wtorek, 31 grudnia 2013

R. 11

*perspektywa Vivien*
--------------------------------
Obudziłam się w łóżku między Duffem, a Izzim ( ! ). Za chuja nie wiem jak to się stało. Chciałam wstać, ale nadepnęłam na coś włochatego. To Slash, a obok niego Popcorn. Co oni sobie tutaj schadzkę zrobili, czy co?! Poszłam się ubrać. Zrobiłam się głodna. Sprawdziłam stan żywności. Paczka chipsów... Wzięłam portfel i ruszyłam do najbliższego spożywczaka. Kupiłam jajka na jajecznicę i sok pomarańczowy. Będę tak dobra i zrobie im żreć. Zaczęłam smażyć jajka. Usłyszałam ryk Slasha.
- Adler kretynie! - darł się - Spierdalaj ode mnie!
- Oj Saul... - powiedział słodko Steven.
- Pierdol się! - gitarzysta był zdenerwowany.
- Ok, ale z tobą! - zaczął się śmiać.
- Co?! - mulat się speszył - Adler, kurwa oszalałeś?! Nie będziesz mnie ruchał!!!
- Tak tylko żartuję. - zaczął się śmiać.
Przyszedł do mnie Slash.
- Pasujecie do siebie. - zaczęłam żartować.
- Vivien nie dobijaj mnie. - poprosił.
Roześmiałam się. Za chwilę dołączył do nas z zacieszem na twarzy Popcorn.
- Oo, śniadanko! - ucieszył się.
Gadaliśmy chwilę i do kuchni przyszła Caroline ubrana w koszulkę Axla z Rudym w samych gaciach.
- Co macie dobrego? - zapytał radośnie wokalista.
- Jajecznicę! - zacieszał perkusista.
- Niech ktoś obudzi chłopaków i zaczniemy jeść. - powiedziałam.
Steven pobiegł do sypialni.
- Adler psycholu! - ryknął McKagan - Złaź ze mnie!
- Śniadanko! - krzyczał radośnie perkusista.
- Spierdalaj pudlu! - nakazał mu Izzy.
Po chwili radosny Steven i chłopaki przyszli do salonu. Nie chciało się nikomu wnosić stołu po wczorajszym ognisku więc mieliśmy talerze w rękach.
- Co robimy? - zapytał Adler, gdy wszyscy już zjedli.
- Idziemy na plażę? - zaproponował Izzy.
- Znowu? - skrzywił się blond pudel.
- A masz inny pomysł? - zapytałam.
- No nie... - powiedział.
- Ej, ale wieczorem chodźmy do jakiegoś klubu! - wtrącił Slash.
Zaczęliśmy się szykować na plażę. Gdy szliśmy Duff mnie objął ramieniem. Ostatnio dziwnie się zachowuje. Może przez tą sprawę z Billim? Leżeliśmy i opalaliśmy się. 
- Viv, idzesz na spacer? - zapytał mnie McKagan.
- Ok. - zgodziłam się.
Szliśmy deptakiem. Gadaliśmy o pierdołach. W pewnym momencie Duff złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego. Wróciliśmy na ręczniki. Chłopaki topili Caroline w jeziorze. Dołączyliśmy do nich. W pewnym momencie Slash zanurkował i zajebał Stevenowi kompielówki. Zaczął z nimi uciekać przez całą plażę, a goły Adler musiał go gonić. Przynajmniej wreszcie oglądały się za nim dziewczyny. Wyszliśmy z wody. Steven już odzyskał kompielówki.
- Ja zawsze wiedziałem, że ci się podobam! - Adler zwrócił się do Slasha.
- Znowu zaczynasz?! - zirytował się.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Izzy, jest coś do picia? - zapytałam.
- Adler wszystko wyżłopał. - powiedział bezradnie.
Wróciliśmy do domków.
- Co dzisaj na obiad? - zapytała Car.
- Zostało trochę jajek z rana. - odpowiedziałam.
- Zamówmy pizzę!!! - podekscytował się Popcorn.
Poszłam do telefonu i zamówiłam 4 duże pizze. Przyjechały po godzinie. Po jedzeniu zaczęliśmy szykować się do klubu. Wieczorem wesoło ruszyliśmy do niego. Zajęliśmy stolik blisko baru, żeby nie trzeba było dużo chodzić. McKagan przyniósł butelkę czystej i kieliszki dla każdego. Zaczęliśmy pić. Jakaś cizia zaczęła szeptać coś Slashowi na ucho. Poszli do kibla w wiadomym celu. Po jakimś czasie wrócili. Siedzieliśmy i gadaliśmy. Duff przyniósł kolejną butelkę trunku. Laska, z którą pieprzył się Slash poszła znowu do kibla z jakimś facetem.
- Twoja cizia się puszcza. - zauważył pijany Axl.
Gitarzysta wzruszył ramionami.
- A co mnie to obchodzi? - spytał.
- W sumie to masz rację. - powiedział po chwili namysłu Rudy.
Z klubu wyszliśmy po północy. Jak to w naszym zwyczaju znowu zaczęliśmy śpiewać. 
- Berek! - krzyknął Axl klepiąc w ramię basistę.
Zaczęliśmy się ganiać. W ten sposób dotarliśmy do domków. Byliśmy mocno najebani. Wszyscy poszli do domków oprócz mnie i Duffa. Rozpaliliśmy małe ognisko. Objął mnie. Spojrzalam mu w oczy. Nie mogłam się powstrzymać i go pocałowałam.
- Duff... - powiedziałam speszona - Przepraszam...
Uśmiechnął się.
- Nie masz za co. - powiedział czule i pocałował mnie w głowę.
Chwilę tak siedzieliśmy i patrzyliśmy w ogień. Wróciłam do domku i poszłam spać. Rano po obudzeniu poszłam do salonu. Wszyscy już wstali.
- Zróbmy dzisaj domówkę! - krzyknął Duff.
- Z kim? - zapytał Izzy.
- Z laskami z plaży. - wzruszył ramionami - Axl, chodź jakieś zaprosimy! - ucieszył się basista.
Chłopaki ruszyli na plażę. 
- Na dworzu robimy, nie? - zapytałam.
- No raczej. - powiedzała Car.
Chłopaki zaczęli znosić stoły na dwór. 
- Slash, masz tu listę i kup to. - nakazałam mu.
- Izzy! - krzyknął do rytmicznego, który szarpał się z rozkładanym krzesłem - Chodź ze mną!
Ja i Caroline zaczęłyśmy znosić alkohol.
- Popcorn! Ruszyłbyś się! - zaczęła opieprzać perkusistę.
- No przecież pomagam! - oburzył się.
- Opierdalasz się, a nie! - powiedziała.
- No już dobrze, dobrze. - powiedział i zaczął z nami szykować drewno na ognisko.
Po godzinie wrócili chłopaki z zakupami. Szykowaliśmy przekąski. O 18 wrócił McKagan i Axl. 
- O której przyjdą? - zapytał z zacieszem Adler.
- O 20. - oznajmił Duff.
Wszyscy poszli się szykować. Po 20 zaczęli się wszyscy schodzić. Chlopaki się postarali. Przyszły same ładne dziewczyny i paru facetów. Włączyliśmy muzykę. Impreza się zaczęła! Tańczę sobie z Duffem, aż naglę widzę jak Popcorn prowadzi do domu jakąś cizię. 
- Wreszcie porucha! - zaczął się śmiać basista.
- Może da spokój Slashowi. - powiedziałam.
- Co ja? - zapytał przechodzący obok gitarzysta.
- Adler cię zastąpił jakąś dziewczyną. - wskazałam na perkusistę.
- Wreszcie! - powiedział z ulgą i podszedł do grupki dziewczyn.
Rozejrzałam się. Izzy siedział i wciągał "śnieg", Caroline i Axl całowali się za drzewem, Steven zniknął w domku ze swoją laską, a Slasha obłapiały jakieś cizie. Wszyscy się świetnie bawili. Po 3 w nocy towarzystwo zaczęło się wykruszać. Saul i jego panienki poszli do trzeciego domku. Axl i Caroline też znikneli w swoim. Z Duffem poszliśmy spać. 

