tym uniwersytetem. Gdybym zjawił się pare minut później, aż strach pomyśleć co ten skurwiel zrobiłby jej... Biedna dziewczyna. Teraz będę zjawiał się na czas. A jak on nie da jej spokoju? Boje sie o nią. Miałem po lekcjach zabrać ją za miasto i połazić po lesie, ale chyba nie jest teraz w nastroju na to. Podjechałem pod dom i delikatnie wyjąłem ją z samochodu. Zaniosłem dziewczynę do jej pokoju i ułożyłem na łóżku. Przykryłem ją kocem, żeby nie zmarzła. Chwilę na nią popatrzyłem. Wygląda tak słodko, gdy śpi. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Po chwili wróciłem do żywych. Postanowiłem zrobić Amy kakao, żeby poprawił jej sie humor, jak sie obudzi. Zacząłem szperać po szafkach w kuchni. Na blacie obok zlewu leżało rozwalone opakowanie napoju z ubrudzoną łyżeczką obok. Pewnie Axl był głodny... Wziąłem drobne ze swojej kurtki i poszedłem do najbliższego spożywczaka. Szybko zrobiłem zakupy i wróciłem do domu. Ugotowałem mleko i z dwoma porcjami napoju poszedłem do pokoju Amy. Dziewczyna właśnie sie obudziła.
- Wszystko dobrze? - zapytałem z troską podając jej kakao.
- Tak. - uśmiechnęła sie - Tylko jeszcze jestem w lekkim szoku.
- Nie martw sie. - przysunąłem sie do niej - Tu jesteś bezpieczna. Od dzisiaj nie spuszczę cie z oczu.
- Dam sobie radę sama. - odezwała sie miłym tonem.
Chwilę sie sprzeczaliśmy o to.
- Zgoda. - powiedziała wreszcie.
Dziewczyna dopiła swoje kakao. Nagle nerwowo rozejrzała sie po pokoju.
- Która godzina? - spytała.
Wzruszyłem ramionami. Brunetka sięgnęła po zegarek stojący na jej szafce nocnej.
- Cholera, zaraz tu będzie Kristie! - odezwała sie.
Zaczęła szybko ogarniać siebie i pokój. Rozległo sie pukanie do drzwi.
- Izzy, weź otwórz. To pewnie moja przyjaciółka. - poprosiła mnie poprawiając szybko swoje łóżko.
Poszedłem otworzyć drzwi.
- Hej, mieszka tu Amy? - zapytała niewysoka ruda dziewczyna.
- Jasne. - odpowiedziałem - Chodź za mną.
Zaprowadziłem ją do pokoju brunetki. Stanąłem oparty o framugę do jej pokoju.
- Izzy możesz już iść. - zaśmiała sie Amy.
- Pewnie będziecie o mnie plotkować. - wypaliłem z głupkowatym uśmiechem.
Dlaczego ja do cholery muszę być taki wścibski?! Wszystko jak zwykle psuje...
- Izzy... - powiedziała nieco ostrzejszym tonem, jednak nadal pozostawała pogodna.
- No już wam nie przeszkadzam. - westchnąłem i wyszedłem z pokoju.
Dziewczyny zamknęły drzwi, a specjalnie je zostawiłem otwarte. Stradlin, ty wścibska szujo! Poszedłem do siebie do pokoju i zacząłem brzdąkać na gitarze akustycznej. Zachciało mi się pić, więc ruszyłem do kuchni po jakieś wino. Drzwi do pokoju Amy były lekko uchylone i usłyszałem fragment rozmowy.
- A ten czarnowłosy? - mówiła lekko podekscytowanym tonem ruda dziewczyna.
Zatrzymałem sie bliżej drzwi. Wiedziałem, że będą gadać o mnie!
- Aaa, to Izzy. - odpowiedziała Amy.
- No nie udawaj, że ci sie nie podoba. - powiedziała Kristie.
Czuję się jak tajny szpieg! I dowiaduję się takich hm... gorących ploteczek! (XD)
- No... - zaczęła niepewnie brunetka - No podoba mi sie...
- Nie chce nic mówić, ale ty jemu też. Widziałam jak na ciebie patrzy. - pisnęła z podekscytowania ruda.
- Ale to jeden z tych rockmanów. - zaczęła nieco oschle Amy - Rodzice mnie przed takimi ostrzegali. Im chodzi tylko o jedno, a jak już zaliczą porzucają i szukają nowych panienek.
Zatkało mnie. Nie jestem jak moi koledzy. Nie żebym miał o nich złe zdanie czy coś, ale Amy mi sie naprawdę podoba. Z wrażenia potknąłem sie i walnąłem o drzwi. Dziewczyny wybiegły na korytarz.
- Izzy...? - zapytała zdziwiona Amy.
Poczułem jak czerwienię sie na twarzy. Działałem pod wpływem emocji. Było mi wstyd jak nigdy. Wybiegłem bez słowa z domu. Jak zwykle wszystko przez moją wścibskość...
--------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Nikogo nie było w domu. Postanowiłam, że sprawdzę o co chodzi z tym pudełkiem, które James zabrał od Gunsów z domu. Wydawało mi się, że to przez nie mnie unika. Kiedy wszyscy wyszli z domu zakradłam się do jego pokoju. Gzie może być to jebane pudełko? Zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. W końcu je znalazłam. Leżało pod łóżkiem nakryte sryliardem rzeczy. Kiedy je otworzyłam okazało się, że w środku są kasety. "Duff", "Izzy"... Czytałam napisy na opakowaniach. O co tu chodzi? Wzięłam do ręki kasetę z napisem "Axl". Chyba mogę ją odsłuchać.Tylko potrzebuję jakiegoś sprzętu. Hmm... Pewnie będzie u Kirka w pokoju. Tam jest wszystko. Tak jak myślałam. Magnetofon stał obok łóżka. Włożyłam kasetę do środka. Chwilę się zawahałam zanim ją włączyłam. Minęło kilka minut i nic. Cisza. No co jest?Już miałam jebnąć w ten pieprzony magnetofon ale odezwał się niski, męski głos.
- Ohh Axl... - zaśmiałam się.
Co to ma niby być?
- Jesteś moim ulubieńcem. Taki seksowny. Mmm... - głos znowu przerwał. 
A ja miałam nadzieję, że się przesłyszałam. To było chore.
- Jesteś wszystkim czego potrzebuję. Chcę cię. Tutaj. Obok. Przy mnie. Chcę głądzić twoje rozpalone ciało. Nic więcej mi nie potrzeba. - głos tego faceta był pełen pożądania i tęsknoty. 
