środa, 26 lutego 2014

R. 42

*perspektywa Caroline*
------------------------------
Izzy został na noc u chłopaków z Mety. Rano, gdy zeszłam nie było jego i Slasha. Chłopaków też nigdzie nie ma. Gdzie te chuje znowu polazły?! Wzięłam ze sobą butelkę whisky i wyszłam z domu. Siedziałam w parku na ławeczce i chlałam... Zobaczyłam, że podchodzi do mnie jakiś facet. Skąd ja go kojarzę? 
- Nie za wcześnie na whisky? - zapytał żartobliwie.
Zaczęłam się mu uważnie przyglądać.
- Zawsze tak piję. - uśmiechnęłam się - Może miałbyś ochotę? - wyciągnęłam w jego stronę butelkę.
Już wiem kto to! Deathlew! Wziął kilka łyków i oddał mi flaszke.
----------------------------
*perspektywa Vivien*
----------------------------
Izzy i Slash nie wrócili na noc po ostatnim wyjściu. Popcorna też nigdzie nie ma. Ktoś zadzwonił do drzwi. Oby to byli oni. Poszłam otworzyć.
- Mam sprawę do Saula. - oświadczyła Michelle i wbiła do domu.
- Nie ma go, więc wypierdalaj. - powstrzymywałam gniew.
- Poczekam tu sobie na niego. - powiedziała arogancko i rozsiadła się na naszej kanapie.
- Zajebiście po prostu. - burknęłam pod nosem i poszłam na górę.
Zobaczyłam, że Axl wychodzi ze swojej sypialni.
- Nie idź na dół. - powiedziałam.
Jeszcze nam brakuje kolejnej awantury.
- Kto tam jest? - zapytał podejrzliwie.
- Nikt. - odpowiedziałam szybko.
Rudy zaczął kierować się ku schodom.
- Stój. - stanęłam przed nim.
- Co ty odpierdalasz? - lekko się wkurzył i próbował mnie wyminąć.
W końcu przepchnął się i zszedł na dół. 3... 2... 1...
- Co do chuja pana tu robisz?! - usłyszałam ryk Axla.
Wróciłam do salonu, bo się jeszcze pozabijają.
- Też się cieszę na twój widok. - powiedziała bezczelnie Michelle.
- Wyjdź. - wokalista wziął głęboki wdech.
- Nie. - uśmiechnęła się.
Nagle Axl podbiegł do Michelle, złapał ją za gardło i przyparł do ściany.
- Słuchaj kurwo. Przez ciebie straciłem wszystko, więc nie życzę sobie, żebyś przebywała w tym domu. - warknął Rudy.
Dziewczyne, aż zamurowało. Rose ją puścił i szybko wyszła.
- Vivien, musisz mi pomóc... - powiedział błagalnym tonem wokalista - Ja już nie wiem jak ją odzyskać.
Chłopak usiadł załamany na kanapie. Dosiadłam się obok.
- Może porozmawiaj z nią szczerze? - zaproponowałam.
- Nie chce mnie słuchać. - pokręcił głową - A może ty z nią pogadasz?
- Dobrze. - zgodziłam się.
- Dziękuję - lekko się uśmiechnął.
- Ide szukać Stradlina i Slasha, a po drodze wdepne do Car. - oświadczyłam i wyszłam z domu.
Szłam w stronę Sunset. Pewnie tam są te dwa debile. Postanowiłam zrobić sobie skrót i iść przez park. Zobaczyłam Caroline i jakiegoś faceta siedzących na ławce.
- Cześć. - usiadłam obok przyjaciółki.
- Oo hej. - przywitała się blondynka.
Przedstawiła nas sobie i podała mi w połowie pustą butelkę whisky.
- Trochę się zasiedziałem. Do zobaczenia. - powiedział Deathlew i poszedł sobie.
- Axl dostaje pierdolca. - stwierdziłam.
- I dobrze. - wzruszyła obojętnie ramionami Car i wzięła kilka łyków alkoholu.
- Dziś prawie pobił Michelle... - chciałam jakoś dotrzeć do Caroline.
- Serio? - zapytała z większym zainteresowaniem - Z resztą i tak mnie to nie obchodzi. 
- Caroline... - popatrzyłam na nią z politowaniem.