R. 10

*perspektywa Izziego*
-------------------------------
Jak ja się dałem na to namówić chłopakom?! A jak pójdziemy siedzieć?! Szlag by to... Mamy 2 miesiące wolności. Trzeba to wykorzystać!
- Jedziemy nad jezioro! - oznajmiłem wchodząc do salonu.
Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata.
- No co? - zdziwiłem się - Musimy trochę wyluzować.
- To nie taki zły pomysł. - poparła mnie Caroline.
- W sumie to czemu nie. - dodał Duff - Tylko wódkę trzeba wziąść. - uśmiechnął się.
- To kiedy? - zapytał Popcorn.
- Jutro pasuje? - zwróciłem się do wszystkich.
Zgodzili się! Muszę zarezerwować domki. Myślę, że 4 wystarczą.
- Slash, pomożesz mi? - spytałem przyjaciela.
- Jasne. - wstał i poszedł ze mną na górę zrobić listę.
- To potrzebujemy wódkę dla McKagana, trochę Jacka Daniel'sa i kilka butelek Jim Beama. - zacząłem notować.
- A Nightrainy? - spytał gitarzysta.
- A tak, tak. Skrzynka wystarczy? - spytałem.
- Zapisz 2! - powiedział podekscytowany - Izzy, a "tajna szafka"?
- Tym już się nie martw. - uśmiechnąłem się.
Pojechaliśmy do marketu i zrobiliśmy zakupy. Potem zadzwoniłem i zarezerwowałem domki na czas nieokreślony. Będzie zajebiście! Wieczorem poszłem się pakować. Rano obudził mnie budzik. Zacząłem wszystkich budzić waląc w perkusję Adlera.
- Popierdoliło cię?! - do pokoju wbiegł wściekły Axl.
- Pobudka! - uśmiechnąłem się uprzejmie.
Rudy przewrócił tylko oczami. O 12 byliśmy gotowi do drogi.
- To jak jedziemy? - zapytał Duff.
- Na 2 samochody może? - zaproponował Slash.
- To kto z kim jedzie? - spytał Popcorn.
- Ja jadę z Caroline! - wyrwał się Axl.
- To ja też mogę z nimi. - powiedział Adler.
- Ok, ty Slash też z nimi jedź. - powiedziałem.
- Popierdoliło cię?! - oburzył się - Nie wytrzymam z tym popierdoleńcem kilku godzin w aucie! - wskazał na Axla.
Rudy szatańsko się uśmiechnął. Przewróciłem oczami.
- To jedziesz ze mną, Viv i McKaganem. Pasuje? - zaproponowałem.
- Teraz tak. - powiedział radośnie.
- Ale ty prowadzisz. - Viv wręczyła mu kluczyki.
- A u nas kto? - zapytał Axl - Popcorn już się najebał. - wskazał na perkusitę pijącego tanie wino.
Caroline spojrzała z politowaniem na niego. Axl jakby nigdy nic też zaczął wlewać w siebie alkohol.
- Wygląda na to, że ty Caroline. - uśmiechnął się do niej.
- Daj mi kluczyki. - powiedziała lekko wkurzona.
Załadowaliśmy się do samochodów. Siedziałem z przodu obok Slasha. Mieliśmy świetny widok na Axla i Stevena siedzących na tyłach samochodu Caroline. Już jej współczuję... Wjechaliśmy na autostradę. Po około godzinie zauwarzyliśmy, że Axl i Popcorn machają nam przez tylną szybę i robią głupie miny. Też zaczęliśmy się wygłupiać. Car mignęła nam awaryjnymi, że zjeżdża na stacje. 
- Też zjedź. - nakazałem przyjacielowi.
Caroline wysiadła wściekła z samochodu i trzasnęła drzwiami. Oparła się o niego i zaczęła palić. 
- Co jest? - spytałem.
- Ja z tymi pojebami dalej nie jadę! - wykrzyknęła.
Zaczęliśmy się śmiać. 
- Ale wesoło masz chociaż! - zacieszała Vivien.
- No bardzo! - ironizowała Caroline - Śpiewają, kłócą się, albo opowiadają erotyczne historyjki!
Znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ale ze szczegółami te historyjki? - upewniał się Slash.
Car kiwnęła głową.
- Wieesz... To mogę cię zmienić! - oświadczył radośnie mulat.
- Dzięki! - wykrzyknęła.
Po krótkim postoju ruszyliśmy w dalszą drogę. Mieliśmy jeszcze godzinę do celu. Duff z Vivien z tyłu zacieszali. Ja z Car gadaliśmy. Dojechaliśmy!!! Wnieśliśmy bagaże do jednego domku.
- To kto gdzie śpi? - spytałem.
- Ja śpię z Caroline! - wykrzyknął radośnie Axl.
Dziewczyna spojrzała na niego ostro. Tylko się uśmiechnął.
- I tak pewnie będzie, że uśniemy tam gdzie się upijemy, więc mi wszystko jedno. - powiedział Slash.
- Ej, dobra. To teraz nie ważne! - zacieszał Popcorn - Chodźcie sprawdzić okolicę!
Wziąłem torbę i spakowałem do niej butelkę wódki, 2 Nightrainy i w rękę wziąłem Jacka Dniel'sa. Poszliśmy na spacer. Axl cały czas przepraszał Caroline. Dziewczyna piła wódę z gwinta. Śmiesznie wyglądali. Duff i Vivien trzymali się z tyłu. Coś mi się wydaje, że basista ma pewnie plany co do naszej uroczej brunetki. Ja, Slash i Popcorn szliśmy z przodu. Mulat opróżniał Daniel'sa, a ja i perkusista tanie wino.
- Ale tu zajebiście! - wykrzyknął Popcorn, gdy doszliśmy na plażę.
- I ile dziewczyn! - zacieszał Slash.
- Myślałem, że to Adler jest niewyżytym pudlem. - zażartowałem.
- Ale wiesz... - powiedział słodko Adler obejmując gitarzystę - My tak razem i w ogóle.
- Popierdoliło cię?! - wykrzyknął Slash.
Zacząłem się śmiać.
- Oj Saul... - Popcorn zaczął macać gitarzystę po tyłku - Nie wstydź się naszej miłości!
Przerażony mulat uciekł do Duffa i Vivien. Zostałem sam z Adlerem. Spojrzał na mnie pedofilskim wzrokiem.
- Nie masz na co liczyć! - zastrzegłem od razu.
Zaczął się śmiać.
- Ej, tu jest jakiś bar. Idziemy? - zapytał McKagan.
Weszliśmy do środka. Slash poszedł po drinki. Caroline już wybaczyła Axlowi (albo ma za dużo procentów we krwi). Najebaliśmy się. Wracalliśmy obejmując się i śpiewając. Nie mogliśmy znaleźć drogi powrotnej. Po długim błądzeniu doszliśmy do naszych domków. Wszyscy posnęli w mini saloniku. 
---------------------------------
*perspektywa Caroline*
---------------------------------
Ale mnie boli głowa... Obudziłam się na podłodze w objęciach Axla.
- Dzień dobry kochanie! - uśmiechnął się.
- Daruj sobie. - powiedziałam oschle.
- Oj dalej się wściekasz? - zatrzepotał rzęsami.
- Ja się zawsze wściekam. - zrobiłam obrażoną minę. 
Tak tylko się z nim droczyłam. Lubię jak mnie przeprasza.
- Caroline... - zaczął całować mnie po szyi.
- No już dobrze, dobrze. - pogłaskałam go po głowie.
Uśmiechnął się.
- Ale nie przestawaj! - powiedziałam.
Znowu zaczął mnie całować. Tym razem po biuście.
- Ej! - wrzasnęła Vivien - Nie przy ludziach!
- Ja chętnie popatrzę! - powiedział Popcorn.
- Ja też. - wtrącił Slash.
Z Axlem zaczęliśmy się śmiać.
- Niewyżyte pudle. - powiedziałam.
- Szkoda dnia! - powiedział radośnie Izzy - Idziemy na plażę!
Zebraliśmy się i poszliśmy. Było gorąco. Rozłożyliśmy ręczniki.
- Axl, posmaruj mnie kremem. - poprosiłam.
Z ochotą zabrał się do tego. Izzy wydobył plastikowe kubeczki i Jim Beama. Zaczęliśmy pić. Chłopaki już lekko wstawieni poszli grać w siatkę. Dołączyłyśmy do nich z Viv. Najebany Adler nie mógł trafić w piłkę. W końcu McKagan zabrał mu ją i podniósł do góry. Pudel skakał i próbował mu ją zabrać. Basista rzucił piłką do Slasha. Zaczęliśmy grać w "głupiego Adlera". Po jakimś czasie znudziło nam się to i wróciliśmy na miejsca. Tym razem Izzy polewał Nightrainem. Po 15 wróciliśmy do domu. 
- Jest coś do żarcia? - zapytał Adler.
- Mogę coś ugotować! - zgłosił się Slash.
- Ty?! - zaczęłam się śmiać - Chcesz gotować obiad?!
- No co? - zrobił obrażoną minę - Omlety ci smakowały.
Wzruszyłam ramionami. Mulat podreptał do kuchni. Po godzinie przyniósł nam podgrzane chipsy.
- Nic innego nie było do jedzenia. - powiedział stawiając na stole miskę.
Zaczęliśmy jeść. Nikomu nie chciało się już nigdzie ruszać dupy. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko. Chłopaki przynieśli stolik z salonu na dwór. Postawiliśmy na nim alkohol. Zaczęliśmy pić. Koło północy Vivien poszła spać. Zostałam sama z chłopakami. 
- Caroline... - zaczął bełkotać Axl - Chodźmy do drugiego domku...
- Nigdzie nie idę! - pewnie i tak zaraz tam się znajdę, bo jestem najebana.
- Oj Caroline... - prosił.
- Dobra. - zgodziłam się.
Objął mnie ramieniem i zataczając się poszliśmy do drugiego domku. No i tego... Znowu się z nim ruchałam.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

R. 9

2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
------------------------------------
Od kilku dni jestem w domu. Pora zacząć imprezować! Ale Duff wydał mi zakaz chodzenia samej do Rainbow. Boi się o mnie po ostatniej sytuacji z Billim. Cholera, a właśnie mam ochotę się napić. Poczekam, aż ktoś łaskawie zaprowadzi mnie za roczkę do klubu. Leżałam tak w łóżku i myślałam. Nagle wszedł do mnie Axl i położył się obok.
- Jak się spało? - spytał.
- Dobrze, a tobie? 
- Byłoby mi lepiej jakbyś leżała obok mnie. - zaczął mnie bajerować.
Poczułam, że się czerwienię. Axl czesem bywał czarujący. Zaczął bawić się moimi włosami.
- Caroline, - zaczął - pójdziesz ze mną dziś na kolację?
Ja pierdole... Co mu znowu odpierdoliło?!
- Tak we dwoje? - chciałam się upewnić.
- Mhm. - mruknął.
- W sumie to co mi szkodzi. - zgodziłam się.
- Zajebiście! - ucieszył się - Bądź gotowa na 20.
W podskokach wyszedł z mojego pokoju. Kurwa, coś się święci...
- A ten co tu chciał? - spytała Vivien wchodząc do pokoju.
- Nie uwierzysz... - powiedziałam.
- No mów. - zaciekawiła się.
- Zaprosił mnie na kolację. - wyjaśniłam.
Viv zaczęła się śmiać. 
- Axl? - nie wierzyła mi.
- No tak. Troche to dziwne...
Poklepała mnie po ramieniu i wyszła. Co to kurwa miało znaczyć?! Wstałam i poszłam do łazienki ogarnąć się. Zeszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Był tam Slash.
- Jest coś do żarcia? - spytałam.
- Robię wszystkim omlety! - powiedział dumny.
Kurwa, co dziś wszystkim odpierdala?! Najpierw Axl i kolacja, a teraz Slash pichci wszystkim śniadanko. Spojrzałam na niego pytająco.
- No co? - zmieszał się lekko - Nie mogę od czasu do czasu zrobić przyjaciołom śniadania?
Zatkało mnie. Weszłam do salonu. I co ujrzałam? McKagan i Izzy sprzątali ( ! ).
- Co wy odpierdalacie? - zdziwiłam się.
- Ale o co ci chodzi? - zapytał jak gdyby nigdy nic Izzy.
Przewróciłam oczami. Stanie się coś złego. Ja to wiem! Do pokoju wszedł z zacieszem Slash. Wniósł omlety. 
- Śniadanko! - zwołał wszystkich.
Po chwili w salonie zebrali się mieszkańcy Hellhouse. Rzadko jemy wspólnie. To trochę dziwny widok.
- Chłopaki, my będziemy już szli. Prawda? - powiedział Axl.
Wstali i wyszli. 
- Kurwa, o co im chodzi? - spytałam Vivien.
- Nie mam pojęcia. Od rana zachowują się podejrzanie. - skrzywiła się.
- Martwię się, że zrobią coś głupiego. - podzieliłam się z przyjaciółką obawami.
- Nie ty jedna... 
Wstałyśmy i posprzątałyśmy po śniadaniu. Koło 15 wrócili chłopcy. Byli brudni, rozczochrani, a Popcorn miał rozciętą wargę.
- Gdzie byliście? - spytałam podejrzliwie.
- Na spacerze. - odpowiedzieli chórem.
Pokręciłam głową. O 18 zaczęłam się szykować na kolacje z Axlem. Umyłam włosy i wysuszyłam je. Założyłam elegancką sukienkę i poszłam się malować. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Gotowa? - zajrzał Axl.
- Tylko założę buty. - powiedziałam wkładając na nogi czarne szpilki.
Wokalista objął mnie i wyszliśmy. Na zewnątrz czekała taksówka. Axl miał na sobie czerwoną marynarke, niedopiętą koszulę (pewnie Izziego) i jeansy. Wyglądał mega sexy. Podjechaliśmy pod restaurację. Rudy otworzył mi drzwi od samochodu. Weszliśmy do środka. Kelner wskazał nam nasz stolik. Grała cicho muzyka. W pomieszczeniu panował półmrok. Na stole leżał bukiet świerzych kwiatów.
- Pięknie tu. - pochwaliłam lokal.
- Zasługujesz na to. - uśmiechnął się.
- Axl, coś mi tu nie pasuje...
Spojrzał na mnie pytająco.
- Od rana zachowujecie się podejrzanie... - wyjaśniłam.
- Nie długo się dowiesz czemu. - posmutniał.
- Mam się martwić? - lekko się zdenerwowałam.
- Nie no co ty. Nie przyszliśmy tu o tym gadać. - szybko zmienił temat.
Wieczór był cudowny. Zachowaliśmy kulturę i nie upiliśmy się. Na koniec Axl poprosił kelnera o zamówienie nam taksówki. Wróciliśmy do domu. Nikogo tam nie było. Rudy wszystko zaplanował. Odgarnął mi włosy za ucho. Położyłam ręce na jego ramionach. Pocałował mnie. Poszliśmy do jego sypialni. Jego łóżko było zasłane świerzą pościelą i obsypane płatkami róż. Na stoliku nocnym chłodził się szampan. Było naprawdę romantycznie. Usiedliśmy na łóżku. Axl otworzył butelkę i nalał do kieliszków. Napiliśmy się. Przysunęłam się bliżej niego. Odstawiłam kieliszek i zaczęłam go całować. Pieprzyliśmy się. Było zajebiście! Rano obok mnie Axla nie było. Włożyłam na siebie jego koszulkę. Zeszłam na dół. Była tam policja. Chłopaki byli aresztowani!!! Wszyscy! 
- O co chodzi?! - spytałam.
- Aresztowali nas. - powiedział smutno Axl.
- Ale za co?! - nie wierzyłam.
- Załatwiliśmy pewną sprawę. Teraz jesteś bezpieczna... - wyjaśnił mi.
- Kurwa, co wyście zrobili?! - powiedziałam ze łzami w oczach.
- To co już dawno powinniśmy. - uśmiechnął się do mnie Duff.
Policjanci wyprowadzili chłopaków. Rozryczałam się. Siedziałam na kanapie i płakałam jak głupia. Poszłam do lodówki. Wzięłam wódkę. Z "tajnej szafki" wyciągnęłam kokę. Upiłam się i naćpałam. Nie wierzyłam w to co się stało. Vivien znalazła mnie półprzytomną.
- Caroline! - próbowała mnie ogarnąć.
- Daj mi spokój... - powiedziałam obojętnie.
- Co się stało? - spytała troskliwie.
- Aresztowali ich... - po mimo dragów i procentów znowu zaczęłam płakać.
- Ale za co? - dociekała Viv.
- Powiedzieli mi tylko, że teraz już jestem bezpieczna i powinni załatwić to już dawno temu...
- O kurwa... - przeraziła się Vivien - Ja chyba wiem o co chodzi... - wzięła kilka sporych łyków wódki - Chyba byli u Billiego.
Cały dzień siedziałyśmy z Viv i piłyśmy, ćpałyśmy znowu piłyśmy i tak w kółko. Nie wierzę w to co się stało. Wszystko z mojego powodu! 
- Idę się położyć. - oznajmiła mi Viv i zataczając się poszła na górę.
Położyłam się na kanapie. Próbowałam usnąć. Całą noc miałam koszmary. O 8 wstałam się ogarnąć. 
- Viv, wstawaj! - budziłam przyjaciółkę.
- O co chodzi? - spytała zaspanym głosem.
- Idziemy sprawdzić co z chłopakami! - wyjaśniłam.
Szybko się ubrała i poszłyśmy na komisariat. 
- Słucham? - zapytał nas policjant.
- Dzień dobry, chciałybyśmy się dowiedzieć co z naszymi przyjaciółmi. - powiedziałam.
- Nazwiska. - burknął.
- McKagan, Stradlin, Rose, Adler, Hudson. - powiedziała Viv.
- Mają sprawę karną za pobicie. - oznajmił.
- A można ich jakoś wypuścić? - próbowałam coś wymyśleć.
- Mogą panienki wpłacić kałcję. - powiedział trochę milej.
- Ile? - zapytałam.
Nabazgrał na kartce sumę.
- Viv, idziemy opróżnić nasze konta bankowe! - powiedziałam.
- Ale Caroline... To strasznie dużo pieniędzy... - dziewczyna nie była przekonana.
- To nasi przyjaciele! - oburzyłam się.
Poszłyśmy do banku i opróżniłyśmy nasze konta bankowe. Akurat starczyło! Szybko wróciłyśmy na komisariat. 
- Mamy tą kasę. - oznajmiłam policjantowi.
- Ale wiecie, że od wyroku to ich nie uchroni? - zapytał.
- Nie ważne. - odpowiedziałam szybko i dałam mu pieniądze.
Po chwili przyprowadził chłopaków. Byłam bardzo szczęśliwa. Rzuciłam się im na szyję. Wróciliśmy do domu.
- Co wam odpierdoliło z tym Billim? - zapytałam w końcu.
- Ma chuj nauczkę na przyszłość. - powiedział Slash.
- Przecież dałoby się to załatwić w inny sposób. - tłumaczyłam - To za ile macie rozprawę?
- Za 2 miechy. - powiedział Izzy.
- Trzeba wam adwokata załatwić... - odezwała się Vivien.
Wieczór był jakiś smutny. Nikt nic nie pił, nie ćpał. Poszłam do siebie do pokoju. Położyłam się. Po jakimś czasie przyszedł do mnie Axl.
- Mogę? - spytał.
- Mhm... - mruknęłam.
Zdjął spodnie i położył się obok mnie. Przytuliłam się do niego. Chciało mi się płakać. Axl zaczął mnie głaskać po głowie.
- Ciii... Już dobrze... - pocieszał mnie.
- Nie chcę, żebyście szli do pierdla... - powiedziałam cicho.
Przytulił mnie. Zasnęłam w jego ramionach. Znowu miałam koszmary. Rano obudził mnie Axl, który wychodził z łóżka.
- Gdzie idziesz? - spytałam.
- Nigdzie, śpij. - powiedział czule.
- Przecież widzę, że gdzieś idziesz. - zostawałam przy swoim.
- Idziemy do adwokata z chłopakami. - wyjaśnił mi.
- Idę z wami. - zaczęłam wstawać z łóżka.
- Nigdzie nie idziesz. - zaprotestował - Całą noc miałaś koszmary. Odpocznij. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Wyszedł. Leżałam w łóżku i myślałam. Po godzinie wstałam i poszłam się ogarnąć. Akurat chłopaki wrócili.
- I co wam powiedzieli? - spytałam.
- Jeżeli dobrze pójdzie to dostaniemy 5 lat i zawiasy. - wyjaśnił mi McKagan.
- Bogu dzięki... - powiedziałam z ulgą - Jest nadzieja.