Zatrzymałam nagranie. Nagle do głowy wpadła mi myśl, że może Axl jest... Nie. Przecież przez ten cały czas ze mną... Niemożliwe. Nie mogłam w to uwierzyć. Ten cały związek nic dla niego nie znaczył, bo jest gejem. Jak mogłam tego nie zauważyć? Wyciągnęłam kasetę i włożyłam ją spowrotem do pudełka. Powinnam to wszystko odnieść. Niech robią co chcą, ale Metallica niech się w to nie miesza. Kasety nie mogły zostać dłużej w rękach Jamesa. Zabrałam pudełko i poszłam do domu chłopaków. Postawiłam to cholerstwo w kuchni na stole.Chyba muszę coś jeszcze zrobić zanim wyjdę. Znalazłam kartkę, długopis i zaczęłam pisać list do Axla. Przecież nie spojrzę mu w oczy po tym co zrobił.
--------------------------------
*perspektywa Axla*
--------------------------------
Obudziłem się około szesnastej. Cholernie chciało mi się pić. Poszedłem do kuchni. Na stole leżało jakieś pudło. Po chuja to tu? I jeszcze list. 
"Axl. Tak dłużej być nie może. Ja już wszystko wiem. Wiem, dlaczego mnie nigdy nie kochałeś. Jesteś nic nie wart. Ukryłeś przede mną całą prawdę o sobie. Jak mogłeś... Nie chcę cię już do kurwy widzieć. Zniknij z mojego życia i przestań się do wszystkiego wpierdalać. Ty jebany chuju. Bez pozdrowień. Caroline." Co kurwa?! Ja jej nie kochałem?A co ja zrobiłem?! No nic! Zawsze się starałem, żeby było dobrze! Pobiegłem do siebie. No nie! Głupia suka! Głupia suka! Jak ja jej nie znoszę! Rozpieprzyłem pół pokoju w napadzie gniewu. Co za szmata! Już nawet wódka i fajki mi nie pomagają. Nagle zauwarzyłem, że z rozwalonej komody wystaje mój zeszyt na piosenki i długopis. To jest myśl! Wziąłem je i zacząłem bazgrać to co akurat czuję.
Kochanie, śliczne kochanie,
Skarbie, zawiodłaś mnie, skarbie.
Nie będę więcej grał w te dziecinne gierki.
Powiedziałem, że to mój czas, by wyrównać rachunki,
Więc podbij swoją stawkę, stawkę do sławy,
Ale, kochanie, krzycz inne imię,
Kiedy poczujesz ogień
I posmakujesz płomieni!

Odwal się, odwal się, suko!
Leż w ściekach; zdychaj w rowie.
Lepiej sie odwal się, odwal się, suko.
Twarz anioła, miłość wiedźmy.
Odwal się, odwal się, suko*
O tak! W sam raz o tej suce Caroline! Czuję się lepiej. O tak, dużo lepiej. Dumny z siebie zszedłem szczerząc zęby na dół. Zobaczyłem jak Izzy wymyka sie z domu.
- Uszanowanko. - kiwnąłem głową i wziąłem sobie piwo z lodówki.
Stradlin spojrzała na mnie jak na wariata. Posłałem mu promienny uśmiech i wróciłem do siebie na górę dopisać resztę "poezji o Caroline". Kurewsko kocham życie!
--------------------------------
*perspektywa Vivien*
--------------------------------
W nocy Duff przylazł do domu pijany jak świnia. Obijał sie o meble w pokoju próbując trafić do łóżka i dzięki temu mnie obudził. Dałam mu opieprz, ale raczej nie wiele do niego wtedy docierało, więc dałam sobie spokój. Obudziłam sie nadzwyczaj wcześnie - o 9 rano. Rozejrzałam sie po całym domu. Caroline nadal nie było. Nie ma jej już 3 dzień. Mam nadzieję, że wróci. Do tej pory zawsze wracała. Kto wie jakie myśli chodzą pod tą jej blond czupryną. Wróciłam do sypialni ubrać sie w jakieś ciuchy.
- Kurwa... - usłyszałam znajome jękniecie - Moja głowa...
- Trzeba było nie pić tyle wczoraj. - powiedziałam z wyrzutem.
Mógł mnie chociaż zabrać, a nie tak z kolegami popijać i Bóg wie co jeszcze robił...
- Cicho, kobieto... - biadolił - Łeb mi pęka...
- O i pewnie jeszcze światło cie razi? - zapytałam z chamskim uśmieszkiem i odsłoniłam zasłony w oknie.
W pokoju zrobiło sie momentalnie jasno. Duff schował głowę pod poduszkę.
- Nie masz litości. - usłyszałam jego stłumiony głos.
Ma teraz nauczkę. Zrobiło mi sie go trochę szkoda, bo dobrze wiem jak to jest mieć kaca. Poszłam do kuchni zrobić mu kawy i poszukać aspiryny. Wróciłam z tym wszystkim do niego na górę.
- Masz. - podsunęłam mu picie i tabletki.
Wychylił twarz spod poduszki. Posłał mi nieufne spojrzenie.
- No bierz to. - zirytowałam sie.
Duff usiadł na łóżku i wziął ode mnie kubek i leki.
- Dzieki kochanie. - uśmiechnął sie.
Chyba humor trochę mu sie poprawił.
-----------------------------
*perspektywa Amy*
-----------------------------
Chce porozmawiać z Izzym. Nie wiem co słyszał wtedy pod drzwiami i czy wogóle coś usłyszał. Cały dzień go nie ma i zaczynam sie martwić o niego.
- Slash widziałeś Izzyego? - zapytałam gitarzyste, który własnie wszedł do domu.
- Nieee. - pokręcił głową - Ale pewnie o 20 będzie u Marcka, bo koncert gramy.
- Dzięki. - uśmiechnęłam sie i poszłam do siebie.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegarek. Jest 19. Zaczęłam sie szykować do wyjścia. Jeszcze nie wiem gdzie ten cały Marck ma swój klub, a nie chce jechać ze wszystkimi, żeby Izzyego nie spłoszyć. Wszyscy już wyszli. Rozejrzałam sie po salonie. Na komodzie znalazłam ulotkę jakiegoś klubu z zaproszeniem na koncert Guns N' Roses. Mieści sie na Sunset obok Troubadour. Wzięłam torebkę i poszłam w stronę klubu. Przed wejściem była kolejka. Wszyscy byli ubrani w skórzane spodnie albo jeansy, ramoneski i kowbojki. Tylko ja miałam sukienke. Kiedy nadeszła moja kolej ochroniarz zmierzył mnie wzrokiem.
- Ty nie wchodzisz. - burknął.
- Ale... - poczułam jak sie czerwienię.
- Spoko stary. - jakiś chłopak za mną położył mi rękę na ramieniu - Ona jest z nami.
Bramkarz podejrzliwie na nas spojrzał, ale wpuścił nas do środka. Już miałam sie oddzielić od tej grupki, z którą weszłam, ale chłopak złapał mnie za ramię.
- A ty dokąd? - zapytał z cwaniackim uśmieszkiem - Przecież jesteś z nami.
- Ja muszę z kimś porozmawiać i... - zaczęłam niepewnie tłumaczyć.
