wtorek, 27 maja 2014

R. 63

*perspektywa Izzyego*
-----------------------------------
W nocy lekarz powiedział mi, że z Amy wszystko będzie dobrze i że zawiadomił już jej rodzinę. Siedziałem przy niej na sali i trzymałem za rękę. Cały czas spała. Ja mimo zmęczenia nie zmróżyłem oka. Nad ranem brunetka obudziła sie.
- Co... Co sie dzieje? - zapytała zamroczonym głosem.
Z wrażenia wstałem z krzesła.
- Amy! - uśmeichnąłem sie - Dobrze sie czujesz?
- Tak, chyba tak. - odpowiedziała - Izzy, gdzie ja jestem?
Wtedy wyjaśniłem co sie stało i dlaczego tu jest.
- Tak cholernie sie o ciebie martwiłem... - powiedziałem, gdy skończyłem.
- Już dobrze. - uśmiechnęła sie i mocniej ścisnęła moją dłoń.
Od momentu kiedy sie obudziła nie wyrwała swojej dłoni z mojego uścisku. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle na salę weszli jak przypuszczam jej rodzice.
- Amy! - zawołała kobieta dopadając do łóżka.
Zostałem przez nią w pewien sposób wypchnięty.
- Cześć mamo. - powiedziała brunetka.
Jej ojciec od samego pojawienia sie na sali przyglądał mi sie nieufnie. Halo, przecież jego córka o mało nie dostała zapaści wczoraj, a on sie na mnie gapi...
- Wyjdziesz ze szpitala i wracasz do nas do domu. - odezwał sie ostrym tonem mężczyzna.
- Ale tato... - zaczęła dziewczyna.
- Ani słowa! - warknął facet - Wiedziałem, że to będzie zły pomysł! To całe towarzystwo ćpunów i ludzi bez ambicji! To sie musiało tak skończyć!
- Richard spokojnie... - zaczęła uspokajać go kobieta.
- Co spokojnie?! Ja mam być w takiej sytuacji spokojny?! - facet poczerwieniał na twarzy - Cieszmy sie, że jej nie zgwałcili! Chociaż z tym to też nie wiadomo...
- Wypraszam to sobie. - nagle dostałem napływu odwagi - Opiekowałem sie Amy i nie pozwoliłbym, żeby coś jej sie stało.
Nie wiem co mi sie stało, że zacząłem zgrywać bohatera.
- Tato, Izzy mówi prawde. Pozwól mi z nim zostać. - odezwała sie Amy.
- Definitywnie nie! - jej ojciec popadł w furie - Nie będziesz zadawać sie z takim ćpunem! Wynoś sie od mojej córki ty marginesie społeczny! No już!
Jej ojciec zaczął szarpać mnie za ciuchy i wyprowadzać z sali. Słyszałem protestowanie Amy, ale jej matka zaczęła ją uciszać. Znalazłem sie na szpitalnym korytarzu. Przyjdę tu wieczorem. Może ich wtedy już nie będzie i z nią na spokojnie porozmawiam.
-----------------------------------
*perspektywa Slasha*
-----------------------------------
Co zrobić z tymi cholernymi taśmami? Co z nimi do diabła zrobić? - chodziłem w kółko po salonie bijąc sie z myślami tego typu. Na kanapie siedział Duff, który bacznie mi sie przyglądał. W dodatku taśmy wczoraj zniknęły, a potem nagle znalazły sie w tym samym miejscu!
- Duff, a jak to ten zboczeniec je wczoraj podjebał? - zapytałem przerażony.
- Świrujesz. - odpowiedział, chociaż w w jego głosie dało sie wyczuć wahanie.
Przez to cholerstwo zapomniałem o Jude. Jude! No właśnie! Chciałbym jeszcze raz z nią posiedzieć na tej plaży, ale boje sie sam z domu wychodzić... A jak ten zboczeniec zaczai sie i mnie zgwałci? No kto by sie oparł tak seksownemu gitarzyście jakim jest Saul Hudson?
- E. - trącił mnie Duff wyrywając z zamyśleń - Słuchałeś mnie?
- Sory... Zamyśliłem sie. - powiedzialem cicho.
Basista westchnął i przewrócił oczami. Zawsze tak robi, gdy sie irytuje.
- Może po prostu ktoś sobie z nas żarty robi? - powtórzył to co nie usłyszałem.
Zacząłem sie nad tym zastanawiać. Duff widząc, że znowu odpływam we własnym świecie ponownie mnie trącil.
