piątek, 28 lutego 2014

R. 43

*perspektywa Izziego*
-----------------------------
Na szczęście Caroline wróciła do domu. Martwiłem się o nią. Zszedłem na dół. Na stole leżał jakiś notes. Otworzyłem go na pierwszej stronie. Było tam napisane: Własność W. Axl Rose. Rudy chyba się nie obrazi jak przewertuje kilka kartek. Okazało się, że są tam teksty piosenek. Niektóre z nich to: My Michelle, Welcome To The Jungle i Out Ta Get Me*. Było też sporo niedokończonych.
- Rose! - zawołałem.
Rudzielec zszedł na dół.
- Czego się drzesz? - zapytał - Ludziom spać nie dajesz.
- To jest genialne. - pokazałem mu notes.
- Wiem przecież. - uroczo się uśmiechnął.
- Poczekaj. - powiedziałem i pobiegłem na górę po swoją gitarę.
Zaczęliśmy tworzyć muzykę do piosenki My Michelle*. Całkiem dobrze nam szło. 
- Chyba zasłużyliśmy na nagrodę. - powiedział radośnie Axl i poszedł do kuchni jak przypuszczam po alkohol.
Nie myliłem się. Rudy wrócił z dwoma butelkami Nightraina. Wyciągnąłem skręty z kieszeni i zaczęliśmy się relaksować. Na dół zeszła zaspana Caroline.
- Co wy znowu jaracie? - zapytała krzywiąc się.
- Chcesz? - Axl wyciągnął w jej kierunku jointa.
Blondynka zaciągnęła się pare razy i po chwili oddała go swojemu chłopakowi. 
- Może wybierzemy się dziś do szpitala? - zaproponowała.
- Nie chce mi się. - stwierdził Axl.
- Tobie się nigdy nie chce. - skomentowała i poszła do kuchni.
--------------------------
*perspektywa Duffa*
--------------------------
Wczoraj było całkiem miło, aż nie opieprzył nas jakiś lekarz. Chciałbym to powtórzyć... Ona jest po prostu cudowna!
- Która godzina? - zapytała Vivien budząc się.
Spojrzałem na zegar wiszący na korytarzu.
- Po 10. - odpowiedziałem.
- Co ze Slashem? - zadała kolejne pytanie i podeszła do szybki oddzielającej nas od gitarzysty.
- W pożądku. - podszedłem do niej - Chodź, wracamy do domu.
- Muszę przy nim zostać. - powiedziała.
- Jesteś zmęczona. Wrócimy jak odpoczniesz, zgoda? - zaproponowałem.
- Dobra. - zgodziła się.
Jechaliśmy metrem. Weszliśmy do domu. Wszędzie jebało marihuaną. Widzę, że Stradlin powiększył zapasy. Po chwili do domu wbiegła rozchisteryzowana Emilie.
- Nie ma go nigdzie! - powiedziała ze łzami w oczach - Wszędzie sprawdzałam! A jak coś mu się stało?
- Spokojnie. - Viv zaczęła ją uspokajać - Może jest u matki, albo u kolegów.
- Dzwoniłam do niej i widzieli się w zeszłym tygodniu jak dawała mu zakupy dla was. - odpowiedziała.
- Uspokój się, usiądź. Axl, przynieś coś mocniejszego niż to wino. - powiedziała Vivien.
Emilie trzęsły się ręce.
- Może go poszukamy? - zaproponowałem.
- Car i Axl bierzecie wszystkich jego kolegów, ja i McKagan kluby i szpitale. - zarządził Izzy - A ty Viv zostań tu z Emilie, gdyby się pojawił.
Szwędaliśmy się z Izzym po wszystkich klubach, melinach i szpitalach w obrębie naszego otoczenia. 
- Byliśmy wszędzie, wracamy. - odezwałem się.
- Może Caroline go znalazła. - powiedział rytmiczny.
Zaczęliśmy wracać do domu.
- Duff... - Izzy pociągnął mnie za ramie przy kiosku z gazetami.
- Co jest? - zapytałem.
Stradlin pokazał na lokalną gazetę z okładką pod tytułem: NIE ŻYJE PERKUSISTA GUNS N' ROSES.
- Ja pierdole... - przeraziłem się.
- Poproszę tą gazete. - powiedział Izzy do kioskarki.
Zaczęliśmy ją czytać. Piszą tu, że cały zespół jechał pijany samochodem i mieliśmy wypadek i w wynku tego Steven zmarł. Dołączyli też zdjęcie vana, który był zmasakrowany przez Slasha i napisali, że to zdjęcie z miejsca wypadku. Co za głupoty! Ale po co ktoś miałby pisać takie plotki? Coś musi być na rzeczy... Szybko dotarliśmy do domu.
- Patrzcie co mamy! - zawołałem jak tylko weszliśmy do środka - Dobrze się składa, że wszyscy tu siedzicie.
Izzy rozłożył gazetę na stoliku w salonie i zaczął głośno czytać artykuł. Odniosłem wrażenie, że wszyscy zbledli na twarzach.
- Co za chuj to napisał?! - zaczął wściekać się Axl.
- Mój biedny Stevenek... - powiedziała cała zapłakana Emilie.
- To nie prawda. - zaczęła uspokajać ją Caroline - Nie było żadnego wypadku.
- A jeśli coś serio mu się stało? - zapytała dziewczyna Popcorna.
- Adler ma szczęście i zawsze mu wszystko uchodzi płazem. - odezwał się Izzy.
- Oby... - powiedziała słabo Emilie.
- Jutro pójdziemy do siedziby tego szmatławca i to wyjaśnimy. - zadeklarowałem.
----------------------------
*perspektywa Izziego*
----------------------------
Obudziłem się koło 8. Nie mogłem spać... Chciałem zapalić papierosa, ale pewnie McKagan nie miał już swoich i podpieprzył mi paczke w nocy. Ruszyłem do kiosku po fajki. Wychodząc zza zakrętu poczułem silny ból z tyłu głowy. Odwróciłem się, żeby sprawdzić o co chodzi. Za mną stało dwóch wielkich facetów z motocyklowego gangu Hells Angels. Już wiedziałem, że mam kłopoty...
- Stradlin? - odezwał się jeden z nich.
- Nie. - skłamałem.
Zostałem spoliczkowany.
- Mamusia nie uczyła, że kłamać nie wolno? - powiedział drugi facet.
Wtedy nie wiem skąd, ale wzięli kij bejsbolowy i miałem z nim bolesne spotkanie. Najpierw próbowałem się bronić, ale byli za silni, więc zacząłem udawać, że straciłem przytomność.
- Stary, a jak my go zabiliśmy? - zapytał jeden motocyklista.
- Spierdalamy. - powiedział drugi i zaczęli uciekać.
Pozerzy. Aż tak bardzo nie dostałem... Podniosłem się z ziemi i ruszyłem do domu.
- O kurwa, Stradlin!!! Co ci się stało?! - krzyknął Duff na mój widok.
Po chwili na dół zbiegła Vivien. Zaraz... Czy ona nie ma przypadkiem na sobie koszulki Duffa?
- Siadaj. - Viv posadziła mnie na kanapie i poszła do kuchni.
Po chwili wróciła z torebką lodu.
- Kto ci to zrobił? - zapytała.
- Hells Angels. - odpowiedziałem przykładając sobie lód do oka.
- Ale co te chuje mają do nas? - zdziwił się Duff.
Wzruszyłem ramionami.
- Co za jebane chuje piszą tą szmate! - Axl zaczął się drzeć jak tylko wszedł do domu.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Byłem w redakcji tego gówna, tak zwanego gazetą. Chuje, które w niej pracują wszystkiego się wyparli! Wyobrażasz to sobie?! - krzyczał wokalista.
- Niemożliwe. - powiedziała Vivien.
- To sama sobie idź do tych popierdoleńców! - Rudy cały poczerwieniał.
- Nie tym tonem do niej Axl. - Duff skarcił wokalistę.
- Z wami to taka rozmow! - Rose machnął ręką i poszedł na górę.
Zacząłem podejrzliwie przyglądać się McKaganowi i Vivien.
- A tobie o co chodzi? - zapytała Viv.
Tylko się uśmiechnąłem.
- Stradlin kurwa, no mów. - zirytowała się brunetka.
- Spaliście ze sobą? - zapytałem rozbawiony.
Duff odwrócił wzrok, a Viv posłała mu pytające spojrzenie.
- Jak dzieci... - powiedziałem śmiejąc się i poszedłem do swojego pokoju.
Coś mi się wydaje, że za tym pobiciem stoi nasza kochana Michelle...
- Izzy masz fajki? - do mojej sypialni weszła zaspana Caroline.
- Nie mam. - odpowiedziałem.
- O kurwa! Co ci się stało? - zapytała na mój widok.
- Nic takiego. - uśmiechnąłem się.
- Może czegoś potrzebujesz? Przynieść ci coś, albo kupić? - spytała z troską.
- Fajki. - stwierdziłem.
- Zaraz je dostaniesz. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Wróciła po 20 minutach.
- Sory, że tak długo, ale musiałam iść po nie do kiosku. - zaczęła przepraszać Car.
- Nic nie szkodzi. - wziąłem od niej paczke czerwinych Marlboro - Chcesz?
- Nie dzięki, mam swoje. - pokazała mi swoją paczke.
- Ja lece zobaczyć co u Slasha. - powiedziała i wyszła.
*piosenki zespołu Guns N' Roses.


środa, 26 lutego 2014

R. 42

*perspektywa Caroline*
------------------------------
Izzy został na noc u chłopaków z Mety. Rano, gdy zeszłam nie było jego i Slasha. Chłopaków też nigdzie nie ma. Gdzie te chuje znowu polazły?! Wzięłam ze sobą butelkę whisky i wyszłam z domu. Siedziałam w parku na ławeczce i chlałam... Zobaczyłam, że podchodzi do mnie jakiś facet. Skąd ja go kojarzę? 
- Nie za wcześnie na whisky? - zapytał żartobliwie.
Zaczęłam się mu uważnie przyglądać.
- Zawsze tak piję. - uśmiechnęłam się - Może miałbyś ochotę? - wyciągnęłam w jego stronę butelkę.
Już wiem kto to! Deathlew! Wziął kilka łyków i oddał mi flaszke.
----------------------------
*perspektywa Vivien*
----------------------------
Izzy i Slash nie wrócili na noc po ostatnim wyjściu. Popcorna też nigdzie nie ma. Ktoś zadzwonił do drzwi. Oby to byli oni. Poszłam otworzyć.
- Mam sprawę do Saula. - oświadczyła Michelle i wbiła do domu.
- Nie ma go, więc wypierdalaj. - powstrzymywałam gniew.
- Poczekam tu sobie na niego. - powiedziała arogancko i rozsiadła się na naszej kanapie.
- Zajebiście po prostu. - burknęłam pod nosem i poszłam na górę.
Zobaczyłam, że Axl wychodzi ze swojej sypialni.
- Nie idź na dół. - powiedziałam.
Jeszcze nam brakuje kolejnej awantury.
- Kto tam jest? - zapytał podejrzliwie.
- Nikt. - odpowiedziałam szybko.
Rudy zaczął kierować się ku schodom.
- Stój. - stanęłam przed nim.
- Co ty odpierdalasz? - lekko się wkurzył i próbował mnie wyminąć.
W końcu przepchnął się i zszedł na dół. 3... 2... 1...
- Co do chuja pana tu robisz?! - usłyszałam ryk Axla.
Wróciłam do salonu, bo się jeszcze pozabijają.
- Też się cieszę na twój widok. - powiedziała bezczelnie Michelle.
- Wyjdź. - wokalista wziął głęboki wdech.
- Nie. - uśmiechnęła się.
Nagle Axl podbiegł do Michelle, złapał ją za gardło i przyparł do ściany.
- Słuchaj kurwo. Przez ciebie straciłem wszystko, więc nie życzę sobie, żebyś przebywała w tym domu. - warknął Rudy.
Dziewczyne, aż zamurowało. Rose ją puścił i szybko wyszła.