sobota, 28 grudnia 2013

R. 8

*perspektywa Caroline*
---------------------------------
Pokłóciłam się z Vivien. Już nawet nie pamiętam o co. Pewnie o pierdołę. Wiem tylko tyle, że obie byłyśmy pijane i z Duffem i Izzim zmienili klub, żebyśmy się nie pobiły. Zostałam wtedy w Rainbow z Axlem i Slashem. Ale Saul poszedł szybko na dziwki. Axl też wkrótce mnie opóścił i wrócił do domu. Co jest kurwa?! Siedziałam sama. Nasz stary "dobry" znajomy Billy przyszedł do Rainbow z kumplami. Zobaczyli siedzącą mnie przy barze. Podeszli do mnie i zaczęli traktować mnie jak jakąś dziwkę!!! Wkurwiłam się i przyjebałam jednemu w twarz. Wyszłam z klubu. Czułam, że ktoś idzie za mną. Skręciłam i przyspieszyłam kroki. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu za nadgarstek i zaczął całować. Przeraziłam się. To był Billy... Zaczęłam uciekać. Gonił mnie. Po pewnym czasie go zgubiłam. Przerażona wbiegłam do domu. Był tam Axl.
- Co się stało?! - spytał, gdy zobaczył moją przerażoną twarz.
- Billy mnie gonił... - nie mogłam złapać tchu.
- Zajebie gnoja!!! - Axl się wkurzył i pdszedł do komody stojącej pod ścianą.
Z szuflady wyjął pistolet ( ! ). Skąd on tam się wziął?!
- Odłóż ten pistolet! - ryknęłam.
Zignorował mnie i wściekły ruszył w stronę drzwi.
- Axl! - darłam się coraz bardziej przerażona.
- Tym razem mu nie odpuszczę! - popadł w furię.
Zagrodziłam mu drzwi.
- Odsuń się. - silił się na spokój.
- Oddaj pistolet. - zarządałam.
Próbował mnie przepchnąć. Zaczęłam się z nim szarpać i próbowałam wyrwać pistolet. Popchnął mnie na ścianę i wybiegł. Na szczęście pistolet trzymałam w dłoni. Ciężko oddychałam. Nie wierzyłam co się stało. Kurwa, żeby Axlowi nic do tej łepetyny głupiego nie strzeliło... Siedziałam przerażona w domu i czekałam, aż wróci. Ktoś wszedł do domu. Był to Slash, który wrócił od dziwek.
- Widziałeś Axla? - cała, aż się trzęsłam.
- No, mijaliśmy się. - odpowiedział biorąc coś z "tajnej szafki".
- Gdzie jest?! 
- Jedzie taksówką do domu Billiego. Był mocno wkurwiony.
- Slash! Musimy tam jechać!
- Ale po co?! - zapytał, a ja złapałam go za rękę i poprowadziłam do samochodu.
- Jedź tam! - wręczyłam mu kluczyki.
W takim stanie nie mogłam prowadzić. Ale zapomniałam, że gitarzysta przed chwilą się naćpał i miał sporo procentów we krwi. Jechał strasznie szybko i nie wiem jakim cudem wyjechaliśmy z miasta.
- Co ty robisz?! - zdenerwowałam się.
Śmiał się tylko.
- Zwolniji!!! - ryknęłam, gdy zobaczyłam że jest przed nami ostry zakręt.*
Urwał mi się film. Obudziłam się w szpitalu. Szumiało mi w głowie. Nie rozumiałam co do mnie mówili. Byłam podłączona pod jakieś rurki. Ludzie biegali wokół mnie. Znowu odleciałam. Ocknęłam się na sali. Po jakimś czasie przyszła pielęgniarka.
- Przepraszam - powiedziałam do pielęgniarki, która odłączała ode mnie rurki - może pani sprawdzić co z moim kolegą? Jechaliśmy razem. Nazywa się Saul Hudson.
- Wiem o kogo chodzi. - powiedziała - Tylko się poobijał, bo zadziałała u niego poduszka powietrzna.
- Czyli u mnie nie zadziałała? - spytałam.
- Prawdopodobnie tak. - odpowiedziała mi.
- Mogę zadzwonić? 
Zaprowadziła mnie do dyżurki i podała słuchawkę. Wykręciłam numer do Hellhouse. 
- Halo? - usłyszałam głos Vivien.
- Viv, jestem w szpitalu. Miałam wypadek... - powiedziałam.
- O kurwa... - zmartwiła się - Coś ci się stało?
- Sama jeszcze nie wiem...
- Zaraz przyjadę. - powiedziała.
- Vivien... Przepraszam za to w Rainbow.
- Oj, daj spokój. - powiedziała czule - To ja przepraszam.
Wróciłam na salę.
- Prosze siostry, co mi właściwie jest? - spytałam.
- Lekarzy martwił brak przytomności i zostawili panią na obserwację. Za kilka dni wróci pani do domu. - udzieliła mi informacji.
Bogu dzięki... Po jakimś czasie przyszła do mnie Vivien i Izzy.
- Siemano! Jak się czujesz? - spytał mnie Izzy.
- Hej, jeszcze trochę szumi mi w głowie. - odpowiedziałam - Wiecie jak się ma Slash?
- Wszystko ok. Po południu wróci do domu. - odpowiedziała mi Viv.
- A co z Axlem? - spytałam.
- Pobił się z Billim i chciał spalić mu dom... - zaczął Izzy - Ale jego kumple przyjechali i zaczęli się bić.
- O ja pierdole... - przeraziłam się - Co z nim?
- Ma kilka siniaków i tyle. - powiedziała Car.
- Wszystko przeze mnie... - zachciało mi się płakać.
- Daj spokój. - Izzy chciał mnie podnieść na duchu - Powinnaś się cieszyć, że masz tak wspaniałych przyjaciół.
- Masz rację. - uśmiechnęłam się.
Izzy i Vivien siedzieli u mnie godzinę, a potem wrócili do domu. Kurcze, strasznie nudno na tej sali tak samemu leżeć. Myślałam wciąż o Axlu i Billim. Gdybym za nim wybiegła to może nic by mu się nie stało? Poczucie winy wyżera mnie od środka... Ktoś zaczął pukać do drzwi. To Slash ( ! ).
- Siemano! - wyszczerzył zęby.
- Oo, hej! - ucieszyłam się - Jak tam?
- A nie narzekam. Dzisiaj wracam do domu. - usiadł na krześle.
- Zazdroszcze. Ja dopiero za kilka dni. - trochę posmutniałam.
- Słuchaj Car... - zaczął - Sory, za ten wypadek.
- Nie gniewam się. - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale wiesz, - zaczął się szczerzyć - mam tu coś dla ciebie w ramach rekompensaty.
Spojrzałam na niego pytająco. Wręczył mi małe zawiniątko.
- Tylko nie mów pielęgniarką. - puścił mi oczko i wyszedł.
Rozpakowałam to. Była to malutka buteleczka wódki. Cały Saul. Od razu poprawił mi humor. Wieczorem poszłam do łazienki i opróżniłam zawartość prezentu. Wróciłam na salę i poszłam spać.
*fragment na podstawie teledysko do piosenki Don't Cry zespołu Guns N' Roses.
--------------------------------
*perspektywa Duffa*
--------------------------------
Siedziałem i czekałem, aż wróci Izzy, Viv i Slash. Z Popcornem musieliśmy pilnować Axla, żeby coś mu do łba nie strzeliło. Ledwo chodzi, a znowu chce iść do Billiego.
- Duff, błagam... - zaczął jęczeć - Dajcie mi do niego iść.
- Axl, nie rozumiesz po ludzku? Nie i koniec. - zaczęło mnie to troche irytować.
- No, weź... - pociągnął mnie za rękę - Stary...
- Jak wyzdrowiejesz to wszyscy mu najebiemy, ok? - spróbowałem innej taktyki.
Rudy się zamyślił i uśmiechnął.
- No ok. - wreszcie się zgodził.
Nie było z nim tak źle, tylko Viv dramatyzuje. Axl ma tylko podbite oko, rozciętą wargę i bolą go gnaty. Ktoś wszedł do domu. To Viven i Izzy. Nareszcie. 
- A gdzie Slash? - spytałem.
- Nie wiem. Musieliśmy go minąć. - powiedział Izzy.
Axl poszedł na górę spać. Izzy przyniósł z kuchni butelkę czystej. Zaczęliśmy pić. Po jakimś czasie ktoś zaczął walić w drzwi. Nikomu nie chciało się wstawać.
- Wejść! - krzyknął Adler.
Okazało się, że to Billy i jego przygłupy.
- Wypierdalajcie stąd. - wstałem i grzecnie próbowałem ich wygonić.
- Gdzie jest moja blondyneczka? - spytał Billy obleśnie się uśmiechając.
- Gówno cię to obchodzi! - Viv stanęła obok mnie.
- Pewnie się kurwi. - powiedział jeden z przygłupów na co inni zareagowali śmiechem.
- Nigdy nie mów tak o Caroline! - wkurzyłem się i go popchnąłem.
- Bo co mi zrobisz?! - zgrywał twardziela.
Nie wytrzymałem i przywaliłem mu. Chłopak zatoczył się i upadł. Jeden go podniósł. Vivien dziwnie na mnie spojrzała.
- To my sobie poczekamy tutaj na nią. - powiedział spokojnie Billy i bezczaelnie usiadł na naszej kanapie, a na dodatek zaczął pić naszą ( ! ) wódkę!
- Wypierdalajcie! - teraz wkurzył się Izzy.
Billy spojrzał na niego z pogardą. Do domu wrócił Slash.
- Siemano skurwysyny! - przywitał się z nami - Nie mówiliście, że będziemy mieć gości!
- To nie są goście! - syknęła Vivien.
- O kurwa... Billy?! - gitarzysta wytrzeszczył oczy.
Ten frajej bezczaelnie się uśmiechnął.
- Koniec zabawy, wypierdalajcie! - ryknęła Vivien. 
Nigdy taka nie była.
- W sumie, to skoro sobie tak czekamy na blondi, to ty kochanie możesz zapewnić nam atrakcję! - Billy wstał i pogładził Viv po włosach zerkając w jej dekold.
- Przesadziłeś! - odpechneła go.
Sięgnęła po butelkę wódki stojącą na stole i już chciała roztrzaskać ją na jego głowie, ale jeden z osiłków złapał ją za nadgarstek.
- Puszczaj! - ryknęła.
Odepchnąłem go od niej. Cała sytuacja robiła się śmieszna. 
- Dobra, koniec tego. - wtrącił się Izzy - Dzwonię po gliny.
Billy po prostu wyrwał kabel od telefonu.
- Popierdoliło cię?! - wrzasnął Izzy.
Slash złapał za krzesło i jebnął Billiego. Zaczęliśmy się bić. Nawet Vivien nam pomagała. Podczas walki przyszedł Axl.
- Oo, nasza śpiąca królewna wstała! - powiedział radośnie Billy wycierając krew, która leciała mu z nosa.
- Co ten kutas tu robi?! - Axl złapał nerwa.
- Czekam na moją słodką blondyneczkę! - ta menda bezczelnie podpuszczała Rudego.
- Twoja?! - ryknął.
- Już sobie wyobrażam jak będę ją pieprzył! - powiedział teatralnie.
Axl nie wytrzymał. Rzucił się na niego. I znowu wszyscy zaczęli się bić. Nagle Vivien od tyłu przywaliła Billiemu w głowę butelką i stracił przytomność. Jego kumple szybko go wzięli i po prostu wyszli. Pozerzy. Rozejrzałem się. Izziemu leciała krew z nosa, Saul miał rozciętą wargę, Popcorn miał limo. Dotknąłem tył swojej głowy. Była rozcięta. Vivien zaczęła nas opatrywać. 



