piątek, 27 grudnia 2013

R. 7

*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Wszyscy śpią i tylko ja trzeźwieję pozostając przytomna. Poszłam do telefonu. Wykręciłam numer do hotelu, w którym był Izzy.
- Dzień dobry, recepcja. W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie recepcjonistka.
- Proszę mnie połączyć z pokojem numer 203. - powiedziałam.
Rozległo się pikanie w słuchawce.
- Halo? - usłyszałam lekko pijany głos Izziego.
- Siemano! - przywitałam się.
- O Caroline! - ucieszył się.
- Stary, mogę do ciebie przyjechać i zostać na trochę? - przeszłam od razu do rzeczy.
- Jasne, ale coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
Poczułam, że chce mi się płakać.
- Powiem ci wszystko na miejscu... - powstrzymywałam łzy - Naszykuj tylko alkohol i dragi.
Rozłączyłam się. Ze łzami w oczach poszłam się pakować. Ale ze mnie idiotka!!! Po co ja tak ryczę?! I to z takiego bezsensownego powodu... Wyjęłam torbę z szafy i wrzuciłam w nią kilka koszulek, skórzane portki i bieliznę. Wzięłam portfel i kluczyki od samochodu. Miałam 40 minut drogi do hotelu. Włączyłam radio. Leciała piosenka Aerosmith - Amazing. Znowu zachciało mi się ryczeć. Ale ugryzłam się w język. Jazda szybko mi minęła. Zaparkowałam się pod budynkiem. Cud, że dojechałam będąc w takim stanie. Weszłam do środka.
- Dobry wieczór, w czym pomóc? - spytała recepcjonistka.
- Ja w odwiedziny do pokoju 203. - powiedziałam.
- Proszę za mną. - uśmiechnęła się sztucznie.
Zaprowadziła mnie pod same drzwi. Poczekałam, aż sobie pójdzie. Zapukałam. Otworzył mi Izzy. Weszłam bez słowa i zaczęłam płakać. Izzy mnie przytulił.
- Masz... - podał mi butelkę czystej - Będzie ci lepiej.
Wzięłam kilka dużych łyków z gwinta. Podziałało. 
- Dzięki Izzy... - uśmiechnęłam się.
Uśmiechnął się również. 
- Mam tu coś dla ciebie. - powiedział i sięgnął pod materac łóżka. 
Wyjął woreczek z kokainą. Od razy poprawił mi się humor na samą myśl o cudownym proszku szczęścia. Rytmiczny zrobił cztery kreski na stole. Po dwie na głowę. Od razu wzięłam swoje. Napiłam się wódy. Po kilku minutach "biała dama" zaczęła działać. Byłam mega szczęśliwa. Izzy prawdopodobnie też. Po "śniegu" zawsze mieliśmy jazdy i każdemu chciało się ruchać, a że Axla nie było w pobliżu...
- Izzy... - zaczęłam cała drżeć z podniecenia - Pocałuj mnie!
Przystąpiliśmy do działania. Mimo, że rytmiczny był pod wpływem był bardzo delikatny. Nie to co "rudy diabeł". Zapomniałam o problemach. Byliśmy na haju przez około 40 minut. Akurat starczyło do zakończenia naszych igraszek. Zaczęłam się śmiać nie wiadomo z czego. Izzy dołączył się do mnie. Leżeliśmy na łóżku cali nadzy, gapiliśmy się w sufit i jak wariaci śmialiśmy się do niego. Było mi mało po  kokainie.
- Masz coś jeszcze? - spytałam z nadzieją w głosie.
Jak zwykle się nie zawiodłam na nim. Wyciągnął z torby dwa jointy i zapalniczkę. W tym czasie założyłam jego koszulkę, a on spodnie.
- Uwielbiam cię, Izzy! - pocałowałam go.
Zaczęliśmy palić. Znowu zaczął nas bawić sufit. 
- Caroline, zróbmy sobie narkotykową ucztę!!! - wypalił nagle Izzy.
- Dawaj wszystko co masz! - wykrzyknęłam. - A co mi tam!
Stradlin wyciągnął spory ekwipunek. Wszystko rozłożyliśmy na stole. Odpaliłam papierosa, stanęłam na stoliku wśród narkotykow i zaczęłam tańczyć. Nagle coś zaczęło wyć.
