sobota, 17 maja 2014

R. 59

*perspektywa Axla*

----------------------------

Dopiłem moje piwo i postanowiłem sprawdzić co u Caroline. Siedziała zapłakana na łóżku. Obok stała w połowie pusta butelka wódki. Usiadlem obok i objąłem ją ramieniem.

- Zostaw mnie. - odepchnęła mnie.
Puściłem ją. Wzięła kilka dużych łyków z butelki.
- Wszystko dobrze? - zapytałem.
- Nie jest dobrze! - wrzasnęła - To twoja wina! Obiecałeś jej pilnować!
Nie wiedziałem jak na to zareagować. Zrobiło mi sie głupio. Miałem tylko iść z nimi do klubu. Nic więcej.
- Przez ciebie mogła umrzeć! - histeryzowała blondynka.
Wstała z łóżka i zaczęła chodzić w kółko po pokoju.
- Car... - wstałem i położyłem jej ręce na ramionach.
Zepchnęła je z siebie. Łzy zaczęły spływać po jej gładkich policzkach.
- Ja nie wiedziałem... - czułem sie winny całej tej sytuacji.
- Jak mogłeś jej na to pozwoilić?! - wrzasnęła.
Dostała jakiegoś chorego ataku wściekłości. Zaczęła uderzać w moją klatkę piersiową pięściami.
- Nienawidze cie! - krzyczała podczas uderzania.
Złapałem ją za nadgarstki rąk i przytrzymałem z dala od siebie.
- Spokojnie... - próbowałem ją uspokoić, ale ona popadła w jakąś furie.
- Pierdol sie! Pierdol sie! Pierdol sie! - wykrzykiwała.
Próbowała sie wyrwać, ale byłem silniejszy. Poczekałem, aż największa fala gniewu minie. Po chwili dziewczyna wzięła głeboki wdech. Wtedy mocno ją do siebie przytuliłem. 
- Przepraszam. - szepnęła i wyrwała sie z mojego uścisku.
Wybiegła z pokoju. Pobiegłem za nią, ale opuściła dom i zniknęła w ciemności.
- Co sie dzieje? - zapytała Amy schodząc schodami na dół.
- A daj mi kurwa spokój! - burknąłem i poszedłem na górę.