- Vivien, musisz mi pomóc... - powiedział błagalnym tonem wokalista - Ja już nie wiem jak ją odzyskać.
Chłopak usiadł załamany na kanapie. Dosiadłam się obok.
- Może porozmawiaj z nią szczerze? - zaproponowałam.
- Nie chce mnie słuchać. - pokręcił głową - A może ty z nią pogadasz?
- Dobrze. - zgodziłam się.
- Dziękuję - lekko się uśmiechnął.
- Ide szukać Stradlina i Slasha, a po drodze wdepne do Car. - oświadczyłam i wyszłam z domu.
Szłam w stronę Sunset. Pewnie tam są te dwa debile. Postanowiłam zrobić sobie skrót i iść przez park. Zobaczyłam Caroline i jakiegoś faceta siedzących na ławce.
- Cześć. - usiadłam obok przyjaciółki.
- Oo hej. - przywitała się blondynka.
Przedstawiła nas sobie i podała mi w połowie pustą butelkę whisky.
- Trochę się zasiedziałem. Do zobaczenia. - powiedział Deathlew i poszedł sobie.
- Axl dostaje pierdolca. - stwierdziłam.
- I dobrze. - wzruszyła obojętnie ramionami Car i wzięła kilka łyków alkoholu.
- Dziś prawie pobił Michelle... - chciałam jakoś dotrzeć do Caroline.
- Serio? - zapytała z większym zainteresowaniem - Z resztą i tak mnie to nie obchodzi. 
- Caroline... - popatrzyłam na nią z politowaniem.
- No dobra... - westchnęła - Wciąż mi na nim zależy, ale to nie zmienia faktu, że mnie zdradził.
- Porozmawiaj z nim chociaż. - powiedziałam.
- To nie takie łatwe... - blondynka odpaliła papierosa.
- Gdyby cię to interesowało to w czwartek o 16 jesteśmy zaproszeni na obiad w Rossie. - oznajmiłam.
- Nie wiem czy przyjdę. - powiedziała smętnie.
- No nic. Ja idę szukać Stradlina i Slasha. Idziesz ze mną? - wstałam z ławki.
- Pewnie gdzieś poszli z Metallicą, bo ich też nigdzie rano nie ma. - odpowiedziała i stanęła obok mnie.
- To może wrócisz do domu? - zaproponowałam.
- Jeszcze trochę posiedzę u chłopaków. - odmówiła Caroline.
Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
- Rozmawiałaś z nią? - zapytał jak tylko weszłam Axl.
- Może udało mi się ją nakłonić, żeby przyszła w czwartek na ten jebany obiad. - odpowiedziałam.
- Dzięki! - Rose rzucił mi się na szyję i pobiegł do swojego pokoju.
Wzięłam z lodówki puszkę coli i usiadłam na kanapie.
- Nie spotkałaś Adlera? - zapytał Duff siadając obok mnie.
- Nie, a co? - wzięłam kilka łyków napoju.
- Emilie dzwoniła. - zaczął wyjaśniać - Mówi, że nigdzie go nie ma.
- Co temu pudlowi znowu odjebało? - spytałam.
Duff wzruszył ramionami. 

CZWARTEK
~~~~~~~~~~~~~
- Poczekajcie... Może jeszcze przyjdzie. - prosił Axl.
- Stoimy tu już 10 minut. - jęczał Slash.
- Dobra, idźcie... - powiedział zrezygnowany - Ja tu jeszcze chwilę poczekam.
Brakowało tylko Adlera i Caroline. Jak się okazało restauracja jest na szczycie 40-sto piętrowego budynku. Czekaliśmy na windę.
- Slash, mówiłam cie żebyś tyle nie pił. - zaczęłam zrzędzić.
Trzeba się za niego wziąść. Nie pamiętam kiedy ostatnio był trzeźwy, a teraz ledwo stoi na nogach... Wsiedliśmy do windy. Gdzieś w okolicach 15 piętra światła zaczęły migotać i nagle stanęliśmy. 
- Kurwa, co my teraz zrobimy? - zaczął panikować Duff.
Zaczęłam dzwonić awaryjnym dzwonkiem.
- Proszę się nie ruszać. - usłyszeliśmy po drugiej stronie - Zaraz was wyciągniemy.
Po chwili drzwi się otworzyły i mogliśmy wyjść.
- Wszystko w pożądku? - zapytał jakiś facet.
- Tak. - pokiwałam głową.
- I jak się teraz dostaniemy na górę? - spytał Slash.
- Po schodach. - odparł Izzy.
Zaczęliśmy wchodzić.
- Nie mam już siły. - marudził Slash.
W sumie to się mu nie dziwię. Ledwo szedł normalnie, a co dopiero wchodził po schodach.
- Pierdole to! - krzyknął i zaczął jak opętany naciskać guzik od windy.
- Saul, to nic nie da. - powiedziałam.
Zrezygnowany podparł się o ścianę.
- Duszno mi... - oznajmił.
- Już nie daleko. - zachęcał go Duff.
Zaczęliśmy iść dalej, ale usłyszeliśmy dziwny hałas. Wróciliśmy się tam, gdzie stał Slash. Leżał obok wejścia do windy. Miał całe sine usta i nie oddychał.
- Cholera, idźcie po pomoc! - krzyknęłam do chłopaków.
Szybko pobiegli do kogoś z obsługi. Zaczęłam robić sztuczne oddychanie (to wcale nie było łatwe, bo od Slasha jebało na kilometr alkoholem). Po około 10 minutach przyjechało pogotowie. Zaczęli go reanimować na miejscu. Po chwili odzyskał puls i oddech.
- Zabieramy go do szpitala. - powiedział ratownik i zaczęli wynisić Slasha na noszach.
- Nie wiem jak wy, ale ja już straciłem ochotę na ten obiad. - skrzywił się Duff.
Zaczęliśmy schodzić na dół. Na parterze budynku panowało jakieś zamiezanie. Nigdzie nie było też śladu po Axlu.
- Przepraszam, co tu się dzieje? - zapytałam pracownika budynku.
- Jednej z wind nie da się otworzyć, bo stanęła między piętrami i jest w niej jakiś chłopak i dziewczyna. - wyjaśnił.
- Na jakim to piętrze? - zadałam kolejne pytanie.
- Między 2, a 3. - odpowiedział. 
- Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
- Axl? - zapytałam stając przy windzie.
- Vivien? - usłyszałam głos Rudego.
- Jest z tobą Caroline? - chciałam się upewnić.
- Jestem. - dobiegł mnie głos blondynki.
- Wkrótce was wyciągną. - powiedziałam i wróciłam na dół do chłopaków.
Powiedziałam im, że musimy tu zaczekać na Axla i Car. Siedzieliśmy tak godzinę, aż w końcu przybył specjalistyczny sprzęt i nasi przyjaciele mogli zostać uwolnieni. 
- Tak się martwiłam. - rzuciłam się im na szyję.
- Już po wszystkim. - uśmiechnął się Axl i przytulił Caroline.
Na szczęście już się pogodzili. Wolę sobie nie wyobrażać co oni w tej windzie tam robili...
- Kurwa, Slash! - przypomniałam sobie nagle.
Zaczęłam biec do wyjścia i wzywać taksówkę.
- Co z nim? - zapytała Caroline stając obok mnie.
Wyjaśniałam jej wszystko. Zapakowaliśmy się wszyscy do żóltego samochodziku i ruszyliśmy do najbliższego szpitala. W recepcji Izzy zapytał się, gdzie leży pudel. Nie można do niego wchodzić na salę, tylko trzeba patrzeć przez dziwną szybę. Mulat wygląda strasznie... Jest podłączony do masy rurek i jakiś aparatur. Izzy zapytał lekarza co mu jest.
- Mysieli mu wstrzyknąć dużo adrenaliny, żeby przywrócić pracę serca. - zaczął wyjaśniać rytmiczny - Teraz go odtruwają, bo przedawkował alkohol.
- Boże... - przeraziłam się i usiadłam na podłodze pod ścianą.
Obok mnie znalazł się Duff.
- Będzie dobrze. - powiedział i przytulił mnie.
Czuję sie odpowiedzialna za to co się stało. Gdybym mu nie kazała włazić po tych durnych schodach to nie leżałby tu...
- Zbieramy się. - oznajmił Axl po pewnym czasie.
- Ja tu jeszcze zostanę. - powiedziałam.
- Posiedzę z tobą. - uśmiechnął się lekko Duff.
Nie wiem ile czasu tak siedziałam z McKaganem. Przysnęłam na chwilę. Gdy się obudziłam nigdzie go nie było. Po chwili przyszedł z kubkiem kawy z automatu.
- Proszę. - podał mi go.
- Dziękuję. - lekko się uśmiechnęłam.
Jest późno w nocy i przygasili część świateł w korytarzu. Zrobił się romantyczny nastrój. Położyłam głowę na ramieniu basisty. Zaczął coś nucić pod nosem. Spojrzałam na niego. W pewnym momencie go pocałowałam. Sama nie wiem czemu...
- Przepraszam... - powiedziałam szybko.
- Nie masz za co. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo przepraszam za opóźnienia i długość rozdziałów, ale ostatnio nie mam weny do pisania

środa, 19 lutego 2014

R. 41

*perspektywa Vivien*
----------------------------
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Byłam cała goła w obcym mieszkaniu, a obok mnie leżał... rozebrany Stradlin! O kurwa! Czy my "to" robiliśmy?! Nic nie pamiętam...
- Stefanie, bierz swojego chłopaka i wypierdalajcie. - powiedział do mnie jakiś facet.
- Nie jestem Stefanie, a to nie jest mój chłopak. - sprostowałam.
- Wszystko jedno. Za pół godziny wraca moja matka z pracy, więc wypierdalać. - poganiał mnie typek.
- Izzy... - zaczęła, szturchać rytmicznego - Wstawaj.
Stradlin burknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok.
- No wstawaj kurwa! - powiedziałam trochę głośniej niż poprzednio.
- Już... - usłyszałam w odpowiedzi.
Chłopak usiadł na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. 
- Co moje gacie i jakiś stanik robią na żyrandolu? - zapytał.
- Zdejmij to. - poleciłam mu.
Kurwa... Czy on mnie w nocy wyruchał?! Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania.
- Izzy, mogę ci zadać dziwne pytanie? - zapytałam.
- Jasne. - odpowiedział i odpalił papierosa.
- Czy ty mnie wczoraj przeleciałeś? - wypaliłam jak głupia.
Nastało krótkie milczenie.
- Nie. Chyba nie... - powiedział.
------------------------------
*perspektywa Caroline*
------------------------------
Obudziłam się z krzykiem. 
- Co się stało? - spytał zdezorientowany James.
- Koszmar. - wyjaśniłam próbując złapać oddech.
- Już dobrze. - powiedział i przytulił mnie.
Nie wiedziałam, że James potrafi być czuły i opiekuńczy. Myślałam, że chce mnie tylko przelecieć.
- Która godzina? - zapytałam, gdy mnie puścił.
- Siódma. - odpowiedział - Śpij jeszcze.
Pocałował mnie w czoło i położył się.
- James? - zaczęłam niepewnie.
- Hm? - mruknął.
- Mogę się do ciebie przytulić? - zapytałam.
- Jasne mała. - powiedział próbując ukryć radość.
Wtuliłam się w blondyna i zasnęłam.
--------------------------
*perspektywa Axla*
--------------------------
Nie spałem całą noc. Gapiłem się w sufit i myślałem o Caroline. Jestem okropny! Jak ja mogłem zrobić takie coś?! Rose, weź się w garść i napraw wszystko! Co z tego, że jest 7 rano, ja do niej idę! Pobiegłem szybko do naszego mieszkania. Nie ma jej. Idę jej szukać! Po drodze kupiłem kwiatki. Nie ma jej u Marcka i tym bardziej u Emilie. Czyli pewnie jest u chłopaków z Mety. Dlaczego ona zawsze tam ucieka? Zapukałem do drzwi. Otworzył mi Kirk.