piątek, 27 grudnia 2013

R. 7

*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Wszyscy śpią i tylko ja trzeźwieję pozostając przytomna. Poszłam do telefonu. Wykręciłam numer do hotelu, w którym był Izzy.
- Dzień dobry, recepcja. W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie recepcjonistka.
- Proszę mnie połączyć z pokojem numer 203. - powiedziałam.
Rozległo się pikanie w słuchawce.
- Halo? - usłyszałam lekko pijany głos Izziego.
- Siemano! - przywitałam się.
- O Caroline! - ucieszył się.
- Stary, mogę do ciebie przyjechać i zostać na trochę? - przeszłam od razu do rzeczy.
- Jasne, ale coś się stało? - zapytał zaniepokojony.
Poczułam, że chce mi się płakać.
- Powiem ci wszystko na miejscu... - powstrzymywałam łzy - Naszykuj tylko alkohol i dragi.
Rozłączyłam się. Ze łzami w oczach poszłam się pakować. Ale ze mnie idiotka!!! Po co ja tak ryczę?! I to z takiego bezsensownego powodu... Wyjęłam torbę z szafy i wrzuciłam w nią kilka koszulek, skórzane portki i bieliznę. Wzięłam portfel i kluczyki od samochodu. Miałam 40 minut drogi do hotelu. Włączyłam radio. Leciała piosenka Aerosmith - Amazing. Znowu zachciało mi się ryczeć. Ale ugryzłam się w język. Jazda szybko mi minęła. Zaparkowałam się pod budynkiem. Cud, że dojechałam będąc w takim stanie. Weszłam do środka.
- Dobry wieczór, w czym pomóc? - spytała recepcjonistka.
- Ja w odwiedziny do pokoju 203. - powiedziałam.
- Proszę za mną. - uśmiechnęła się sztucznie.
Zaprowadziła mnie pod same drzwi. Poczekałam, aż sobie pójdzie. Zapukałam. Otworzył mi Izzy. Weszłam bez słowa i zaczęłam płakać. Izzy mnie przytulił.
- Masz... - podał mi butelkę czystej - Będzie ci lepiej.
Wzięłam kilka dużych łyków z gwinta. Podziałało. 
- Dzięki Izzy... - uśmiechnęłam się.
Uśmiechnął się również. 
- Mam tu coś dla ciebie. - powiedział i sięgnął pod materac łóżka. 
Wyjął woreczek z kokainą. Od razy poprawił mi się humor na samą myśl o cudownym proszku szczęścia. Rytmiczny zrobił cztery kreski na stole. Po dwie na głowę. Od razu wzięłam swoje. Napiłam się wódy. Po kilku minutach "biała dama" zaczęła działać. Byłam mega szczęśliwa. Izzy prawdopodobnie też. Po "śniegu" zawsze mieliśmy jazdy i każdemu chciało się ruchać, a że Axla nie było w pobliżu...
- Izzy... - zaczęłam cała drżeć z podniecenia - Pocałuj mnie!
Przystąpiliśmy do działania. Mimo, że rytmiczny był pod wpływem był bardzo delikatny. Nie to co "rudy diabeł". Zapomniałam o problemach. Byliśmy na haju przez około 40 minut. Akurat starczyło do zakończenia naszych igraszek. Zaczęłam się śmiać nie wiadomo z czego. Izzy dołączył się do mnie. Leżeliśmy na łóżku cali nadzy, gapiliśmy się w sufit i jak wariaci śmialiśmy się do niego. Było mi mało po  kokainie.
- Masz coś jeszcze? - spytałam z nadzieją w głosie.
Jak zwykle się nie zawiodłam na nim. Wyciągnął z torby dwa jointy i zapalniczkę. W tym czasie założyłam jego koszulkę, a on spodnie.
- Uwielbiam cię, Izzy! - pocałowałam go.
Zaczęliśmy palić. Znowu zaczął nas bawić sufit. 
- Caroline, zróbmy sobie narkotykową ucztę!!! - wypalił nagle Izzy.
- Dawaj wszystko co masz! - wykrzyknęłam. - A co mi tam!
Stradlin wyciągnął spory ekwipunek. Wszystko rozłożyliśmy na stole. Odpaliłam papierosa, stanęłam na stoliku wśród narkotykow i zaczęłam tańczyć. Nagle coś zaczęło wyć.
- O kurwa!!! Alarm pożarowy! - przeraził się Izzy.
- Trzeba się tego pozbyć! Zaraz będzie tu straż i recepcja! - zaczęłam wrzeszczeć.
Pobiegłam zamknąć drzwi, aby opóźnić wejście recepcji. Z Izzim zaczęliśmy wszystko w siebie ładować, a część chować gdzie popadnie. Usłyszeliśmy walenie w drzwi.
- Halo?! - ktoś krzyczał za drzwiami - Proszę otworzyć!!!
Wydawało mi się, że drzwi są mnóstwo kilometrów ode mnie i miałam wrażenie, że podłoga faluje. Z papierosem w ustach poszłam otworzyć. Uderzyłam w drzwi przez przypadek. Otworzyłam je. 
- Wszystko w pożądku?! - recepcjonistka wbiła do pokoju.
- Tak, tak. - odparł Izzy.
Kobieta rozejrzała się po pokoju i pociągnęła nosem.
- Proszę nie palić w pokoju. Tu jest zakaz. - powiedziała i wyszła.
Spojrzałam na Izziego. Wszystko zaczęło zmieniać swoje rozmiary. Nie czułam, że chodzę. Film mi się urwał. Obudziłam się na podłodze. Izzy klęczał pochylony nade mną.
- Nie rób mi takich rzeczy Caroline! - powiedział z ulgą.
- Sory. - uśmiechnęłam się.
Pomógł mi wstać.
- Musimy to kiedyś powtórzyć! - zaczęłam się śmiać.
Wzięłam butelkę wódki ze stolika i zaczęłam ją opróżniać. Izzy pomógł mi z nią. Najebaliśmy się. Całkiem pijani wyszliśmy na balkon. Zaczęliśmy krzyczeć do ludzi na dole i polewać ich alkoholem. Było zajebiście. W końcu się zmęczyliśmy i usiedliśmy na krzesłach patrząc w gwiazdy. Złapałam go za rękę. Siedzieliśmy w milczeniu. Poczułam, że zamykają mi się oczy. Zaczynałam zasypiać. Izzy wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Usnęłam. On leżał tuż obok. Obudziło nas pukanie do drzwi.
- Co do chuja?! - spytałam. Izzy poszedł otworzyć.
To obsługa.
- To co poprzednio na śniadanie, panie Stradlin? - spytała dziewczyna.
- Tak, tak. - powiedział Izzy.
- Dla pana przyjaciółki też? - spojrzała na mnie.
Izzy skinął głową. Dała nam jeść i poszła.
- Fajnie tu. - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
Rytmiczny zjadł szybciej i poszedł do łazienki.
- Muszę wyjść na kilka godzin. - powiedział, gdy skończył się myć.
- Musisz? - spytałam z nadzieją, że powie że jednak zostaje.
- Trzeba zapasy zrobić po wczorajszej "uczcie". - uśmiechnął się.
- Wracaj szybko. - powiedziałam.
Wyszedł. Rozejrzałam się po pokoju. Trochę tu bajzel. Wzięłam swoje ciuchy z torby i poszłam pod prysznic. Była 10. Izzy wrócił o 12.
- Jestem! - powiedział wchodząc.
Ucieszyłam się. Dopiłam colę, którą zamówiłam w recepecji i otworzyłam Jacka Dniel'sa. Zaczęliśmy pić siedząc na krzesłach na balkonie. Gadaliśmy o pierdołach. Paliliśmy jointy. Znowu zapomniałam o problemach.
- Myślisz, że martwią się o nas? - spytałam.
- Na pewno. - odpowiedział mi i zaciągnął się.
- A jak nie? - ciągnęłam dalej.
- Przecież to nasi przyjaciele. - powiedział wypuszczając dym.
Izzy zawsze wiedział co powiedzieć, żeby mnie uspokoić. Kochany jest. 
- Masz ochotę na herę? - spytał grzebiąc w torbie.
- No ja bym nie miała? - zaśmiałam się.
Wstrzyknęliśny sobie w żyly heroinę. Jeszcze nigdy tak regularnie nie brałam narkotyków. Na szczęście hera utrzymuje się dłużej niż "śnieg". Po chwili miałam wszystko w dupie. Było mi tak dobrze, jak nigdy. Zamknęłam oczy. Izzy wziął gitarę i zaczął na niej brzdąkać wolne kawałki. Kiwałam się w ich rytmie. Siedzieliśmy tak kilka godzin. Chciałam, aby było tak zawsze.
------------------------------------
*perspektywa Duffa*
------------------------------------
Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Jest godzina 15?! Jak to możliwe?! Zszedłem na dół. W salonie siedziała zamyślona Vivien i Adler. 
- Jak tam? - spytałem.
- Cudownie!!! - wyszczeżył zęby pudel.
Axl wszedł nagle do domu.
- W Rainbow też jej nie ma. - powiedział zdenerwowany.
- O co chodzi? - spytałem.
- Nigdzie nie ma Caroline. - odpowiedziała mi Viv.
- Cholera, wszyscy gdzieś znikają... - zmartwiłem się - Najpierw Izzy, teraz Car.
- Duff, ty to masz łeb!!! - krzyknęła Vivien - Może jest u Izziego?
- Możliwe. - powiedział Axl.
Tym razem do domu wszedł Slash z zakupami.
- Już myślałem, że to Caroline. - powiedział zawiedziony wokalista.
- Spokojnie, znajdzie się. - pocieszał nas Steven.
---------------------------------------
*perspektywa Caroline (znowu)*
---------------------------------------
Zaczęło się ściemniać. Heroina przestała działać. Poczułam straszny ból głowy.
- Izzy, masz coś na ból głowy? - spytałam mojego eksperta.
Poszedł po skręty haszyszu. Zaczęliśmy je palić. Po kilku minutach czułam się jak nowonarodzona.
- Idziemy na spacer? - spytałam.
- Jasne. - odpowiedział mi i dopalił swój "środek przeciwbólowy".
Szliśmy parkiem. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy i wygłupialiśmy się. Czułam się jak małe dziecko. Nie przestawałam się śmiać. Podobnie Izzy. Zrobiło się zimno.
- Wracamy? - spytał z troską.
- Mhm. - mruknęłam.
Objął mnie. Oparłam głowę o jego ramię. Czułam się świetnie. W pokoju Izzy wyjął Jacka Daniel'sa. Znowu się upiliśmy. Mój organizm był zmęczony ciągłym faszerowaniem go prochami. Zasnęłam. Obudziłam się późnym popołudniem. Izzy stał na balkonie i palił papierosa. Na stoliku stała lekko opróżniona butelka Jim Beama i szklanka. Wstałam. Podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu. Nalałam sobie alkoholu do szklanki i napiłam się. Od razu mi lepiej.
- Wracamy? - spytał mnie.
- Jeśli chcesz... - wcale mie miałam ochoty wracać. Chciałam tu z nim zostać na zawsze.
- No to zbieraj się. - uśmiechnął się i zgasił papierosa. 
Zaczęliśmy się pakować. W recepcji Izzy wypisał czek i poszliśmy do mojego samochodu. Było mi smutno, że wracamy. Chciałam się zobaczyć z przyjaciółmi, ale wolałabym ćpać z Izzym w hotelu.
- Coś się stało? - spytał widząc moją minę.
- Nie, nic. - uśmiechnęłam się.
Wyciągnęłam z torby resztki Jim Beama i dopiłam go. Izzy tylko uśmiechnął się. Dojechaliśmy. Weszliśmy do domu. Wszyscy siedzieli w salonie.
- Caroline, Izzy!!! - wykrzyknął radosny Axl i rzucił się nam na szyję.
- Gdzie wy byliście? - spytała Viv - Martwiliśmy się.
- Musieliśmy odpocząć. - powiedziałam.
- Ale mamy prezenty! - uśmiechnął się Izzy.
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco. 
- Spoko. - powiedział - Pójdą do "tajemnej szafki".
I każdy wiedział już o co chodzi.
----------------------------------------------
Wiem, wiem. Może "troszeczkę" przesadziłam w tym rozdziale z narkotykami, ale co to za Gunsi, gdyby nie ćpali na potęgę? XD 