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Duffa*
----------------------------
Axl powiedział mi co sie stało. Nie moge w to uwierzyć. Jak tylko sie dowiedziałem pobiegłem do szpitala.
- I co z Vivien? - zapytałem zdyszany lekarza.
- Wzięła końską dawkę leków przeciwbólowych. Nie wiem jakim cudem to przeżyła, ale ma bardzo silny organizm. Będzie musiała na siebie uważać, ale wszystko będzie dobrze. Wypuścimy ją do domu za godzinę. - odpowiedział.
Odetchnąłem z ulgą. Wszedłem do niej na salę. Siedziała i patrzyła sie w okno. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem obok niej.
- Wyjdź. - powiedziała oschle nie patrząc na mnie.
- Pozwól mi coś wytłumaczyć... - odezwałem sie cicho.
Spojrzała na mnie. Wtedy powiedziałem jej jak bardzo ją kocham i strasznie bałem sie, że coś jej sie stanie oraz, że Amy przypominała mi moją pierwszą dziewczynę i nic więcej i że ją za to przepraszam.
- No już dobrze. - uśmiechnęła sie.
Przytuliłem ją, a ona sie we mnie wtuliła.
- Nie kłóćmy sie już. - powiedziała.
- Dobrze. - zgodziłem sie.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie, aż pielęgniarka powiedziała, że Viv może już iść do domu.
- Obiecaj mi, że już nigdy nie będziesz brała prochów ani żadnych innych narkotyków. - powiedziałem po wyjściu ze szpitala.
- Obiecuje. - uśmiechnęła sie.
-------------------------------
*perspektywa Izzyego*
-------------------------------
Wstałem wczesnym popołudniem i chciałem pójść i sprawdzić czy po ostatnim nocnym wypadzie na basen Amy sie nie przeziębiła. Zapukałem do jej pokoju. Nie usłyszałem pozwolenia na wejście, więc zacząłem sie lekko martwić. Uchyliłem drzwi i przez szparę zajrzałem do środka. Pokój był pusty. Może wyszła do toalety? Zszedłem na dół schodami, aby jej tam poszukać. Nigdzie jej nie było. Usiadłem na fotelu, żeby na nią poczekać. Kanapę wciąż okupuje śpiący Adler. Po chwili do domu weszła Amy. Miała dużo kopert w dłoniach.
- Sprawdziłam pocztę. - powiedziała kładąc stertę listów na stole - Ile wy jej nie odbieraliście?
- No nie było okazji do tego. - odpowiedziałem z głupkowatym uśmiechem.
Zaczęliśmy przeglądać papiery. Prawie same rachunki, albo wezwania do zapłaty.
- O, tu coś jest. - Amy podała mi papier.
Był zaadresowana do całego zespołu. Rozdarłem kopertę. W środku był list. Zacząłem go odczytywać na głos:
"Chłopcy!
Jestem chyba Waszym największym fanem. Jesteście wspaniali i uwielbiam na Was patrzeć. Wkrótce się spotkamy.
~ Fan.".
- To urocze. - powiedziała, gdy skończyłem.
Uśmiechnęła sie tylko w odpowiedzi. Zostawiłem list na stole w kuchni, aby inni mogli go przeczytać. Siedziałem z Amy i gadaliśmy o rozwoju Guns N' Roses. W pewnym momencie do domu wrócił Duff z Vivien. Brunetka posłała Amy gniewne spojrzenie.
- To nie jej wina. - blondyn chciał uspokoić swoją dziewczynę.
Poszli do siebie na górę. Nagle zadzwonił telefon.
- Tak? - odebrałem.
- Stary! - usłyszałem podekscytowany głos Marcka w słuchawce - Wiesz co Steven wyprawia?!
- No... Śpi na kanapie w salonie. - odpowiedziałem lekko zmieszany.
- No chyba nie! - zaśmiał sie - Walił sobie nago konia w San Diego!
- Co..? - nie rozumiałem - To kto do cholery jest na naszej kanapie?!
- Stradlin nie wiem, ale wasz perkusista jest aresztowany. - powiedział bardziej poważnym tonem.
Odłożyłem słuchawkę. Adler został aresztowany nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, ale kto do kurwy jest na naszej kanapie od kilku dni?!
- Ej ty! - szturchnąłem pseudo-Adlera.
W odpowiedzi dostałem mruczenie. Amy posłała mi pytające spojrzenie, ale zignorowałem ją, bo musiałem sie zając obcym facetem.
- No rusz sie! - dźgnąłem go w rzebra.
Wtulił twarz w poduszkę.
- Ja tu nie wtrzymam... - burknąłem pod nosem i poszedłem do kuchni.
Nalałem do jakiegoś wiadra zimnej wody i wróciłem do salonu. Zrobiłem naszemu gościowi zimny prysznic.
- Aaaaa! - facet usiadł z szeroko otworzonymi oczami.
- Co tu sie dzieje?! - krzyknęła Vivien zbiegając na dół.
Za nią biegł Duff w pośpiechu zapinając spodnie.
- A to sie dzieje, że od kilku dni w naszym domu śpi obcy facet! - wrzasnąłem.
Zazwyczaj staram sie być opanowany, ale tak jakoś wyszło.
- Cooo? - wytrzeszczył oczy basista.