- No bo pomyśl logicznie. - rozpoczął przedstawianie swoich przemyśleń - Zaczyna nam sie powoli rozwijać kariera, wokół nas kręcą sie dziewczyny i mamy zapewnione kontakty z ludźmi z "branży" dzięki Marckowi. Na pewni ktoś nam tego zazdrości.
- Duff, jakie dziewczyny? - spojrzałem na niego z politowaniem - Viv jest twoją dziewczyną, więc żaden nie porucha, a Caroline raz jest z Axlem a raz nie.
- Eh, nie ważne. - westchnął zrezygnowany widząc, że nie podzielam jego wizji - Za głupi jesteś, żeby to zrozumieć.
- Ja za głupi?! - zdenerwowałem sie - Ty jestaś naiwny i tyle!
- Powtórz to! - Duff złapał mnie za włosy boleśnie przyciągając do siebie.
- Naiwniak. - powtórzyłem z wielkim uśmiechem.
Basista z całej siły pociągnął mnie za kudły w dół. Skrzywiłem sie z bólu.
- Sam jesteś naiwniak. - warknął i poszedł na górę.
Zacząłem masować obolałą głowę. Może obaj troszke przesadziliśmy, ale co chwila tak sie sprzeczamy. Minie mu. Usiadłem na kanapie i zacząłem oglądać telewizje. Nagle zadzwonił telefon.
- Tak? - odebrałem.
- Saul, to ty? - usłyszałem znajomy damski głos.
- Yy, no ta... - zdziwiłem sie - Muriel, to ty?
- Tak. - odpowiedziała.
W tym momencie usłyszałem niewyraźny drugi damski głos, który mówił coś, że ma sie trzymać planu.
- Saul, musimy sie spotkać. - oznajmiła szorstko kobieta.
- Muriel, aktualnie nie mam za bardzo do tego głowy. - powiedziałem zupełnie szczerze - Mamy pewne kłopoty. Rozumiesz mnie?
Chwila milecznia. Usłyszałem jakieś szepty, z których rozumiałem pojedyncze słowa. Najwyraźniej kobiety porozumiewały sie ze sobą.
- Halo? - chciałem przypomnieć o tym, że wciąż jest utrzymywane połączenie.
- Jeszcze sie spotkamy. - powiedziała tajemniczo Muriel i odłożyła słuchawkę telefonu.
O co w tym wszystkim chodzi? Troche mnie to przeraża. Nie sądziłem, że ona jeszcze mnie pamięta... I jeszcze to porozumiewanie sie z koleżanką podczas rozmowy. Troche to podejrzane.
-------------------------------------
*perspektywa Stevena*
-------------------------------------
Po podróży z San Diego spałem dwa dni. To chyba zdjazd po tych dragach, które wziąłem przed aresztowaniem. Dopiero teraz zaczynałem odzyskiwać pamięć jakim cudem znalazłem sie w tym piekielnym mieście. Mam jeszcze pewne braki, ale myślę, że sobie wkrótce przypomne. Więc szedłem do sklepu po jakieś fajki i piwko. I nagle zobaczyłem Emilie. Jeszcze nie pamiętam co wtedy robiła, ale zacząłem uciekać nie wiadomo gdzie. Nie odkryłem jak znalazłem sie w domu, ale potem poszedłem do "zbiorów" Izzyego i naćpałem sie. Urwał mi sie film i znalazłem sie w areszcie. Panie i panowie! Historia naćpanego Stevena Adlera!
----------------------------------------
*perspektywa Axla*
----------------------------------------
Odkąd wróciłem do domu, nie ruszałem się ze swojego pokoju. Ciągle tylko chlałem próbując zapomnieć o Car. Butelki leżały wszędzie i ciągle ich przybywało. Jebać wszystko. Chcę znowu moją Car. Nie wiem jak mogła powiedzieć, że jej nie kochałem. Kurwa! Rzuciłem butelką o drzwi. No ja pierdole. O co w tym wszystkim chodzi? Polazłem do kuchni po kolejną butelkę. Moją uwagę przykuło to pudło, które ciągle leżało na stole.  Zajrzałem do niego. Kasety. W tym jedna z moim imieniem. Cooo? Poszedłem ją odsłuchać. Głos mężczyzny, który czule wyszeptuje moje imię... Zwymiotowałem i wyłączyłem to chujostwo przy okazji rozjebując magnetofon. Przez tego skurwiela, który to nagrał straciłem moją Car! Ja pierdolę! Zacząłem demolować dom. Nie! Nie! Nie! Ja muszę ją odzyskać. Nie pozwolę Car ode mnie odejśc. Wybiegłem z domu. Musiałem ją odnaleźć. Od razu pobiegłem do domu chłopaków z Metallicy. 