R. 6

*perspektywa Vivien*
-------------------------------------
Ale mnie nakurwia głowa... Postanowiłam napić się mleka. Zeszłam na dół i co zobaczyłam?! Nasz salon to pieprzona ruina!!! Co się wczoraj działo?! Kurwa, a jak ktoś się włamał?! 
- DUFF!!! - zaczęłam się drzeć.
Usłyszałam kroki.
- Co się stało? - spytał zaspany.
- Ktoś się włamał! - powiedziałam z przerażeniem w głosie.
- Nikt się nie włamał. - zaczął się śmiać - Axl i Caroline wczoraj się pokłócili.
- Przecież oni niedługo rozwalą ten dom... - powiedziałam.
- Żebyś ty widziała jak wczoraj Car cisnęła w niego butelką! - podszedł do ściany i pokazał mi wgniecenie w niej - O tu! Gdyby się nie schylił to byłoby po nim.
- Ja pierdole... - ręce mi opadły - Oni są jakimiś pieprzonymi psychopatami, czy co?
- A to jest całkiem możliwe. - zaczął się śmiać.
- To nie jest śmieszne, Duff. Spójrz jak ten pokój wygląda! - zirytowałam się.
- Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że gdy skończyli to po prostu poszli się pieprzyć! - basista nie przestawał się śmaić.
- Psychole... - pokręciłam głową.
- Zmieniając temat... - zaczął Duff - Wiesz może coś na temat mojego i Slasha wieczoru z przed dwóch dni?
- Nie... - zamyśliłam się - Pamiętam tylko tyle, że piliśmy w domu, a potem usnęłam oparta o niego, a gdy się obudziłam na fotelu był tylko Steven.
- Kurwa, nikt nic nie pamięta. - wkurzył się lekko - Wczoraj w Rainbow jakaś cizia powiedziała nam, że Slash się z nią jebał, a ja obracałem jej koleżanki.
Zaczęłam się śmiać.
- No to nieźle. - powiedziałam.
- No bardzo... Ale na Boga, jak myśmy się znaleźli przy tej autostradze?!
- Nie mam pojęcia. - znowu zaczęłam się śmiać.
Do salonu zszedł Axl i Caroline.
- Siemano! - uśmiechnął się.
- Popieprzyło was?! - zaczęłam kazanie.
- Ale o co ci chodzi? - spytała Caroline robiąc sobie kawę.
- O ten pieprznik. - wskazałam na salon.
- Oj, tam. - roześmiał się Axl - Zaraz sprzątniemy. - puścił mi oczko.
Przyszła Caroline z kuchni z kubkiem kawy.
- Gdzie jest Izzy? - spytałam zmieniając temat.
- Nie ma go od wczoraj... - powiedział Duff.
Caroline spuściła wzrok. Wszyscy na nią spojrzeliśmy.
- No nie patrzcie tak na mnie! - wkurzyła się.
- Martwimy się o niego. - powiedziałam.
- Ma teraz kilka problemów i musiał wyjechać... - powiedziała cicho.
- A coś więcej? - spytał Duff.
- Prosił, aby wam nie mówić. - wzięła łyk napoju.
Do pokoju wszedł Slash.
- Co do kurwy nędzy?! - zdziwił się, gdy zobaczył Axla i Caroline obejmujących się.
- Ale o co ci chodzi? - spytała słodko.
- Nie ważne... - zamyślił się.
Axl i Caroline wzięli się do "sprzątania".
------------------------------------------
*perspektywa Caroline*
------------------------------------------
Wszyscy poszli do Rainbow oprócz mnie, Axla i Stevena, który spał na górze.
- Pójdziemy później do Rainbow jak skończymy? - spytał mnie.
- Ale jak znowu zaczniesz schizować to nie wiem co ci zrobię. - zastrzegłam.
Uśmiechnął się tylko. Nie chciało nam się sprzątać, więc to co potłukliśmy wgarnęliśmy pod kanapę, ustawiliśmy równo krzesła, postawiliśmy stół, a firanek nie chciało się nam wieszać, więc je zerwaliśmy. Było w miarę czysto.
- No to idziemy. - ucieszył się Axl i objął mnie w pasie.
Szliśmy żartując i śpiewając. Szkoda, że nie ma Izziego, bo on zaopatrzał naszą "tajną szafkę" w kuchni. Ale obiecał mi, że niedługo wróci. Axl przepuścił mnie w drzwiach do klubu. Dołączyliśmy do naszych przyjaciół, którzy byli już lekko zalani. Musieliśmy trochę ich nadgonić z procentami. Kątem oka zobaczyłam, że jakaś brunetka ubrana jak "szanująca się dziwka" uśmiecha się i trzepocze rzęsami do Slasha. Chłopak z początku jej nie zauważał, ale teraz odwzajemnił uśmiech. Poszedł do niej. Po chwili rozmowy poszli do kibla. Oj ten Saul... Axl był już mocno najebany. 
- Caroline... - wybełkotał - Chodźmyyy też taam...
- Chyba cię pojebało! - nie będę mu dawała dupy jak tylko sobie zażyczy.
- No Caroline... - prosił.
- Pierdol się! - wstałam i poszłam do baru.
Duff i Vivien zaczęli się śmiać. Nie miałam co robić sama przy barze, więc wróciłam do stolika z butelką wódki. Duffowi, aż oczy rozbłysły jak to zobaczył. Axl patrzył na mnie z wyrzutem. Upiłam się do nieprzytomniści. Obudziłam się w czyichś ramionach. Ktoś mnie niósł.
- Co się dzieje? - spytałam półprzytomna.
- Śpij dalej. - usłyszałam głos Duffa. Pewnie to on mnie niósł.
Rozejrzałam się. Vivien i Slash podtrzymywali Axla. Czyli oboje się schlaliśmy.

