czwartek, 1 maja 2014

R. 54

*perspektywa Vivien*
---------------------------
Wróciłam właśnie ze spaceru z Duffem. Ostatnio jest strasznie romantyczny i słodki. Wcześniej w mojej obecności dziwne sie zachowywał i gadał głupoty. Poszłam do swojego pokoju, ale usłyszałam jak w sypialni Izzyego Caroline kłóci sie z rytmicznym. O co ona może sie z nim kłócić? Przecież on jest zawsze spokojny i opanowany... Siedziałam u siebie na łóżku i po jakimś czasie usłyszałam trzaskanie drzwi. Po chwili do mojego pokoju weszła wkurzona Car.
- Masz fajki? - zapytała wściekłym głosem.
Podałam jej paczke papierosów. Usiadła obok mnie i zaczęła palić.
- Co jest? - zadałam jej pytanie.
Wzruszyła ramionami.
- No przecież widzę. - nie dawałam za wygraną.
- No tamten sie czepia. - odpowiedziała.
- O co? - moja wścibskoć wygrywała.
- Axl spierdolił do klasztoru i chcę go stamtąd wyciągnąć, ale panu Stradlinowi to przeszkadza. - powiedziała ironicznie.
- Może sie martwi? - zasugerowałam.
- O co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Teraz ja wzruszyłam ramionami.
- Pomogę ci go wyciągnąć. - powiedziałam.
- Dzięki. - odezwala sie bardziej opanowanym tonem - Mam plan jak go zmusić do powrotu.
- Jak to zmusić? - zdziwiłam sie.
- No przecież sam tu nie wróci. - odparła.
Potem zaczęła wprowadzać mnie w szczegóły planu. Poczekałyśmy do wieczora i wzięłyśmy kluczyki do auta po mamie Stevena. Car prowadziła. Jechała powoli i spokojnie. Zazwyczaj nie zwraca uwagi nawet na światła i znaki. Wyjechałyśmy z miasta. Zaparkowałyśmy przy bocznej drodze i ruszyłyśmy w strone jakiegoś wiktoriańskiego kościoła. Znalazłyśmy część mieszkalną. Było późno w nocy i tylko w jednym pokoju paliło sie światło. Zajrzałyśmy przez okno, aby sie upewnić kto tam jest. Axl leżał na łóżku i gapił sie w sufit. Caroline podniosła z ziemi kamień, żeby go ogłuszyć. Okna były stare i wystarczyło je lekko popchnąć, żeby sie otworzyły. Zauwarzyłam, że dwa okna dalej zapaliło sie światło.
- Uwarzaj. - szepnęłam do blondynki.
Zaczęłyśmy właźić do pokoju Axla.
- Co wy tu robicie? - chlopak wstał z łóżka i zrobił mine jakby zobaczył ducha.
- Wracasz do domu. - powiedziałam.
- Ciii... - zaczął nas uciszać - Zakonnicy sie obudzą. - szepnął.
- Wracasz z nami? - szepnęła blondynka.
- Nie. Idźcie stąd. Mi tu dobrze. - powiedział bez przekonania.
- To zabierzemy cie siłą do domu. - stwierdziła Car i zamachnęła sie, żeby przywalić wokaliście kamieniem w głowe.
Nagle zamarła w bezruchu. Do pokoju ktoś wszedł. W drzwiach stał facet ubrany w habit z miną mówiącą "co tu sie do kurwy dzieje?!".
- Co wy tu robicie? - zapytał po chwili niezręcznego milczenia zakonnik - Zaraz wezwę policję. To włamanie.
- Ale my właśnie do księdza... - zaczęła improwizować Caroline.
- To co robicie w pokoju tego młodego człowieka? - zadał pytanie podejrzanym tonem.
- Bo... - blondynce skończyły sie pomysły.
- Światło! - wtrąciłam sie.
Wszyscy spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem.
- Tu paliło sie światło. - zaczęłam wyjaśniać - Nie chciałyśmy nikogo budzić.
- No dobrze. - powiedział bardziej spokojnie duchowny - A po co chciałyście tu przyjść?
Teraz ja nie wiedziałam co powiedzieć. Na szczęście Caroline zaczęła ratować sytuacje.
- Siedziałyśmy w barze i doszłyśmy do wniosku, że dłużej nie możemy żyć w grzechu... - zaczęła z udawaną skruchą - Wtedy jakiś męszczyzna zesłany przez Boga powiedział nam o tym klasztorze.
Myślałam, że zaraz nie wytrzymam i wybuchne śmiechem.
- O tej godzinie chcecie sie nawracać? - zdziwił sie ksiądz.
- To nie my. To Bóg. - odpowiedziała śmiertelnie poważnym tonem Caroline.
- Skoro tak to chodźcie z nami na nocne czuwanie przy ołtarzu. - powiedział - Ja jestem ojciec Augustyn.
Szliśmy za zakonnikiem.
- No to sie wkopałyśmy. - szepnęłam blondynce na ucho.
Siedziliśmy trzy godziny w kościele i po kolei każdy czytał jakąś modlitwę. Coś czuję, że długo tu nie wytrzymamy.
- Siostra Juwencja przydzieli wam pokoje. - powiedział duchowny po zakończenia modlitw.
Szłyśmy za zakonnicą do części żeńskiej. Wprowadziła nas do dwuosobowego pokoju.
- Macie jakieś rzeczy na przebranie? - zapytała.
- Od razu, gdy poczułyśmy potrzebę odkupienia grzechów przyszłyśmy tutaj. - odpowiedziałam.
- Zaraz znajdę wam jakieś piżamy. - stwierdziła i wyszła z pokoju.
Po chwili wróciła z jakimiś koszulami nocnymi do kostek.
- Na miłość Boską! - wrzasnęła widząc moją koszulkę - Dziecko jak możesz w tym chodzić?!
Zaczęłam sie śmiać. Miałam na sobie koszulkę Duffa, która skurczyła sie w praniu z napisem "Sluts Like My Penis"*. Zakonnica posłała mi ostre spojrzenie i wyszła z pokoju.
- Same problemy z tą młodzieżą... - powiedziała pod nosem.
Zaczęłyśmy sie śmiać z Caroline. 
- Musimy stąd jutro uciec. - powiedziała.
Założyłyśmy zakonne piżamki i położyłyśmy sie do łóżek. Rano obudził nas jakiś dzwon. Było strasznie wcześnie i wschodziło dopiero słońce.
- Poranna modlitwa! - ktoś krzyknął na korytarzu.
Nie zamierzałam wstawać z łóżka. Zakryłam głowe poduszką i wróciłam do snu. Nagle poczułam, że ktoś mnie odkrywa.
- Pobudka! - krzyknęła jakaś zakonnica - No już młode damy! Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje!
- Spierdalaj... - wymamrotałam.
- Uwarzaj na słowa młoda kobieto. - powiedziała oschle i poszła wywlekać Caroline z łóżka.
Kiedy wreszcie wyciągneli nas z łóżek zaprowadzili do kościoła. Była tam cała "zbuntowana młodzież", która postanowiła odkupić swoje grzechy.
- Widzisz tą szatynke? - szepnęła Car i wskazała na dziewczyne klęczącą przy ołtarzu - Jak rodzice wysłali mnie na odwyk byłam z nią na sali.