- Łoo... Axl Rose we własnej osobie! - gitarzysta zdziwił się na mój widok.
- Jest Caroline? - zapytałem.
- Tak, już ją wołam. Wejdź. - chłopak zaprosił mnie do środka. 
Wszedłem do ich zasyfionego salonu. Mają brudniej niż my... Na dół zeszła zaspana Car.
- Co chcesz? - zapytała chłodnym tonem.
- Caroline ja... - i w tym momencie odebrało mi mowę - Ja cię przepraszam. Wiem, że nie jestem idealny, ale zmienię się dla ciebie. Tylko daj mi jeszcze jedną szansę.
- Nie wydaje ci się, że tych szans było trochę za dużo? - blondynce zaczęły napływać łzy do oczu.
- Ta będzie ostatnia. Skończę pić i ćpać dla ciebie. Zaczniemy wszystko od nowa. Obiecuję ci. - chciałem ją jakoś przekonać.
- Przykro mi William... - pokiwała głową i rozpłakała się na dobre - Ja już tak nie mogę... Wybacz mi...
Bukiet czerwonych róż wypadł mi z ręki. Świat stanął. 
- Nie... Nie wierzę... - powiedziałem cicho i wybiegłem z domu.
Usiadłem w bocznej uliczce i rozpłakałem się. Nienawidzę samego siebie... Straciłem ją... 
---------------------------
*perspektywa Vivien*
---------------------------
- Izzy, czy to Axl? - wskazałam na rudą kulkę siedzącą w cieniu budynku za śmietnikiem.
- Rzeczywiście. - potwierdził.
Podeszliśmy bliżej do rudego obiektu. Rytmiczny położył rękę na ramieniu przyjaciela. Chłopak spojrzał na niego. Kurwa! Rose płacze! Nie wierzę... Nigdy tego nie widziałam jak Boga kocham!
- Chodź do domu. - powiedział łagodnie Izzy.
- Straciłem ją... Powiedziała, że to koniec... - Axl jęczał tak całą drogę powrotną.
- Chłopie, weź się w garść. - rytmiczny próbował przywołać do pożądku Rudego.
- Muszę z nią jeszcze raz pogadać... - powiedział wokalista i zaczął zawracać.
- Nie teraz. - chwyciłam go za ramię - Za kilka dni. Daj jej wszystko przemyśleć.
- No dobra... - zgodził się smętnie.
Pod drzwiami znaleźliśmy śpiącego Slasha z karteczką na szyi: "BIERZCIE TEGO PIJAKA DO SIEBIE. STEVEN".
- No to pięknie. - powiedziałam pod nosem - Wstawaj. - zaczęłam podnosić śpiącego gitarzystę z Izzim.
- Oo, już jesteście. - powitała nas Michelle - Ktoś musi zrobić zakupy. Axl może ty?
- Masz stąd wypierdalać kurwo. - Rose zaczął krzyczeć na tą szmatę.
- Jestem w ciąży jeśli zapomniałeś. - Michelle założyłe ręce na siebie.
- Chuj mnie to obchodzi. Wypierdalaj. - wokalista poszedł na górę.
Po chwili wrócił z rzeczami Michelle i wyjebał je za drzwi.
- Nie pokazuj się tu więcej. - powiedział.
Złapał dziewczynę za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Ja i Izzy wytrzeszczyliśmy oczy.
- Po problemie. - odgarnął włosy z twarzy i poszedł do swojego pokoju.
- Hej, już jesteście. - na dół zszedł Duff.
- Siemano, właśnie przyszliśmy. - powiedziałam.
- Duff, weź ze mną tego pudla na górę. - poprosił Izzy.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chłopaki grają dziś koncert. Przyznam, że miewali lepsze. Slash ledwo stał na nogach, a Axl zachowywał się jak grabaż. Duffy chodził lekko wkurwiony, a Izzy po prostu grał. Nawet Popcorn się nie uśmiechał ( ! ). 
- Cześć chłopaki. - powiedział jakiś facet, gdy skończyli grać - Nazywam się Devon Richards i jestem z wytwórni Warner Bros. Jesteśmy zainteresowani współnpracą z wami. Może umówimy się na jakiś obiad i to omówimy?
- Kiedy? - zapytał Izzy.
- W czwartek o 16. Tu macie adres. - powiedział i wręczył nam wizytówkę jakiejś eleganckiej restauracji - Mam nadzieję, że się spotkamy. Do zobaczenia. - powiedział i poszedł sobie.
- Wracam do domu. - powiedział Axl.
Spojrzałam na Slasha i Duffa. Już wychlali pół butelki wódki. Slashowi chyba już starczy... Martwię się o niego. Zaczął się staczać. A wszystko przez tą pierdoloną sukę. Izzy siedzi sam przy barze, a Popcorn gdzieś się zapodział. Jeszcze nigdy nie było tak źle.
- Jak tam? - usiadłam na barowym stołku obok rytmicznego.
Wzruszył ramionami. Jest mniej rozmowny niż zwykle. Nagle usłyszeliśmy jakiś hałas za plecami. Odwróciłam się, żeby zobaczyć o co chodzi. I kogo zobaczyłam? Jeremiego i Axla. Przecież ten jebany Rudy Diabeł miał iść do domu! 
- Załatwimy to na zewnątrz chuju. - powiedział wrogo Axl i wyszedł przed klub.
- Izzy, oni się pozabijają. - powiedziałam do rytmicznego i zaczęłam iść za Rudym.
Mało mamy kłopotów?! Ten chuj znowu chce się bić, a przecież Jer jest od niego 2 razy większy.
- Duff, trzeba pomóc Roseowi. - Stradlin zawołał basistę.
Slash nam się na nic nie przyda. Od kilku dni w kółko chla. Na zewnątrz zobaczyliśmy jak chłopaki się biją, a grupka jakiś debili stoi nad nimi i się śmieje. Rudy wziął zamach i przywalił w twarz Jeremiemu.
- Nie twój interes chuju. - powiedział Axl.
- Wiedziałem, że to dziwka. - Jeremy wstał z ziemi - Wydymała ciebie tak jak mnie. - zakpił sobie.
Rose szykował się do kolejnego uderzenia, ale Duff zagrodził mu drogę.
- Wystarczy już. - powiedział basista.
Axl chciał go wyminąć, ale McKagan go przytrzymał.
- Idziemy. - powiedziałam i razem z Duffem zaczęliśmy targać go w stronę domu.
- Trzymaj się Jer. - uśmiechnął się Izzy i poszedł za nami.
- Jesteście nienormalni. - wściekał się Axl, gdy doszliśmy do domu - Zabawić sie człowiekowi nie dacie.
- Idź w cholere. - burknął Duff.
- A żebyś wiedział. - krzyknął rudowłosy i zamknął sie w swoim pokoju.
- O cholera... - przypomniałam sobie coś - Zapomnieliśmy o Slashu.
- Izzy idź po niego. - poprosił Duff.
Rytmiczny przewrócił oczami i wyszedł.
-----------------------------
*perspektywa Izziego*
-----------------------------
Izzy to, Izzy tamto. Zawsze tak jest. I jeszcze musze użerać się z pijanym Slashem.
- Idziemy. - powiedziałem do chrapiącego Saula i chwyciłem za jego łachy, żeby go podnieść.
Hudson burknął coś niezrozumiałego pod nosem.
- No rusz się. - usiłowałem postawić go na nogach.
- Izzy? - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się. To Car. Kiepsko wygląda...
- Pomogę ci. - powiedziała i zaczęła podnosić ze mną Slasha - Zaprowadźmy go do chłopaków z Mety. Jest bliżej.
Wzięliśmy go pod ramię i zaczęliśmy prowadzić. Gitarzysta po drodze gadał coś w swoim języku. Posadziliśmy go na kanapie.
- Dzięki. - powiedziałem.
- Spoko. - Caroline siliła się na uśmiech.
- Wszystko gra? - zapytałem.
- Tak. - pokiwała głową zaciskając usta.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. - powiedziałem i zacząłem iść do wyjścia.
- Izzy? - usłyszałem.
- Tak? - odwróciłem się.
- Chodź ze mną na spacer. - poprosiła blondynka.
Szliśmy bocznymi uliczkami Hollywood zdala od ludzi. Car nie była zbyt rozmowna. W sumie to się jej nie dziwię. 





czwartek, 13 lutego 2014

R. 40

*perspektywa Duffa*
-------------------------------
Wszyscy byliśmy w szoku po informacji Michelle. Slash cały pobladł. 
- Pierdole! - wkurzył się Axl i kopnął w kanapę, a potem wyszedł trzaskając drzwiami.
- Gratulacje, jesteś tatusiem! - sarkazm Michelle był teraz nie potrzebny.
- Zamknij się chociaż na chwilę! - syknęła wrogo Vivien.
Spojrzałem na Saula. Schował twarz w dłonie.
- Muszę się przejść... - odezwał się słabym głosem mulat.
Michelle spojrzała na nas triumfalnie.
- Nie pozbędziecie się mnie tak szybko. - powiedziała nie kryjąc radości.
- Jeszcze słowo! - Viv pogroziła jej pięścią.
- Uderzysz kobietę w ciąży? - prychnęła "tamta".
Brunetka poszła na górę. 
- Nie pomożesz mi? - zapytała z pretęsją Michelle.
- Nie. - odpowiedziałem.
- Jebany skurwysyn. - wyzwała mnie.
- Suka. - nie pozostałem dłużny.
Nie chciało mi się z nią siedzieć, więc zawinąłem wódkę z lodówki i poszedłem na górę. Zapukałem do pokoju Vivien. Zajrzałem do środka.
- Zobacz co mam. - uśmiechnąłem się lekko i wszedłem dalej.
Odkręciłem korek i podałem butelkę brunetce.
- Dzięki. - powiedziała i wzięła kilka łyków.
Siedzieliśmy w ciszy i chlaliśmy. Nawet, gdy jest wściekła wygląda pięknie...
- Myślisz, że ona naprawdę jest w ciąży? - zapytałem.
- W tak krótkim czasie miałaby zajść? Nie wydaje mi się. - stwierdziła.
Słuchałem narzekań Vivien na naszą współlokatorkę i popijałem alkohol. 
- Będzie dobrze. - powiedziałem na koniec.
Viv położyła mi głowę na ramieniu. Zacząłem śpiewać kołysankę, którą kiedyś mama śpiewała mi przed snem. Nie wiem co mi z tym odpierdoliło.
- Nie przerywaj. - szepnęła Vivien, kiedy przestałem.
Zacząłem śpiewać dalej. Po chwili zobaczyłem, że zasnęła. Położyłem ją do łóżku i przykryłem. Wyglądała tak delikatnie i słodko, gdy spała. Nie mogłem się oprzeć i pocałowałem ją w czoło. Delikatnie się uśmiechnęła. Nie będę jej przeszkadzał i lepiej stąd wyjdę...
-----------------------------
*perspektywa Vivien*
-----------------------------
Obudziłam się z samego rana. Nie mogłam spać. Zeszłam na dół, aby zrobić coś do jedzenia. Zastałam na kanapie pijanego Slasha w towarzystwie pustych butelek. Zatargałam go na górę, żeby poszedł spać, ale niestety jego pokój przywłaszczyła sobie ta dziwka, więc położyłam go u siebie. Wróciłam do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i zapaliłam papierosa. Mój plan pozbycia się tej małpy legł w gruzach... 
- Jest coś do jedzenia? - zapytała Michelle wchodząc do kuchni.
- To mój szlafrok. - powiedziałam wrogo.
- Ups... - zakpiła sobie.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam szybko z kuchni. Na schodach wpadłam na Duffa. Szybko zszedł mi z drogi, bo inaczej bym go stratowała. Ubrałam się i wyszłam z domu. Ta kretynka musi się stąd wynieść, bo w przeciwnym razie nie ręczę za siebie. Zaraz... Czy to nie Caroline i Izzy tam stoją? Podbiegłam do przyjaciół.
- Gdzie wyście byli całą noc? - zapytałam.
- To tu, to tam. - odpowiedział Izzy i lekko się uśmiechnął.