- O kurwa!!! Alarm pożarowy! - przeraził się Izzy.
- Trzeba się tego pozbyć! Zaraz będzie tu straż i recepcja! - zaczęłam wrzeszczeć.
Pobiegłam zamknąć drzwi, aby opóźnić wejście recepcji. Z Izzim zaczęliśmy wszystko w siebie ładować, a część chować gdzie popadnie. Usłyszeliśmy walenie w drzwi.
- Halo?! - ktoś krzyczał za drzwiami - Proszę otworzyć!!!
Wydawało mi się, że drzwi są mnóstwo kilometrów ode mnie i miałam wrażenie, że podłoga faluje. Z papierosem w ustach poszłam otworzyć. Uderzyłam w drzwi przez przypadek. Otworzyłam je. 
- Wszystko w pożądku?! - recepcjonistka wbiła do pokoju.
- Tak, tak. - odparł Izzy.
Kobieta rozejrzała się po pokoju i pociągnęła nosem.
- Proszę nie palić w pokoju. Tu jest zakaz. - powiedziała i wyszła.
Spojrzałam na Izziego. Wszystko zaczęło zmieniać swoje rozmiary. Nie czułam, że chodzę. Film mi się urwał. Obudziłam się na podłodze. Izzy klęczał pochylony nade mną.
- Nie rób mi takich rzeczy Caroline! - powiedział z ulgą.
- Sory. - uśmiechnęłam się.
Pomógł mi wstać.
- Musimy to kiedyś powtórzyć! - zaczęłam się śmiać.
Wzięłam butelkę wódki ze stolika i zaczęłam ją opróżniać. Izzy pomógł mi z nią. Najebaliśmy się. Całkiem pijani wyszliśmy na balkon. Zaczęliśmy krzyczeć do ludzi na dole i polewać ich alkoholem. Było zajebiście. W końcu się zmęczyliśmy i usiedliśmy na krzesłach patrząc w gwiazdy. Złapałam go za rękę. Siedzieliśmy w milczeniu. Poczułam, że zamykają mi się oczy. Zaczynałam zasypiać. Izzy wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Usnęłam. On leżał tuż obok. Obudziło nas pukanie do drzwi.
- Co do chuja?! - spytałam. Izzy poszedł otworzyć.
To obsługa.
- To co poprzednio na śniadanie, panie Stradlin? - spytała dziewczyna.
- Tak, tak. - powiedział Izzy.
- Dla pana przyjaciółki też? - spojrzała na mnie.
Izzy skinął głową. Dała nam jeść i poszła.
- Fajnie tu. - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
Rytmiczny zjadł szybciej i poszedł do łazienki.
- Muszę wyjść na kilka godzin. - powiedział, gdy skończył się myć.
- Musisz? - spytałam z nadzieją, że powie że jednak zostaje.
- Trzeba zapasy zrobić po wczorajszej "uczcie". - uśmiechnął się.
- Wracaj szybko. - powiedziałam.
Wyszedł. Rozejrzałam się po pokoju. Trochę tu bajzel. Wzięłam swoje ciuchy z torby i poszłam pod prysznic. Była 10. Izzy wrócił o 12.
- Jestem! - powiedział wchodząc.
Ucieszyłam się. Dopiłam colę, którą zamówiłam w recepecji i otworzyłam Jacka Dniel'sa. Zaczęliśmy pić siedząc na krzesłach na balkonie. Gadaliśmy o pierdołach. Paliliśmy jointy. Znowu zapomniałam o problemach.
- Myślisz, że martwią się o nas? - spytałam.
- Na pewno. - odpowiedział mi i zaciągnął się.
- A jak nie? - ciągnęłam dalej.
- Przecież to nasi przyjaciele. - powiedział wypuszczając dym.
Izzy zawsze wiedział co powiedzieć, żeby mnie uspokoić. Kochany jest. 
- Masz ochotę na herę? - spytał grzebiąc w torbie.
- No ja bym nie miała? - zaśmiałam się.
