sobota, 10 maja 2014

R. 58

*perspektywa Slasha*
-----------------------------
Obudziłem sie wczesnym popołudniem. Chciałem sprawdzić czy wsytko dobrze u Duffa. Zajrzałem do jego pokoju. Pusto. U Vivien też go nie ma. Zszedłem do salonu. Na kanapie dalej spał Steven, ale basisty nigdzie nie było. Wróciłem na górę, by sprawdzić pozostałe pokoje. Wszędzie pusto. Na końcu zajrzałem do pokoju Amy. Siedziała z Izzym na łóżku i coś czytała, a on przyglądał jej sie jakby była 8 cudem świata. Zakochał sie czy jak?
- Widział ktoś Duffa? - zapytałem.
Izzy nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
- Wyszedł 2 godziny temu. - odpowiedziała oderwana od czytania Amy.
- Dzięki. - uśmiechnąłem sie i wyszedłem z pokoju.
Poszukam go w Rainbow. Poszedłem po swoją kurtkę. Miałem w niej portfel i fajki. Papierosy sie znalazły, ale gdzie moja kasa? Zacząłem przetrząsać kieszenie. Nigdzie go nie ma. Może położyłem go gdzieś i zapomniałem? Przeszukałem chyba cały dom, ale bez powodzenia. Zajrzałem nawet do lodówki, bo kiedyś po pijaku go tam zostawiłem w opakowaniu na jajka. Za wiele to w nim nie było. Marne 20 dolców. No nic. Może go jeszcze znajdę. Wyszedłem z domu i poszedłem do baru. Duff siedział przy naszym ulubionym stoliku. Wokół niego stały puste butelki po piwie, wódce i whisky. Basista był już mocno pijany, ale wciąż wlewał w siebie alkohol. Usiadłem obok niego. Wbiłem wzrok w swoje dłonie. Zacząłem bawić sie palcami.
- Slash, to ty? - wybełkotał basista.
- Tak. - odpowiedziałem.
- Co z Vivien? - wymamrotał po krótkiej przerwie przeznaczonej na przyswojenie informacji.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami.
Nagle chłopak walnął głową w blat stołu i zasnął. Założyłem jego ramię na swoje barki i zacząłem targać go do domu. Musiałem wnieść go po schodach, bo na kanapie był Steven. Położyłem go na łóżku i przykryłem. Poszedłem do swojego pokoju. Zacząłem brzdąkać na gitarze akustycznej.
---------------------------
*perspektywa Amy*
---------------------------
Skończyłam powtarzać materiał ze studiów i odłożyłam podręcznik. Izzy cały czas przy mnie siedział i mi sie przyglądał. Jego wzrok i obecnoś mnie nie krępowały. Rozmawiamy ze sobą co raz częście. Chyba mnie polubił. W sumie to ja jego też.
- Może pójdziemy na spacer? - zapytał.
Nie mam jutro zajęć więc czemu nie.
- Dobrze. - uśmiechnęłam sie.
Wzięłam swój płaszcz i wyszliśmy. Spacerowaliśmy po ulicach Hollywood, aż sie ściemniło.
- Wracajmy już. - poprosiłam.
- Dobrze. Znam skrót. - powiedział.
Zaczął mnie prowadzić jakimiś uliczkami. Droga dłużyła sie i dłużyła.
- Daleko jeszcze? - zapytałam po pewnym czasie.
- Szczerze? To nie mam pojęcia. - odpowiedział - Chyba nas zgubiłem...
Zaczęłam sie rozglądać w poszukiwaniu jakieś nazwy ulicy. Znajdowaliśmy sie chyba obok jakiegoś ośrodka wypoczynkowego. Izzy rozejrzał sie.
- Łooo mają basen. - zachwycił sie patrząc przez ogrodzenie - Chodźmy tam.
- To włamanie... - powiedziałam cicho.
- Wszyscy śpą. No chodź. - nalegał i przelazł przez dziurę w płocie.
