piątek, 23 maja 2014

R. 61

*perspektywa Izzyego*
-------------------------------
Spałem schowany za kanapą. Nawet nie pamiętam jak sie tam znalazłem. W pewnym momencie poczułem ciepło obok mnie. Otworzyłem leniwie jedno oko. Oślepiło mnie światło. Co jest? Przetarłem oczy i zobaczyłem, że jara sie dywan w salonie. O ja pierdole! O ja pierdole! O ja pierdole! Zacząłem panikować. Albo za dużo ćpam, albo znowu komuś odbiło i z nudów podpalił dywan. Ogarnąłem sie (a może zrobiła to za mnie szafka, w którą boleśnie wbiegłem). Chwyciłem jakieś wiadro stojące w kuchni, nalałem do niego wody i zacząłem gasić dywan. Po kilku minutach sytuacja sie uspokoiła. Troche jebie spalenizną... Pootwierałem wszystkie okna i wyjebałem sfajczony dywan do ogródka za domem. Jak gdyby nigdy nic wróciłem do spania za kanapą.
-------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------
Przeszukałem pokój Izzyego, ale nic w nim nie znalazłem co mogłoby odtworzyć te cholerne kasety. Niestety, ale w jego idealnym pierdolniku nic nie znalazłem oprócz brudnych skarpet i niedojedzonych kawałków pizzy. Usiadłem na schodkach przed domem i zapaliłem papierosa w nadziei, że przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł. I nagle... Marck! On wszystko ma! Dopaliłem papierosa i udałem sie do domu naszego przyjaciela. Drzwi jak zwykle były otwarte, więc po prostu wszedłem do środka.
- Sieemaa! - wydarłem sie od progu.
Cisza. Co jest? Eh... Pewnie znowu go nie ma, ale przyzwyczaiłem sie do tego. Zacząłem szperać mu po domu w poszukiwaniu czegoś do odtworzenia kaset. Natknąłem sie na album z bardzo ciekawymi zdjęciami. No nie ważne, ale kiedyś tu po niego wrócę. Widzę, że na parterze domu nic nie ma, więc sprawdzę co jest na górze. Zacząłem szperać po piętrze. Nie ukrywam, zostawiłem przy tym sporo bałaganu, ale Marck sie chyba nie obrazi. Po przeszukaniu sypialni i garderoby Marcka wlazłem do pokoju, który najwyraźniej służył mu za rupieciarnie. Zacząłem przeglądać wszystkie klamoty znajdujące sie w tym pomieszczeniu. Nagle... Jest! Ten jebany magnetofon stoi sobie na parapecie okna! Zadowolony wziąłem go i zostawiłem informacje na stole w kuchni, że go sobie wziąłem. Wróciłem radosny do domu trzymając w garści moją zdobycz. Cieszyłem sie jak Duff ze skrzynki wódki, albo Axl ze stada dziwek. Postawiłem radyjko na stole w kuchni obok naszej przesyłki. Włożyłem do środka kasetę z moim imieniem i wcisnąłem PLAY. I... dupa. Nic nie leci. Potrząsnąłem tym szajsem. Hm... Baterie! Zdjąłem pokrywkę osłaniającą miejsce, gdzie powinny się znajdować te małe kurwiki. No oczywiście, że ich tam nie było. Skomentowałem to nie przebierając w słowach, bo troszkę mnie to zirytowało. Poszedłem szukać baterii. Duff akurat siedział przed telewizorem i wpadł mi pewien pomysł do głowy. Wziąłem od niego pilot i zacząłem obracać go w rękach.
- Co ty robisz? - zapytał podejrzanie basista.
- Ten pilot jest zepsuty. - odpowiedziałem ukrywając mój cwaniacki uśmieszek.
- Sam jesteś zepsuty. - powiedział i zabrał mi go z rąk.
- Naprawie ci go. - wyszczerzyłem zęby i przejąłem urządzonko.
Pobiegłem z nim do kuchni. McKagan siedział zszokowany na kanapie. Najwyraźniej jeszcze jego mózg nie ogarnął co sie dzieje. Wyjąłem baterie z pilota i rzuciłem nim na kolana Duffa. Wsadziłem te małe cholery do radia Marcka. Odszukałem w pudełku kasety ze swoim imieniem i wsadziłem do magnetofonu. Nacisnąłem odtwarzanie. Rozległy się szmery.
- Witaj... - usłyszałem niski męski głos, po którym nastało krótkie milczenie.