- Ok... - powiedziałam - Jak się trzymasz Car?
- Świetnie. - blondynka sztucznie się uśmiechnęła.
Przytuliłam ją.
- A Ty czemu nie jesteś w domu? - spytała Caroline.
- Gdybym tam została, to ta kurwa byłaby już martwa. - odpowiedziałam.
- To po cholere wychodziłaś? - Caroline zadała kolejne pytanie.
Machnęłam ręką. Włóczyliśmy się po całym Hollywood. Nikomu nie chciało się wracać do domu. Siedzieliśmy na jakimś murku, kiedy usłyszeliśmy trąbienie. Przed nami stanęło dobrze nam znane czarne BMW.
- Wsiadacie? - zapytał Marck przez uchyloną szybę.
Nie mieliśmy co z sobą zrobić, więc zapakowaliśmy się do samochodu.
- Jak życie? - Marck zaczął pogawędkę - Dawno u mnie nie byliście.
- Ostatnio mamy trochę problemów. - wyjaśnił Izzy.
- To przez tą cizie Slasha, hm? - zapytał.
- Skąd wiesz? - zaciekawiłam się.
- L.A. nie jest takie duże. - wyjaśnił - Koleżanki z branży Michelle lubią czasem poplotkować.
- Gdzie jedziemy? - zmienił temat Izzy.
- Tu. - Marck pokazał na oświetloną willę stojącą na szczycie góry.
- Wow. - powiedziała cicho Caroline.
Budynek robił duże wrażenie. Jest naprawdę ogromny! Brama wjazdowa sama się przed nami otworzyła. Wjechaliśmy na teren posesji.
- Marck mój stary przyjacielu! - z budynku wyszedł jakiś męszczyzna po czterdziestce - I widzę, że masz ze sobą przyjaciół!
- Witaj Arthurze. - uśmiechnął się brunet - Poznaj Caroline, Vivien i Izziego.
- Przyjaciele Marcka są moimi przyjaciółmi! Wchodźcie! - męszczyzna zaprosił nas do środka.
Weszliśmy powoli za Marckiem. Wszędzie były dziwki, alkohol, narkotyki i naćpani ludzie.
- Czujcie się jak u siebie. - powiedział Marck - Ja mam tu parę spraw do załatwienia.
Nieśmiało weszliśmy dalej. Chyba pierwszy raz czuliśmy się tak na imprezie.
- Hej blondyneczko... - jakiś pijany facet pogładził Car po policzku.
- Wal się zboku! - dziewczyna kopnęła chłopaka z kolanka w krocze.
- Ajć... - syknął.
- Spokojnie. - Izzy uspokajał Caroline.
Usiedliśmy na skórzanej kanapie w towarzystwie ćpunów. Śmiali się nie wiadomo z czego.
- Kolego... - zwrócił się jakiś facet do Izziego - Macie na wyluzowanie.
Koleś wręczył rytmicznemu opakowanie jakichś prochów. Chłopak zaczął czytać co jest na opakowaniu.
- To jakieś leki. Bierzemy? - zapytał nas.
Caroline wyciągnęła rękę po tabletkę. Stradlin dał jej jedną. Również się poczęstowałam. Po chwili wszyscy odpłynęliśmy. Mocne to cholerstwo. A w połączeniu z wódką, którą nam przyniesiono już całkiem straciliśmy nad sobą kontrolę. Zobaczyłam, że Caroline znikła. Jednak nie byłam na tyle świadoma, aby jej poszukać. Prochy zrobiły swoje...
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Musiałam iść do kibla i zwymiotować. To był zły pomysł brać prochy od nieznajomego ćpuna. Ale dzięki temu zostałam całkowicie odmóżdżona i o niczym nie myślałam. Ledwo stałam na nogach. A może już się czołgam? Nie jestem w stanie określić co robię. Wszystko mi się rozmazuje. Nie mam siły dalej iść. Podparłam się ościanę. 
- Musisz odpocząć.- usłyszałam.
- Zostaw mnie. - wybełkotałam, gdy zorientowałam się, że jakiś facet zaczyna mnie dotykać.
- Spokojnie, chcę cię tylko zaprowadzić do cichego pokoju. - powiedział.
Nie miałam siły, żeby się mu opierać. Zaniósł mnie do jakiejś sypialni na górze domu i posadził na łóżku.
- Jak się nazywasz? - zapytałam.
- Deathlew. - odpowiedział i łobuzersko podprał się o ścianę - A ty?
- Caroline. - powiedziałam - O cholera... - mruknęłam pod nosem i zwymiotowałam do jakiejś wazy, która stała na komodzie - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. - Deathlew lekko się uśmiechnął - Ojciec ma takich pełno.
Poczułam, że robi mi się słabo. Osunęłam się na łóżko i albo usnęłam, albo straciłam przytomność - nie jestem pewna. Obudziłam się następnego dnia rano. Cholernie bolała mnie głowa. Ale przynajmniej już nie żygam co 5 minut. Wstałam i przejrzałam się w wielkim lustrze zawieszonym na ścianie. Nie jest źle. Po niektórych imprezach wyglądałam gorzej. Mam tylko czerwone i podkrążone oczy. Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z pokoju. I jak ja się stąd wydostanę?! Ta chata jest ogromna! 
- Już uciekasz? - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się.
- Myślałem, że zostaniesz chociaż na śniadanie. - powiedział Death-coś-tam.
- Pora na mnie. - chciałam się jakoś wymigać - Zasiedziałam się troszeczkę.
- U mnie zawsze jesteś mile widziana. - czarnowłosy męszczyzna lekko uśmiechnął się.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaki jest przystojny. Jego ciemne włosy idealnie układały się do kształtu twarzy. I do tego jego niebieskie oczy...
- Może chcociaż napijesz się ze mną kawy? - zaproponował.
- No dobrze. - zgodziłam się.
I tak nie mam dokąd pójść. Deathlew jest naprawdę przyzwoitym człowiekiem, takim z "manierami". Ale nie jest jednym ze snobów na szczęście. Siedzieliśmy na tarsie i rozmawialiśmy. Jest bardzo tajemniczy. Mało o nim się dowiedziałam. 
- Odwieźć cię? - zapytał, gdy skończyliśmy.
- Przejdę się. - odpowiedziałam.
Męszczyzna odprowadził mnie pod bramę do swojej willi.
- Caroline... - powiedział.
- Tak? 
- Dasz mi swój numer? - spytał nieśmiale.
- Daj coś do pisania. - uśmiechnęłam się lekko.
Na mini karteczce napisałam numer i wręczyłam chłopakowi.
- Dziękuję. - uśmiechnął się.
Pożegnaliśmy się i zaczęłam kierować się w stronę plaży L.A. Może spotkam kogoś fajnego. Usiadłam na murku w cieniu i zapaliłam papierosa. Zaczęłam monitorować wszystko dookoła. Ktoś zakrył mi oczy.
- Puść mnie. - chciałam odzyskać wzrok.
- Zgadnij kto to maleńka. - usłyszałam.
Tylko jedna osoba mówi do mnie maleńka.
- James? - zapytałam.
- Gratulacje! W nagrodę mogę cię pocałować. - ucieszył się Hetfield i jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.
- James, jebany gwałcicielu. - dobiegł mnie śmiech Kirka.
- Hammet, psujesz zabawę. - skrzywił się.
- Witaj Caroline. - Cliff przybił ze mną piątkę.
Lars usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Chcesz? - zapytał cicho i zza swojej skórzanej kórtki wyciągnął flaszkę wódki.
Wzięłam kilka łyków i oddałam butelkę.
- Bez obrazy, ale wyglądasz jak gówno. - Lars udzielił mi przyjacielskiej uwagi.
- I tak się czuję. - powiedziałam.
- Znowu Axl? - zapytał Kirk.
Smętnie pokiwałam głową. Kurwa, czy ja zawsze muszę płakać w najmniej odpowiednich momentach?! Lars mnie przytulił.
- I to kolejny dowód, że jestem lepszy od Rudego Diabła. - James lekko się uśmiechnął.
- Stary, nie zaczynaj teraz. - Cliff rzucił w wokalistę pustą paczką po papierosach.
- Chodź z wójkiem Kirkiem do domku. - gitarzysta wyciągnął do mnie rękę.
No pięknie... Znowu będę się ukrywać w domku Metallici. Szłam z chłopakami. Lars głośno dyskutował  o czymś z James, a Kirk i Cliff szli ze mną ramię w ramię. 
- Rozgość się. - powiedział basista, gdy weszliśmy.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Lars - Bo jedzenia ostatnio brak. 
- Nie, dzięki. - odpowiedziałam.
Nie mam na nic ochoty. To wszystko przez tego jebanego skurywsyna i tą ścierę.
- Caroline... - zaczął James.
- Hm?
- Bo ostatnio jak tu byłaś to nie chciałaś ze mną spać, to może teraz będziesz chciała? - zapytał nieśmiało.
Westchnęłam.
- Pod jednym warunkiem. - odezwałam się po krótkim namyśle.
- Spełnię każdy! - ucieszył się wokalista.
- Nie będziesz mnie tykał, macał i tak dalej. - przedstawiłam swoje żądania - Zgoda?
- Zgoda. - powiedział mniej entuzjastycznie.
- Ja na twoim miejscu bym tego nie robił. - Lars puścił mi oczko.
Chłopaki poszli zrobić sobie próbę, a ja próbowałam obejrzeć coś  telewizji, ale w tym hałasie nic nie słychać. Zajrzałam do lodówki. Puste pudełka po pizzy, opakowanie kondomów (po cholere ono tu?!) i hektolitry alkoholu. Wzięłam małą butelkę czystęj i zaczęłam ją pić. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w ramionach Jamesa. Chyba niósł mnie do swojej sypialni. Uśmiechnęłam się do niego. Położył mnie w swoim łóżku i pochylił nade mną. Pogładził mnie po policzku.
- Dobranoc. - powiedział.
- Wzajemnie. - odpowiedziałam.
James położył się obok mnie. Szybko zasnęłam. Dziwne, bo wokalista nawet nie próbował mnie zmacać.
-----------------------------
*perspektywa Stevena*
-----------------------------
Szedłem właśnie po zakupy, na które wysłała mnie Emilie, aż nagle zobaczyłem znajome kręcone kudly wystające zza krzaków. 
- Slash? - podszedłem bliżej.
Gitarzysta był mocno pijany. Uznałem, że nie może tu leżeć. Musze go zatargać do domu. Że też mi zachciało się iść do spożywczaka na drugim końcu L.A.... Wziąłęm Saula pod ramię.
- Co się dzieje? - wybełkotał.
- Chodź. - zacząłem go targać w stronę stacji metra.
Szedłem z pijanym gitarzystą przez zatłoczone Los Angeles.Ten pudel zaraz mnie zagniecie tym swoim cielskiem. Muszę go inaczej prowadzić. Tylko jak? Hmm... Mam pomysł! Wyjąłem pasek z moich spodni i przywiązałem do ręki Saula, a sam złapałem za drugi koniec. Prowadziłem go jak słonia na sznurku. Ludzie musieli dziwnie na nas patrzeć... Dwaj długowłosi męszczyźni ubrani od stóp do głów w skórzane ciuchy maszerują wieczorem przez Los Angeles, a jeden z nich jest cholowany na pasku. Wszedłem z tym pijanym niedźwiedziem do mieszkania mojej ślicznej i kochanej dziewczyny.
- Co tak długo? - zapytała nie wychodząc z kuchni.
- Mamy gościa. - odpowiedziałem i ułożyłem Slasha na kanapie.
- Mój Boże... - powiedziała na widok chrapiącego niedźwiedzia.
- Może zostać? - spytałem.
- No przecież go nie wyrzucę. - odpowiedziała mi - A zakupy?
- Już idę. - powiedziałem i wyszedłem z mieszkania.
Muszę powiedzieć reszcie, żeby zabrali tego pijaczynę do siebie. Zamiast do sklepu ruszyłem do naszego nowego Hellhousa.
- Jest tu ktoś? - zapytałem wchodząc.