- Nic nie musisz. - wyszczerzył zęby i siłą zaprowadził mnie do stolika.
Posadził na krześle obok siebie i złapał za rękę. Jego kumple dali mi kufel piwa.
- No nie napijesz sie? - zapytał.
Pokręciłam przecząco głową. Wtedy ścisnął z całej siły moją dłoń. Wydałam ciche piśnięcie. Jego kumpli to rozbawiło i zaczęli sie śmiać.
- Nadal nie masz ochoty pić? - zadał kolejne pytanie szeroko sie uśmiechając.
Wzięłam kufel i zaczęłam powoli pić piwo.
- Grzeczna dziewczynka. - powiedział z satysfakcją w głosie.
Zauważyłam, że jego kumple z uwagą mi sie przyglądają. Nagle zaczęło mi sie kręcić w głowie. Jeden z nich kiwnął porozumiewawczo głową do tego, który trzymał mnie za rękę. Poczułam jak puszcza moją dłoń i zaczyna obmacywać. Skąd ja to znam. Zaczynałam czuć sie co raz gorzej. Resztką sił odbiegłam od stolika i wmieszałam sie w tłum pod sceną. Nagle straciłam kontak z rzeczywistością. Wszystko wirowało, oślepiały mnie światła i nic nie słyszałam. Zataczając sie wyszłam z klubu. Dalej urwał mi sie film.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Izzyego*
---------------------------------
Jestem przybity całą tą sytuacją z Amy. Nie chce, żeby tak o mnie myślała. Gdybym chciał ją przelecieć już dawno bym to zrobił. Nawet skręty od Marcka mi nie pomagają, ale koncert zagrać trzeba. Przy graniu ostatniego kawałka zobaczyłem ze sceny jak jakaś dziewczyna zatacza się wśród ludzi. Zaraz... Czy to... Nie, to niemożliwe... A gdyby jednak? Cholera, to Amy! Przyspieszyłem gre piosenki Out Ta Get Me na maksa jak tylko mogłem. Slash i Duff posłali mi pytające spojrzenia i starali sie nade mną nadąrzyć. Axl coś tam warknął pod moim adresem, ale to nie miało teraz znaczenia. Po odegraniu przyspieszonej wersji rzuciłem gitarę na ziemie i zbiegłem ze sceny. Przedarłem sie przez tłum szukając Amy. Zobaczyłem jak jakaś brunetka wymiotuje pod ścianą.
- Amy, wszystko gra? - złapałem ją za ramię.
- Spierdalaj zboczeńcu! - warknęła na mnie dziewczyna.
To nie ona. W tempie kosmicznym okrążyłem cały klub dwa razy. Zrezygnowany wybiegłem na zewnątrz. Amy leżała jakieś 10 metrów od wejścia, a wokół niej jakaś grupka ćpunów grzebała w jej torebce. Szybko do niej podbiegłem.
- Spierdalajcie od niej skurwiele! - wrzasnąłem.
Chłopaki zaczęli uciekać. Przykucnąłem przy Amy i położyłem jej głowę na moich kolanach.
- Amy! Amy, słyszysz mnie?! Odezwij sie! - wykrzykiwałem potrząsając nią.
Dziewczyna nie reagowała. Jej ręka bezwładnie spadła na chodnik.
- No nie gap sie tak! - wrzasnąłem do ochroniarza, który sie temu przyglądał - Dzwoń po karetkę!
Facet wbiegł do klubu. Po około 10 minutach usłyszałem znajome syreny.
- Proszę sie odsunąć. - powiedział lekarz przejmując ode mnie Amy.
Zaczeli sie nią zajmować. Włożyli jej jakąś rurkę do gardła i dali kołnież na szyję. To tak strasznie wygląda...
- Zabieramy ją. - odezwał sie ten sam lekarz i wpakowali Amy na noszach do karetki.
Na drzwiach samochodu przeczytałem z jakiego są szpitala. Złapałem szybko nocny autobus i pojechałem do Amy.
-------------------------------
*perspektywa Axla*
-------------------------------
Po koncercie gdzieś w tłumie zauważyłem mordę Jamesa. O chuj! Zabiję go! To przez niego straciłem Car! Wbiegłem w tłum szukając go. O ty chuju... Znajdę cię! Mam cię! A teraz zginiesz! Rzuciłem się na niego od tyłu i zacząłem go okładać ze wszystkich stron. Byłem wściekły. Wokół nas było pełno ludzi, jednak nikt nie zwracał na nas uwagi. Zamachnąłem sie i z całej siły przywaliłem mu w nos. Syknął z bólu.
- Axl uspokój sie! - wrzasnął do mnie.
- Nie będziesz wmawiał mojej dziewczynie, że jej nie kocham! - rzuciłem wściekle w odpowiedzi.
Ponownie mu przywaliłem w twarz. Chłopak zgiął sie w pół. Co za cipa. Nawet sie nie broni. Wykorzystałem jego pozycję i przykopałem mu z kolanka. Zaczął krztusić się krwią. Nagle poczułem, że ktoś łapie mnie za włosy. No kurwa! Kto chce mi przerwać zabawę? Przestałem nakurwiać w tego chuja i odwróciłem się. Ja pierdole! Co? To Car. Albo znowu wariuję.
- Car... - wymamrotałem podnosząc się.
Uderzyła mnie w twarz i podeszła do Jamesa. Nie! Przecież ja tu jestem. Dlaczego jej nie interesuje moja obecnośc? Nie, może tak być. 
- Caroline! - wydarłem się i podszedłem do niej.
Spojrzała na mnie wściekle. Chyba naprawdę mnie nienawidziła. Zrobiło mi się przykro.
- Ty kurwo! - wyzwałem ją.
Dostrzegłem, że ma łzy w oczach. Ej, no co ja zrobiłem...
- Car... - powiedziałem łagodniej
- Spierdalaj! - krzyknęłą i ruszyła w stronę wyjścia. 
Pobiegłem za nią. 
- Kocham cię! Kurwa kocham cię! Tak cholernie bardzo cię kocham! - wydzierałem sie biegnąc za nią.
Nagle jakby rozpłynęła sie w powietrzu. Nie ma jej. Odwróciłem sie, żeby wrócić do klubu i nagle dostałem w twarz. Skrzywiłem sie z bólu.
- Axl, wiesz że cie lubie, ale moich kumpli sie nie bije. - powiedział Kirk.
Obok niego był Lars i Cliff, którzy podtrzymywali Jamesa. Dostałem drugi raz w twarz.
- A to za Caroline. - odezwał sie gitarzysta i zaczęli odchodzić.
-------------------------------------
*fragment piosenki Back Off Bitch - Guns N' Roses
-------------------------------------
INFORMACJA!
Za radą innych blogerów założyłyśmy konto na Twitterze. Będą tam sie pojawiały informacje dotyczące pojawiania sie rozdziałów oraz fragmenty nieopublikowanych rozdziałów :D tak więc nasze konto to @gunsnrosesandme
-------------------------------------
PODZIĘKOWANIA!
Wielkie dzięki dla Estranged, która zgodziła się polecić naszego bloga! :D w zamian my wstawiamy tutaj jej XD http://myrockstory1234.blogspot.com wbijać do dziewczyny i komentować XD naprawde ma talent i fajne pomysły :)

piątek, 23 maja 2014

R. 61

*perspektywa Izzyego*
-------------------------------
Spałem schowany za kanapą. Nawet nie pamiętam jak sie tam znalazłem. W pewnym momencie poczułem ciepło obok mnie. Otworzyłem leniwie jedno oko. Oślepiło mnie światło. Co jest? Przetarłem oczy i zobaczyłem, że jara sie dywan w salonie. O ja pierdole! O ja pierdole! O ja pierdole! Zacząłem panikować. Albo za dużo ćpam, albo znowu komuś odbiło i z nudów podpalił dywan. Ogarnąłem sie (a może zrobiła to za mnie szafka, w którą boleśnie wbiegłem). Chwyciłem jakieś wiadro stojące w kuchni, nalałem do niego wody i zacząłem gasić dywan. Po kilku minutach sytuacja sie uspokoiła. Troche jebie spalenizną... Pootwierałem wszystkie okna i wyjebałem sfajczony dywan do ogródka za domem. Jak gdyby nigdy nic wróciłem do spania za kanapą.
-------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------
Przeszukałem pokój Izzyego, ale nic w nim nie znalazłem co mogłoby odtworzyć te cholerne kasety. Niestety, ale w jego idealnym pierdolniku nic nie znalazłem oprócz brudnych skarpet i niedojedzonych kawałków pizzy. Usiadłem na schodkach przed domem i zapaliłem papierosa w nadziei, że przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł. I nagle... Marck! On wszystko ma! Dopaliłem papierosa i udałem sie do domu naszego przyjaciela. Drzwi jak zwykle były otwarte, więc po prostu wszedłem do środka.
- Sieemaa! - wydarłem sie od progu.
Cisza. Co jest? Eh... Pewnie znowu go nie ma, ale przyzwyczaiłem sie do tego. Zacząłem szperać mu po domu w poszukiwaniu czegoś do odtworzenia kaset. Natknąłem sie na album z bardzo ciekawymi zdjęciami. No nie ważne, ale kiedyś tu po niego wrócę. Widzę, że na parterze domu nic nie ma, więc sprawdzę co jest na górze. Zacząłem szperać po piętrze. Nie ukrywam, zostawiłem przy tym sporo bałaganu, ale Marck sie chyba nie obrazi. Po przeszukaniu sypialni i garderoby Marcka wlazłem do pokoju, który najwyraźniej służył mu za rupieciarnie. Zacząłem przeglądać wszystkie klamoty znajdujące sie w tym pomieszczeniu. Nagle... Jest! Ten jebany magnetofon stoi sobie na parapecie okna! Zadowolony wziąłem go i zostawiłem informacje na stole w kuchni, że go sobie wziąłem. Wróciłem radosny do domu trzymając w garści moją zdobycz. Cieszyłem sie jak Duff ze skrzynki wódki, albo Axl ze stada dziwek. Postawiłem radyjko na stole w kuchni obok naszej przesyłki. Włożyłem do środka kasetę z moim imieniem i wcisnąłem PLAY. I... dupa. Nic nie leci. Potrząsnąłem tym szajsem. Hm... Baterie! Zdjąłem pokrywkę osłaniającą miejsce, gdzie powinny się znajdować te małe kurwiki. No oczywiście, że ich tam nie było. Skomentowałem to nie przebierając w słowach, bo troszkę mnie to zirytowało. Poszedłem szukać baterii. Duff akurat siedział przed telewizorem i wpadł mi pewien pomysł do głowy. Wziąłem od niego pilot i zacząłem obracać go w rękach.
- Co ty robisz? - zapytał podejrzanie basista.
- Ten pilot jest zepsuty. - odpowiedziałem ukrywając mój cwaniacki uśmieszek.
- Sam jesteś zepsuty. - powiedział i zabrał mi go z rąk.
- Naprawie ci go. - wyszczerzyłem zęby i przejąłem urządzonko.
Pobiegłem z nim do kuchni. McKagan siedział zszokowany na kanapie. Najwyraźniej jeszcze jego mózg nie ogarnął co sie dzieje. Wyjąłem baterie z pilota i rzuciłem nim na kolana Duffa. Wsadziłem te małe cholery do radia Marcka. Odszukałem w pudełku kasety ze swoim imieniem i wsadziłem do magnetofonu. Nacisnąłem odtwarzanie. Rozległy się szmery.
- Witaj... - usłyszałem niski męski głos, po którym nastało krótkie milczenie.
I nagle kiedy zaczął znowu mówic do domu wpadł radosny Izzy i Amy śpiewając piosenkę o strażaku na cały regulator.
- No bez jaj. - jęknąłem sam do siebie.
Wyszedłem z kuchni do salonu.
- Stradlin weź sie przymknij. - poprosiłem.
- Nie podoba ci sie jak śpiewam? - zapytał z zacieszem na ryju.
- Eh, podoba, ale... - zacząłem.
- No to słuchaj, a nie narzekasz! - krzyknął radośnie przerywając mi i wrócił do śpiewania.
Wzniosłem oczy do nieba (a raczej sufitu). Wróciłem do kuchni po magnetofon i zobaczyłem jak Duff przy nim majstruje.
- No co ty robisz? - zapytałem oburzony.
- Zajebałeś mi baterie. - posłał mi obrażone spojrzenie.
Wsadził kurwiki do pilota i wrócił przed telewizor. Ja tu nie wytrzymam...

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Amy*
-----------------------------
Po zajęciach byłam strasznie głodna wiec zadzwoniłam po Izyyego. Nie odebrał. Dziwne. Kiedy zaczęłam schodzic po schodach jakiś chłopak do mnie podszedł i zapytał czy mogę pożyczyć mu dzisiejsze notatki. Nie przypominam sobie, żeby chodził ze mną na zajęcia, ale nic się chyba nie stanie jeżeli mu je pożyczę.
- Słuchaj... - zaczął - Chodźmy tam w cień bo mnie słońce razi.
- No, ok. - powiedziałam niczego nie podejrzewając.
Kiedy skierowaliśmy się ku drzewu zauważyłam, że łapie mnie od tyłu i prowadzi za budynek.
- Ej! Co ty robisz?! - pisnęłam przerażona.            
- Chodź mała, zabawimy się. - powiedział i zaczął wkładać mi palce pod spódnice.
- Puść mnie! Bo pożałujesz! - zaczęłam wykrztuszać słowa przez płacz.          
Zaśmiał sie.
- Nikogo tu nie ma skarbie. - stwierdził pewny siebie.
W tym momencie zauważyłam, że ktoś go puka w plecy i chłopak dostaje pięścią w twarz z pół obrotu.
- Nie ładnie zaczepiać bezbronne dziewczyny. - powiedział Izzy. 
Zaczął prowadzić mnie do samochodu.
- Wszystko dobrze? Ten skurwiel nic Ci nie zrobił? - zapytał troskliwym tonem.
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, bo wciąż byłam w szoku. Nawet nie zauwarzyłam, kiedy zasnęłam na tylnym siedzeniu auta.
-------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------
Minęło trochę czasu zanim mogłem zebrać kurwiki i w spokoju odsłuchać taśm. Zamknąłem się w piwnicy na wszelki wypadek, żeby nikt mi nie przeszkadzał i włączyłem magnetofon. 
- Witaj... - znowu usłyszałem jego głos. 
Tym razem przeszły mnie ciarki. Miałem dziwne przeczucia. Odwróciłem się do tyłu. Miałem wrażenie, że ktoś za mną stoi, jednak nikogo nie było. 
- Saulie... -  wyszeptał koleś z taśmy. 
Co... Nie ogarniałem.
- Mój misiaczku... - szeptał dalej rozkosznym głosem. 
Nie kurwa nie! Co to do chuja jest?! Nie jestem niczyim misiaczkiem, a już na pewno nie twoim misiaczkiem skurwielu! Wyłączyłem magnetofon. Nie będę dłużej słuchał tych bredni. To był chyba jakiś chory żart. Przeraża mnie sam początek i jego głos, a nie wiem co znajduje się dalej na nagraniu. Szczerze mówiąc, to bałem się słuchać tego dalej. I wciąż miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wybiegłem z piwnicy ciężko oddychając. Byłem przerażony. 
- Duff! - wydarłem się i zacząłem biegać po domu szukając blondyna.
- Czego się drzesz? - wymamrotał wychodząc zaspany z pokoju.
- Duff... No bo... - nie wiedziałem co mu powiedzieć.
Basista złapał mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął.
- Spokojnie. - powiedział opanowanym głosem - Co sie dzieje?
- Tam... Te taśmy... Nie jestem misiaczkiem... - zacząłem mu nieskładnie wyjaśniać wymachując przy tym rękami.
- Hudson! - szarpnął mną mocniej - Co z tobą?!
- Ohh... Sam zobacz. - pociągnąłem go za rękę do piwnicy.
Wskazałem na magnetofon.
- No radio. - powiedział zdezorientowany Duff.
- Posłuchaj tego... - powiedziałem cicho i wyszedłem z piwnicy.
Nie mógłbym jeszcze raz słuchać tego głosu. Usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Czekałem, aż Duff skończy słuchać kasety. Po około 10 minutach wyszedł z twarzą białą jak kreda.
- Skąd to masz? - zapytał grobowym tonem.
- Dostaliśmy pocztą. - wyjaśniłem wciąż roztrzęsionym głosem - Jest tego więcej...
Zaprowadziłem basistę do kuchni pokazując resztę kaset. Chłopak zaczął drżącymi rękoma przeglądać nagrania.
- Ja też tu jestem... - szepnął przerażony.
Pokiwałem twierdząco głową. Duff załamany usiadł na krześle przy stole. Wyciągnąłem z lodówki wódkę i wziąłem jakieś czyste kubki z szafki. Zacząłem nalewać alkohol.
- Pij... - podstawiłem mu kubek - Trzeba sie odstresować.
Z tym odstresowywaniem sie miałem rację. Nie wiem co było dalej na nagraniach, ale mnie przeraziły już pierwsze słowa, a Duff wytrwał do końca. Opróżniliśmy połowę butelki.
- Bleee, nie mogę tu dłużej siedzieć. - skrzywił sie McKagan.
- Idziemy na miasto? - zaproponowałem.
Blondyn przytaknął i wyszliśmy z domu.
----------------------------------
*perspektywa Caroline*
----------------------------------
Noc spędziłam śpiąc na tyłach Rainbow. Joe wpuścił mnie tam po koleżeńsku, ale drugiej nocy nie mogę tam już zostać. Nie wiedząc co robić usiadłam przed klubem i zaczęłam palić ostatniego papierosa jaki mi został. Już wiele razy spierdalałam z domu i zawsze spałam u... Metallicy! Ciekawe czy tym razem mnie przyjmą. James pewnie nie będzie miał nic przeciwko. Dopaliłam papierosa i ruszyłam w stronę ich domku. Zapukałam do drzwi. Czekałam chwilę, ale nikt mi nie otworzy. Zaczęłam walić w nie mocniej.
- Co za debil budzi ludzi o tej godzinie... - usłyszałam znajome marudzenie za drzwiami.
Po chwili drzwi otworzył zaspany James.
- Oo! Caroline! - ucieszył sie na mój widok.
- Hej. - uśmiechnęłam sie najładniej jak potrafię.
Trzeba zrobić dobre wrażenie, nie?
- Yy, wejdz. - powiedział lekko zakłopotany, jednak nadal sie uśmiechał.
Weszłam do środka. James pokazał mi ręką, żebym usiadła na kanapie.
- Napijesz sie czegoś? - zaproponował.
- Nie dzięki. - odmówiłam - James, jest taka sprawa...
- Tak? - zapytał lekko zaniepokojony.
Wtedy opowiedziałam mu co się stało i że nie mam gdzie mieszkać.
- U nas jesteś zawsze mile widziana. - powiedział z wielkim zacieszem.
Zaczęliśmy rozmawiać o jakichś pierdołach.
- A może pójdziemy na spacer? - zaproponował nagle.
- Czemu nie. - zgodziłam sie.
Razem z Jamesem spacerowałam po mieście. Blondyn co chwile żartował, żeby mnie rozweselić.
- Chyba wpadnę do domu zabrać rzeczy. Idziesz ze mną? - zapytałam go.
Chłopak skinął głową i poszliśmy. W domu nikogo nie było. Pewnie znowu poszli się najebać. Złapałam walizkę i wrzuciłam do niej swoje rzeczy. James czekał na mnie na dole. Zeszłam do niego.
- Co robisz? - zapytałam
- Nic, nic. - odpowiedział próbując ukryć za plecami jakieś pudełko.
- Idziemy? - zmieniłam temat.
- Spoko. - powiedział i zabrał piwo z lodówki.
Wyszliśmy. Kiedy zapytałam po co zabrał to pudełko nie odpowiedział. Dopiero gdy powtórzyłam pytanie wymamrotał, że Gunsi pożyczyli to od niego. Przez całą drogę dziwnie się zachowywał. Podtrzymywałam rozmowę na siłę. Był małomówny i unikał mojego wzroku. Coś było nie tak, ale nie chciałam już pytać. Czułam, że przeszkadza mu moja obecność. Może wieczorem będzie w lepszym nastroju. Nie chciałam mu już przeszkadzać, więc w połowie drogi oddzieliłam się od niego i poszłam okrężną drogą, przez całe miasto. Cały czas zastanawiałam się o co mu chodzi.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Axla*
---------------------------------
Wróciłem z Adlerem do domu. Pudel, zmęczony polazł spać do siebie. Pewnie robiłbym to samo, gdyby nie głosy, które usłyszałem. Brzmiały znajomo. Zbyt znajomo... Chyba zwariowałem. Kurwa. Nie, to nie możliwe. Po co Caroline miałaby tu przychodzić? Musiałem zobaczyć, czy to naprawdę ona, czy ześwirowałem. Ukryłem się i spojrzałem. O nie... To była ona. I James. Ten chuj James. Kurwa. Czułem, że robię się wściekły. To, że jej nienawidzę nie znaczy, że on może tak na nią patrzeć. Wręcz rozbierał ją wzrokiem. Nie! Przecież, ona nadal jest moja! Tylko się pokłóciliśmy. Zawsze się kłócimy. Jebany James! O i teraz gdzieś wychodzą. Pewnie będzie się do niej przymilał, a potem wylądują w łóżku. Nie mogę do tego dopuścić. Postanowiłem, że będę ich śledził. Rozmawiają... Pewnie szepcze jej czułe słówka. I znowu, ten jego wzrok. Tak bardzo go nienawidziłem. Au. Upadłem na ziemię. Zagapiłem się na tego frajera i potknąłem się. Jebany kamień. Podniosłem się i otrzepałem. Coo? Całują się? Nie, przecież tam już nie ma Car. Idzie tylko James. Kurwa. Rose, ty zwariowałeś. Zamrugałem i przetarłem oczy. Nic. Nie było jej. Co jest? Zacząłem biegać po bocznych uliczkach szukając jej.
- Kurwa! - wydarłem się wpadając na kogoś. 
O, to Car. Uśmiechnąłem się a potem zacząłem się na nią wydzierać.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - darłem sie - Że teraz jak sie pokłóciliśmy to możesz bezkarnie sie kurwić?!
- Spierdalaj! - popchnęła mnie - Sam sie kurwisz rudy pojebie! Tak wogóle to nie twój zasrany biznes co robię skurwielu!
Skurwielu... Nazwała mnie skurwielem... Nikt nie będzie nazywał Axla Rosea skurwielem!
- A to z tym chujem Jamesem to co było?! Pewnie mu dajesz dupy za dwa dolary dziennie! - w tym momencie puściły mi wszelki hamulce.
- Cooo?! - blondynka poczerwieniała ze złości - Śledzisz mnie?! Dla twojej wiadomości z nikim sie nie puszczam, a ciebie zżera zazdrość ruda małpo!
Przywaliła mi w policzek i odeszła szybkim krokiem. Zacząłem masować sobie twarz. Byłem naprawdę wściekły. Zacząłem kopać śmietniki ustawione pod ścianą. Wszędzie walały sie teraz śmieci. Jebana Caroline! Jebany James! Jebane wszystko! Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale zacząłem boksować w ścianę. Trochę mi ulżyło i nie byłem już tak wściekły.
---------------------------
*perspektywa Duffa*
---------------------------
Wyszedłem ze Slashem na miasto, żeby poszwędać sie po barach. Musieliśmy jakoś odreagować to nagranie. Zaczęliśmy łazić po naszych ulubionych miejscówkach, aż nas z nich nie wywalali za "złe zachowanie". Zmierzając w kierunku kolejnego klubu natknęliśmy się na Axla. Siedział cały czerwony na twarzy pod ścianą. Przeklinał na głos wszystkich i wszystko dookoła. Wokół Rudego walały sie porozwalane śmieci. Podeszliśmy do niego. Saul kiwnął na niego głową, żeby poszedł z nami. Rose bez słowa wstał i ruszyliśmy do kolejnego baru.

WIELE, WIELE BARÓW PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedzimy sobie już dość mocno najebani przy stoliku w kącie pomieszczenia. Slash zaczął coś tam bełkotać, ale nie szczególnie go słuchałem. Skupiłem uwagę na orzeszkach, którymi Axl zaczął rzucać w przechodzących obok nas ludzi.
- Pojebało cie ruda cioto?! - zapytał wkurwiony jakiś facet.
Axl tylko uroczo sie uśmiechnął i rzucił orzeczkiem prosto w jego czerwony nos.
- Załatwimy to na zewnątrz! - warknął i zaczął wychodzić z klubu.
Radosny Rose podreptał za nim. Mialem wrażenie, że... nawet sie z tego ucieszył? Stwierdziłem, że coś sie święci, więc pociągnąłem Slasha za ramie i poszliśmy za wokalistą.
- Skopię ci dupę ty jebany kutasie! - wykrzykiwał cały czerwony Rose stercząc przd klubem - No chodź tu ty mała pizdo, a zobaczysz że króla Axla sie nie upomina!
Rudowłosy wyglądał dość zabawnie. Facet był od niego większy o głowę, a on tak śmiesznie podskakiwał i gestykulował. Cicho się zaśmiałem, ale Slash dźgnął mnie w brzuch. Stanęliśmy ramię w ramię z Axlem. Akurat miałem nastrój do bójki, więc powiedziałem:
- Masz coś do naszego przyjaciela, więc masz coś do nas.
- Oo bohterzy sie znaleźli. - zaśmiał sie typek.
- Możesz mi teraz possać skurwielu! - powiedział pewny siebie Axl.
- Zobaczymy kto tu komu będzie ssał! - facet poczerwieniał i popchnął Rosea.
Wokalista lekko się zakołysał. Facet już miał przywalić mu w twarz, ale Rudy schował sie za Slashem i gitarztsta oberwał w ramię.
- Hej, a co ja ci zrobiłem? - zapytał niewinnie gitarzysta masując swój bark.
Wściekły mężczyzna posłał mu spojrzenie mordercy i szybko rzucił sie w stronę Axla. Chwycił go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Duff, pomóż. - pisnął Rose.
- Ale z niego cipa... - powiedziałem pod nosem i ruszyłem w stronę bójki.
Odciągnąłem tego typka od Axla.
- Nie mieszaj sie. - warknął facet i odepchnął mnie od siebie.
Znowu złapał Rudego za ciuchy. Rose w napadzie paniki napluł mu w twarz, co wywołało jeszcze większy gniew jego napastnika. Facet wziął zamach i już miał zdzielić Axla, ale ta ruda cipa jakoś zrobiła unik i gość przywalił pięścią w ścianę, do której przyparty był Rose.
- Aaa, kurwaa! - wrzasnął kuląc sie z bólu facet.
- Spierdalamy! - krzyknął Axl i udał sie do ucieczki.