I nagle kiedy zaczął znowu mówic do domu wpadł radosny Izzy i Amy śpiewając piosenkę o strażaku na cały regulator.
- No bez jaj. - jęknąłem sam do siebie.
Wyszedłem z kuchni do salonu.
- Stradlin weź sie przymknij. - poprosiłem.
- Nie podoba ci sie jak śpiewam? - zapytał z zacieszem na ryju.
- Eh, podoba, ale... - zacząłem.
- No to słuchaj, a nie narzekasz! - krzyknął radośnie przerywając mi i wrócił do śpiewania.
Wzniosłem oczy do nieba (a raczej sufitu). Wróciłem do kuchni po magnetofon i zobaczyłem jak Duff przy nim majstruje.
- No co ty robisz? - zapytałem oburzony.
- Zajebałeś mi baterie. - posłał mi obrażone spojrzenie.
Wsadził kurwiki do pilota i wrócił przed telewizor. Ja tu nie wytrzymam...

NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Amy*
-----------------------------
Po zajęciach byłam strasznie głodna wiec zadzwoniłam po Izyyego. Nie odebrał. Dziwne. Kiedy zaczęłam schodzic po schodach jakiś chłopak do mnie podszedł i zapytał czy mogę pożyczyć mu dzisiejsze notatki. Nie przypominam sobie, żeby chodził ze mną na zajęcia, ale nic się chyba nie stanie jeżeli mu je pożyczę.
- Słuchaj... - zaczął - Chodźmy tam w cień bo mnie słońce razi.
- No, ok. - powiedziałam niczego nie podejrzewając.
Kiedy skierowaliśmy się ku drzewu zauważyłam, że łapie mnie od tyłu i prowadzi za budynek.
- Ej! Co ty robisz?! - pisnęłam przerażona.            
- Chodź mała, zabawimy się. - powiedział i zaczął wkładać mi palce pod spódnice.
- Puść mnie! Bo pożałujesz! - zaczęłam wykrztuszać słowa przez płacz.          
Zaśmiał sie.
- Nikogo tu nie ma skarbie. - stwierdził pewny siebie.
W tym momencie zauważyłam, że ktoś go puka w plecy i chłopak dostaje pięścią w twarz z pół obrotu.
- Nie ładnie zaczepiać bezbronne dziewczyny. - powiedział Izzy. 
Zaczął prowadzić mnie do samochodu.
- Wszystko dobrze? Ten skurwiel nic Ci nie zrobił? - zapytał troskliwym tonem.
Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, bo wciąż byłam w szoku. Nawet nie zauwarzyłam, kiedy zasnęłam na tylnym siedzeniu auta.
-------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------
Minęło trochę czasu zanim mogłem zebrać kurwiki i w spokoju odsłuchać taśm. Zamknąłem się w piwnicy na wszelki wypadek, żeby nikt mi nie przeszkadzał i włączyłem magnetofon. 
- Witaj... - znowu usłyszałem jego głos. 
Tym razem przeszły mnie ciarki. Miałem dziwne przeczucia. Odwróciłem się do tyłu. Miałem wrażenie, że ktoś za mną stoi, jednak nikogo nie było. 
- Saulie... -  wyszeptał koleś z taśmy. 
Co... Nie ogarniałem.
- Mój misiaczku... - szeptał dalej rozkosznym głosem. 
Nie kurwa nie! Co to do chuja jest?! Nie jestem niczyim misiaczkiem, a już na pewno nie twoim misiaczkiem skurwielu! Wyłączyłem magnetofon. Nie będę dłużej słuchał tych bredni. To był chyba jakiś chory żart. Przeraża mnie sam początek i jego głos, a nie wiem co znajduje się dalej na nagraniu. Szczerze mówiąc, to bałem się słuchać tego dalej. I wciąż miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wybiegłem z piwnicy ciężko oddychając. Byłem przerażony. 
- Duff! - wydarłem się i zacząłem biegać po domu szukając blondyna.
- Czego się drzesz? - wymamrotał wychodząc zaspany z pokoju.
- Duff... No bo... - nie wiedziałem co mu powiedzieć.
Basista złapał mnie za ramiona i lekko mną potrząsnął.
- Spokojnie. - powiedział opanowanym głosem - Co sie dzieje?
- Tam... Te taśmy... Nie jestem misiaczkiem... - zacząłem mu nieskładnie wyjaśniać wymachując przy tym rękami.
- Hudson! - szarpnął mną mocniej - Co z tobą?!