Wszędzie cisza. Gdzie do chuja pana oni znowu poleźli?!
- Zamknij się. Ja tu chcę spać. - Michelle miło mnie powitała.
- Gdzie są tamci? - spytałem.
- Czy ja wiem..? Chyba nie chcą ze mną przebywać. - odpowiedziała.
- Wcale się nie dziwię. – burknąłem pod nosem i wyszedłem.
Idę ich szukać. Oby nie byli w podobnym stanie co Slash... Zawędrowałem do Marcka. Zajrzałem przez otwarte drzwi. U niego też nikogo nie ma. Dalej zacząłem sprawdzać po kolei nasze ulubione kluby. Nic. Zaraz... Tam jest Axl! Podbiegłem do wokalisty siedzącego na ławce na przystanku autobusowym.
- Siemano. - przywitałem się.
Axl smutno na mnie spojrzał i szybko odwrócił wzrok.
- Co tam? - chciałem nawiązać rozmowę.
Cisza. No kurwa! Ja tu się staram, a on?!
- Mogę u ciebie przenocować? - zapytał smętnie.
- Nie możesz tam gdzie wszyscy? - wcale nie uśmiechało mi się przechowywać kolejnego kumpla w ciasnym mieszkanku.
- Mogę czy nie? - ponowił pytanie.
- Chodź. - zgodziłem się.
Po drodze przymusiłem Axla, żeby powiedział mi o co chodzi. Jeszcze bardziej nienawidzę tej kurwy Michelle.


środa, 12 lutego 2014

R. 39

*perspektywa Vivien*
----------------------------
Siedziałam z Duffem i oglądaliśmy jakiś film. Przed nami leżało zimne piwo i popcorn (nie Steven). Usłyszeliśmy, że coś zjebało się ze schodów.
- Nawet schody są przeciwko mnie... - wybełkotał pijany Adler.
- Pogadaj z nim teraz. - szepnął Duff.
Wstałam i poszłam do kuchni za naprutym perkusistą.
- Zostaw tą wódkę. - powiedziałam łagodnie.
Blondyn spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Zaczął pić alkohol.
- Zostaw... - zabrałam mu butelkę.
- Ja już nie wiem co mam robić... - powiedział załamanym tonem.
- Wódka w niczym ci nie pomoże. - próbowałam naśladować psychologiczny ton Izziego - Najpierw wytrzeźwiej.
- A potem w cudowny sposób Emilie do mnie wróci, tak? - ironizował.
- Ona potrzebuje czasu, aby to przemyśleć. Pogadaj z nią. - zaproponowałam.
- Próbowałem. Nie chce mnie widzieć. - powiedział - Może ty z nią pogadaj? - zapytał głosem pełnym nadziei.
- No dobra. - westchnęłam - A teraz idź spać i zostaw tą wódkę. - nakazałam przyjacielowi.
Blondyn podreptał do swojego pokoju.
- Duff, podwieziesz mnie do Emilie? - zapytałam basistę.
- Jasne. - odpowiedział i zaczął ubierać się w skórzaną kurtkę.
Wzięłam kluczyki do grata Caroline i podałam je blondynowi. Jechaliśmy w ciszy. Duff jest jakiś dziwny ostatnio.
- Co się dzieje? - zapytałam.
Rany, co ja mam ostatnio z tą troską o innych?!
- O co ci chodzi? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dziwny jesteś ostatnio. - stwierdziłam.
Basista wzruszył ramionami.
- Nie chcesz gadać to nie. - powiedziałam i odpaliłam papierosa.
- Poczekać na ciebie? - zapytał, gdy dojechaliśmy.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę klatki schodowej.
Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi cała blada i z podkrążonymi oczami Emilie.
- Hej, mogę wejść? - zapytałam.
Wzruszyła ramionami i odeszła od drzwi. Widzę, że jest w podobnym stanie co Steven.
- Jak się trzymasz? - chciałam nawiązać rozmowę.
- Michelle tu była... - powiedziała od czapy - Chciałam porozmawiać ze Stevenem i wrócić do niego, ale powiedziała, że wtedy u mnie w mieszkaniu on... chciał ją zgwałcić.
Nie mogę w to uwierzyć! To niemożliwe! Steven kocha Emilie. Co za podła dziwka z tej Michelle!
- To nie prawda. - odezwałam się - Adler kocha cię nad życie. Nawet chciał skoczyć ze wzgórza dla ciebie...
- Co?! - przestraszyła się.
- Dziewczyno, twoja "przyjaciółeczka" robi wszystko, żeby was skłócić. Kiedy to zrozumiesz?! - próbowałam otrzeźwić Emilie.
- Mój biedny Stevenek... - dziewczyna chyba mnie nie słuchała - Muszę do niego iść!
Nagle... Wpadłam na zajebisty plan! Trzeba w końcu pozbyć się Michelle.
- Czekaj! - zatrzymałam brunetkę - Mam pomysł!
Przedstawiłam Emilie moj zajebisty plan.
 - Tylko Steven niech tu wpadnie. - powiedziała.
- Spokojnie. Mam nawet pomysł, żeby został na dłużej. - uśmiechnęłam się.
Reszte wieczoru zostałam u Emilie. Świetowałyśmy plan "obalenia Michelle". Zostałam u niej na noc. Rano zaczęłam zbierać się do domu.
- Dzięki za przenocowanie. - powiedziałam.
- To ja ci dziękuję. - uśmiechnęła się - Zadzwoń jak będzie coś wiadomo.
Pożegnałyśmy się i wyszłam. Jechałam metrem.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam mało przyjaznym tonem Michelle, która panoszyła się po domu.
- Ciszej... - zaczęła masować sobie skronie - Mam strasznego kaca... Dopiero z pracy wróciłam.
Od kiedy to kurestwo jest pracą? I w co oni się znowu wpakowali?! Jedną noc mnie nie było!

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~
Usłyszałam, że ktoś wszedł do domu. Zobaczyłam nie umalowaną, rozczochraną Caroline.
- Co się stało?! - przestraszyłam się.
- Pić... - jęknęła.
Podałam jej puszkę coli. Wypiła pół na raz.
- W nocy wbiła tu policja. - zaczęła opowiadać - Wszystkich aresztowali. Chłopaki są jeszcze w areszcie, a mnie wypuścili teraz.
- Ale za co was zamknęli? - dopytywałam.
- Nie wiem. - blondynka odpaliła papierosa - Pytali tylko jak się nazywam.
- Miejmy nadzieję, że szybko wyjdą... - zmartwiłam się.
- Idę pod prysznic. - powiedziała Car.
Poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia. Pewnie Caroline jest głodna. Widzę, że mama Stevena zostawiła zakupy. Ooo! Makaron! Zrobię spaghetti!
- Viv, widziałaś moją koszulkę Aerosmith? - zapytała blondynka wchodząc do kuchni zawinięta w ręcznik.
- Nie. Sprawdzałaś u Axla w pokoju? - zaproponowałam.
- Co tak ładnie pachnie? - zapytała Michelle.
Ta głupia małpa zajebała bluzkę Caroline!
- Ty dziwko! - wrzasnęła Car - Oddawaj moją koszulkę!
- Wyluzuj... Tylko sobie pożyczyłam. - powiedziała z politowaniem dziewczyna Slasha i zaczęła nakładać sobie nasze ( ! ) spaghetti.
- Pierdolona złodziejka! - wściekła się Caroline (i wcale się nie dziwię).
- Nie wyzywaj mnie kurwo! - Michelle przystąpiła do ataku.
- Bo co?! - Car ją popchnęła.
- Nie dotykaj mnie! - ta suka zerwała z Caroline ręcznik i blondynka została całkiem naga.
- Smacznego! - ryknęła Car i wepchnęła twarz Michelle w spaghetti.
Potem z gracją wzięła swój ręcznik i wyszła. Zaczęłam po cichu śmiać się z Michelle.
- Co się gapisz?! - zapytała wyjmując głowę z talerza.
Nic nie odpowiedziałam. Po chwili ubrana Caroline zeszła na dół. Zaczęłyśmy jeść mój obiadek.
- A może zadzwonimy do Garrego? - zaproponowałam.
- Ok. - powiedziała Car i poszła do telefonu.
Zaczęła gadać z policjantem.
- I co? - zapytałam, gdy skończyła.
- Aresztowali ich za nie stawienie się na rozprawie. - zaczęła wyjaśniać - Dziś będą mieć tą sprawę o pobicie.
- To nie mogli nam wysłać jakiegoś powiadomienia? - wkurzyłam się lekko.
- Wysyłali na stary adres. - powiedziała.
- To skąd wiedzieli, że teraz tu są? - próbowałam wszystko sobie sobie poukładać.
- Ktoś im podkablował. - odpowiedziała.
Ciekawe kto... Hm... Może nasza urocza Michelle!

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rano usłyszałam dźwięk podobny do tupotu bawołów, czyli chłopcy wrócili. Zeszłam na dół przywitać się.
- Jest coś do żarcia? - zapytał Axl na mój widok.
- O ile Michelle wszystkiego nie wpieprzyła to są resztki spaghetti. - powiedziałam.
- Co ty do niej masz? - spytał Slash wyciągając Daniel'sa z szafki.
Pokręciłam głową.
- Co wam powiedzieli na rozprawie? - zapytałam.
- Mamy 200 dolców kary za nie stawienie się i 300 godzin prac społecznych. - odpowiedział Izzy i zaciągnął się papierosem.
- Kochanie! - krzyknęła nasza "ulubiona" współlokatroka - Cieszę się, że już jesteś! Twoje koleżanki były dla mnie bardzo nie miłe. - zaczęła skarżyć.
- Tylko się nie popłacz. - prychnęłam.
- Widzisz? - powiedziała tonem niewiniątka.
- Viv, dajcie jej spokój. - Saul stanął w obronie tej uciśnionej niewiasty.
- Niech ta suka trzyma się zdala od nas. - do salonu weszła Caroline.
- A ta wariatka obrzuciła mnie wczoraj makaronem. - powiedziała z udawanym smutkiem Michelle.
- Car, nie przeginasz czasem? - Saul objął swoją dziewczynę.
- Co?! Ja przeginam?! To ta kurwa mnie rozbiera! - oburzyła się blondynka.
- Ooo! A mogę ja ciebie porozbierać? - zaciekawił się Axl.
- Później. - Car puściła wokaliście oczko.
- Steven, musimy pogadać. - powiedziałam do perkusisty, który już dorwał się do gorzały.
Nadal był smutny. Wyszliśmy na zewnątrz.
- Byłam u Emilie i wszystko już jest ok. Nie jest zła. - oznajmiłam.
- Viv, uwielbiam cię! - Popcorn rzucił mi się na szyję.
- Ale musisz udawać, że nic nie wiesz. - zaczęłam wprowadzać go w mój plan - Powiesz wszystkim, że nie możesz patrzeć na Michelle i przeprowadzasz się do matki, a tak na prawdę, będziesz mieszkał u Emilie.
- No ok... Ale po co? - zdziwił się blondyn.
- Pozbędziemy się Michelle. - powiedziałam tajemniczo i wróciłam do środka.

PARE GODZIN PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Duffa*
---------------------------------
Siedzieliśmy wszyscy w Rainbow i chlaliśmy w najlepsze, tylko Axl urwał się gdzieś wcześniej, bo się źle czuł, a Steven przeprowadził się do matki.
- Wracamy? - zapytała Caroline.
Zebraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę domu. Zapalilśmy światło w salonie, bo było cholernie ciemno. I zobaczyliśmy jak Axl pieprzy się z Michelle.
- Ty suko! - wrzasnęła Car.
- Nie wystarczasz mu. - powiedziała triumfalnie Michelle.
Caroline przypieprzyła jej pięścią w twarz.
- Car... - Axl chciał złapać blondynkę za ramie.
- Nienawidzę cię! - krzyknęła zapłakana Caroline i wybiegła z mieszkania.
Izzy pobiegł za nią.
- Wszystko musisz niszczyć kurwo! - krzyknęła Vivien.