Wstrzyknęliśny sobie w żyly heroinę. Jeszcze nigdy tak regularnie nie brałam narkotyków. Na szczęście hera utrzymuje się dłużej niż "śnieg". Po chwili miałam wszystko w dupie. Było mi tak dobrze, jak nigdy. Zamknęłam oczy. Izzy wziął gitarę i zaczął na niej brzdąkać wolne kawałki. Kiwałam się w ich rytmie. Siedzieliśmy tak kilka godzin. Chciałam, aby było tak zawsze.
------------------------------------
*perspektywa Duffa*
------------------------------------
Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Jest godzina 15?! Jak to możliwe?! Zszedłem na dół. W salonie siedziała zamyślona Vivien i Adler. 
- Jak tam? - spytałem.
- Cudownie!!! - wyszczeżył zęby pudel.
Axl wszedł nagle do domu.
- W Rainbow też jej nie ma. - powiedział zdenerwowany.
- O co chodzi? - spytałem.
- Nigdzie nie ma Caroline. - odpowiedziała mi Viv.
- Cholera, wszyscy gdzieś znikają... - zmartwiłem się - Najpierw Izzy, teraz Car.
- Duff, ty to masz łeb!!! - krzyknęła Vivien - Może jest u Izziego?
- Możliwe. - powiedział Axl.
Tym razem do domu wszedł Slash z zakupami.
- Już myślałem, że to Caroline. - powiedział zawiedziony wokalista.
- Spokojnie, znajdzie się. - pocieszał nas Steven.
---------------------------------------
*perspektywa Caroline (znowu)*
---------------------------------------
Zaczęło się ściemniać. Heroina przestała działać. Poczułam straszny ból głowy.
- Izzy, masz coś na ból głowy? - spytałam mojego eksperta.
Poszedł po skręty haszyszu. Zaczęliśmy je palić. Po kilku minutach czułam się jak nowonarodzona.
- Idziemy na spacer? - spytałam.
- Jasne. - odpowiedział mi i dopalił swój "środek przeciwbólowy".
Szliśmy parkiem. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy i wygłupialiśmy się. Czułam się jak małe dziecko. Nie przestawałam się śmiać. Podobnie Izzy. Zrobiło się zimno.
- Wracamy? - spytał z troską.
- Mhm. - mruknęłam.
Objął mnie. Oparłam głowę o jego ramię. Czułam się świetnie. W pokoju Izzy wyjął Jacka Daniel'sa. Znowu się upiliśmy. Mój organizm był zmęczony ciągłym faszerowaniem go prochami. Zasnęłam. Obudziłam się późnym popołudniem. Izzy stał na balkonie i palił papierosa. Na stoliku stała lekko opróżniona butelka Jim Beama i szklanka. Wstałam. Podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu. Nalałam sobie alkoholu do szklanki i napiłam się. Od razu mi lepiej.
- Wracamy? - spytał mnie.
- Jeśli chcesz... - wcale mie miałam ochoty wracać. Chciałam tu z nim zostać na zawsze.
- No to zbieraj się. - uśmiechnął się i zgasił papierosa. 
Zaczęliśmy się pakować. W recepcji Izzy wypisał czek i poszliśmy do mojego samochodu. Było mi smutno, że wracamy. Chciałam się zobaczyć z przyjaciółmi, ale wolałabym ćpać z Izzym w hotelu.
- Coś się stało? - spytał widząc moją minę.
- Nie, nic. - uśmiechnęłam się.
Wyciągnęłam z torby resztki Jim Beama i dopiłam go. Izzy tylko uśmiechnął się. Dojechaliśmy. Weszliśmy do domu. Wszyscy siedzieli w salonie.
- Caroline, Izzy!!! - wykrzyknął radosny Axl i rzucił się nam na szyję.
- Gdzie wy byliście? - spytała Viv - Martwiliśmy się.
- Musieliśmy odpocząć. - powiedziałam.
- Ale mamy prezenty! - uśmiechnął się Izzy.
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. 
- Spoko. - powiedział - Pójdą do "tajemnej szafki".
I każdy wiedział już o co chodzi.
----------------------------------------------
Wiem, wiem. Może "troszeczkę" przesadziłam w tym rozdziale z narkotykami, ale co to za Gunsi, gdyby nie ćpali na potęgę? XD 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz