poniedziałek, 30 grudnia 2013

R. 9

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
------------------------------------
Od kilku dni jestem w domu. Pora zacząć imprezować! Ale Duff wydał mi zakaz chodzenia samej do Rainbow. Boi się o mnie po ostatniej sytuacji z Billim. Cholera, a właśnie mam ochotę się napić. Poczekam, aż ktoś łaskawie zaprowadzi mnie za roczkę do klubu. Leżałam tak w łóżku i myślałam. Nagle wszedł do mnie Axl i położył się obok.
- Jak się spało? - spytał.
- Dobrze, a tobie? 
- Byłoby mi lepiej jakbyś leżała obok mnie. - zaczął mnie bajerować.
Poczułam, że się czerwienię. Axl czesem bywał czarujący. Zaczął bawić się moimi włosami.
- Caroline, - zaczął - pójdziesz ze mną dziś na kolację?
Ja pierdole... Co mu znowu odpierdoliło?!
- Tak we dwoje? - chciałam się upewnić.
- Mhm. - mruknął.
- W sumie to co mi szkodzi. - zgodziłam się.
- Zajebiście! - ucieszył się - Bądź gotowa na 20.
W podskokach wyszedł z mojego pokoju. Kurwa, coś się święci...
- A ten co tu chciał? - spytała Vivien wchodząc do pokoju.
- Nie uwierzysz... - powiedziałam.
- No mów. - zaciekawiła się.
- Zaprosił mnie na kolację. - wyjaśniłam.
Viv zaczęła się śmiać. 
- Axl? - nie wierzyła mi.
- No tak. Troche to dziwne...
Poklepała mnie po ramieniu i wyszła. Co to kurwa miało znaczyć?! Wstałam i poszłam do łazienki ogarnąć się. Zeszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Był tam Slash.
- Jest coś do żarcia? - spytałam.
- Robię wszystkim omlety! - powiedział dumny.
Kurwa, co dziś wszystkim odpierdala?! Najpierw Axl i kolacja, a teraz Slash pichci wszystkim śniadanko. Spojrzałam na niego pytająco.
- No co? - zmieszał się lekko - Nie mogę od czasu do czasu zrobić przyjaciołom śniadania?
Zatkało mnie. Weszłam do salonu. I co ujrzałam? McKagan i Izzy sprzątali ( ! ).
- Co wy odpierdalacie? - zdziwiłam się.
- Ale o co ci chodzi? - zapytał jak gdyby nigdy nic Izzy.
Przewróciłam oczami. Stanie się coś złego. Ja to wiem! Do pokoju wszedł z zacieszem Slash. Wniósł omlety. 
- Śniadanko! - zwołał wszystkich.
Po chwili w salonie zebrali się mieszkańcy Hellhouse. Rzadko jemy wspólnie. To trochę dziwny widok.
- Chłopaki, my będziemy już szli. Prawda? - powiedział Axl.
Wstali i wyszli. 
- Kurwa, o co im chodzi? - spytałam Vivien.
- Nie mam pojęcia. Od rana zachowują się podejrzanie. - skrzywiła się.
- Martwię się, że zrobią coś głupiego. - podzieliłam się z przyjaciółką obawami.
- Nie ty jedna... 
Wstałyśmy i posprzątałyśmy po śniadaniu. Koło 15 wrócili chłopcy. Byli brudni, rozczochrani, a Popcorn miał rozciętą wargę.
- Gdzie byliście? - spytałam podejrzliwie.
- Na spacerze. - odpowiedzieli chórem.
Pokręciłam głową. O 18 zaczęłam się szykować na kolacje z Axlem. Umyłam włosy i wysuszyłam je. Założyłam elegancką sukienkę i poszłam się malować. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Gotowa? - zajrzał Axl.
- Tylko założę buty. - powiedziałam wkładając na nogi czarne szpilki.
Wokalista objął mnie i wyszliśmy. Na zewnątrz czekała taksówka. Axl miał na sobie czerwoną marynarke, niedopiętą koszulę (pewnie Izziego) i jeansy. Wyglądał mega sexy. Podjechaliśmy pod restaurację. Rudy otworzył mi drzwi od samochodu. Weszliśmy do środka. Kelner wskazał nam nasz stolik. Grała cicho muzyka. W pomieszczeniu panował półmrok. Na stole leżał bukiet świerzych kwiatów.
- Pięknie tu. - pochwaliłam lokal.
- Zasługujesz na to. - uśmiechnął się.
- Axl, coś mi tu nie pasuje...
Spojrzał na mnie pytająco.
- Od rana zachowujecie się podejrzanie... - wyjaśniłam.
- Nie długo się dowiesz czemu. - posmutniał.
- Mam się martwić? - lekko się zdenerwowałam.
- Nie no co ty. Nie przyszliśmy tu o tym gadać. - szybko zmienił temat.
Wieczór był cudowny. Zachowaliśmy kulturę i nie upiliśmy się. Na koniec Axl poprosił kelnera o zamówienie nam taksówki. Wróciliśmy do domu. Nikogo tam nie było. Rudy wszystko zaplanował. Odgarnął mi włosy za ucho. Położyłam ręce na jego ramionach. Pocałował mnie. Poszliśmy do jego sypialni. Jego łóżko było zasłane świerzą pościelą i obsypane płatkami róż. Na stoliku nocnym chłodził się szampan. Było naprawdę romantycznie. Usiedliśmy na łóżku. Axl otworzył butelkę i nalał do kieliszków. Napiliśmy się. Przysunęłam się bliżej niego. Odstawiłam kieliszek i zaczęłam go całować. Pieprzyliśmy się. Było zajebiście! Rano obok mnie Axla nie było. Włożyłam na siebie jego koszulkę. Zeszłam na dół. Była tam policja. Chłopaki byli aresztowani!!! Wszyscy! 