- Viv, daj spokój. - powiedział Slash wycierając krew z twarzy swojej dziewczyny.
- Ta kurwa rozpieprzyła już drugi związek! - wrzeszczała brunetka.
- Jak to? - zdziwł się Saul.
- Najpierw Stevena, a teraz Axla i Caroline! - wyjaśniła - Emilie nakryła tą wywłokę jak robi laskę Adlerowi i ten sam numer zrobiła Car!
- Michelle, to prawda? - mulat zapytał swoją dziewczynę.
- No... - powiedziała cichutko przybierając minę niewiniątka.
- I jeszcze nakłamała, że Steven chciał ją zgwałcić! - Viv dolewała oliwy do ognia.
- Takich rzeczy się nie robi... - powiedział powarznie Saul - Michelle, to koniec. Musisz się wyprowadzić i z nami koniec...
- Ale ja jestem z tobą w ciąży! - wypaliła.
Wszyscy zamarliśmy.


sobota, 8 lutego 2014

R. 38

*perspektywa Vivien*
----------------------------
Wieczorem zadzwonił telefon.
- Halo? - odebrał Axl.
***
- Ja pierdole! Gdzie?! - wrzasnął przerażony wokalista.
***
- Zaraz będziemy! - rozłączył się.
- Co jest? - zapytał lekko zdenerwowany Izzy widząc minę Axla.
- Zapierdalamy na wzgórza Hollywood! Stevenowi już całkiem popierdoliło się w tej głowie! - wyjaśnił i wybiegł z domu.
Wszyscy pobiegliśmy za nim. 
- Co się dzieje?! - zapytała Caroline doganiając swojego chłopaka.
- Marck dzwonił! Steven chce skoczyć ze wzgórza! - wyjaśnił Axl.
- Popierdoliło go?! - krzyknął Duff. 
Zobaczyliśmy Marcka. Pokazał nam na Stevena. Stał na górze i patrzył się w dal. 
- Idziemy tam. - zarządził Axl.
- Nie! - zastopowałam go - Idą max 2 osoby, bo go spłoszymy...
- Kto się nada? - zapytał Duff.
- Viv i Izzy. - powiedziała Car.
Weszliśmy szybko na wzgórze.
- Steven... - powiedziałam łagodnie.
Chłopak spojrzał w naszą stronę. Był cały zapłakany. Cholera, coś się musiało naprawdę wydarzyć, skoro jest w takim stanie.
- Chodź... Wszystko będzie dobrze. - odezwał się tym swoim psychologicznym tonem Izzy.
- Nic nie będzie dobrze... Straciłem ją... - powiedział Popcorn.
- Stary, weź się nie wygłupiaj. - nie wiedziałam co mam mówić.
Steven pokręcił głową.
- Chodź. - Izzy wyciągnął w stronę perkusisty rękę.
Blondyn się zamyślił.
- Macie rację. Pogadam z Emilie za pare dni... - powiedział i podszedł do nas - Tylko nie mówcie reszcie, że płakałem.
- Jasne. - odezwał się rytmiczny i poklepał blondyna po ramieniu. 
- Następnym razem jak masz zamiar się upijać to tylko w domu, bo potem ci odpierdala. - ostrzegłam.
Steven lekko się uśmiechnął.
Zeszliśmy na dół.
- Adler, weź nas nie strasz! - powiedziała Caroline i rzuciła się perkusiście na szyję.
- Nie rób nam więcej takich numerów. - odezwał się.
W ciszy wróciliśmy metrem do domu. Michelle siedziała na kanapie w salonie i malowała sobie paznokcie. Steven spojrzał na nią z pogardą i poszedł do siebie. Slash przywitał się z Michelle obleśnym pożeraniem się. 
- Wie ktoś co się dzieje ze Stevenem? - zapytałam.
- Emilie dzwoniła, że zerwali. - odpowiedziała Michelle.
- Ciekawe czemu... - zamyśliłam się.
- Nie wiem. - powiedziała i szepnęła coś Slashowi na ucho.
Poszli razem na górę. Duff zaczął robić dla wszystkich Jad Ropuchy - wódka zmieszana z sokiem pomarańczowym. Pomogłam mu wszystko zanieść na stół. Po naszej ostatniej rozmowie jest jakiś dziwny...
- Ktoś musi pogadać z Adlerem. - powiedziała Caroline.
- Do tego potrzeba kobiecej ręki... - stwierdził Axl - Viv, może ty?
Dlaczego kurwa zawsze ja?!
- A Car? - próbowałam się wymigać.
- Proszę cię... - Rudy zrobił dziwną minę.
Blondynka dźgnęła go w bok.
- Teraz mam do niego iść? - westchnęłam.
- Niech ochłonie. - odezwał się Izzy - Pogadaj z nim za 2, albo 3 dni.
Siedzieliśmy i debatowaliśmy nad dziwnym zachowaniem Stevena. Szkoda mi go. Jak zwykle znowu się wszyscy schlaliśmy... U nas to chyba tradycja. Izzy pomógł dostać mi się do pokoju. Usnęłam. Obudziłam się z bólem głowy. Poszłam do kibla ogarnąć się. Chciałam sobie coś wziąść do jedzenia.
- Hej. - przywitałam się z Michelle, która siedziała w kuchni przy stole i coś wpieprzała.
- Siemka. - odpowiedziała z pełnymi ustami.
Lodówka była pusta, a przecież pare dni temu mama Stevena zostawiła tu zakupy. Spojrzałam na to co je Michelle. Wpierdoliła całą zawartość lodówki! Ma nam to odkupić! Zrobiłam jej listę zakupów.
- Proszę. - wręczyłam jej karteczkę.
- Co to jest? - zapytała.
- Masz nam odkupić to co wpierdoliłaś przed chwilą. - siliłam się na spokój, ale ta dziewczyna działa mi na nerwy.
- Mowy nie ma! - oburzyła się.
- Nie jesteś u siebie! A po za tym, to pora żebyś się dorzucała do rachunków! - wkurzyłam się lekko.
- Bo co? - zapytała i bezczelnie założyła ręce na biodra.
Wściekła wyszłam z kuchni.
- Co się stało? - zapytał Slash.
- Zaraz ją zapierdolę. - powiedziałam i zapaliłam papierosa.
- Michelle? - zadał kolejne pytanie.
- Nie, zajączka wielkanocnego! - ironizowałam.
Gitarzysta poszedł do kuchni. Kątem oka widziałam jak się obściskują. Ochyda! A ja myślałam, że to Axl i Car są obleśni...
------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------
Caroline... Ile ja mam weny po seksie z nią! Teraz sobie słodko śpi. Ah... Uwielbiam ją! Wyszedłem z pokoju. Musiałem się napić. Izzy zawsze ma u siebie zapasy.
- Siemano stary! - przywitałem się.
- Hej. - odpowiedział.
Stradlin grał coś tam na gitarze. Wyciągnąłem z jego szafki nocnej butelkę Nightraina. 
- Zdrówko! - powiedziałem i napiłem się wina.
Słuchałem jak Izzy gra jakieś melodyjki i coś zaczęło mi świtać... Wziąłem notesik Stradlina i długopis i nabazgrałem:
I been thinkin' 'bout 
Thinkin' 'bout sex 
Always hungry for somethin' 
That I haven't had yet 
Maybe baby you got somethin' to lose 
Well I got somethin', 
I got somethin' for you*
- Pokaż. - Izzy wziął ode mnie notes.
Przeanalizował tekst.
- Rose zboczeńcu. - uśmiechnął się.
Zaczął coś dopisywać. Kiedy skończył oddał mi notatnik. Zacząłem czytać:
My way-your way 
Anything goes tonight 
My way-your way 
Anything goes*
Śpiewałem razem znim chwilę ten tekst.
- Przydałaby się jeszcze jedna zwrotka. - powiedział.
- Muszę się zainspirować! Zaraz wracam. - uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju.
- Slash, na którym kanale leci to porno, które ostatnio oglądaliśmy? - zapytałem.
Mulat się uśmiechnął i włączył mi ten edukacyjny kanał. Razem go oglądaliśmy.
- Chyba już wiem. - powiedziałem poważnie po 30 minutach oglądania i wróciłem do Izziego.
Wziąłem notes i dopisałem:
Panties 'round your knees 
With your ass in debris 
Doin' dat grind 
with a push and squeeze 
Tied up, tied down, 
up against the wall 
Be my rubbermade baby 
An' we can do it all*
Podałem rytmicznemu notes.
- Skąd ty bierzesz takie teksty? - zaśmiał się.
Wzruszyłem ramionami. Dopiłem Nightraina, którego wcześniej zacząłem i razem zaczęliśmy śpiewać nasz wspólny tekst. Już sobie wyobrażam jak będę śpiewał to Caroline, a ona będzie "popychać tak i ściskać"*. Ah... Usłyszałem, że Caroline wstała. Wyskoczyłem na korytarz i złapałem ją za rękę.
- Musisz tego posłuchać! - krzyknąłem i wciągnąłem ją do pokoju rytmicznego.
Izzy zaczął grać i śpiewać ze mną.
- I co o tym myślisz? - zapytałem, gdy skończyliśmy.
- Co pornosy robią z człowiekiem... - pokręciła głową i wyszła.
- Nie zna się. - stwierdziłem - Ta piosenka jest świetna!
Aby uczcić nasz sukcez z Izzim wypiliśmy kolejne 2 butelki taniego wina, a potem wyciągneliśmy LSD i kokainę.
*piosenka Anything Goes - Guns N' Roses

czwartek, 6 lutego 2014

R. 37

*perspektywa Axla*
--------------------------
A jednak moje marzenie pornosowego seksu z Caroline wczoraj się spełniło. I to 7 ( ! ) razy! Nie chciałem jej teraz budzić, więc po cichutku zszedłem na dół. Usiadłem obok Izziego, który pił kawę na kanapie.
- Siemano stary! - przywitałem się radośnie.
- Hej. - burknął.
- Co jest? - zapytałem.
- Co jest? Ty się pytasz co jest? - dramatyzował rytmiczny - Całą noc nie spałem! W jednym pokoju ty ruchasz Caroline, w drugim Slash Michelle, a w trzecim McKagan Vivien! 
- Zaraz! - przerwałem mu wyliczanie - Duff pieprzył się z Vivien?! Wreszcie się odważył! Nasza żyrafcia dorasta!
Izzy się uśmiechnął.
- Masz gdzie zostać? - usłyszeliśmy głos Slasha.
- Wczoraj moje lokatorki wyjebały mnie, więc wiesz... - powiedziała jak przypuszczam Michelle.
- Zostań tu ile chcesz! - krzyknął radośnie Saul - Chcesz coś na śniadanie? - zapytał i zszedł na dół.
Michelle zeszła za nim.
- Hej chłopaki. - przywitała się.
Usiadła na fotelu przy nas, podczas gdy Slash robił jej śniadanko. Była ubrana dość... skompo? Ale mi to odpowiadało!
- Proszę. - gitarzysta podał jej jakąś kanapkę.
- Zjem po drodze. - powiedziała i wyszła.
- Gdzie ona idzie? - zapytałem, gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Do pracy. - odpowiedział Slash i wziął łyka whisky - Jest dziwko-striptizerko-aktorką porno. 
- Poszczęściło ci się! - poklepałem po ramieniu Saula - Ile ja bym dał za taką... - rozmarzyłem się.
Izzy spojrzał na mnie karcąco. O co do chuja mu chodzi?!
- Komu się poszczęściło? - do salonu wszedł Duff.
Ciekawe czemu ma takie potargane włosy...
- Ty lepiej mów jak ci noc minęła! - zachęciłem przyjaciela do wyznań.
- Nie wiem o co ci chodzi. - skrzywił się basista i wziął sobie colę z lodówki.
- Duffy, tylko nie mów mi, że znowu "tylko" sobie leżeliście. - powiedziałem.
- Rose, stary zboczeńcu! Nie będę ci opowiadać o mojej zajebiście upojnej nocy. - stwierdził blondyn i napił się napoju.
