-------------------------------------
Koło 22 wkradłem sie niezauważony na oddział, na którym leżała Amy. O tej godzinie już nie wolno odwiedzać pacjentów. Delikatnie uchyliłem drzwi od jej sali. Jej łóżko było puste, nie było w nim pościeli. Zobaczyłem jak młodziutka pielęgniarka idzie korytarzem.
- Przepraszam... - zagadnąłem do niej - Tu leżała taka dziewczyna. Brązowe włosy, niebieskie oczy...
- A tak. Kojarze ją. - uśmiechnęła sie przyjaźnie - Jej rodzice wypisali ją na własne żądanie.
- Dzięki. - powiedziałem smętnie i zacząłem opuszczać szpital.
Ja nawet nie wiem gdzie ona mieszka! I co z jej rzeczami? Na pewno jej ojciec samej po nie nie puści i wolałbym, żeby nie zastał mieszkania w chlewie.... Wtedy już całkiem pomyśli o mnie jak o zdziczałym prymitywie. Może zapytam Caroline gdzie mieszka Amy i jakoś sie z nią spotkam... Krążyłem po całym mieście nie wiedząc co z sobą zrobić. Wyjąłem swój mini notesik z kieszeni spodni i poszedłem do budki telefonicznej. Zadzwoniłem do domu chłopaków z Mety. Odebrał Lars. Chyba nie miał humoru. Poprosiłem, żeby zawołał Car. Blondynka też miała jakiś dziwny ton głosu... Od razu przeszedłem do rzeczy i poprosiłem o adres Amy. Od razu chciałem iść do brunetki, ale brakowało mi odwagi... No bo co ja jej powiem? "Hej Amy, to ja Izzy. Wcale nie chce cie przelecieć. Bądźmy razem, bo tak". Jestem głupim tchórzem i tyle...
NASTĘPNEGO DNIA
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Duffa*
-------------------------------------
Kończyłem właśnie wypalać drugą paczkę papierosów, kiedy obudziła sie Vivien. Odłożyłem peta i usiadłem przy niej. Zacząłem gładzić ją po włosach. Uśmiechnęła sie do mnie.
- Wszystko ok? - zapytałem zmartwiony.
Dziewczyna chwile milczała.
- Duff ja sie boje... - szepnęła przytulając mnie.
Wtuliła sie we mnie, a ja mocno przycisnąłem ją do siebie.
- Ze mną jesteś bezpieczna. - powiedziałem cicho do jej ucha.
- Ale tam wczoraj... - przerwała na chwilę - Widziałam kogoś.
Brunetka zaczęła niespokojnie sie trząść. Widzć było, że jest zdenerwowana.
- Ciii... Spokojnie. - chciałem ją uspokoić - Kogo widziałaś?
- Poszłam w nocy do łazienki i... - zamilkła.
Nie chciałem naciskać, ale musze wiedzieć co sie wczoraj działo. Jak ktoś jej coś zrobił to zapierdole skurwiela.
- Tam był facet... - przełamała sie wreszcie - On... Oh, on wąchał twoje brudne bokserki. To obrzydliwe. Ja nawet nie wiem jak on sie tam dostał.
- Ale jak to? - nie spodziewałem sie tego - Jaki facet? Nic ci nie zrobił?
- Uciekł na mój widok... - odpowiedziała.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Jakiś zboczeniec tak po prostu wszedł nam do domu i Bóg wie co sobie wyobrażał wąchając moje gacie... A jak to ten zbok od taśm? Teraz ja zaczynam sie bać...