czwartek, 26 grudnia 2013

R. 5

*perspektywa Axla*
----------------------------------
Caroline mnie inspiruje!!! Kocham się z nią pieprzyć! 
- Wybaczcie, ale muszę was opuścić. - powiedziałem z zacieszem na twarzy. Wstałem i poszedłem do siebie na górę. Dobra, biorę się do roboty!
If I say I don't need anyone
I can say these things to you 
'Cause I can turn on any one 
Just like I turned on you 
I've got a tongue like a razor 
A sweet switchblade knife 
And I can do you favors 
But then you'll do whatever I like*
Ja to mam talent. Jestem z siebie dumny! Później się resztę dopisze. 
- Caroline!!! - ryknąłem.
- Co? - usłyszałem jej lekko zirytowany głos.
- Chodź szybko!!! Ty Izzy też jak chcesz!!!
- Co jest? - przyszli oboje. Izzy miał dziwny wyraz twarzy. Płakał?
Odczytałem to co napisałem.
- I jak? - spytałem dumny jak paw.
- Fajne. - powiedział Izzy.
- To dzięki tobie Caroline!!! Inspirujesz mnie! - rozmarzyłem się i westchnąłem.
Dziewczyna lekko się zmieszała.
- Przyjdziesz do mnie później? - spytałem ją.
- Nie wiem. - powiedziała i z Izzim wyszła.
Potrzebuję jeszcze trochę inspiracji, aby napisać dalej tekst. Rozmażyłem się o sobie i Car. Reszcie zespołu pokażę skończony tekst. Zajebiście! 
* fragment piosenki Rocket Queen zespołu Guns N' Roses znajdujący się na ich debiutanckim albumie Appetite for Destruction.
----------------------------------------------
*perspektywa Duffa*
----------------------------------------------
Będę tak dobry i ruszę się po tą wódkę. Wstałem i poszedłem do kuchni.
- Nie macie za co dziękować. - postawiłem butelkę na stole.
Adler polewał. Znowu się upiliśmy. Viv drzemała oparta o Slasha, który jeszcze się jakoś trzymał. Popcorn bełkotał coś o jakiejś Jane. Nagle ktoś zaczął walić w drzwi.
- Kto to? - spytał mnie gitarzysta.
- Chodź, otworzymy. - objęliśmy się ze Slashem, aby jeden drugiego podtrzymywał.
Otworzyłem drzwi. Była to nasza sąsiadka. Nie lubiliśmy jej. Jak była jakaś impreza zawsze dzwoniła po gliny. Same kłopoty z nią.
- A wy znowu jesteście pijani?! - oburzyła się.
- Ale my w.. w.. w ogóle nie piliśmy dzisiaaj. - zaprzeczył Slash.
- Właśnie. - dodałem i lekko przechyliłem się w lewo lecąc na mulata.
- Świnie! - ryknęła - Widzę, że z moją petycją muszę iść gdzieś indziej!!! - przybrała obrażoną minę i trzasnęła naszymi drzwiami.
Z Saulem dopełzliśmy do kanapy. Zszedł Izzy i lekko wstawiona Caroline.
- Izzy, wszystko gra? - spytałem.
- Jasne. - uśmiechnął się lekko. Już nie był wkurwiony. 
- To przynieś nam coś do picia z kuchni. - zatrzepotał rzęsami Slash.
- Proszę. - postawił na stole wódkę i szklanki dla siebie i Car.
Znowu zaczęliśmy pić. Później film mi się urwał.
Ocknąłem się w... rowie? Kilka metrów dalej leżał Slash. Co myśmy kurwa robili? 
- Saul! - krzyknąłem.
Nie mogłem się podnieść.
- Slash, kurwa! - powtórzyłem.
- Co jest? - podniósł głowę.
- Podnieś mnie... - poprosiłem.
- Sam nie możesz? 
- No właśnie nie.
Gitarzysta przewrócił tylko oczami, wstał i lekko zataczając się doszedł do mnie i pomógł mi wstać.
- Saul, co my tu robimy? - spytałem.
- Nie mam pojęcia. - skrzywił się - A tak w ogóle, to gdzie my kurwa jesteśmy?
Rozejrzałem się.
- Przy autostradzie.
- Ale gdzie dokładniej?! - zirytowałem się.
- O, kurwa! - wrzasnął nagle - Jesteśmy 50 km od LA! 
- Pierdolisz?! - nie wierzyłem mu.
- Sam spójrz. - pokazał na znak przy drodze.
- Slash, co myśmy robili tej nocy? - spytałem lekko przerażony.
- Nie wiem stary. - gitarzysta był równie oszołomiony co ja.
- A jak wrócimy do domu? - spytałem.
- Masz jakąś kasę? - spytał.
Sprawdziliśmy kieszenie.
- Nie, a ty? - powiedziałem.
- No to wracamy z buta... - skrzywił się.
- 50 km?! Pieszo?! - przeraziłem się.
- Chodź, nie marudź.
Szliśmy wzdłóż autostrady. Byłem wyczerpany, głody i spragniony.
- Saul, - przystanąłem na chwilę - ile jeszcze?
Mulat rozejrzał się.
- 35 kilometrów.
- Odpocznijmy chwilę... - poprosiłem.
Usiedliśmy.
- A gdyby pojechać autostopem? - zapytał nagle.
- Slash, kurwa ty to masz łeb! Nie mogłeś wcześniej tak?!
- Teraz to wymyśliłem.
Przeszliśmy przez barierki i zaczęliśmy machać do samochodów. Zjechała jakaś kobieta w średnim wieku.
- Gdzie was podwieść chłopaki? - spytała przez uchyloną szybę.
- Do Los Angeles. - powiedziałem.
- Wskakujcie. - uśmiechnęła się.
- Bardzo pani dziękujemy! - powiedział Saul.
W środku podaliśmy jej dokładny adres. Ruszyła.
- No to jesteśmy na miejscu! - podjechała pod dom.
- Jeszcze raz pani dziękujemy. - uśmiechnąłem się.
- Drobiazg. - odwzajemniła uśmiech - No to trzymajcie się!
Odjechała. Spojrzeliśmy po sobie. Byliśmy brudni i rozczochrani. Weszliśmy do domu.
- Gdzie wy kurwa byliście?! - ryknęła Vivien.
- Sami chcielibyśmy wiedzieć... - powiedziałem.
- Ale jak to? - zmieszała się lekko.
- Obudziliśmy się w jakimś pieprzonym rowie przy autostradze, 50 kilometrów stąd. - wyjaśnił Slash.
- Ale jak? - Viv najwidoczniej nie mogła tego zrozumieć.
- I w tym problem, że my sami nie wiemy jak. - skrzywiłem się.
- A jak wróciliście? - zapytała nas.
- Najpierw szliśmy z buta, aż wpadłem na genialny pomysł, aby jechać autostopem! - wyszczerzył zęby Saul.
Vivien pokręciła tylko głową.
- Jest coś do żarcia? - spytałem.
- Jak sobie kupisz to będzie. - wzruszyła ramionami.
- Viv... - Slash spojrzał na dziewczynę błagalnym wzrokiem.
- Nie patrz tak na mnie! 
- No pliss... - mulat zrobił słodką minkę i zatrzepotał rzęsami.
- Co wam kupić? - przewróciła oczami.
- Co kolwiek! - ucieszyliśmy się.
Vivien poszła do spożywczaka. Wreszcie ktoś nas nakarmi!!!
- Jest coś do picia? - spytałem.
Saul poszedł do kuchni i zajrzał do lodówki.
- Tylko wóda. - usłyszałem jego głos.
- No to dawaj! - ucieszyłem się.
- Ale tak na pusty brzych? - zaczął marudzić.
- Nie chcesz - nie pij! Będzię więcej dla mnie. - cieszyłem się.
- A to się jednak napiję.
Po 15 minutach przyszła Vivien.
- Macie. - postawiła na stoliku dwa jogurty pitne i bułki.
- Dzięki Viv! 
Zaczęliśmy jeść. W tym czasie dziewczyna dyskretnie zajebała nam wódkę do swojego pokoju. 
- Idzesz do Rainbow? - spytałem Saula.
- Ja bym nie poszedł? - zdziwił się.
Nagle do domu wparował Axl i Caroline. Byli jak tornado. 
- POPIERDOLIŁO CIĘ!!! - darła się dziewczyna.
- BO SIĘ TROSZCZĘ O CIEBIE?! - Axl cały był czerwony.
- TY SIĘ O MNIE NIE TROSZCZYSZ!!! JESTEŚ PO PROSTU SAMOLUBNY!!! - Caroline przechodziła w furię, a procenty które miała we krwi wcale nie ułatwiały sprawy.
- NO I NIECH CI BĘDZIE!!! - odniosłem wrażenie, że Rudemu zaraz wybuchnie głowa z tej złości. Caroline i Axl to mieszanka wybuchowa.
- BRAWO!!! - dziewczyna niepotrzebnie ironizowała. 
- ZAWSZE MUSI BYĆ KURWA TAK JAK TY CHCESZ?! NIGDY NIE MOŻE BYĆ TAK JAK JA CHCĘ?! - Axl był mega wściekły.
Caroline wzruszyła tylko ramionami.
- Ja pierdolę, co tu się dzieje? - spytałem, gdy oboje umilkli.
- Jej spytaj. - Axl wskazał na Caroline.
- Car? - spojrzałem pytająco na dziewczynę.
- Ten psychopata dostał histerii, gdy w Rainbow spotkałam Kirka. - odpowiedziała.
- Nie no, serio? - powiedział Slash - I o to ten cały cyrk?
- NIE BYŁOBY GO, GDYBY ON NIE BYŁ ZAZDROSNY!!! - dziewczyna znowu zaczęła się drzeć.
- JA, ZAZDROSNY?! CHYBA CIĘ POJEBAŁO!!! - i wszystko zaczęło się od nowa...
- A KTO CHCIAŁ SIĘ BIĆ, JAK ZAPROPONOWAŁ MI DRINKA?! - Caroline nie odpuszczała.
- NIE MUSIAŁAŚ SIĘ ZACHOWYWAĆ PRZY NIM JAK DZIWKA!!! - Axl przesadził...
Caroline cała poczerwieniała, wzięła pustą butelkę, która stała koło niej na stole i cisnęła z całej siły w kierunku wokalisty. Na szczęście Rudy się sprytnie schylił i szkło roztrzaskało się na ścianie.
- POPIERDOLIŁO CIĘ?! - wokalista wciąż darł ryja.
Car nic nie odpowiedziała. Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej.
- Slash, zbierajmy się stąd zanim się pozabijają. - szepnąłem do mulata, który oglądał całą kłotnię jak spektakl w teatrze.
Szybko wyszliśmy.
- Rozpierdolą nam dom... - jęczał Saul - Oni nie powinni razem przebywać w jednym pomieszczeniu.
- Ale jest Vivien na górze. - chciałem go uspokoić.
- Nie zapominaj, że jest tam z naszą wódką.
- O kurwa...
- Świetnie!!! - ironizował Slash - Dwa wściekłe psychole i pijana Vivien w domu!
Weszliśmy do Rainbow. Usiedliśmy przy barze.
- Ooo, hej kochaniutki!!! - usłyszeliśmy jakiś damski głos.
- My się znamy? - spytał Saul.
- No, byliśmy tu wczoraj razem. - powiedziała cycata rudowłosa dziewczyna i położyła rękę na kolanie gitarzysty.
- Jacy my?! Kurwa, nic nie pamiętam!!! - skrzywił się.
- Oj, głuptasku... Piliśmy razem, a potem poszliśmy do mnie i tego... bawailiśmy się jak dorośli! - teraz zaczęła obłapiać jego klatkę piersiową.
- O ja pierdolę!!! - biedak nie mógł uwierzyć.
- A ty nie bądź taki święty! - zwróciła się do mnie - Ty wczoraj zabawiałeś się z moimi koleżankami w drugim pokoju. 
- Kurwa, co?! - nie wierzyłem.
- Ja nie wiem jak ty dałeś radę dogodzić czterem dziewczyną... - uśmiechnęła się.
Otworzyłem ze zdziwienia buzię, ale zaraz ją zamknąłem. Co my wczoraj robiliśmy?!
- No nic kochani, ja lecę! - powiedziała i poszła.
- Duff... - Slash był w szoku - Ale jak?!
Poklepałem go po ramieniu.
- Sam chciałbym to wiedzieć...
Najebaliśmy się, aby lepiej to zrozumieć.
- Saul, wracamy. - powiedziałem do gitarzysty, który przysypiał.
- Ja tu zostaję... - wybełkotał.
- No chodź, kurwa! - pociągnąłem go za ramię.
Niesfornie zszedł z wysokiego stołka i prawie się wyjebał. Wracaliśmy zataczając się.
- Ciekawe, czy dom jeszcze stoi... - powiedziałem.
Weszliśmy do salonu. Wszystko było porozpierdalane na około. Weszliśmy na górę i poszliśmy do swoich pokoi. Przechodząc przy drzwiach do sypialni Axla usłyszałem jego i Caroline jęki. Podziwiam ich. Rzuciłem się u siebie na łóżko i usnąłem.