- Szkoda... - powiedziałem zawiedzinym głosem - Ale gdybyś zmienił zdanie to wiesz gdzie mnie szukać!
Siedzieliśmy 2 godziny i dyskutowaliśmy na moje ulubione tematy! Chyba nie muszę wyjaśniać jakie... Potem przyszedł Steven. Zrobiliśmy sobie próbę, bo wieczorem znowu gramy koncert. Zobaczyłem, że Caroline schodzi na dół. Chciałem ją pocałować na powitanie, ale mnie odepchnęła. Znowu jest wściekła. Zawinęła ze stołu Daniel'sa Slasha i wyszła trzaskając drzwiami.
- Idź za nią. - powiedział Izzy.
Wykonałem polecenia, chociaż zazwyczaj nikogo się nie słucham.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Slasha*
--------------------------------------
Jesteśmy w klubie, za 5 minut gramy koncert, a tego debila Axla nigdzie nie ma! Wszycy jesteśmy wściekli na niego, bo coraz więcej osób przychodzi posłuchać jak gramy. Wreszcie możemy coś osiągnąć, ale pan Rose ma swoje humorki! On jest kurwa jakiś nie poważny, czy co?!
- Chłopaki, musicie już na prawdę zaczynać. - ponaglał nas organizator.
- Izzy, zaśpiewasz za tego chuja? - zapytałem rytmicznego.
Wzruszył ramionami. Zostaliśmy wepchnięci na scenę. Izzy stanął na miejscu Axla i wgapiał się bezmyślnie w tłum.
- Powiedz coś. - szepnął Duff.
- Witajcie! - powiedział sztywno Izzy i podniósł rękę w geście powitania.
No co on kurwa odpierdala?! W papierza się bawi czy co?! No trudno, zaczęliśmy grać. Później nasz rytmiczny się rozkręcił (może dlatego, że Viv doniosła nam wódki na scenę), ale i tak nie było jak z Rudym na wokalu. Wróciliśmy do domu. Nikt nie miał ochoty siedzieć w klubie. Wchodząc do środka zobaczyłem siedzącego na kanapie Axla. Czy on kurwa słucha muzyki klasycznej?!
- Ty chuju! - wrzasnąłem do niego.
Axl schował twarz w dłonie. Przesadziłem? Nie, to niemożliwe. Axl nie ma uczuć.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie?! - zapytał wściekle Duffy.
Rudy wstał i wyszedł trzaskając drzwiami. Przysięgam, że oni kiedyś się rozpierdolą te drzwi. Poszedłem do siebie na górę. Usłyszałem cichy płacz.
- Caroline? - zajrzałem do pokoju, z którego było to słychać.
Dziewczyna schowała twarz w poduszkę.
- Znowu się pokłóciliście? - zadałem pytanie retoryczne i przytuliłem blondynkę.
Trzęsły się jej dłonie. Wyciągnąłem z kieszeni małą butelkę wódki i podałem przyjaciółce. Niech się chociaż napije, a nie tak ryczy na trzeźwo.
- Dziękuję. - powiedziała po chwili.
Uśmiechnąłem się lekko. Wyszedłem z pokoju. Pewnie chce być sama. Usłyszałem, że ktoś jest w moim pokoju. To pewnie Michelle.
--------------------------------
*perspektywa Stevena*
--------------------------------
Obudziłem się na kanapie w salonie. A raczej ktoś mnie obudził. Axl śpiewał coś z Caroline. Pogodzili się chyba już po raz 64247800965
- Ooo Stevenek! - powitał mnie Axl - Może śniadanka?
- Po ostatnich kanapkach dziękuję. - skrzywiłem się na samą myśl o tym słoiku.
Rudy i jego dziewczyna zaczęli się śmiać.
- Steven, pomożesz mi w czymś? - zapytała Michelle schodząc na dół.
- Jasne. - odpowiedziałem.
Szliśmy wesoło gadając o wszystkim. Blondynka wyciągnęła ze stanika klucze do mieszkania Emilie. 
- Zróbmy jej niespodziankę i posprzątajmy tu! - powiedziała.
Wzięliśmy się do roboty.
- Steven, patrz co tu mam! - Michelle pokazała mi Nightraina.
To dziwne, bo przecież Emilie nie przepada za tym winem.
- Może się napijemy? - zaproponowała.
Nie miałem nic przeciwko. Z jednej butelki zrobiły się 4, może nawet 5, a potem Michelle wyciągneła jeszcze LSD i kokainę. Półprzytomny poczułem, że dobiera się do moich spodni. Czy ona właśnie robi mi laskę?! Zaczęła ścięgać mi koszulkę i nawet nie zauważyłem kiedy się cała rozebrała. Zaczęła głośno jęczeć, chociaż jeszcze do niczego nie doszło.
- Steven?! - usłyszałem głos Emilie.
Odepchnąłem od siebie Michelle.
- To nie tak jak myślisz... - próbowałem załagodzić całą sytuację.
- A co? Może mi powiesz, że się biologii uczycie na sobie?! Wypierdalaj stąd! I ty szmato też! - krzyczała Emilie.
- Skarbie... - chciałem coś zdziałać.
Oberwałem plaskacza w twarz. 
- Miej chociaż trochę honoru! - powiedziała Michelle i złapała mnie za rękę.
Zostałem wyprowadzony z mieszkania Emilie. Byłem załamany... Nawet nie wiem jak to się stało. Wróciłem do domu. Nie miałem ochoty patrzeć na Michelle. Zamknąłem się w swoim pokoju z 2 butelkami wódki i heroiną. Jeszcze nigdy nie czułem się gorzej.
-----------------------------
*perspektywa Duffa*
-----------------------------
Nie mogę udawać, że między mną, a Vivien nic się nie stało w moje urodziny. Musimy porozmawiać.
- Możemy pogadać? - zapytała Viv wchodząc do mojego pokoju.
Uff... Uprzedziła mnie.
- Jasne, siadaj. - odpowiedziałem.
Przez chwilę panowała dziwna cisza.
- Po prostu udawajmy, że nic się nie stało. - powiedziała na jednym wdechu - Byliśmy oboje pijani i naćpani i gdybyś był trzeźwy pewnie byś mnie nie tknął.
Kurwa! Przecież mi się podobasz! Jak mógłbym cię nie tknąć?!
- Pasuje ci takie rozwiązanie? - Viv wyrwała mnie z zamyśleń.
- Tak, tak... - powiedziałem szybko.
- To dobrze. - uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Czemu ja jej nie mogłem powiedzieć, że jest dla mnie taka ważna?! Kurwa, Michael jak zwykle wszystko musiałeś spierdolić! Idę topić smutki w wódce. Zszedłem do kuchni. Steven brał ostatnią butelkę czystej.
- Zostaw, to moje! - krzyknąłem.
- Stary... Ja już nie mam dziewczyny! Mi się bardziej należy. - powiedział powstrzymując łzy.
Był już mocno pijany i trochę plątał się mu język.
- Napijemy się na spółę. - stwierdziłem.
Poszliśmy do pokoju Adlera. Przez ścianę było słychać jak Slash posuwa Michelle. Siedzieliśmy w ciszy na podłodze i piliśmy. Po opróżnieniu połowy butelki Popcorn usnął. Dopiłem resztę i wróciłem do siebie. Poszedłem spać. Widzę, że nie tylko mi się nie układa. Przez całą nic miałem koszmary nie mogłem spać. Postanowiłem wziąść trochę leków nasennych Axla. Wszedłem bez pukania do jego pokoju.
- Ej! - krzyknął Rudy - Wypierdalaj!
Chyba przeszkodziłem mu i Caroline.
Wyjąłem z szafki nocnej lekarstwo i wyszedłem. Wziąłem je u siebie w pokoju i położyłem się w nadziei, że zasnę. Pomogło. Obudziłem się cały zlany potem. Strasznie chciało mi się pić. Chciałem zejść na dół i coś sobie wziąść, ale zobaczyłem jak Slash zabawia się tam z Michelle. Steven wyszedł ze swojego pokoju. Był naprawdę smutny.
- Gdzie idziesz? - zapytałem.
- Muszę porozmawiać z Emilie. - odpowiedział smętnie. 
Spojrzał wściekle na Michelle i Slasha i wyszedł. 
-------------------------------
*perspektywa Stevena*
-------------------------------
Zapukałem do drzwi mieszkania Emilie. Wyjrzała przez nie i szybko zatrzasnęła drzwi. Zdążyłem wsunąć stopę tak, aby ich nie zamknęła do końca.
- Emilie... - powiedziałem smętnie.
Odpuściła trzymanie drzwi i wszedłem do środka.
- Nie chcę cię widzieć... - powiedziała siląc się na opanowanie.
- Wiem, że wszystko zniszczyłem. Przepraszam. - powiedziałem.
- Ostatnio chyba za często przepraszasz. - wbiła wzrok w podłogę.
- Zmienię się dla ciebie. - chciałem chwycić jej dłoń, ale szybko ją wyrwała.
- Wybaczam ci, ale już dłużej nie możemy być razem... - powiedziała ze łzami w oczach.
Poczułem, że mi też chce się płakać. Wybiegłem z jej mieszkania. Cały dzień i część wieczoru chodziłem bez celu po mieście. Czuję się jak ostatni śmieć.
- Steven? - usłyszałem głos Marcka z samochodu jadącego obok - Wsiadaj!
Usiadłem na tylnich fotelach czarnego BMW.
- Co taki zgaszony? - zapytał.
Pokręciłem tylko głową.
- Widzę, że rozmowny to ty dzisiaj nie jesteś. Gdzie dzisiaj pijemy? - zadał kolejne pytanie.
Wzruszyłem ramionami.
- Mam nadzieję, że Whisky A Go Go ci pasuje. - powiedział.
Usiedliśmy przy stoliku zarezerwowanym tylko dla Marcka. Potem dołączyli do nas jego znajomi. Siedziałem cicho w kącie i popijałem wódkę na zmianę z whisky. 

sobota, 1 lutego 2014

R. 36

*perspektywa Duffa*
--------------------------
Siedzieliśmy wszyscy w salonie z Marckiem i jego znajomymi i robiliśmy to co zwykle. Usłyszeliśmy, że ktoś dobija się do drzwi. Chwiejnym krokiem poszedłem otworzyć. Okazało się, że to Emilie. Od razu wbiegła do środka ignorując mnie.
- Steven?! Czemu nie dawałeś żadnego znaku życia?! - zapytała.
Perkusista zwalił na podłogę dziwkę, która siedziała mu na kolanach.
- Mieliśmy trochę na głowie... - wyjaśnił i uroczo się uśmiechnął.
- Trochę na głowie?! Ja już widzę co wyście mieli! - krzyczała.
- Kochanie, spokojnie. - Adler wstał i próbował przytulić swoją dziewczynę.
- Nie odzywaj się do mnie! - krzyknęła ze łzami w oczach i wybiegła z domu.
- Masz przejebane stary... - powiedział Marck i poklepał blondyna po ramieniu.
- Przecież wiem. - odparł smętnie perkusista i napił się Nightraina.
- Slash, rusz się po wódkę. - wydał polecenie Axl.
Gitarzysta był już mocno napruty, ale grzecznie wstał i zataczając sie ruszył w stronę kuchni. Wracając nagle upadł na środku pokoju, a butelka z alkoholem, którą trzymał potłukła się.
- Cholera... Tyle się zmarnowało... - jęczał Marck.
- Slash? - Vivien zaczęła potrząsać mulatem - Słyszysz mnie?!
- Spokojnie, tylko zasłabł. - uspokajał jakiś ćpuński kolega naszego sąsiada.
- "Tylko". - ironizowała Viv - Duff, pomóż mi go przenieść do pokoju.
Zaczęliśmy targać gitarzystę na górę. Czego on się nażarł, że był taki ciężki?!
- Co się dzieje...? - wybełkotał Slash, gdy układaliśmy go na łóżku.
- Nic. Śpij Saulie. - powiedziałem.
- Duffy, mój skurwysynie! - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem przyciskając do siebie - Jak ja ciebie kurwa kocham!