-------------------------------------
*perspektywa Axla*
-------------------------------------
Teraz byłem już tego pewien. Oni spiskują przeciwko mnie. Kirk specjalnie uchylił się przed lampą żeby ona trafiła w Caroline. Jest o nią zazdrosny i nie chce żeby do mnie wróciła. I udało mu się. Przecież ona nigdy mi nie wybaczy tego, że ją uderzyłem. Będę musiał się pozbyć Kirka. Bez namysłu poszedłem do ich śmierdzącego domku. Mam nadzieję, że nikogo nie ma. Wbiłem od tyłu oknem i polazłem na górę, do pokoju Car. Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Pokój był pusty. To dobrze. Koło łóżka powinna znajdować się bielizna Car. Wziąłem kilka staników, koronkowe majteczki i szybko wyszedłem z pokoju. Chyba nikt mnie nie widział? Nerwowo się rozejrzałem i potruchtałem do pokoju tego skurwiela Kirka. Stojąc pod drzwiami usłyszałem chrapanie. Mam nadzieję, że śpi jak zabity bo muszę załatwić kilka rzeczy. Wbiłem po cichu do środka. Wyjąłem z kieszeni kilka zdjęć Caroline, Dobrze się składa, że Kirk ma korkową tablicę gdzie wiesza zdjęcia wszystkich zaliczonych panienek. Podszedłem do niej i na kolorowej pinezce zawiesiłem różowy stanik, a obok zdjęcie Caroline leżącej w skąpym bikini na plaży. Resztę bielizny wrzuciłem pod jego łóżko. Kirk chrapnął głośno i odrażająco niczym stary, umierający niedźwiedź. Nie chciałem żeby się obudził i mnie tu zobaczył, więc szybko spierdoliłem z ich domku. I tak będę musiał wieczorem dokończyć mój plan. Tylko załatwię sobie jakiś aparat i wracam do zabawy. U Marcka na pewno będzie coś takiego.
- Siema stary! - wydarłem się wchodząc do jego domu.
Marck leżał na kanapie z kacem.
- Nie pruj tego ryja. Bierz co chcesz i wypierdalaj. - wymamrotał.
Nie ładnie się do mnie odnosi... Zapamiętam to sobie. Przeszukałem pół domu, aż w końcu znalazłem jakiś jebany aparat. Robiło się już ciemno. Musiałem się pośpieszyć. Wypadłem z domu Marcka jak oparzony i pobiegłem do domu Metallicy rozpychając się po drodze. Niech cierpią te nędzne ludziska, Axl Rose, król spisku nakurwia do akcji. Zaczaiłem się w krzakach pod oknem od łazienki. Teraz musiałem czekać. Caroline wróci zmęczona, więc na pewno od razu pójdzie pod prysznic, żeby się zrelaksować. Zapaliłem papierosa i wgapiałem się w okno z wyczekiwaniem. Wypaliłem już pół paczki, aż wreszcie się zjawiła. Wcześniej miałem przyjemność oglądać Larsa na kiblu. Uszykowałem aparat. Car zdejmująca ubranie. Pstryk! Zdjęcie. Car wchodząca pod prysznic. Pstryk! Kolejne zdjęcie. Car masująca swoje ciało żelem pod prysznic. Pstryk! Kolejne zdjęcie. No. Robota wykonana. Jutro podrzucę te fotki.Gdy Caroline się dowie, że Kirk to zboczeniec, który ma na jej punkcie obsesję ucieknie od tych frajerów, żeby być ze mną. Przecież wszyscy wiedzą, że Axl Rose to jej wielka, bezgraniczna miłość.
-------------------------------------
*perspektywa Slasha*
-------------------------------------
Obudziłem sie w swoim pokoju, przykryty kołderką i... Ooo! Ktoś zostawił czekoladę na poduszce obok! Nawet nie wiem jak wróciłem do sypialni, bo z tego co pamiętam zasnąłem w salonie na kanapie. Chyba muszę uspokoić sie z piciem, bo już nawet nie pamiętam swojej drogi do sypialni... Zacząłem szukać papierosów. Kurwa, skończyły sie. Przetrzepałem wszystkie kieszenie w poszukiwaniu drobnych na fajki. Z uzbieraną sumą ruszyłem w stronę kiosku. Dziwne... Wszystkie najbliższe sklepy i tym podobne są zamknięte. Czyli musze ruszyć dupe do całodobowego. Usiłowałem sobie przypomnieć co dzisiaj za dzień. Spojrzałem na baner migający na jednym z wierzowców. Aaa! Dzisiaj jest niedziela! Nic dziwnego, że pozamykane. Szedłem chodnikiem i podgwizdywałem pod nosem jakąś melodyjkę. Zbliżałem sie do kościoła. Właśnie skończyła sie msza. Zobaczyłem, że wychodzą z niego śliczne młode dziewczyny ubrane w te swoje niedzielne sukieneczki. Oj jest na co popatrzeć. Usiadłem jak ostatni zbok na ławeczce przy kościele i obserwowałem ludzi. Chyba brakuje mi seksu... Ale na dziwki boje sie chodzić, bo wciąż wiszę kase alfonsowi z imprezy Marcka. Nagle zobaczyłem jak z tego kościoła wychodzi... Muriel. O cholera. Wstałem i zacząłem odchodzić szybkim krokiem.