- No dobra... - westchnęła - Wciąż mi na nim zależy, ale to nie zmienia faktu, że mnie zdradził.
- Porozmawiaj z nim chociaż. - powiedziałam.
- To nie takie łatwe... - blondynka odpaliła papierosa.
- Gdyby cię to interesowało to w czwartek o 16 jesteśmy zaproszeni na obiad w Rossie. - oznajmiłam.
- Nie wiem czy przyjdę. - powiedziała smętnie.
- No nic. Ja idę szukać Stradlina i Slasha. Idziesz ze mną? - wstałam z ławki.
- Pewnie gdzieś poszli z Metallicą, bo ich też nigdzie rano nie ma. - odpowiedziała i stanęła obok mnie.
- To może wrócisz do domu? - zaproponowałam.
- Jeszcze trochę posiedzę u chłopaków. - odmówiła Caroline.
Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
- Rozmawiałaś z nią? - zapytał jak tylko weszłam Axl.
- Może udało mi się ją nakłonić, żeby przyszła w czwartek na ten jebany obiad. - odpowiedziałam.
- Dzięki! - Rose rzucił mi się na szyję i pobiegł do swojego pokoju.
Wzięłam z lodówki puszkę coli i usiadłam na kanapie.
- Nie spotkałaś Adlera? - zapytał Duff siadając obok mnie.
- Nie, a co? - wzięłam kilka łyków napoju.
- Emilie dzwoniła. - zaczął wyjaśniać - Mówi, że nigdzie go nie ma.
- Co temu pudlowi znowu odjebało? - spytałam.
Duff wzruszył ramionami. 

CZWARTEK
~~~~~~~~~~~~~
- Poczekajcie... Może jeszcze przyjdzie. - prosił Axl.
- Stoimy tu już 10 minut. - jęczał Slash.
- Dobra, idźcie... - powiedział zrezygnowany - Ja tu jeszcze chwilę poczekam.
Brakowało tylko Adlera i Caroline. Jak się okazało restauracja jest na szczycie 40-sto piętrowego budynku. Czekaliśmy na windę.
- Slash, mówiłam cie żebyś tyle nie pił. - zaczęłam zrzędzić.
Trzeba się za niego wziąść. Nie pamiętam kiedy ostatnio był trzeźwy, a teraz ledwo stoi na nogach... Wsiedliśmy do windy. Gdzieś w okolicach 15 piętra światła zaczęły migotać i nagle stanęliśmy. 
- Kurwa, co my teraz zrobimy? - zaczął panikować Duff.
Zaczęłam dzwonić awaryjnym dzwonkiem.
- Proszę się nie ruszać. - usłyszeliśmy po drugiej stronie - Zaraz was wyciągniemy.
Po chwili drzwi się otworzyły i mogliśmy wyjść.
- Wszystko w pożądku? - zapytał jakiś facet.
- Tak. - pokiwałam głową.
- I jak się teraz dostaniemy na górę? - spytał Slash.
- Po schodach. - odparł Izzy.
Zaczęliśmy wchodzić.
- Nie mam już siły. - marudził Slash.
W sumie to się mu nie dziwię. Ledwo szedł normalnie, a co dopiero wchodził po schodach.
- Pierdole to! - krzyknął i zaczął jak opętany naciskać guzik od windy.
- Saul, to nic nie da. - powiedziałam.
Zrezygnowany podparł się o ścianę.
- Duszno mi... - oznajmił.
- Już nie daleko. - zachęcał go Duff.
Zaczęliśmy iść dalej, ale usłyszeliśmy dziwny hałas. Wróciliśmy się tam, gdzie stał Slash. Leżał obok wejścia do windy. Miał całe sine usta i nie oddychał.
- Cholera, idźcie po pomoc! - krzyknęłam do chłopaków.
Szybko pobiegli do kogoś z obsługi. Zaczęłam robić sztuczne oddychanie (to wcale nie było łatwe, bo od Slasha jebało na kilometr alkoholem). Po około 10 minutach przyjechało pogotowie. Zaczęli go reanimować na miejscu. Po chwili odzyskał puls i oddech.
- Zabieramy go do szpitala. - powiedział ratownik i zaczęli wynisić Slasha na noszach.
- Nie wiem jak wy, ale ja już straciłem ochotę na ten obiad. - skrzywił się Duff.
