-----------------------------------------------------
Te dwa pojebańce są w areszcie. Uwielbiam ich... Trzeba się dowiedzieć jak ich wyciągnąć.
- Viv, idziesz ze mną na komisariat? - spytałem zamyśloną dziewczynę.
- Pewnie. - odpowiedziała i wstała.
Szliśmy milcząc.
- Chcesz? - wyciągnąłem w jej kierunku paczkę fajek.
- Nie mam jakoś ochoty. - odpowiedziała mi i znowu zapadła cisza.
Dotarliśmy na komisariat.
- Vivien? - usłyszeliśmy męski głos za naszymi plecami.
Odwróciliśmy się.
- Ooo!!! Gary! - ucieszyła się dziewczyna - Co ty tu robisz stary?
- Pracuję. - uśmiechnął się do nas przyjaźnie - A wy?
- Aresztowali nam przyjaciół. - powiedziała niechętnie - A właśnie, poznaj Izziego! - przedstawiła mnie. Izzy to jest Gary.
- Miło cię poznać. - przywitałem się.
- Mi ciebie też. - uścisnął mocno moją dłoń. - To kogo aresztowali?
- Axla Rosea i Stevena Adlera. - powiedziała.
- Chodzi o rudego diabła? - spytał Gary.
- Tak. - ja i Viv zaczęliśmy się śmiać.
- Wyjdą jutro rano. Spisaliśmy ich tylko.
- Dzięki Gary! - ucieszyła się dziewczyna.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się - Ja spadam. Obowiązki wzywają. - powiedział i odszedł.
--------------------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------------------
Ostatnie dni minęły mi na wlewaniu w siebie śmiertelnej dla człowieka ilości alkoholu. Może dlatego, że wciąż chodziłam pijana nie miałam kaca... Czas wytrzeźwieć! Ale już teraz mnie strasznie nakurwia głowa i wszystko mnie drażni. Masakra jakaś!!! Poszłam wziąść prysznic. Wyglądam jak zombie. Oczy przekrwione i podkrążone, a włosy żyły własnym życiem. Po doprowadzeniu siebie do użytku zeszłam na dół. Duff i Slash oglądali telewizję. Drażniły mnie te dźwięki i jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Zaczęłam masować skronie. Wyjęłam mleko z lodówki i wzięłam pare łyków z kartonu. Wróciłam do siebie i poszłam spać. Obudziłam się dopiero o 17. Ból głowy trochę mi przeszedł. Zeszłam zaspana do salonu. Wszyscy się cieszyli i pili wódkę.
- Coś mnie ominęło? - spytałam siadając na oparciu fotela, na którym siedział Izzy.
- Jutro rano wypuszczą chłopaków. - powiedziała radosna Vivien.
- Nalać ci? - zaproponował mi Duff.
- Dzisiaj nie piję. - oznajmiłam na co wszyscy zareagowali śmiechem.
- Ty? - Vivien wręcz dławiła się od śmiechu - Nie pijesz dzisziaj?
- Tak. - chciałam przybrać poważną minę - Muszę się trochę uspokoić. - znowu wszyscy zareagowali dzikim śmiechem.
- Caroline, weź sobie nie żartuj. - powiedział cały czerwony ze śmiechu Duff.
Zrobiłam urażoną minę i poszłam do kuchni. Wzięłam sok pomarańczowy i wróciłam na górę do swojego pokoju. Zasłoniłam zasłony i rzuciłam się na łóżko. Siedziałam tak i patrzyłam w ścianę. Nastawiłam budzik na 8 ( ! ) rano. Pójdę na komisariat po chłopaków. Poszłam spać. Obudziło mnie głośne dzwonienie nad moją głową. Nie ogarniałam wszystkiego, więc złapałam za hałaśliwy przedmiot i cisnęłam nim o ścianę. Zamilkł. Z ociąganiem wstałam i poszłam do łazienki pod prysznic. Ubrałam się i ruszyłam na komisariat.
- Dzień dobry, w czym pomóc? - zapytał mnie policjant, gdy byłam już na miejscu.
- Ponoć macie dziś wypuścić Adlera i Rosea. - przeszłam od razu do rzeczy.
- A tak, tak. - powiedział - Za chwilę będą już wolni. Może pani tu na nich poczekać.
- Dzięki. - odpowiedziałam i usiadłam na niewygodnym krześle stojącym przy ścianie.
- Caroline!!! - usłyszałam radosny ryk Axla.
Uśmiechnęłam się i rzuciłam się mu na szyję. Zaczął mnie całować.
- A po mnie nikt nie przyszedł. - powiedział smutno Adler.
- Czekają na ciebie w domu. - pogłaskałam go po włosach.
Jego zaciesz momentalnie wrócił. Wyszliśmy z budynku.
- Kurwa, ale jestem głodny. - powiedział Adler poklepując się po brzuchu.
- No, też bym coś zjadł. - dodał Axl.