- Ohh... Sam zobacz. - pociągnąłem go za rękę do piwnicy.
Wskazałem na magnetofon.
- No radio. - powiedział zdezorientowany Duff.
- Posłuchaj tego... - powiedziałem cicho i wyszedłem z piwnicy.
Nie mógłbym jeszcze raz słuchać tego głosu. Usiadłem na podłodze opierając się o ścianę. Czekałem, aż Duff skończy słuchać kasety. Po około 10 minutach wyszedł z twarzą białą jak kreda.
- Skąd to masz? - zapytał grobowym tonem.
- Dostaliśmy pocztą. - wyjaśniłem wciąż roztrzęsionym głosem - Jest tego więcej...
Zaprowadziłem basistę do kuchni pokazując resztę kaset. Chłopak zaczął drżącymi rękoma przeglądać nagrania.
- Ja też tu jestem... - szepnął przerażony.
Pokiwałem twierdząco głową. Duff załamany usiadł na krześle przy stole. Wyciągnąłem z lodówki wódkę i wziąłem jakieś czyste kubki z szafki. Zacząłem nalewać alkohol.
- Pij... - podstawiłem mu kubek - Trzeba sie odstresować.
Z tym odstresowywaniem sie miałem rację. Nie wiem co było dalej na nagraniach, ale mnie przeraziły już pierwsze słowa, a Duff wytrwał do końca. Opróżniliśmy połowę butelki.
- Bleee, nie mogę tu dłużej siedzieć. - skrzywił sie McKagan.
- Idziemy na miasto? - zaproponowałem.
Blondyn przytaknął i wyszliśmy z domu.
----------------------------------
*perspektywa Caroline*
----------------------------------
Noc spędziłam śpiąc na tyłach Rainbow. Joe wpuścił mnie tam po koleżeńsku, ale drugiej nocy nie mogę tam już zostać. Nie wiedząc co robić usiadłam przed klubem i zaczęłam palić ostatniego papierosa jaki mi został. Już wiele razy spierdalałam z domu i zawsze spałam u... Metallicy! Ciekawe czy tym razem mnie przyjmą. James pewnie nie będzie miał nic przeciwko. Dopaliłam papierosa i ruszyłam w stronę ich domku. Zapukałam do drzwi. Czekałam chwilę, ale nikt mi nie otworzy. Zaczęłam walić w nie mocniej.
- Co za debil budzi ludzi o tej godzinie... - usłyszałam znajome marudzenie za drzwiami.
Po chwili drzwi otworzył zaspany James.
- Oo! Caroline! - ucieszył sie na mój widok.
- Hej. - uśmiechnęłam sie najładniej jak potrafię.
Trzeba zrobić dobre wrażenie, nie?
- Yy, wejdz. - powiedział lekko zakłopotany, jednak nadal sie uśmiechał.
Weszłam do środka. James pokazał mi ręką, żebym usiadła na kanapie.
- Napijesz sie czegoś? - zaproponował.
- Nie dzięki. - odmówiłam - James, jest taka sprawa...
- Tak? - zapytał lekko zaniepokojony.
Wtedy opowiedziałam mu co się stało i że nie mam gdzie mieszkać.
- U nas jesteś zawsze mile widziana. - powiedział z wielkim zacieszem.
Zaczęliśmy rozmawiać o jakichś pierdołach.
- A może pójdziemy na spacer? - zaproponował nagle.
- Czemu nie. - zgodziłam sie.
Razem z Jamesem spacerowałam po mieście. Blondyn co chwile żartował, żeby mnie rozweselić.
- Chyba wpadnę do domu zabrać rzeczy. Idziesz ze mną? - zapytałam go.
Chłopak skinął głową i poszliśmy. W domu nikogo nie było. Pewnie znowu poszli się najebać. Złapałam walizkę i wrzuciłam do niej swoje rzeczy. James czekał na mnie na dole. Zeszłam do niego.
- Co robisz? - zapytałam
- Nic, nic. - odpowiedział próbując ukryć za plecami jakieś pudełko.
- Idziemy? - zmieniłam temat.
- Spoko. - powiedział i zabrał piwo z lodówki.