- Pomóż. - szepnąłem do Viv.
Pomachała mi tylko, gdy wychodziła. Zajebiście.
- Duffy... Po co nam dziwki?! Po co my tyle pijemy?! Musimy wrócić na ścieżkę Pana! - gadał od rzeczy Slash.
- Hudson, dusisz... - próbowałem się wyrwać z uścisku.
Jak na taki stan upojenia alkoholowego w jakim znajdował się Saul to był śilny. Nawet bardzo.
- Duffy... Musimy jechać do Francji! - pierdolił głupoty gitarzysta.
- Po chuja? - zapytałem.
- Tam są dobre rogaliki! - odpowiedział radośnie.
Po chwili usłyszałem chrapanie. Śpi! Delikatnie wydostałem się spod jego ramienia i po cichutku wyszedłem z pokoju. Gdy schodziłem ze schodów coś mi się pojebało z kolejnością stawiania nóg i po prostu z nich spadłem.
- Kurwa no. - zakląłem po cichu.
Zorientowałem się, że z kilku przyjaciół Marcka zrobił się tabun ludzi i chwileczkę... Metallica wbiła nam na chatę! No to teraz się zacznie... Tym bardziej, że mocno wstawiony James przystawiał się do pół-przytomnej Caroline, a Axl przez to dostawał kurwicy. Podniosłem się i usiadłem obok Vivien.
- Mała... Dawaj na górę pójdziemy. - mówił Hetfield do blondynki, która siedziała u Axla na kolanach.
- Łapy precz od mojej dziewczyny! - powiedział nieco głośniej wokalista naszego zespołu.
- Pytał cię ktoś o zdanie? - James zwrócił się do Rosea - Nie! Więc zamknij mordę i siedź cicho.
Zaraz się zacznie.
- 3.. 2.. 1.. - szepnąłem Viv na ucho.
I kiedy wypowiedziałem "1" Axl zdjął z siebie swoją pijaną dziewczynę i popchnął Jamesa.
- Rudy, spokojnie... - Izzy pociągnął wokalistę za rękę.
- James, ty to się nigdy nie nauczysz. - śmiał się Kirk.
Cały poranek i część popołudnia spędziliśmy w naszym domu na chlaniu i ćpaniu, potem towarzystwo zaczęło zbierać się do siebie. W sumie nic ciekawego się nie działo przez ten czas oprócz tego, że Axl chciał 3 razy pobić Jamesa. 
---------------------------------
*perspektywa Stevena*
---------------------------------
Wszyscy byliśmy najebani, ale mimo to wciąż myślałem o Emilie. Muszę do niej iść! Ale tak samemu po pijaku nie da rady.
- Slash! - krzyknąłem i wskoczyłem gitarzyście do łóżka.
- Duffy? Już jesteśmy we Francji? - zapytał.
- Nie, rusz się! Idziemy do Emilie! - oświadczyłem radośnie.
Saul przy mojej lekkiej pomocy zwlekł się z łóżka. Szliśmy pod ramię wpadając co chwila na przechodniów lub latarnie. Zapukałem do drzwi Emilie.
- Steven? - zdziwiła się na mój widok - Moja matka tu jest, a ty jesteś pijany! Idź stąd!
- Emilie, kto tam jest? - usłyszeliśmy damski głos z głębi mieszkania.
- Idźcie stąd... - wyganiała nas brunetka.
Dobiegło nas stukanie obcasów.
- Kim panowie są? - zapytała kobieta w średnim wieku.
Była szczupła i nawet ładna. Może dlatego, że byliśmy mocno pijani i naćpani...
- Ja jestem chłopakiem pano córki. - oświadczyłem dumnie - A to jest mój przyjaciel!
Nie czekając na zaproszenie wtoczyliśmy się do środka. Saul mnie puścił i czy ja dobrze widzę?! On zaczyna macać jej matkę! O kurwa...
- Steven, potem porozmawiamy. Idźcie stąd... - powiedziała błagalnie Emilie.
- Pogadajcie teraz! Ja z tą piękną kobietą pójdziemy do sypialni i się nią tam zaopiekuję! - odezwał się radośnie Slash i zaciągnął mamę Emilie do sypialni.
Panie Boże spraw, aby jej nie przeleciał...
- Skarbie, przepraszam... - powiedziałem i uklęknąłem przed moją dziewczyną na kolanach.
- Wstań, nie rób cyrku. - położyła swoje ręce na moich ramionach - Już się nie gniewam.
Przytuliłem ją. Szybko poszło. Nagle... Usłyszeliśmy rytmiczne pukanie w ścianę.
- Nie mów mi, że oni to robią. - odezwała się Emilie.
Tylko się uśmiechnałem. Jednak ją przeleciał. Po około 20 minutach wyszli zadowoleni z sypialni.
- Wracamy? - zapytał Slash.
- Wpadniesz wieczorem? - spytałem Emile.
- Nie mogę. Jutro na pewno przyjdę. - odpowiedziała i pocałowała mnie.
- Czy ty posuwałeś jej matkę? - zapytałem przyjaciela, gdy wyszliśmy.
- Stary... Ona była zajebista! Chesz to ci opowiem! - rozradował się Slash.
Wracając słuchałem opowieści erotycznych Saula.

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Duffa*
---------------------------------
Obudził mnie dziwny hałas w moim pokoju.
- Sto lat skurwysynie! - krzyknął Slash.
Kiedy usiadłem na łóżku, aby ogarnąć co się dzieje zostałem czymś obrzucony. Jak się potem okazało był to tort.
- Co do chuja? - zapytałem.
Rozejrzałem się. Przede mną stała cała paczka w dziwnych kapelusikach. 
- Najlepszego Duffy! - krzyknęła Vivien.
- Rany, dzieki... - zmieszałem się lekko.
Ale mnie zaskoczyli! Myślałem, że zapomnieli, a tu proszę!
- Wieczorem jest impreza z okazji twoich i Axla urodzin! - zacieszł Popcorn - Emilie też będzie!
Wstałem z łóżka i zszedłem na dół. Wszystko w salonie było do góry nogami! Nawet telewizor i komoda. Po prostu wszystko!
- Kto to zrobił? - zapytałem.
Każdy po sobie spojrzał i tylko Izzy się śmiał.
- Izzy, ty cwelu! Nie spodziewałam się tego po tobie! - powiedziała Vivien i też zaczęła się śmiać.
- Bo wiesz... Izzy to taki geniusz zła. - odezwał się Axl obejmując ramieniem brunetkę.
Car najwyraźniej się to nie spodobało, bo pociagnęła Rudego za włosy.
- Aaała... - syknął z bólu.
Blondynka uśmiechnęła się triumfalnie. Zobaczyłem, że w kuchni stoją gotowe naleśniki i omlety A'la Slash.
- Smacznego! - zaprosił nas do kuchni gitarzysta.
Zaczęliśmy jeść.
- Izzy, nie uważasz, że to dziwne? - zapytał Saul, gdy skończyliśmy.
- Ale co? - odpowiedział pytaniem na pytanie Izzy.
- No to, że nawet za Adlerem latają laski, a ja jestem sam... - wytłumaczył mulat.
- A mama Emilie? - spytał Steven.
- To kobieta po 50! Stary ogarnij się trochę. - skrzywił się Slash.
- Spoko stary! - wtrącił się Axl - Na imprezie będą panienki! Trzymaj się mnie, a na pewno kogoś sobie znjadziesz!
Zobaczyłem, że Caroline ściska mocno w ręce widelec.
- Odłóż to. - szepnęła Viv do przyjaciółki.
- Ta... Ale ja chcę kogoś na dłużej, a nie na jedną noc. - kontynuował Slash.
- To ci się znajdzie taką na dłużej. Ze mną nie zginesz! - powiedział radośnie Axl i poklepał gitarzystę po ramieniu - Tak jak wtedy, gdy wracaliśmy z imprezy u Marcka!
Caroline jebnęła sztućcami o stół i wściekła wyszła z kuchni.
- Ty to jesteś naprawdę popierdolony. - skomentowała Vivien i poszła za blondynką.
Axl tylko się uśmiechnął.
- Rose to było nie w pożądku. - odezwał się Izzy - Przecież to twoja dziewczyna.
- Daj spokój. - zaśmiał się Rudy - Ona wie, że żartuję.
- Nie wydaje mi się. - powiedział rytmiczny.
- A ty co kurwa?! Najmądrzejszy na świecie?! - Axl wstał i złapał chłopaka za koszulę.
- Rose, spokojnie. - usadziłem wokaliste na miejsce.
- Z wami to taka rozmowa! - powiedział i wyszedł z kuchni.
- Dziś na imprezie będzie przyjaciółka Emilie. Nazywa się Michelle Young. Może ona ci się spodoba. - odezwał się Popcorn.
- Czekaj... - zamyślił się Slash - Chodziłem z nią do gimnazjum! Jej ojciec gra w pornolach. - zaśmiał się - Ostatnio z Izzim byliśmy u niego po towar i nam opowiadał. Pamiętasz?
Rytmiczny skinął głową.
- Grubo! Może da nam pooglądać! - entuzjazmował się Steven.
- To o której się wszystko zaczyna? - zapytałem zmieniając temat.
- O 21. - odpowiedział Izzy.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Poszliśmy do Marcka. Dziwki wysypywały się drzwiami i oknami, a na ścianie ktoś napisał sprayem: "WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO SKURWYSYNY!!!". Cały Marck. Oczywiście nie brakowało alkoholu, dragów i głośnej muzyki. A dodatkową atrakcją były sypialnie, które na ten wieczór służyły za miejsce schadzek. Slash i Steven gadali z Emilie i jakąś dziewczyną, pewnie to ta Michelle. Spojrzałem w drugi koniec pokoju - Axl przepraszał Caroline za jego "przechwałki".
- Zatańczymy? - zapytała Vivien.
- Przecież wiesz, że nie umiem. - ociągałem się.
- Nauczę cię! - krzyknęła radośnie i złapała mnie za rękę.
Zaczęliśmy tańczyć. Chyba nawet dobrze mi szło.
- Trzymajcie. - Marc wręczył nam jakieś drinki.
Mocne to cholerstwo. I dobrze. Po przetańczeniu 3 piosenek z płyty Aerosmith postanowiliśmy usiąść przy przyjaciołach. Najwyraziej Car i Axl już się pogodzili, bo blondynka siedziała mu na kolanach. Slash gadał z Michelle, która chichotała ze wszystkiego co mówił, nawet jeśli nie było to nic śmiesznego. Izzy nalał nam do szklanek whisky. Jak to w naszym zwyczaju przepiliśmy całą imprezę. W między czasie Car i Axl odwiedzili jeden z pokoi Marcka. Podobnie Steven i Emilie. Koło 2 w nocy Slash poszedł z Michelle do naszego domu. 
- My też się zwijamy. - powiedział Steven i wyszedł ze swoją dziewczyną.
Pewnie noc spędzą u niej. Zostało nas tylko pięcioro. Marck doniósł nam LSD i kokainy, żeby jak to on powiedział "nam się nie nudziło". Zwykliśmy nie mieć umiaru, więc wszyscy się najebaliśmy, naćpaliśmy i Bóg wie co jeszcze.
- Duff, chodźmy do domu. - szepnęła mi na ucho Vivien.
- Dobrze. - odpowiedziałem.
Brunetka złapała mnie za rękę. Szliśmy w ciszy. Odprowadziłem ją pod sypialnie i już miałem iść do swojej, ale zatrzymała mnie.
- Wejdź. - zaprosiła mnie.
Posłusznie wszedłem. Viv ściągnęła z siebie koszulkę i zaczęła mnie całować.
- Jesteś pewna? - zapytałem odgarniając jej włosy za ucho.
- Przeleć mnie! - uśmiechnęła się i zaczęła majstrować przy moich spodniach.
Żebym potem tego nie żałował... Ale ta noc... Ona była cudowna! Grzmociliśmy się jak pierdolone króliki, a jej było mało i mało. Musiałem zaspokoić pannę w potrzebie, nie?