- Saul? - usłyszałem za sobą głos kobiety.
Przyspieszyłem.
- Saul, nie udawaj, że nie słyszysz. - zirytowała sie.
Westchnąłem i odwróciłem sie.
- Kochana, to jest ten drań, który cie porzucił? - zapytała jedna z jej koleżanek.
Kobieta skinęła głową. Nagle jej psiapsióły zrobiły groźne miny i w jednym rzędzie zaczęły iść w moim kierunku. No co to ma być?! Pieprzony gang staruszek?! Ale co takie starsze panie mogą zrobić silnemu, młodemu i przede wszystkim zajebistemu gitarzyście jak ja? Stałem grzecznie i czekałem, aż sie dotelepią do mnie.
- Ty draniu! - krzyknęła jedna z nich i walnęła mnie swoją torebką.
- Aaa... - syknąłem z bólu.
Ile to cholerstwo waży?! Zanim sie obejrzałem kolejna z kobiet kopnęła mnie w kostkę. Zgiołęm sie z bólu. One są niebezpieczne! Zacząłem przed nimi uciekać, ale co to? Nagle dostały takiej drugiej młodości i mnie doganiały! Matko kochana! Nie chce zginąć zamordowany przez gang staruszek! Skręciłem w boczną uliczkę w nadziei, że je zgubię. Przykucnąłem za kontenerem na śmieci. Minęły mnie. Uff... Zacząłem iść ostrożnie do domu.
- Tam jest! - usłyszałem za sobą.
O cholera! To one! Zacząłem biec ile sił w nogach w stronę domu. Trzeba będzie zrobić barykadę! Chociaż nie... One rozwalą wszystko! A jak mnie zjedzą? Nie... Nie chcę być zjedzony przez gang staruszek. Obejrzałem sie czy są daleko za mną. Troche sie od nich oddaliłem, ale starsze panie dotrzymywały mi tempa. Nagle o coś uderzyłem. To "coś" było miękkie i śmierdziało fajkami.
- Hudson? - usłyszałem głos Duffa.
- Kurwa, uciekaj! - wrzasnąłem przerażony.
- Pudlu co ci? - zapytał zdziwiony.
Z emocji chwyciłem go za koszulkę i zacząłem nim potrząsać.
- One! Gang staryszek! Chcą mnie zjeść! Stary, musimy uciekać! - wydzierałem sie.
W tym czasie kobiety były już tylko pół metra od nas. Znowu poczułem jak obrywam torebką po plecach.
- Ej! Co pani chce od niego? - oburzył sie McKagan.
- Nie pyskuj! - usłyszał w odpowiedzi - Jesteś taki jak on! Zimny i bez serca! - krzyczała staruszka i zdzieliła Duffa swoją laską.
Chłopak skrzywił sie z bólu. Dałem mu sygnał do ucieczki. Biegliśmy długo przed siebie, aż skręciliśmy do parku. Wskoczyliśmy w krzaki, które są za zakrętem. Przez gałęzie widzieliśmy jak kobiety przebiegają obok nas. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy nas minęły.
-------------------------------------
*perspektywa Amy*
-------------------------------------
Nie wierze, że rodzice nadal decydują za mnie. Przecież jestem już dorosła... Nigdy sie nie buntowałam przeciwko nim. Nadal słabo sie czuje po tym zdarzeniu w klubie. Lekarz powiedział, że dali mi tabletkę gwałtu. Mogłam nie pić tego piwa wtedy... I cholernie martwie sie o Izzyego. Chciałabym z nim porozmawiać, ale rodzice nigdzie nie pozwalają mi sie ruszyć. Nawet nie mogę iść na uczelnie. To niesprawiedliwe. Zachowują sie wobec mnie jakbym była narkomanką. Z Caroline było podobnie. Nie dziwie sie, że uciekła od swoich rodziców... Nagle usłyszałam stukanie w szybę od swojego pokoju. Odsłoniłam zasłonki i zobaczyłam Izzyego. Pokazał mi, żebym go wpuściła. Posłusznie otworzyłam okno. Chłopak wszedł do środka.
- Co ty tu robisz? - zapytałam lekko zszokowana - Wiesz co sie stanie jak mój ojciec cie tu zobaczy?
- To nie ważne. - machnął ręką - Musimy porozmawiać.