- O co chodzi?! - spytałam.
- Aresztowali nas. - powiedział smutno Axl.
- Ale za co?! - nie wierzyłam.
- Załatwiliśmy pewną sprawę. Teraz jesteś bezpieczna... - wyjaśnił mi.
- Kurwa, co wyście zrobili?! - powiedziałam ze łzami w oczach.
- To co już dawno powinniśmy. - uśmiechnął się do mnie Duff.
Policjanci wyprowadzili chłopaków. Rozryczałam się. Siedziałam na kanapie i płakałam jak głupia. Poszłam do lodówki. Wzięłam wódkę. Z "tajnej szafki" wyciągnęłam kokę. Upiłam się i naćpałam. Nie wierzyłam w to co się stało. Vivien znalazła mnie półprzytomną.
- Caroline! - próbowała mnie ogarnąć.
- Daj mi spokój... - powiedziałam obojętnie.
- Co się stało? - spytała troskliwie.
- Aresztowali ich... - po mimo dragów i procentów znowu zaczęłam płakać.
- Ale za co? - dociekała Viv.
- Powiedzieli mi tylko, że teraz już jestem bezpieczna i powinni załatwić to już dawno temu...
- O kurwa... - przeraziła się Vivien - Ja chyba wiem o co chodzi... - wzięła kilka sporych łyków wódki - Chyba byli u Billiego.
Cały dzień siedziałyśmy z Viv i piłyśmy, ćpałyśmy znowu piłyśmy i tak w kółko. Nie wierzę w to co się stało. Wszystko z mojego powodu! 
- Idę się położyć. - oznajmiła mi Viv i zataczając się poszła na górę.
Położyłam się na kanapie. Próbowałam usnąć. Całą noc miałam koszmary. O 8 wstałam się ogarnąć. 
- Viv, wstawaj! - budziłam przyjaciółkę.
- O co chodzi? - spytała zaspanym głosem.
- Idziemy sprawdzić co z chłopakami! - wyjaśniłam.
Szybko się ubrała i poszłyśmy na komisariat. 
- Słucham? - zapytał nas policjant.
- Dzień dobry, chciałybyśmy się dowiedzieć co z naszymi przyjaciółmi. - powiedziałam.
- Nazwiska. - burknął.
- McKagan, Stradlin, Rose, Adler, Hudson. - powiedziała Viv.
- Mają sprawę karną za pobicie. - oznajmił.
- A można ich jakoś wypuścić? - próbowałam coś wymyśleć.
- Mogą panienki wpłacić kałcję. - powiedział trochę milej.
- Ile? - zapytałam.
Nabazgrał na kartce sumę.
- Viv, idziemy opróżnić nasze konta bankowe! - powiedziałam.
- Ale Caroline... To strasznie dużo pieniędzy... - dziewczyna nie była przekonana.
- To nasi przyjaciele! - oburzyłam się.
Poszłyśmy do banku i opróżniłyśmy nasze konta bankowe. Akurat starczyło! Szybko wróciłyśmy na komisariat. 
- Mamy tą kasę. - oznajmiłam policjantowi.
- Ale wiecie, że od wyroku to ich nie uchroni? - zapytał.
- Nie ważne. - odpowiedziałam szybko i dałam mu pieniądze.
Po chwili przyprowadził chłopaków. Byłam bardzo szczęśliwa. Rzuciłam się im na szyję. Wróciliśmy do domu.
- Co wam odpierdoliło z tym Billim? - zapytałam w końcu.
- Ma chuj nauczkę na przyszłość. - powiedział Slash.
- Przecież dałoby się to załatwić w inny sposób. - tłumaczyłam - To za ile macie rozprawę?
- Za 2 miechy. - powiedział Izzy.
- Trzeba wam adwokata załatwić... - odezwała się Vivien.
Wieczór był jakiś smutny. Nikt nic nie pił, nie ćpał. Poszłam do siebie do pokoju. Położyłam się. Po jakimś czasie przyszedł do mnie Axl.
- Mogę? - spytał.
- Mhm... - mruknęłam.
Zdjął spodnie i położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego. Chciało mi się płakać. Axl zaczął mnie głaskać po głowie.
- Ciii... Już dobrze... - pocieszał mnie.
- Nie chcę, żebyście szli do pierdla... - powiedziałam cicho.
Przytulił mnie. Zasnęłam w jego ramionach. Znowu miałam koszmary. Rano obudził mnie Axl, który wychodził z łóżka.
- Gdzie idziesz? - spytałam.
- Nigdzie, śpij. - powiedział czule.
- Przecież widzę, że gdzieś idziesz. - zostawałam przy swoim.
- Idziemy do adwokata z chłopakami. - wyjaśnił mi.
- Idę z wami. - zaczęłam wstawać z łóżka.
- Nigdzie nie idziesz. - zaprotestował - Całą noc miałaś koszmary. Odpocznij. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Wyszedł. Leżałam w łóżku i myślałam. Po godzinie wstałam i poszłam się ogarnąć. Akurat chłopaki wrócili.
- I co wam powiedzieli? - spytałam.
- Jeżeli dobrze pójdzie to dostaniemy 5 lat i zawiasy. - wyjaśnił mi McKagan.
- Bogu dzięki... - powiedziałam z ulgą - Jest nadzieja.

3 komentarze:

  1. Zajebiste! Chciało mi się troche śmiać, jak Slash robił omlety i dziwi mnie to, że ich nie spalił :P
    Pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Kucharz Slash... A podsunęłaś mi pewien pomysł :D

      Usuń
  2. Najpierw tak romantycznie z Axlem a potem takie: pieprzylismy sie
    I czar prysl :(

    OdpowiedzUsuń