Wyszliśmy. Kiedy zapytałam po co zabrał to pudełko nie odpowiedział. Dopiero gdy powtórzyłam pytanie wymamrotał, że Gunsi pożyczyli to od niego. Przez całą drogę dziwnie się zachowywał. Podtrzymywałam rozmowę na siłę. Był małomówny i unikał mojego wzroku. Coś było nie tak, ale nie chciałam już pytać. Czułam, że przeszkadza mu moja obecność. Może wieczorem będzie w lepszym nastroju. Nie chciałam mu już przeszkadzać, więc w połowie drogi oddzieliłam się od niego i poszłam okrężną drogą, przez całe miasto. Cały czas zastanawiałam się o co mu chodzi.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Axla*
---------------------------------
Wróciłem z Adlerem do domu. Pudel, zmęczony polazł spać do siebie. Pewnie robiłbym to samo, gdyby nie głosy, które usłyszałem. Brzmiały znajomo. Zbyt znajomo... Chyba zwariowałem. Kurwa. Nie, to nie możliwe. Po co Caroline miałaby tu przychodzić? Musiałem zobaczyć, czy to naprawdę ona, czy ześwirowałem. Ukryłem się i spojrzałem. O nie... To była ona. I James. Ten chuj James. Kurwa. Czułem, że robię się wściekły. To, że jej nienawidzę nie znaczy, że on może tak na nią patrzeć. Wręcz rozbierał ją wzrokiem. Nie! Przecież, ona nadal jest moja! Tylko się pokłóciliśmy. Zawsze się kłócimy. Jebany James! O i teraz gdzieś wychodzą. Pewnie będzie się do niej przymilał, a potem wylądują w łóżku. Nie mogę do tego dopuścić. Postanowiłem, że będę ich śledził. Rozmawiają... Pewnie szepcze jej czułe słówka. I znowu, ten jego wzrok. Tak bardzo go nienawidziłem. Au. Upadłem na ziemię. Zagapiłem się na tego frajera i potknąłem się. Jebany kamień. Podniosłem się i otrzepałem. Coo? Całują się? Nie, przecież tam już nie ma Car. Idzie tylko James. Kurwa. Rose, ty zwariowałeś. Zamrugałem i przetarłem oczy. Nic. Nie było jej. Co jest? Zacząłem biegać po bocznych uliczkach szukając jej.
- Kurwa! - wydarłem się wpadając na kogoś. 
O, to Car. Uśmiechnąłem się a potem zacząłem się na nią wydzierać.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - darłem sie - Że teraz jak sie pokłóciliśmy to możesz bezkarnie sie kurwić?!
- Spierdalaj! - popchnęła mnie - Sam sie kurwisz rudy pojebie! Tak wogóle to nie twój zasrany biznes co robię skurwielu!
Skurwielu... Nazwała mnie skurwielem... Nikt nie będzie nazywał Axla Rosea skurwielem!
- A to z tym chujem Jamesem to co było?! Pewnie mu dajesz dupy za dwa dolary dziennie! - w tym momencie puściły mi wszelki hamulce.
- Cooo?! - blondynka poczerwieniała ze złości - Śledzisz mnie?! Dla twojej wiadomości z nikim sie nie puszczam, a ciebie zżera zazdrość ruda małpo!
Przywaliła mi w policzek i odeszła szybkim krokiem. Zacząłem masować sobie twarz. Byłem naprawdę wściekły. Zacząłem kopać śmietniki ustawione pod ścianą. Wszędzie walały sie teraz śmieci. Jebana Caroline! Jebany James! Jebane wszystko! Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale zacząłem boksować w ścianę. Trochę mi ulżyło i nie byłem już tak wściekły.
---------------------------
*perspektywa Duffa*
---------------------------
Wyszedłem ze Slashem na miasto, żeby poszwędać sie po barach. Musieliśmy jakoś odreagować to nagranie. Zaczęliśmy łazić po naszych ulubionych miejscówkach, aż nas z nich nie wywalali za "złe zachowanie". Zmierzając w kierunku kolejnego klubu natknęliśmy się na Axla. Siedział cały czerwony na twarzy pod ścianą. Przeklinał na głos wszystkich i wszystko dookoła. Wokół Rudego walały sie porozwalane śmieci. Podeszliśmy do niego. Saul kiwnął na niego głową, żeby poszedł z nami. Rose bez słowa wstał i ruszyliśmy do kolejnego baru.

WIELE, WIELE BARÓW PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedzimy sobie już dość mocno najebani przy stoliku w kącie pomieszczenia. Slash zaczął coś tam bełkotać, ale nie szczególnie go słuchałem. Skupiłem uwagę na orzeszkach, którymi Axl zaczął rzucać w przechodzących obok nas ludzi.
- Pojebało cie ruda cioto?! - zapytał wkurwiony jakiś facet.