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Slasha*
-----------------------------
- Widziałeś gdzieś Vivien? - zapytał Duff wchodząc do salonu.
- Nie. Caroline też gdzieś zniknęła. Może są razem. - odpowiedziałem.
- Pewnie poszły do Rainbow. Idziemy je poszukać? - zaproponował basista.
- Czemu nie. - zgodziłem sie.
Szliśmy w stronę baru.
- Ej! - usłyszeliśmy za plecami - Masz moją kase?
Odwróciliśmy sie. To alfons z imprezy Marcka. Myślałem, że zapomniał o tej sprawy i jeden wpierdol wszystko załatwił. Tym razem nie był sam tylko w obstawie jakiegoś umięśnionego faceta z tempym wyrazem twarzy. Wiedziałem, że mam kłopoty...
- O co chodzi? - zapytał Duff.
- Stary lepiej sie stąd zawijaj. - dałem mu dobrą radę.
- Czyli nie masz mojego tysiaka? - zapytał z chamskim uśmiechem alfons - To nie dobrze.
Kiwnął głową na osiłka, który zaczął iść w moją stronę. Zamknąłem oczy i czekałem, aż dostane w ryj. Poczułem uderzenie. Spodziewałem sie mocniejszego, ale chyba moja twarz jeszcze w pełni nie odzyskała czucia po ostatnim.
- Odpierdolcie sie od niego! - wrzasnął Duff i rzucił sie z pięściami w strone faceta.
Zauwarzyłem, że basista dostaje po ryju więc zacząłem mu pomagać. W pewnym momencie za mocno wymierzyłem cios i gość stracił przytomność.
- Jeszcze dostane moją kase. - alfons pogroził mi palcem i uciekł.
- Nic ci nie jest stary? - zapytałem Duffa.
- Nie, a tobie? - odezwał sie.
- Chyba też. - powiedziałem.
Duff na szczęście mial tylko lekko opuchnięte oko. Przeszła nam ochota na Rainbow i wróciliśmy do domu.
--------------------------
* "Sluts Like My Penis" tł. "Dziwki lubią mojego penisa".

3 komentarze:

  1. Komedia jak nic. Ale to dobrze. Chyba sprawie sobie koszulkę z takim samym napisem ale zamiast penis to wole dick. Hahaha. Czekam, czekam. Co raz ciekawiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałabym dick ale mam z tym słowem złe wspomnienia XD no i staram sie jakoś urozmaicać czytanie ;)

      Usuń
  2. No po prostu masz rewelacyjne te opowiadania, takie realistyczno-nazmyślane, czyli to czego szukałam, znalałam podobne dwa blogi i żałuję, że je usunięto. Sytuacje bardzo urozmaicasz, o bohaterów także, są momenty przezabawne jak Axl w klasztorze lub Slash wiszący głową w dół za balkonem, masz fantastyczną wyobraźnię, jestem pełna podziwu, czuj się zaszczycona, bo jesteś pierwszym blogiem którym piszę szczerze co myślę, a myślę pozytywnie. Powodzenia w dalszym pisaniu.!!! :)

    OdpowiedzUsuń