środa, 25 grudnia 2013

R. 4

*perspektywa Izziego*
-----------------------------------------------------
Te dwa pojebańce są w areszcie. Uwielbiam ich... Trzeba się dowiedzieć jak ich wyciągnąć. 
- Viv, idziesz ze mną na komisariat? - spytałem zamyśloną dziewczynę.
- Pewnie. - odpowiedziała i wstała.
Szliśmy milcząc.
- Chcesz? - wyciągnąłem w jej kierunku paczkę fajek.
- Nie mam jakoś ochoty. - odpowiedziała mi i znowu zapadła cisza.
Dotarliśmy na komisariat. 
- Vivien? - usłyszeliśmy męski głos za naszymi plecami.
Odwróciliśmy się.
- Ooo!!! Gary! - ucieszyła się dziewczyna - Co ty tu robisz stary?
- Pracuję. - uśmiechnął się do nas przyjaźnie - A wy?
- Aresztowali nam przyjaciół. - powiedziała niechętnie - A właśnie, poznaj Izziego! - przedstawiła mnie. Izzy to jest Gary.
- Miło cię poznać. - przywitałem się.
- Mi ciebie też. - uścisnął mocno moją dłoń. - To kogo aresztowali?
- Axla Rosea i Stevena Adlera. - powiedziała.
- Chodzi o rudego diabła? - spytał Gary.
- Tak. - ja i Viv zaczęliśmy się śmiać.
- Wyjdą jutro rano. Spisaliśmy ich tylko.
- Dzięki Gary! - ucieszyła się dziewczyna.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się - Ja spadam. Obowiązki wzywają. - powiedział i odszedł.
--------------------------------------------
*perspektywa Caroline*
--------------------------------------------
Ostatnie dni minęły mi na wlewaniu w siebie śmiertelnej dla człowieka ilości alkoholu. Może dlatego, że wciąż chodziłam pijana nie miałam kaca... Czas wytrzeźwieć! Ale już teraz mnie strasznie nakurwia głowa i wszystko mnie drażni. Masakra jakaś!!! Poszłam wziąść prysznic. Wyglądam jak zombie. Oczy przekrwione i podkrążone, a włosy żyły własnym życiem. Po doprowadzeniu siebie do użytku zeszłam na dół. Duff i Slash oglądali telewizję. Drażniły mnie te dźwięki i jeszcze bardziej rozbolała mnie głowa. Zaczęłam masować skronie. Wyjęłam mleko z lodówki i wzięłam pare łyków z kartonu. Wróciłam do siebie i poszłam spać. Obudziłam się dopiero o 17. Ból głowy trochę mi przeszedł. Zeszłam zaspana do salonu. Wszyscy się cieszyli i pili wódkę.
- Coś mnie ominęło? - spytałam siadając na oparciu fotela, na którym siedział Izzy.
- Jutro rano wypuszczą chłopaków. - powiedziała radosna Vivien.
- Nalać ci? - zaproponował mi Duff.
- Dzisiaj nie piję. - oznajmiłam na co wszyscy zareagowali śmiechem.
- Ty? - Vivien wręcz dławiła się od śmiechu - Nie pijesz dzisziaj?
- Tak. - chciałam przybrać poważną minę - Muszę się trochę uspokoić. - znowu wszyscy zareagowali dzikim śmiechem.
- Caroline, weź sobie nie żartuj. - powiedział cały czerwony ze śmiechu Duff.
Zrobiłam urażoną minę i poszłam do kuchni. Wzięłam sok pomarańczowy i wróciłam na górę do swojego pokoju. Zasłoniłam zasłony i rzuciłam się na łóżko. Siedziałam tak i patrzyłam w ścianę. Nastawiłam budzik na 8 ( ! ) rano. Pójdę na komisariat po chłopaków. Poszłam spać. Obudziło mnie głośne dzwonienie nad moją głową. Nie ogarniałam wszystkiego, więc złapałam za hałaśliwy przedmiot i cisnęłam nim o ścianę. Zamilkł. Z ociąganiem wstałam i poszłam do łazienki pod prysznic. Ubrałam się i ruszyłam na komisariat.
- Dzień dobry, w czym pomóc? - zapytał mnie policjant, gdy byłam już na miejscu.
- Ponoć macie dziś wypuścić Adlera i Rosea. - przeszłam od razu do rzeczy.
- A tak, tak. - powiedział - Za chwilę będą już wolni. Może pani tu na nich poczekać. 
- Dzięki. - odpowiedziałam i usiadłam na niewygodnym krześle stojącym przy ścianie.
- Caroline!!! - usłyszałam radosny ryk Axla.
Uśmiechnęłam się i rzuciłam się mu na szyję. Zaczął mnie całować.
- A po mnie nikt nie przyszedł. - powiedział smutno Adler.
- Czekają na ciebie w domu. - pogłaskałam go po włosach.
Jego zaciesz momentalnie wrócił. Wyszliśmy z budynku.
- Kurwa, ale jestem głodny. - powiedział Adler poklepując się po brzuchu.
- No, też bym coś zjadł. - dodał Axl.
- Idziemy gdzieś na śniadanie? Bo w domu pustki. - skrzywiłam się.
- Tu jest jakiś bar. - wskazał Steven jakąś malutką restauracyjkę.
- Macie kasę? - spytałam grzebiąc w kieszeniach.
Wszyscy przetrzepaliśmy kieszenie.
- Ja mam 5 dolców. - powiedział Popcorn.
- Ja 8. - pochwalił się Axl.
- A ja 4,50.
- No to razem mamy 17,50! - wyszczerzył zęby Steven.
- Idziemy! - Axl też się ucieszył.
Weszliśmy do środka. Wszystko było tam troche... przestarzałe?
- Co podać? - spytała nas słodka blondyneczka.
- Ile kosztują naleśniki? - spytałam.
- 5 dolarów porcja. - odpowiedziała tym swoim wkurwiającym piskliwym głosikiem.
- Bierzemy? - zapytał z nadzieją w głosie Popcorn.
- Trzy razy te naleśniki. - zamówił Axl.
Blondyna poszła do kuchni zrobić nam śniadanie. Usiedliśmy przy stoliku pod oknem. Axl objął mnie ramieniem. Po 10 minutach wróciła słodziutka blondynka.
- Proszę bardzo. - uśmiechnęła się do Stevena, który puścił jej oczko.
- Fajna jest, nie? - powiedział z zacieszem Popcorn.
- Za słodka jak dla mnie. - skrzywił się wokalista, puścił mnie i zaczął jeść naleśniki.
Steven pochłonął wszystko migusiem.
- Idę do niej zagadać. - powiedział i w podskokach dotarł do lady przy której stała blondyna.
Widzieliśmy jak ją bajeruje. Axl chciał mnie znowu objąć, ale skutecznie uniknęłam tego udając, że muszę zawiązać but. Trochę już mnie to wkurzało.
- Idziemy? - spytał.
- Ok. - wzruszyłam ramionami - Zapłać jeszcze. - Axl podszedł do kelnerki i Stevena, którzy byli cali w skowronkach.
- To ile się należy? - spytał przeliczając wspólną kasę.
- Dzisaj jedliście gratis. - uśmiechnęła się.
- Dzięki. - wokalista odwzajemnił uśmiech - Adler idziemy.
- No to trzymaj się Jane. - uśmiechnął się perkusista i ruszył z Axlem do wyjścia.
- To dzięki mojej ślicznej mordce dziś było gratis. - powiedział dumny Adler, gdy wyszliśmy.
Prychnęłam śmiechem. Steven zrobił obrażoną minę. Wracaliśmy do domu żartując ze Stevena i blondynki. Tym razem pozwoliłam objąć się wokaliście.
- Siemano skurwysyny! - wrzasnął od progu Adler.
- Oo, chłopaki! - ucieszyła się Vivien. - Jesteście!
- A no. - cieszył się Axl.
Poszedł od razu do lodówki i wyjął flaszkę Jim Beama i szklanki z szafki.
- Komu polać? - spytał radosnym głosem.
Jak zwykle chętnych nie brakowało. Po jakimś czasie doszedł do nas Slash i Duff. Brakowało tylko Izziego. Jim Beam się skończył. Nikomu nie chciało się iść po nową flaszkę, więc siedzieliśmy i gadaliśmy. Nagle do domu wszedł wkurwiony Izzy. Trzasnął drzwiami i szybko poszedł do siebie na górę. Tam również trzasnął drzwiami. Uwolniłam się z objęć Rudego. Wstałam i poszłam do niego. Axl nie był z tego zadowolony. Pierdole go. Raz się ruchaliśmy, a on sobie nie wiadomo co wyobraża.
- Izzy? - spytałam cicho wchodząc do jego zaciemnionego pokoju - Wszystko gra?
- Tak, tak. - wyjął na chwilę twarz z rąk, aby mi odpowiedzieć i za chwilę znowu ją zakrył.
- O mój Boże... Płakałeś? - zrobiło mi się go żal.
Usiadłam przy nim i go przytuliłam. Nie pytałam co się stało. Nie chciałam naciskać. 
- Przepraszam... - powiedział cicho wycierając twarz.
- Skarbie, nie masz za co. - powiedziałam czule - Każdy czasem płacze. - wytarłam łze z jego policzka.
Znowu go przytuliłam. Uśmiechnął się delikatnie. Położyliśmy się na łóżku i patrzyliśmy w sufit. Złapał mnie za rękę.