Nasz gość miał włosy podobne do Stevena, niebieskie oczy i zaniedbany zarost. Trochę od niego zalatywało. Nie wiem jak przez te wszystkie dni nie ogarnęliśmy, że to nie Popcorn.
- Coś za jeden? - zapytałem lekko wkurzony.
Mężczyzna zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami.
- No mów! - szturchnął go Duff.
- Spokojnie. - powiedziała Viv i na wszelki wypadek odsunęła swojego chłopaka dalej od kanapy.
- No bo... - zaczął zachrypniętym głosem facet.
Duff wymownie chrząknął i przewrócił oczami. Troche mnie rozbawiła ta jego mina.
- Już dobrze. - odezwała sie łagodnie Vivien - Jak ci na imię?
- Jason. - odpowiedział cicho.
- Co robisz w naszym domu? - zadała kolejne pytanie.
- No... Śpie. - powiedział jeszcze ciszej.
- Dobra koleś, spierdalaj stąd! - wściekł sie Duff.
Basista chwycił Jasona za ciuchy i zaczął prowadzić do drzwi.
- Ale dogadamy sie... - bronił sie facet - Będę dobrym współlokatorem.
- Spierdalaj i sie tu więcej nie pokazuj! - krzyknął McKagan i wywalił przybłędę z domu.
Duff zamknął za naszym gościem drzwi. Po chwili usłyszeliśmy przeklinianie z zewnątrz i odgłosy bójki.
- Co znowu? - zapytałem lekko zirytowany i ruszyłem w stronę drzwi.
Po otwarciu ich zobaczyłem jak pijany Axl szarpie sie z menelem z kanapy.
- Chodź tu... - wciągnąłem wokalistę do środka.
Miał przekrwione oczy, rozczochrane włosy, a bandama lekko opadała mu na twarz. Był cały czerwony od gniewu. Rudzielec rozejrzał sie po pomieszczeniu.
- Jest Caroline? - zapytał, gdy się lekko uspokoił.
- Nie. - odpowiedzieliśmy wszyscy zgodnie.
Wokalista zaczął przeklinać pod nosem i poszedł do siebie na górę.
- Mamy coś do żarcia? - wypalił nagle Duff szczerząc zęby w głupkowatym uśmiechu.
Jego dziewczyna westchnęła i poszła do kuchni. Chłopak zaczął podąrzać za nią. Zostałem sam z Amy.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponowałem.
- I znowu skończymy w basenie? - uśmiechnęła sie.
- Tym razem nic nie odwalę. - odwzajemniłem uśmiech.
- No dobrze. - zgodziła się.
Sprawdziłem czy mam portfel i wyszliśmy. Spacerowaliśmy promenadą nad oceanem. Słońce akurat zachodziło. Amy oparła się o barierkę i zapatrzyła w wodę.
- Pięknie tu. - powiedziała z zachwytem.
Wiatr z nad oceanu rozwiewał jej kasztanowe włosy. Zachodzące słońce nadało jasnej cerze dziewczyny ciepły odcień. Wyglądała jak z innego świata. Niebieskie oczy w odcieniu błękitnego nieba bacznie obserwowały wszystko dookoła.
- Izzy słuchasz mnie? - szturchnęła mnie.
- Jasne. - odpowiedziałem wyrwany z rozmyśleń.
- No dobra... To co teraz robimy? - zmieniła temat.
- Chodźmy na lody. - powiedziałem.
Skierowaliśmy się w stronę budki z lodami. Zamówiłem i zapłaciłem za jedzenie. Usiedliśmy na ławce obok.
- A wracając do poprzedniego tematu. - zaczęła - Może byście pomyśleli o menageru?
Co? Jaki menager?
- A kto chciałby być naszym menagerem? - zapytałem.
- Podobno jesteście całkiem dobrzy. - stwierdziła - Pół mojego roku na studiach o was gada.
- Serio? - zdziwiłem sie.
- Tak. - powiedziała z uśmiechem.
Na chwilę się zamyśliłem. Tym razem nie o pięknym uśmiechu Amy, tylko o wzrastającej popularności zespołu. Nie widzę powodu, dlaczego brunetka miałaby na ten temat kłamać. Jak na ten moment sami dajemy radę i Marck nam pomaga, więc chyba nie potrzebujemy pomocy. W pewnym momencie poczułem, że robi się zimno.
- Wracajmy. - odezwałem się.
Słońce już zaszło. Amy była ubrana tylko w cienki sweterek. Zdjąłem z siebie jeansową kurtkę i zarzuciłem na ramiona dziewczyny.
- Nie będzie ci zimno? - zapytała z troską.
- Nie. - uśmiechnąłem sie.
Dziewczyna wtuliła się w kurtkę i poszliśmy do domu.
------------------------------------------------------------------
Od rozdziału 60 będą pisać wszystkie autorki :)

2 komentarze:

  1. HAhahah pierwszy raz Axl po pijaku mnie rozśmieszył, a nie wkurzył :)
    Nie mogę doczekać się na 60 rozdział, zwłaszcza jak mają być dodatkowe autorki a do tego scenki +18 :))
    A rozdział?
    Standardowo z a j e b i ś c i e!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. W każdym rozdziale niestety nie będzie "scenek" XD a rozdział jest już prawie gotowy, więc ten tego XD i dzięki za pochwały :)

    OdpowiedzUsuń