- Otwierać, jebane chuje! - wydzierałem się waląc w drzwi. 
- Spierdalaj pojebie! - usłyszałem głos Jamesa. 
Wkurwiłem się jeszcze bardziej.
- O ty chuju! Nie będziesz się tak odnosić do Axla Rosea! Pożałujesz tego! - aby podkreślić, że nie żartuję postanowiłem wybić mu okno kamieniem.
Teraz na pewno się mnie boi. Byłem z siebie zadowolony. Z cwaniackim uśmieszkiem wróciłem do domu. I wpadłem na genialny pomysł. Czas rozpocząć wojnę.
--------------------------------------
*perspektywa Duffa*
--------------------------------------
Obudziłem sie w środku nocy z krzykiem. Miałem koszmar. Śniło mi sie, że ten zbok... Że on tam z nami wszystkimi... Oh, ten kutas wszedł mi już na psychikę. I gdzie Vivien? Zawsze śpi obok mnie. Przetarłem oczy i zacząłem schodzić na dół. Cholera, co tu tak zimno? Jedno okno było otwarte na oścież i to przez nie wlatywało lodowate powietrze. Światło w salonie było zapalone. Zamknąłem okno i ruszyłem w stronę kuchni. Zobaczyłem jak Viv z pustym wyrazem twarzy siedzi przy stole i gapi sie w podłoge. Przykucnąłem przy niej. Nie chciała na mnie patrzeć. Nawet nie zareagowała na moją obecność.
- Viv, co sie dzieje? - zapytałem zmartwionym głosem.
Pokręciła tylko przecząco głową.
- Wracaj do spania. - zacząłem ją podnosić z krzesła.
Dziwnie sie zachowuje... Zaprowadziłem ją do swojego pokoju i położyłem do łóżka. Szybko zasnęła. Byłem wciąż roztrzęsiony po tym koszmarze, a na dodatek martwię sie o Vivien. Nie wiem co sie stało. Posiedze tak i poczekam, aż sie obudzi.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Axla*
--------------------------------------
- Steven... - dźgnąłem śpiącego perkusiste - Steven, wstawaj no!
Blondyn zaczął coś mruczeń w niezrozumiałym języku. Troche mnie to zirytowało.
- Pudlu! - przywaliłem mu poduszką.
- Co sie dzieje? - zapytał zdezorientowany perkusista otwierając oczy.
- Wstawaj. Sprawe mam. - oznajmiłem z tajemniczym uśmiechem.
Adler wygrzebał sie z łóżka i zaczął ogarniać.
- Pośpiesz sie. - powiedziałem zniecierpliwiony.
- No chwilaa... - westchnął Steven - Może mi wyjaśnisz o co właściwie chodzi?
- Jak będziemy szli. - odpowiedziałem i chwyciłem go za ramię.
Zacząłem prowadzić go w strone domu Metallicy.
- Axl, gdzie tak lecisz? - zapytał zdyszany.
Stwierdziłem, że nigdy na trzeźwo sie nie zgodzi na mój plan. Zaciągnąłem go w boczną uliczkę. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie.
- Zwędziłem to Izzyemu. - powiedziałem i wyciągnąłem z kieszeni trochę LSD i kokainy.
- Axl wiesz, że po tym trace kontrole nad sobą i urywa mi sie film... - odezwał sie niepwenym głosem.
- No i o to chodzi. - stwierdziłem.
Chłopak niepewnie spojrzał na mnie, a po chwili na narkotyki i znowu na mnie. Uśmiechnąłem sie zachęcająco.
- Zamieniasz mnie w ćpuna. - perkusista pokręcił głową i wziął swoją działkę.
Wziąłem część przeznaczoną dla siebie. Musze mieć gwarancję, że nie wycofam sie w trakcie "wojny". Póki jeszcze pamiętałem plan wtajemniczyłem w niego Stevena.
- Stary! - krzynął z tym swoim zacieszem na ryju - Jesteś genialny!
- Wiem. - odparłem mało skromnie.
Dotarliśmy do ich domu.
- Gotowy? - zapytałem Adlera.