wtorek, 24 grudnia 2013

R. 3

*perspektywa Caroline* 
-----------------------------------
Wreszcie mnie wypuścili!!! Kurwa, nareszcie! Gdy wychodziłam oddali mi moje 20 dolców, paczke fajek i zapalniczkę, które zabrali mi na początku. Miałam ogromną ochotę się napić. Odpaliłam papierosa. Prawe w podskokach dotarłam do Rainbow. Ochroniarz się do mnie uśmiechnął. Odwazejmniłam uśmiech. Od razu poszłam do baru.
- Serwus Joe. - przywitałam się z barmanem łobuzersko opierając o ladę.
- Oo, siemano Car! - uśmiechnął się - Dawno cię u nas nie było!
- No wieeeesz... Takie tam sprawy miałam do załatwienia i w ogóle. - uśmiechnęłam się.
- Nie wnikam. - podniósł lekko ręco do góry - To co ci podać?
- Jednego Jacka Daniel'sa. - od razu powiedziałam - Albo nie! Czekaj, dawaj całą butelkę! - położyłam na ladę moje 20 dolarów i wzięłam flaszkę. 
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ludzie zaczęli się już tu schodzić. Zaczynając od przyszłych gwiazd rocka, a kończąc na dziwkach i handlarzach narkotyków. 
- Joe, daj popielniczkę. - zwróciłam się do barmana. Bez słów mi ją postawił.
Odpaliłam papierosa i powoli zaczęłam opróżniać zawartość butelki. Wpadł mi w oko pewien chłopak. Zalotnie uśmiechnęłam się do niego. Podszedł do mnie.
- Hej maleńka. - przywitał się - Jak ci na imię?
- Mów mi Car, a ty to...?  - pociągnęłam kolejny łyk alkoholu. Chłopak miał włosy podobne do Slashowych, ale i tak włosy mulata były fajniejsze.
- Jestem Kirk. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Fajnie - stwierdziłam i zgasiłam papierosa.
- Czym się zajmujesz? - podtrzymywał rozmowę.
- W sumie to chyba niczym. - chłopak zaczął się śmiać - A ty?
- Jestem gitarzystą. - odparł. Cholera, uwielbiam gitarzystów. Po tygodniu spędzonym w pierdlu miałam ochotę kogoś przelecieć.
- W jakim zespole grasz? - powiedziałam i lekko zbliżyłam się do niego.
- Metallica. Dopiero zaczynamy. - teraz to on zbliżył się do mnie.
- To tak jak moi kumple z Guns N' Roses. - położyłam ręce na jego karku.
Pocałował mnie. Kiedy skończył oboje uśmiechnęliśmy się.
- Idziemy do mnie? - powiedziałam przyryzająz lekko dolną wargę.
- Jasne - Kirk ucieszył się na moją propozycję.
Złapałam go za rękę i wyprowadziłam z budynku. W drugiej trzymałam do połowy pełną butelkę Daniel'sa. Szliśmy w milczeniu. Weszliśmy do domu. Na kanapie spał pijany Adler, a na dywanie Slash. Szliśmy dalej na górę. W pokoju moim i Viv spał Duff. Kurwa, co tu się działo?! Szliśmy dalej szukając wolnego pokoju. Ktoś brał prysznic. Axl z Izzim leżeli w adlerowym łóżku. Dotarliśmy do pokoju Rudego.
- Zapraszam - przepuściłam go w drzwachi.
Kirk usiadł na łóżku. Ja okrakiem na jego kolanach. Całowaliśmy się. Dalej robiliśmy to co potrzeba. Chyba nie muszę opisywać. Powiem tylko tyle, że było zajebiście. Po skończeniu leżeliśmy obok siebie przykryci kołdrą. Poszliśmy spać. Po pokoju były rozrzucone nasze ciuchy. Kirk ma świetne paluszki. W sumie to nie ważne. Obudziłam się dopiero rano. A raczej ktoś mnie obudził... Z Kirkiem śpimy sobie w najlepsze, aż nagle budzi mnie dziki krzyk Axla.
- Kurwa, Caroline!!! Wypierdalaj z mojego pokoju!!! - darł się. Ze złości cały poczerwieniał.
- O co chodzi? - spytał półprzytomny gitarzysta.
- Caroline! Wypierdalajcie z mojego pokoju!!! - Axl wciąż się bulwersował.
- Już, chwileczkę... - przewróciłam oczami - daj mi się ubrać. - owinęłam się kołdrą, pozbierałam swoje rzeczy z podłogi i nie martwiąc się tym, że Kirk leży obok cały goły i wyszłam.
- A ty na co czekasz?! - usłyszałam ryk Axla.
- Spoko stary... - Kirk chciał go uspokoić - Daj się ubrać...
Założyłam swoje ciuchy w łazience. Gdy wychodziłam Kirk szedł korytarzem.
- Dzięki mała za miły wieczór - puścił mi oczko.
- Spoko - uśmiechnęłam się.
Zeszliśmy na dół. 
- Będę się zbierał. - powiedział.
- Zostaniesz na śniadanie? - spytałam.
- Nie dzięki, Car. - uśmiechnął się - Dasz mi swój numer?
Nabazgrałam na kartce nasz domowy. 
- Dzięki. To trzymaj się. - Kirk wziął karteczkę i wyszedł.
- Co tu się dzieje? - do salonu weszła zaspana Vivien. - Kto tak drze ryja?
- Axl. - powiedziałam śmiejąc się.
- O kurwa!!! - od razu się obudziła - Caroline!!! - podbiegła i przytuliła mnie - Co ty tu robisz?
- Wypuścili mnie. - wzruszyłam ramionami.
- Ale jak? - nie wierzyła mi.
- Jer wycofał pozew.
- No to zajebiście! - cieszyła się - Trzeba to oblać! - poszła do kuchni i wróciła z butelką whisky.
Zaczęłyśmy powoli opróżniać jej zawartość gadając o pierdołach.
- Caroline!!! - usłyszałam wrzask Izziego - Jesteś wreszcie! - przyszedł i mnie przytulił.
- Jestem, jestem - uśmiechnęłam się do przyjaciela - Chcesz? - wskazałam na butelkę Jacka Daniel'sa.
- No z tobą bym się nie napił? - uśmiechnął się Izzy.
Po kolei wszyscy się budzilil. To było naprawdę bardzo miłe jak reagowali na mój powrót do domu. Nawet Axl mnie przeprosił ( ! ) za ten poranny ryk. Nigdy mu się to nie zdarza. 
- To co? - zapytał radosny Duff - Idziemy do Rainbow na wódkę?
Wszyscy się zgodziliśmy. W klubie zajęliśmy nasz ulubiony stolik i zaczęliśmy świętować. Po pewnym czasie Viv zasnęła oparta o ramię Duffa. Slash drzemał gdzieś pod stolikiem, a Popcorn i Izzy gdzieś się zawieruszyli. Tylko ja i Axl nie mieliśmy dosyć.
- Jeszcze raz to samo? - spytałam wokalistę.
- Dawaj podwójnie weź. - uśmiechnął się.
Chwiejnym krokiem poszłam do baru. 
- Joe, kopsnij podwójną wódkę dwa razy - zamówiłam.
Chłopak posłusznie podał mi alkohol. Wracając troszkę mi się wylało. 
- No to zdrówko - uśmiechnął się Axl.
- Chcesz? - wyciagnęłam w stronę Rudego paczkę fajek.
Wziął jednego. Odpalił najpierw mi, a potem sobie. Siedzieliśmy i gawędziliśmy. Nie ma co, Axl jest w pożądku. I tak seksownie odgarnia włosy. W jednej chwili nabrałam na niego ochoty... Ale dziś sobie chyba daruję. Jestem zbyt pijana. 
- Wracamy? - spytałam.
- A reszta? - wskazał na drzemiących w najlepsze lokatorów Hellhouse.
- Oj tam. - wzruszyłam ramionami.
Objął mnie ramieniem. Ja jego też. W drugiej ręce trzymałam butelkę wódki. Piliśmy z gwinta na zmianę co chwila śmiejąc się, albo potykając. Weszliśmy do salonu. Chyba jednak się skuszę na niego. A co mi tam. Za bardzo jest seksowny... Ale to on zrobił pierwszy krok. Tylko weszliśmy, a od progu zaczął mnie całować i rozbierać. Również pomagałam pozbyć się jego części garderoby. Ta noc była gorąca. Poszliśmy do mnie na górę i zamknęliśmy się w pokoju. Powtórzyliśmy nasze wyczyny z salonu w łóżku. Po wszystkim Axl usnął. Spał jak małe dziecko co jakiś czas cicho pochrapując. Ja jakoś nie mogłam spać. Ubrałam się i poszłam ponownie do Rainbow. Po drodze spotkałam Duffa holującego Viv do domu. Przy stoliku zastałam chichrającego się Slasha z Izzim i Stevenem. Dosiadłam się do nich.
- Siemano! - przywitałam się - Coś mnie ominęło?
- Oo, Caroline! - uśmiechnął się Steven.
Slash nie pytając mnie od razu nalał mi wódki. Skinęłam mu głową w podziękowaniu.
- Wracając do rozmowy - powiedział mulat - to wtedy z Axlem zaczęliśmy uciekać przed mężem tej dziwki. Biedak... Pewnie nie wie, że jego żona się kurwi. - pokiwał głową.
Adler jak zwykle siedział z zacieszem na ryju. Izzy też pokręcił głową.
- Co ja robię wsród takich psycholi... - powiedział pod nosem rytmiczny.
Tym razem to ja polałam chłopakom.
- Hej słodziutki, - powiedziała jakaś cycata blondi siadająca okrakiem Slashowi na kolanach, pewnie jest dziwką - idziesz ze mną na zaplecze? - spytała łapiąc go za krocze.
- Mnie nie trzeba namawiać dwa razy! - powiedział uradowany.
- Ej! Też chcę! - wyrywał się Adler. 
- Niewyżyty pudel. - stwierdziłam rozbawiając tym Izziego.
Slash, Steven i blondi wstali i poszli na zaplecze. Zostałam sama z Izzim.
- Chcesz? - podniósł butelkę, aby mi nalać.
- Jasne. - zgodziłam się.
Nalał mi wódki. Siedzieliśmy w milczeniu. Ale to milczenie nie było krępujące. Podziwialiśmy po prostu różne "osobistości" znajdujące się w Rainbow. Co jakiś czas któreś z nas rzucało krótki komentarz. Po około czterdziestu minutach wrócił Slash ze wściekłym Stevenem.
- Fajnie było? - spytałam szczerząc zęby.
- Jego spytaj... - burknął Steven.
Pytająco spojrzałam na zadowolonego Slasha.
- Oj Adler... - zaczął - No kurwa, weź się nie gniewaj o jakąś dziwkę.
- Też chciałem ją przelecieć! - zrobił naburmuszoną minę, która doprowadziła do śmiechu mnie i Izziego. Adler widząc nasze reakcje lekko się zmieszał - Dobra, nie ważne. - przewrócił oczami.
Po chwili wrócił jego zaciesz. I dobrze. Bez niego wygląda dość dziwnie...
- Zbieramy się? - spytał Izzy.
- Czekaj, tylko dopiję. - powiedział Slash i wziął ostatni łyk alkoholu.
Wracaliśmy do domu żartując sobie i śpiewając różne piosenki. Gdy dotarliśmy do domu chłopaki poszli spać do swoich pokoi. Ja poszłam do kuchni. Był tam Duff. Robił sobie drinka.
- Zrobisz też mi? - spytałam.
- Pewnie. - uśmiechnął się - Czy to ty sprowadziłaś Axla do twojego i Viv pokoju?
- Nie... A on tam śpi? - skłamalam.
- Nooo. - odpowiedział.
- Cholera... Czyli ja dzisiaj śpie u niego w sypialnii. - skrzywiłam się.
- Ja tam śpię, bo Viv zajęła moją sypialnię. - podał mi drinka -Dobranoc. - pocałował mnie w czoło i poszedł.
Weszłam na górę. Nie zamierzałam spać na tej niewygodnej kanapie w salonie. Zajrzałam do sypialni Slasha. Spał. Z pokoju Adlera słychać było chrapanie. Kurwa no! 
- Izzy? - zajrzałam do pokoju rytmicznego - Przygarniesz mnie na jedną noc? - zrobiłam słodką minkę.
- Pewnie. - uśmiechnął się - Iść na kanapę? - spytał troskliwie.
- Nie no, co ty. - oburzyłam się - Jakoś się zmieścimy.
- No to wskakuj. - poklepał po łóżku.
Zdjęłam spodnie i rzuciłam je na podłogę. Położyłam się obok niego. 
- Izzy... - zaczęłam niepewnie - Mogę się do ciebie przytulić?
- Możesz. - powiedział obejmując mnie i pocałował moje czoło - Dobranoc Caroline.
- Dobranoc Izzy. - wtuliłam się w niego.
Nie wiem dlaczego, ale przy Izzim czułam się taka... bezpieczna? Może dlatego, że był najnormalniejszy z tego całego domu wariatów. Zawsze mogłam na niego liczyć. Rano znowu obudziły mnie krzyki Axla.
- Odpierdolcie się!!! - wrzeszczał.
- Axl, uspokuj się... - usłyszałam Izziego.
- Jest pan aresztowany za napaść na funkcjonariusza! - teraz wrzeszczał jakiś męszczyzna.
- Możecie mi jedynie possać!!! - wciąż ryczał Axl.
- Kurwa, co tu się dzieje?! - teraz ja krzyczałam schodząc na dół.
Zobaczyłam dwóch policjantów, skutego Izziego i wkurwionego Axla.
- Te dwa kutasy chcą nas aresztować!!! - krzyczał Axl - Popierdoliło ich!!!
- Ja jebie! O co? - spojrzałam na Izziego.
Wzruszył tylko ramionami.
- No chodź tu rudy diable!!! - teraz wrzasnął drugi policjant próbując skuć Axla, który zręcznie odskoczył na drugi koniec pokoju. 
- Wypierdalajcie stąd!!! - wokalista pokazał im środkowe palce.
- Ciszej się nie da?! - wszedł rozczochrany Duff - Popierdoliło was, czy co?
- Chcą ich aresztować. - oznajmiłam basiście.
- Kurwa, jeszcze tego brakowało... - Duff powoli się wściekał - Pojebało was?! Izziego chcecie aresztować? Axla to rozumiem, ale Izziego?!
- Dzięki stary. - burknął Axl robiąc urażoną minę.
- Axl, dobrze wiesz o co mi chodzi. - powiedział Duff.
Wokalista wzruszył tylko ramionami.
- Pojebany dom... - skomentowałam to wszystko.
- Kurwa, co jest? - teraz do pokoju wszedł Slash.
- Te fagasy chcą nas aresztować!!! - wrzasnął Axl.
- Pojebało was?! 
- Dobra, koniec tego cyrku!!! - wkurzył się policjant - Chodź tu rudy diable!!! - znowu chciał go skuć, ale Axl schował się za Slashem. Drugi policjant trymał skutego Izziego.
- Nie dam się wam tak łatwo!!! - Axl nie zamierzał się poddać. 
Zaczęło mnie to wszystko bawić, więc dyskretnie stanęłam za Duffem i zaczęłam się cicho śmiać. Nagle usłyszałam dziki ryk Adlera:
- ODSIECZ KURWA!!! - i w tym momencie ten jebnięty pudel rzucił w policjantów butelką po wódce.
- Popierdoliło cię?! - wkurwił się Duff.
- Jesteś aresztowany!!! - ryknął policjant i szybko skuł Stevena.
- Axl, daj już spokój. - chciałam go uspokoić - Wyciągnę cię z pierdla.
- No dobra... - przewrócił oczami, podszedł do mnie i mnie pocałował. Potem z podniesionymi rękoma podszedł do policjantów.
Wyszli.
- Za co ich aresztowali? - spytał mnie Slash.
- Axla i tego jebniętego pudla o napaść na funkcjonariuszy, a Izziego to nie wiem. - odpowiedziałam.
- Kurwa... O co mogliby Izziego aresztować? - gitarzysta był trochę zaniepokojony.
 - No właśnie... - wtrącił Duff.
- Viv jeszcze nie wstała? - spytałam.
- Nie i pewnie wstanie dopiero o 15. - odpowiedział mi Duff.
Siedzieliśmy tak dwie godziny. Nagle do domu wszedł... Izzy!
- Stary!!! Co ty tu robisz?! - wykrzyknął Slash.
- No bo ja wcale nie byłem aresztowany. - wzruszył ramionami.
- Ale przecież cię skuli... - nie rozumiałam.
- Tak, bo jak tylko Axl ich zobaczył to sobie upierdolił, że chcą wszystkich aresztować i chciał mnie złapać za rękę i uciec, a oni w obawie, że to zrobię skuli mnie. Miałem tylko złożyć zeznania. - wyjaśnił nam.
- No to pięknie... - stwierdziłam - Oni są popierdoleni.
- To dlatego, że był dzisiaj u nas diler. - sprostował Izzy.
- Wszystko jasne. - powiedziałam.
- I nic dla nas nie zostawili? - spytał zawiedziony Slash.