Chwilę stałam i zastanawiałam sie czy to zrobić. Chłopak stał po drugiej stronie i cierpliwie czekał na mnie. W końcu przelazłam dziurą. Poszliśmy w stronę basenu. Izzy przykucnął i zanurzył dłoń w wodzie.
- Ciepła jest. - stwierdził z uśmiechem - Popływajmy.
- No nie wiem... - powiedziałam lekko zmieszana.
- Zawsze jesteś taka grzeczna? - zapytał.
Wzruszyłam ramionami. Zrobiło mi sie głupio. Pewnie wychodzę na jakiegoś sztywniaka czy coś.
- Pora to zmienić. - zaśmiał sie i wepchnął mnie do basenu.
- Izzy ja nie umiem pływać. - zaczęłam panikować i próbowałam utrzymać głowę nad powierzchnią wody.
- To łatwe. - powiedział i wskoczył do wody.
Złapał mnie w pasie. Położyłam mu ręce na barkach.
- Spokojnie. - zaczął układać moje ciało w pozycji leżącej - Zamknij oczy i dryfuj.
Wykonałam polecenie. Poczułam jak mnie puszcza. Ja naprawdę utrzymywałam sie sama nad powierzchnią wody. Otworzyłam oczy. Chłopak znajdował sie obok z zadowoloną miną.
- Dziękuję. - powiedziałam.
Zaczęłam lekko poruszać nogami. Ja płynęłam.
- To nie takie trudne, prawda? - zapytał radosnym głosem.
Miał rację. Nie było.
---------------------------
*perspektywa Axla*
---------------------------
Caroline postanowiła zabrać mnie i Viv do jakiegoś klubu. Chciała w ten sposób poprawić jej humor. Jesteśmy tu już dobre kilka godzin. Dziewczyny gdzieś poszły i nie mogę ich znaleźć. Chciałem je poszukać, ale w tym tłumie nic nie zobaczę. Stanąłem na schodach prowadzących do antresoli. Zobaczyłem jak moja księżniczka stoi przy barze i rozgląda sie. Pewnie też zgubiła gdzieś Viv. Podszedłem do niej.
- Tu jesteś. - uśmiechnąłem sie.
Caroline odwzajemniłe uśmiech. Poczułem jak jej ciepłe dłonie oplatają moją szyję. Pocałowała mnie. Nagle zostaliśmy rozdzielieni przez Vivien. Objęła nas swoimi ramionami. Była mocno pijana i chyba czymś sie naćpała.
- Kocham was. Jak ja was kurewsko kocham... - wyszczerzyła zęby.
Spojrzałem pytająco na Caroline.
- Zabierzmy ją do domu. - powiedziała blondynka.
Ruszyliśmy w stronę domu.
- Weź ją zanieś do domu, a ja kupie fajki. - odezwała sie Car i poszła w stronę sklepu.
Nagle brunetka osunęła sie na ziemie. Wcześniej szła przy drobnej pomocy. Miała szeroko otworzone oczy z dziwnie zwężonymi źrenicami. Ciężko oddychała. Zaczęła sie pocić. Nie wiedziałem co mam robić. Przedawkowała?
- Caroline! - krzyknąłem bezradnie za blondynką - Caroline kurwa!
Nie słyszała mnie. Położyłem głowę Vivien na moich kolanach. Była cała zimna, a jej usta były sine. Co raz gorzej oddychała. Otworzyła usta by przy ich pomocy łapać wdechy. Zaczęły trzęść mi sie dłonie. Cholernie sie o nią bałem. Miałem wrażenie, że umiera na moich rękach. Nagle zaczęła sie trzęść i wymiotować. Po 15 minutach walki z własnym ciałem usiadła o własnych siłach. Wciąż ciężko oddychała. Spojrzała na mnie. Zobaczyłem, że leci jej krew z nosa.
- Zabierz mnie do lekarza... - powiedziała cicho.
Popędziłem ile sił do najbliższej budki telefonicznej. Wykręciłem numer na pogotowie i szybko kazałem im przyjeżdżać. Wracając do brunetki zauważyłem, że leży bezwładnie na ziemi. Zacząłem nią potrząsać. Straciła przytomność. Krew z nosa lała jej sie już z obu dziurek. Nie wiedziałem co mam robić. Karetka nie przyjeżdzała. Miałem wrażenie, że czekałem na nią całe wieki, aż w końcu sie zjawiła. Zabrali ją do szpitala. Poszedłem do domu.