- Gotowy. - odpowiedział szczerząc zęby.
Odgarnąłem szkło, ktore pozostało w ramie zbitego wcześniej przeze mnie okna i zacząłem wchodzić do środka domu. Chyba śpią. Wszedłem dalej do ich salonu. Ale tu śmierdzi. Brzydze sie tu przebywać, ale chce odzyskać moją Car! Nagle uslyszałem za plecami hałas. Odwróciłem sie.
- Kurwa Steven, co ty wyprawiasz? - warknąłem.
Perkusista przewlił jakąś szafke.
- Sory... - szepnął.
Na korytarzu na górze zapaliło sie światło. No zajebiście!
--------------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------------
Był środek nocy. I nagle ktoś na dole postanowił drzeć ryja. No jasna kurwa. Żebym nawet wyspać się nie mogła? I czy to Adler? Wszędzie poznam irytujący głos Pudla, no ale co on tu robi? I to o tej porze. No chuj. Złapałam wkurwia i zeszłam na dół. Zobaczyłam jak Adler kłóci się z Kirkiem, a Axl demoluje wszystko wokół wykrzykując moje imię. Co za idioci...
- Co się dzieje? - usłyszałam za sobą zaspany głos Jamesa.
Axl też go usłyszał i spojrzał na nas. Co za szybkość. Przez ten czas kiedy tu stałam nawet mnie nie zauważył, a przecież jest tu po to "żeby odzyskać swoją Car". A teraz doskoczył do Jamesa i popchnął go. Kurwa. Tamten był zbyt zaspany, żeby cokolwiek zrobić. Oberwał od Axla w twarz.
- Ty chuju! Nie dotykaj go! - wrzasnęłam pociągając go za rude kłaki.
Axl skrzywił się, ale zignorował mnie i przyjebał Jamesowi jeszcze raz.
- Jeśli cokolwiek mu jeszcze zrobisz... to... - nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. - To ja nigdy do ciebie nie wócę! - krzyknęłam.
Podziałało. Axl odskoczył od Jamesa i spojrzał na mnie gniewnie.
- Nie możesz... - warknął i zaczął podchodzić bliżej mnie.
Przestraszyłam się i odsunęłam w tył. Na szczęście między nami stanął Kirk.
- Wypierdalaj od niej! - powiedział złowrogo gitarzysta.
- Bo co? Ona jest moja! - Rudy wkurwił się i złapał pobliską lampę i wycelował nią w Kirka.
O kurwa. Hammett uchylił się i przedmiot trafił we mnie. 
- Au... - jęknęłam słabo. 
- O cholera. O cholera... Car! Kurwa nie! Nie,nie, nie! Nie miało być tak! Przepraszam! - usłyszałam głos przerażonego Rosea.
Był cały blady i nerwowo przeczesywał włosy wpatrując się we mnie. 
- Masz przejebane... - wyszeptałam kręcąc głową.
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie przyjebał mi z lampy. On chyba też nie, bo był w takim szoku, że chłopaki z łatwością wyrzucili go z domu. 
- Bardzo boli? - zapytał James gładząc mnie po policzku.
Miło. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie, nie. Już prawie nie czuję. - przecież nie powiem mu, że w chuj boli i mam ochotę zaszyć się w pokoju i ryczeć.
Nie chcę go martwić. 
- To dobrze. - uśmiechnął się i mnie przytulił.
Wtuliłam się w niego. 
- Caroline? - zapytał po chwili szeptem. 
- Hm? - spojrzałam na niego.
W odpowiedzi on uśmiechnął się i mnie pocałował. Było przyjemnie ale... Nie! Nie mogłam tak. Odepchnęłam go i pobiegłam na górę do łazienki. Może powinnam wrócić do Axla? Przecież on mnie tak bardzo kocha...

3 komentarze:

  1. Łohohoh. Dużo się dzieje.
    Chcze, żeby Car wróciła do Agzyla.
    I czemu mi się zdaje, że ten zboczeniec ma związek z Dżejmsem?
    No i Murieel C:
    Podobał mi się rozdział, jak zazwyczaj.

    Nie umiem pisać komentarzy, wybacz XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Izzy do Amy i mają być razem. Rozdział jak zwykle świetny.
    Zapraszam do mnie. Jest nowy rozdział. Miał być w piątek ale niestety brak internetu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy czy będą ^^
      I już do Ciebie wbijam ;)

      Usuń