Zacząłem biec za nim, po drodze zgarniając Slasha, który w stanie upojenia alkoholowego zaczął obmacywać sie ze słupem i składać mu propozycje seksu w krzakach. Nie wiem czemu spierdoliliśmy, bo mieliśmy przewagę, ale najwyraźniej pan Axl przestraszył sie.
---------------------------------------
Podobają sie zmiany? :D bardzo prosimy o Wasze opinie i komentarze :) fajnie wiedzieć, że wgl ktoś to czyta i docenia naszą pracę ;) jeśli macie jakieś własne sugestie lub wizje to piszcie tutaj XD

niedziela, 18 maja 2014

R. 60

Pierwsze dzieło wszystkich autorek XD no i pierwszy rozdział zapowiadający zmiany, więc ten tego XD

*perspektywa Caroline*
--------------------------------
Wybiegłam z domu. Miałam dość tego wszystkiego. Miałam dość Axla. On chciał mi chyba zniszczyć życie. Ciągle mnie rani. Najpierw te dziwki, później prawie Vivien przez niego nie umarła. Męczy mnie ten związek. Nie wiem czy chce z nim dłużej być, ale za bardzo go kocham. Muszę sie upić. Kupiłam jakieś wino i trochę wódki, a potem zaszyłam sie w kącie w parku obok fontanny. Szum wody trochę mnie uspokoił, ale tylko na chwilę. Przypomniało mi się jak Axl ciągle podejrzewa mnie o zdrady. A gdyby dać mu trochę tej satysfakcji? Postanowilam, że trochę się z kimś zabawię. Wypiłam wszystko i chwiejnym krokiem poszłam do klubu. O chuj. Ile ludzi. Kogo przelecieć? Zaczęłam się rozglądać, aż w końcu go dostrzegłam. Stał do mnie tyłem, ale wyglądał zachęcająco. Podeszłam do niego, a on odwrócił się w moją stronę. I o kurwa. To był Sebastian Bach we własnej osobie i uśmiechał sie do mnie. Stałam i patrzyłam na niego pedofilskim wzrokiem. Nie mogłam uwierzyć, że to Sebastian. Na sam jego widok miałam orgazm.
- Może drinka? - zapytał śmiejąc się i obejmując mnie w pasie. 
- Nie chcę drinka. - wyszeptałam mu do ucha seksownym głosem i pocałowałam.
Bach wziął mnie na ręce i zaniósł do kibla. Zajęliśmy kabinę na końcu pomieszczenia. Przyparł mnie do ściany, położył dłonie na policzkach i zaczął całować. Zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Wplotłam swoje palce w jego długie włosy. Było nam tak dobrze. Jego jedna dłoń zaczęła gładzić mnie po talii i stopniowo zjeżdżać do poziomu moich bioder. Delikatnie zbliżył moje ciało do swojego. Poczułam jak rozpina mi spodnie. Przez chwilę pomyślałam o Axlu i o naszym związku. A potem przypomniały mi się dziwki i to, że posądza mnie o kurwienie sie. Niech cierpi. Zaczęłam intensywniej całować Sebastiana. Nasze oddechy przyśpieszyły. Jego palce zaczęły delikatnie pieścić moje krocze. Wydałam z siebie ciche jęknięcie. Uśmiechnął sie widząc moje zadowolenie.
- Jak ci na imię? - szepnął nie przestając działać palcami.
- Caroline. - wyjęczałam, gdyż jego palce przyśpieszyły.
Uroczo sie uśmiechnął.
- Jestem Sebastian. - powiedział i zaczął pozbywać sie mojej bluzki.
Zdjęłam z niego koszulkę. Chwilę się całowaliśmy, aż zaczął ściągać z siebie spodnie i czerwone bokserki z napisam "Touch This". Zaczęłam pieścić jego męskość dłonią. Jego ręce błądziły po moich piersiach. Sprawiało mu to przyjemność i zmróżył oczy. Wyglądał bardzo seksownie. Zbliżył sie do mnie jeszcze bardziej i kładąc ręce na moich pośladkach delikatnie wszedł we mnie. Znowu jęknęłam. Jego biodra delikatnie kołysały sie w przód i w tył. Co jakiś czas składaliśmy sobie pocałunki w różnych częściach ciała. Jego biodra przyśpieszyły. Odchyliłam głowę do tyłu z rozkoszy. On zaczął ciężko oddychać, aż wypowiedział kilka przypadkowych słów i z uśmiechem na twarzy wyszedł ze mnie.
-----------------------------
*perspektywa Slasha*
-----------------------------
Po kolejnym nocnym wypadzie na plażę odsypiałem na kanapie. Obudziło mnie nieustające walenie do drzwi. Stwierdziłem, że mam na co liczyć, żeby ktoś je otworzył. Spojrzałem na zegarek. Parę minut po ósmej. Kto normalny o tej godzinie napastuje innych? Pukanie nasiliło się.
- Już idę, idę... - mruknąłem wciąż zaspany.
Zwlekłem sie z kanapy i włożyłem na siebie jeansy, które rzuciłem w kąt po powrocie do domu. Otworzyłem drzwi. Chwilę zajęło mi rozpoznanie kto przede mną stoi, bo wieczorem, aby nie mieć koszmarów obaliłem butelkę Daniel'sa i teraz jestem "wczorajszy". Zmróżyłem oczy, aby odzyskać ostrość widzenia, bo na dworzu było cholernie jasno.
- Przesyłka pod ten adres. - powiedział gość.
To chyba listonosz... Wręczył mi paczkę wielkości pudełka po butach.
- Proszę się podpisać. - podał mi długopis i jakiś świstek.
Nadal nie bardzo mogłem rozczytać literki, a w dodatku zaczęła boleć mnie głowa.
- Hm... Autograf chcesz? - mruknąłem i machnąłem podpis na całą kartkę.
- Wystarczyła parafka w prawym dolnym rogu... - powiedział facet i zaczął odchodzić.
Wszedłem z paczką do domu. Położyłem ją na stole w kuchni. Głowa bolała mnie co raz bardziej, a oczy zaczynały piec. Wyciągnąłem z lodówki mleko i napiłem sie z kartonu. Usiadłem przy stole stawiając picie na blacie. Zacząłem oglądać pudełko. Było zawinięte w szary papier i przewiązane sznurkiem. Nagle moją uwagę zwrócił liścik, którego wcześniej nie zauważyłem. Podniosłem go i z trudem odczytałem to co jest na nim napisane. Był od naszego fana. Odłożyłem kartkę na miejsce. Zacząłem ponownie oglądać przesyłkę. Nie było na niej adresu opnadawcy. Rozdarłem papier i przerwałem sznurek zabezpieczający pudełko. Zanim je otworzyłem, poczułem że zbiera mi sie na wymioty. Wychyliłem sie za okno i puściłem pawia. Napiłem sie mleka, żeby pozbyć sie smaku rzygów z ust. Delikatnie podniosłem pokrywkę pudełka. Było w nim sporo pogniecionych gazet. Zacząłem je wysypywać. Okazało się, że w środku jest pięć kaset. Zacząłem je obracać w dłoniach. Na każdej było imię jednego z Gunsów. Na spodzie pudełka był liścik:
"Kochani!