Axl tylko uroczo sie uśmiechnął i rzucił orzeczkiem prosto w jego czerwony nos.
- Załatwimy to na zewnątrz! - warknął i zaczął wychodzić z klubu.
Radosny Rose podreptał za nim. Mialem wrażenie, że... nawet sie z tego ucieszył? Stwierdziłem, że coś sie święci, więc pociągnąłem Slasha za ramie i poszliśmy za wokalistą.
- Skopię ci dupę ty jebany kutasie! - wykrzykiwał cały czerwony Rose stercząc przd klubem - No chodź tu ty mała pizdo, a zobaczysz że króla Axla sie nie upomina!
Rudowłosy wyglądał dość zabawnie. Facet był od niego większy o głowę, a on tak śmiesznie podskakiwał i gestykulował. Cicho się zaśmiałem, ale Slash dźgnął mnie w brzuch. Stanęliśmy ramię w ramię z Axlem. Akurat miałem nastrój do bójki, więc powiedziałem:
- Masz coś do naszego przyjaciela, więc masz coś do nas.
- Oo bohterzy sie znaleźli. - zaśmiał sie typek.
- Możesz mi teraz possać skurwielu! - powiedział pewny siebie Axl.
- Zobaczymy kto tu komu będzie ssał! - facet poczerwieniał i popchnął Rosea.
Wokalista lekko się zakołysał. Facet już miał przywalić mu w twarz, ale Rudy schował sie za Slashem i gitarztsta oberwał w ramię.
- Hej, a co ja ci zrobiłem? - zapytał niewinnie gitarzysta masując swój bark.
Wściekły mężczyzna posłał mu spojrzenie mordercy i szybko rzucił sie w stronę Axla. Chwycił go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Duff, pomóż. - pisnął Rose.
- Ale z niego cipa... - powiedziałem pod nosem i ruszyłem w stronę bójki.
Odciągnąłem tego typka od Axla.
- Nie mieszaj sie. - warknął facet i odepchnął mnie od siebie.
Znowu złapał Rudego za ciuchy. Rose w napadzie paniki napluł mu w twarz, co wywołało jeszcze większy gniew jego napastnika. Facet wziął zamach i już miał zdzielić Axla, ale ta ruda cipa jakoś zrobiła unik i gość przywalił pięścią w ścianę, do której przyparty był Rose.
- Aaa, kurwaa! - wrzasnął kuląc sie z bólu facet.
- Spierdalamy! - krzyknął Axl i udał sie do ucieczki.
Zacząłem biec za nim, po drodze zgarniając Slasha, który w stanie upojenia alkoholowego zaczął obmacywać sie ze słupem i składać mu propozycje seksu w krzakach. Nie wiem czemu spierdoliliśmy, bo mieliśmy przewagę, ale najwyraźniej pan Axl przestraszył sie.
---------------------------------------
Podobają sie zmiany? :D bardzo prosimy o Wasze opinie i komentarze :) fajnie wiedzieć, że wgl ktoś to czyta i docenia naszą pracę ;) jeśli macie jakieś własne sugestie lub wizje to piszcie tutaj XD

8 komentarzy:

  1. Pierwszy raz czytam opowiadanie o gunsach :D Przyjemnie się czyta, ale według mnie jest ono napisane zbyt lekkim i potocznym językiem. Zdania mogłyby być bardziej rozbudowane :)
    Pozdrawiam!
    napisze-nam-zycie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, z dziewczynami weźmiemy sie do roboty i popracujemy nad tym :D dzisiejszy rozdział powstał w hm... nie całe 15 minut? XD dzięki za opinię i również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Odpisałam Ci u siebie, gdzie wyjaśniam parę spraw. Odsyłam Cię tam, czeka miła niespodzianka.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za powiadomienie :D już tam wbijam ;)

      Usuń
  3. Jak zawsze świetne :)
    Zapraszam do mnie :
    metallicaimagines.tumblr.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam się że po raz pierwszy czytam coś o takiej tematyce. Co do tekstu to widać że się starasz/staracie, jestem tego samego zdania co Parahumanistka. Zdania powinny być nieco bardziej rozbudowane iż jest to jak gdyby język nazywany ''potocznym''. Tak na prawdę to ta uwaga nie jest wcale bardzo konieczna bo z biegiem czasu zacznie poprawić pisownie itd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już wspominałam - będziemy nad tym pracować ;) dzięki za opinie i ten tego XD

      Usuń