Nastała krępująca cisza. Spojrzałam wyczekująco na czarnowłosego wokalistę. Otworzył usta, żeby coś powiedzeć, ale po chwili je zamknął. Zaczął nerwowo uderzać palcami o swoje udo.
- Przepraszam. - rzucił szybko i wybiegł z mojego domu przez otwarte okno.
Szybko dopadłam do okna i chciałam iść za nim, ale zaczęło kręcić mi sie w głowie. Co on chciał mi powiedzieć, że nie starczyło mu odwagi? Koniecznie musze z nim porozmawiać.
-------------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------------
Byłam tym wszystkim zmęczona. Kłótnia z Axlem, sytuacja z nocy - to wszystko mnie przytłoczyło. Nie widziałam co ze sobą zrobić. Przez cały dzień włóczyłam się po knajpach i chlałam. Wróciłam wieczorem do domu i od razu dowlokłam się pod prysznic. Kiedy chłodny strumień oblewał moje ciało, ja znowu rozmyślałam o tym wszystkim. Doszłam do wniosku, że powinnam trzymać się z dala od Jamesa. Nie chciałam tego, ale zazdrosny Axl jest zdolny do wszystkiego. Nie chcę, żeby mu coś zrobił. James zrozumie. A Kirk to naprawdę wspaniały przyjaciel. Chyba powinnam mu wynagrodzić to, że przez jakiś czas o nim zapomniałam. Wyszłam spod prysznica i poszłam po czyste ciuchy. Kurwa mać. Nigdzie nie mogłam znaleźć żadnej bielizny. Gdzie to cholerstwo jest? W całym pokoju ani śladu. Założyłąm na siebie rozciągniętą koszulkę z Iron Maiden i krótkie spodenki i poszłam do Kirka. Siedział w kuchni jakiś zamyślony. Wyciągnęłam piwo z lodówki i usiadłam obok niego.
- O czym tak myślisz? - zapytałam podsuwając mu butelkę.
Chłopak spojrzał na mnie smutno.
- O tobie.b- chyba zauważył, że nie rozumiem bo po chwili dodał - O tobie i o Axlu. Przecież ty ciągle przez niego cierpisz. On na ciebie nie zasługuje. Poszukaj sobie kogoś lepszego.
- Kirk... - nie wiedziałam co powiedzieć. - Kirk może zagrasz mi ten utwór, który mi kiedyś pokazywałeś? - nie czekają na jego reakcję poszłam w stronę jego pokoju.
Chłopak natychmiast zerwał się z miejsca.
- Nie, nie! Poczekaj! - doskoczył do drzwi blokując mi wejście - Wezmę gitarę i zagram ci w salonie. U mnie jest brudno. Długo nie sprzątałem... Głupio tak... - coś chyba było nie tak.
Przecież syf i brud jest w całym domu. Nagle przypomniała mi się zaginiona bielizna.
- Kirk? Przestań i odsuń się od drzwi. - spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem.
Chłopak spuścił głowę.
- Nie... - powiedział cicho.
Oh, miałam tego dość. Odepchnęłam go i wbiłam do środka. O kurwa... Na ścianie była porozwieszana moja bielizna. Jak on śmiał?! Nie wiedziałam, że to taki zboczeniec.
- Kirk, co to ma znaczyć?! - wrzasnęłam.
- Ja... Bo... No... Ja nie wiem... - zaczął sie jąkać.
Mam tego dosyć! Nie mogę z nim dłużej przebywać w tym domu. Wybiegłam na zewnątrz. Poczułam jak łzy napłynęły mi do oczu. Włosy wszystko mi zasłoniły i biegłam na oślep. Uderzyłam w coś. Odgarnęłam niesforne kudły i zobaczyłam, że to... Axl. Spojrzałam w te jego zielone oczy. Jeszcze bardziej zaczęłam ryczeć i odruchowo go przytuliłam. On obiął mnie swoimi ramionami i zaczął gładzić po włosach.
- Ja już wszystko wiem... - wydukałam przez łzy - To on... To Kirk nagrał te taśmy... On jest zboczeńcem... Axl, przepraszam...
Szlochałam wtulona w niego, a on nic nie mówił. Odkleiłam twarz od jego klatki piersiowej i spojrzałam na niego. Był nadzwyczaj spokojny.
- Chodźmy do domu. - powiedział.
Objął mnie ramieniem i zaczęliśmy wracać do mojego prawdziwego domu.