- Gdzieś ty był?! - zagrzmiała Caroline - I gdzie Vivien?!
- W szpitalu... - odpowiedziałem smętnym głosem.
- Co do kurwy... - zmartwiła sie - Jak to?
Wtedy wytłumaczyłem jej wszystko. Blondynka była w szoku. Poszła na górę do pokoju. Ja wziąłem sobie piwo z lodówki i usiadłem na fotelu w salonie. Steven wciąż nie złaził z kanapy... Po pewnym czasie do domu wrócili cali mokrzy Izzy i Amy. Co oni robili...
-----------------------------
*perspektywa Slasha*
-----------------------------
Spojrzałem na zegarek. Znowu 2.30. Znowu nie śpię. Znowu chcę iść na spacer. Wziąłem moją kurtkę i wyszedłem z domu. Coś w mojej głowie kazało mi iść na tą plażę, w to samo miejsce. Tak jak poprzedniej nocy usiadłem i odpaliłem papierosa. Po jakimś czasie zjawiła sie ta sama dziewczyna. Usiadła obok mnie. Tym razem miała swoje papierosy.
- Znowu nie śpisz? - zapytała.
- Tak jakoś wyszło. - odpowiedziałem.
- Poprzedniego wieczoru coś ci wypadło. - powiedziała i wyciągnęła mój portfel ze swojej kieszeni.
Spojrzałem na nią podejrzliwym wzrokiem i wziąłem portfel. Sprawdziłem jego zawartość. 20 dolców i kostka gitarowa. Czyli nic nie zginęło. Schowałem go do kieszeni.
- Dzięki. - odparłem - Jak ci na imie?
- Jude. - odpowiedziała - A tobie?
- Saul, ale znajomi mówią mi Slash. - uśmiechnąłem sie.
- Dzwiny jesteś. - usłyszałem po chwili.
- Jak to? - zdziwiłem sie.
- Gadasz z obcą dziewczyną w środku nocy na pustej plaży. - wyjaśniła - Każdy normalny facet tak robi. - dodała z cwaniackim uśmieszkiem.
Lekko sie zmieszałem.
- Nie jestem zbiczeńcem jeśli o to ci chodzi. - odezwałem sie po chwili.
Dziewczyna zaśmiała sie.
- Nawet cie o to nie podejrzewałam. - powiedziała, gdy skończyła.
Nastała chwila milczenia.
- Po co tu przychodzisz w środku nocy? - zapytałem, aby przerwać ciszę.
- Lepiej pisze mi sie wiersze. - odpowiedziała - Chcesz jeden usłyszeć?
- Jasne. - uśmiechnąłem sie.
Dziewczyna wyjęła z troby jakiś notatnik i odczytała mi wiersz. Był piękny. Aż odebrało mi głos.
- Podoba sie? - zapytała po chwili z uśmiechem na twarzy.
- Tak. Piękny jest. - odpowiedziałem z zachwytem.
Dziewczyna spojrzała na zegarek.
- Zasiedziałam sie. Musze już iść. - pocałowała mnie w policzek i odeszła.

4 komentarze:

  1. No co ty gadałaś, że nie ma rewelacji. Czytałam z uśmiechem, ale troszkę nie dopracowane. Ale dwa rozdziały jednego dnia? Mi tam bardzo pasuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dopracowane są wszystkie rozdziały XD jestem bardzo leniwa, roztargniona i chaotyczna i trzeba sie z tym pogodzić XD

      Usuń
  2. Rozdział świetny. Czytam bloga już od dłuższego czasu i mogę powiedzieć że jest po prostu zajebisty i to w najlepszym tego słowa znaczeniu :-)

    W wolnej chwili zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam.
    http://mystoryaboutgnr.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :D na pewno w wolnej chwili wpadnę do Ciebie :)

      Usuń