- Idziemy gdzieś na śniadanie? Bo w domu pustki. - skrzywiłam się.
- Tu jest jakiś bar. - wskazał Steven jakąś malutką restauracyjkę.
- Macie kasę? - spytałam grzebiąc w kieszeniach.
Wszyscy przetrzepaliśmy kieszenie.
- Ja mam 5 dolców. - powiedział Popcorn.
- Ja 8. - pochwalił się Axl.
- A ja 4,50.
- No to razem mamy 17,50! - wyszczerzył zęby Steven.
- Idziemy! - Axl też się ucieszył.
Weszliśmy do środka. Wszystko było tam troche... przestarzałe?
- Co podać? - spytała nas słodka blondyneczka.
- Ile kosztują naleśniki? - spytałam.
- 5 dolarów porcja. - odpowiedziała tym swoim wkurwiającym piskliwym głosikiem.
- Bierzemy? - zapytał z nadzieją w głosie Popcorn.
- Trzy razy te naleśniki. - zamówił Axl.
Blondyna poszła do kuchni zrobić nam śniadanie. Usiedliśmy przy stoliku pod oknem. Axl objął mnie ramieniem. Po 10 minutach wróciła słodziutka blondynka.
- Proszę bardzo. - uśmiechnęła się do Stevena, który puścił jej oczko.
- Fajna jest, nie? - powiedział z zacieszem Popcorn.
- Za słodka jak dla mnie. - skrzywił się wokalista, puścił mnie i zaczął jeść naleśniki.
Steven pochłonął wszystko migusiem.
- Idę do niej zagadać. - powiedział i w podskokach dotarł do lady przy której stała blondyna.
Widzieliśmy jak ją bajeruje. Axl chciał mnie znowu objąć, ale skutecznie uniknęłam tego udając, że muszę zawiązać but. Trochę już mnie to wkurzało.
- Idziemy? - spytał.
- Ok. - wzruszyłam ramionami - Zapłać jeszcze. - Axl podszedł do kelnerki i Stevena, którzy byli cali w skowronkach.
- To ile się należy? - spytał przeliczając wspólną kasę.
- Dzisaj jedliście gratis. - uśmiechnęła się.
- Dzięki. - wokalista odwzajemnił uśmiech - Adler idziemy.
- No to trzymaj się Jane. - uśmiechnął się perkusista i ruszył z Axlem do wyjścia.
- To dzięki mojej ślicznej mordce dziś było gratis. - powiedział dumny Adler, gdy wyszliśmy.
Prychnęłam śmiechem. Steven zrobił obrażoną minę. Wracaliśmy do domu żartując ze Stevena i blondynki. Tym razem pozwoliłam objąć się wokaliście.
- Siemano skurwysyny! - wrzasnął od progu Adler.
- Oo, chłopaki! - ucieszyła się Vivien. - Jesteście!
- A no. - cieszył się Axl.
Poszedł od razu do lodówki i wyjął flaszkę Jim Beama i szklanki z szafki.
- Komu polać? - spytał radosnym głosem.
Jak zwykle chętnych nie brakowało. Po jakimś czasie doszedł do nas Slash i Duff. Brakowało tylko Izziego. Jim Beam się skończył. Nikomu nie chciało się iść po nową flaszkę, więc siedzieliśmy i gadaliśmy. Nagle do domu wszedł wkurwiony Izzy. Trzasnął drzwiami i szybko poszedł do siebie na górę. Tam również trzasnął drzwiami. Uwolniłam się z objęć Rudego. Wstałam i poszłam do niego. Axl nie był z tego zadowolony. Pierdole go. Raz się ruchaliśmy, a on sobie nie wiadomo co wyobraża.
- Izzy? - spytałam cicho wchodząc do jego zaciemnionego pokoju - Wszystko gra?
- Tak, tak. - wyjął na chwilę twarz z rąk, aby mi odpowiedzieć i za chwilę znowu ją zakrył.
- O mój Boże... Płakałeś? - zrobiło mi się go żal.
Usiadłam przy nim i go przytuliłam. Nie pytałam co się stało. Nie chciałam naciskać.
- Przepraszam... - powiedział cicho wycierając twarz.
- Skarbie, nie masz za co. - powiedziałam czule - Każdy czasem płacze. - wytarłam łze z jego policzka.
Znowu go przytuliłam. Uśmiechnął się delikatnie. Położyliśmy się na łóżku i patrzyliśmy w sufit. Złapał mnie za rękę.
Witam. Postanowiłam wbić na Twojego bloga i ci powiem, że fajnie się czyta to co piszesz B)) Zapraszam do mnie http://fioletwgaciach.blogspot.com/ (nazwa na szybko wymyślana). Dopiero zaczynam (jestem Problem Child z aska :D)
OdpowiedzUsuńSiemano :D dzięki za miłe słowa, na pewno wpadnę do Ciebie :)
UsuńOK
OdpowiedzUsuń