Mam nadzieję, że nagrania Wam się spodobają. Proszę, aby każdy z Was wysłuchał tylko kasety ze swoim imieniem i w samotności.
~ Fan."
Ciekawe czy mamy działający magnetowid. Pewnie "Fan" też coś tam muzykuje i chce nam pokazać swoje demo. Dopiłem do końca mleko i poszedłem do pokoju Izzyego. O ile dobrze pamiętam Stradlin miał jakieś radyjko, które mogłoby to odtworzyć. Kulturalnie zapukałem do środka. Cisza. Pewnie śpi. Zajrzałem do środka, ale chłopaka nie było. 
---------------------------------
*perspektywa Stevena*
---------------------------------
Obudziłem sie w pierdlu. Czego ja sie kurwa znowu naćpałem? Postanowiłem zagadać do policjanta pilnującego celi i trochę sie podlizać, żeby szybciej mnie wypuścili.
- Przepraszam najmilszego pana bardzo. Co ja tu robię?- grzecznie zapytałem z niewinnym uśmieszkiem, a kiedy sie do mnie odwrócił dodałem - Czy to nie pan grał tego przystojnego no... faceta w... yyy... no filmie?
- A to ty sobie waliłeś konia na moście... - zaraz co?! on chyba mnie z kimś pomylił - Nie grałem w żadnym filmie. Nie jestem dobrym tylko złym gliną, więc mnie tym nie udobruchasz. - dodał ostro.
- A może mi pan wyjaśnić dokładniej czemu tu jestem?- zapytałem ponownie.
W tym momencie zgred włączył TV i zobaczyłem siebie nago walącego konia na moście, a za mną tabliczkę z napisem: San Diego.
- Mrrr - odezwał sie mój współwięzień - Jaki duży masz sprzęt. Może pokażesz mi go kiedyś? - puścił mi oczko. 
Co on pierdoli? Na wszelki wypadek usiadłem zdala od niego w koncie celi. Poczułem, że burczy mi w brzuchu. Spojrzałem na zegarek na biurku policjanta. Nic dziwnego, że jestem głodny, bo jest właśnie pora obiadowa. Zobaczyłem, jak zgred wychodzi i zamyka posterunek na klucz. Co do kurwy? Nie chce zostać sam na sam z tym zboczeńcem... Psychol zaczął sie do mnie zbliżać. Przykucnął przede mną, tak że nie miałem dokąd uciekać. Na chuj ja usiadłem w kącie?!
- Wiesz gdzie poszedł posterunkowy? - zapytał z podejrzanym uśmieszkiem.
Pokręciłem przecząco głową.
- Na obiad. - jeszcze bardziej zaczął sie uśmiechać - Wróci dopiero za 40 minut.
Odsunąłem głowę jak najdalej sie dało od ryja tego faceta, który z sekundy na sekunde był co raz bliżej mnie.
- Mamy dużo czasu dla siebie... - położył mi dłoń na klacie - Może pokażesz mi teraz swój sprzęt?
- Nie! Nie! Nie! - wrzasnąłem i odepchnąłem go od siebie - Spierdalaj od Stevena kurwa Adlera!
Wstałem na nogi, żeby mieć trochę przewagi.
- Ale... - zaczął lekko przestraszony - Ja wiem, że tego chcesz.
- Spierdalaj! - wydarłem sie na całe gardło - Masz sie trzymać z daleka ode mnie!
Facet zmierzył mnie wzrokiem. Jego spojrzenie na chwilę zatrzymało sie w okolicy mojego krocza i skulił sie w koncie. Teraz przypomina przestraszone dziecko. Dobrze mu tak.
--------------------------------
*perspektywa Axla*
--------------------------------
Siedziałem w pokoju i piłem już od kilku godzin. Caroline to głupia suka. Przecież to nie moja wina, że Viv sie naćpała. Nie jest małym dzieckiem, żebym musiał ją pilnować. Kurwa! Rzuciłem butelką o ścianę. Emocje zaczęły się nasilać. Rozjebalem jeszcze kilka rzeczy ale nic nie pomogło. Nadal byłem wkurwiony. Musiałem znaleźć sobie zajęcie. 
- Siema kurwy! - wydarłem się schodząc na dół jednak nikt mi nie odpowiedzial.
Co do chuja? Nikogo nie ma? Chyba mogę się zabawić. Rozlałem benzynę po całym domu.
- Jebane kurwy... - wymamrotałem i rzuciłem zapaloną zapałkę.
Później wyślizgnąłem się przez okno z domu. Pojechałbym do Adlera. Powoli zaczynałem tęsknić za tym dupkiem. Rozejrzałem sie za autem, jednak tego grata nigdzie nie było. No kurwa. Będę musiał jechać stopem. Poszedłem na autostradę i czekałem. W końcu zatrzymało się jakieś auto. 
- Wskakuj młody! - zawołał facet przez otwarte okno.
Wyglądał na sympatycznego. Uśmiechnąłem się i wbiłem do samochodu. Jechaliśmy w kierunku San Diego przez jakiś czas. Zrobiło się już ciemno. Nagle koleś zjechał na bok i zgasił auto. 
- Hej, dlaczego nie jedziemy? - zapytałem zdezorientowany. 
- Nieopodal jest hotel. Chcę sie przespać. Zmęczony jestem. - odpowiedział tamten.
Zgodziłem się. Ale... Co ja mam teraz zrobić? To jest zadupie. Nikt tu teraz nie jeździ. Nagle tamten odezwał się jakby czytał mi w myślach.
- Chodź ze mną. Też przyda ci się trochę odpoczynku.
Miał rację. Byłem już zmęczony. Poszliśmy do hotelu i dostałem pokój. Natychmiast rzucilem sie na łóżko i zasnąłem. Mmm dziwki i wódka... Nagle czyjś dotyk przerwał mi mój wspaniały sen. Zaspany spojrzałem na człowieka, który właśnie próbował mnie zgwałcić. Byłem przerażony. Strach mnie paraliżował, a on nieprzerwanie mnie dotykał, pieścił moje krocze i próbował rozebrać. Złapałem brzytwę i straciłem panowanie nad sobą. 
- Nawet mnie nie dotykaj! - rzuciłem się na niego. Wtedy facet uciekł drzwiami. Byłem przestraszony i czułem się napastowany. Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem. Był środek nocy, na zadupiu. Szedłem kilka godzin aż dotarłem do autostrady i odważyłem się ponownie złapać stopa. Nie mogłem uwierzyć, że chciał mnie zgwałcić. Przecież wydawał się taki miły. Nie moglem sie doczekac spotkania ze Stevenem.*
-------------------------------------
*na podstawie biografii Axla