Zaczęliśmy schodzić na dół. Na parterze budynku panowało jakieś zamiezanie. Nigdzie nie było też śladu po Axlu.
- Przepraszam, co tu się dzieje? - zapytałam pracownika budynku.
- Jednej z wind nie da się otworzyć, bo stanęła między piętrami i jest w niej jakiś chłopak i dziewczyna. - wyjaśnił.
- Na jakim to piętrze? - zadałam kolejne pytanie.
- Między 2, a 3. - odpowiedział. 
- Dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam wchodzić po schodach.
- Axl? - zapytałam stając przy windzie.
- Vivien? - usłyszałam głos Rudego.
- Jest z tobą Caroline? - chciałam się upewnić.
- Jestem. - dobiegł mnie głos blondynki.
- Wkrótce was wyciągną. - powiedziałam i wróciłam na dół do chłopaków.
Powiedziałam im, że musimy tu zaczekać na Axla i Car. Siedzieliśmy tak godzinę, aż w końcu przybył specjalistyczny sprzęt i nasi przyjaciele mogli zostać uwolnieni. 
- Tak się martwiłam. - rzuciłam się im na szyję.
- Już po wszystkim. - uśmiechnął się Axl i przytulił Caroline.
Na szczęście już się pogodzili. Wolę sobie nie wyobrażać co oni w tej windzie tam robili...
- Kurwa, Slash! - przypomniałam sobie nagle.
Zaczęłam biec do wyjścia i wzywać taksówkę.
- Co z nim? - zapytała Caroline stając obok mnie.
Wyjaśniałam jej wszystko. Zapakowaliśmy się wszyscy do żóltego samochodziku i ruszyliśmy do najbliższego szpitala. W recepcji Izzy zapytał się, gdzie leży pudel. Nie można do niego wchodzić na salę, tylko trzeba patrzeć przez dziwną szybę. Mulat wygląda strasznie... Jest podłączony do masy rurek i jakiś aparatur. Izzy zapytał lekarza co mu jest.
- Mysieli mu wstrzyknąć dużo adrenaliny, żeby przywrócić pracę serca. - zaczął wyjaśniać rytmiczny - Teraz go odtruwają, bo przedawkował alkohol.
- Boże... - przeraziłam się i usiadłam na podłodze pod ścianą.
Obok mnie znalazł się Duff.
- Będzie dobrze. - powiedział i przytulił mnie.
Czuję sie odpowiedzialna za to co się stało. Gdybym mu nie kazała włazić po tych durnych schodach to nie leżałby tu...
- Zbieramy się. - oznajmił Axl po pewnym czasie.
- Ja tu jeszcze zostanę. - powiedziałam.
- Posiedzę z tobą. - uśmiechnął się lekko Duff.
Nie wiem ile czasu tak siedziałam z McKaganem. Przysnęłam na chwilę. Gdy się obudziłam nigdzie go nie było. Po chwili przyszedł z kubkiem kawy z automatu.
- Proszę. - podał mi go.
- Dziękuję. - lekko się uśmiechnęłam.
Jest późno w nocy i przygasili część świateł w korytarzu. Zrobił się romantyczny nastrój. Położyłam głowę na ramieniu basisty. Zaczął coś nucić pod nosem. Spojrzałam na niego. W pewnym momencie go pocałowałam. Sama nie wiem czemu...
- Przepraszam... - powiedziałam szybko.
- Nie masz za co. - uśmiechnął się i zaczął mnie całować.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo przepraszam za opóźnienia i długość rozdziałów, ale ostatnio nie mam weny do pisania

5 komentarzy:

  1. Fajny jest ten rozdział. Jest tylko jedno ALE. Bo strasznie mi brakuje w tym opowiadaniu relacji między Vivien a Duffa i tak czekam z niecierpliwością, bo cały czas jest perspektywa Caroliny lub Axla:///////////////

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robie to specjalnie ;) zdradzę tylko tyle, że w kolejnym rozdziale troszkę sie zadzieje :)

      Usuń
    2. Uffff... To teraz będę czekała z jeszcze większą niecierpliwością na nowy rozdział :]

      Usuń
  2. Nie masz weny? Oddam ci trochę mojej ;___; Nie umiem jej wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj dla siebie, ale dziękuję za propozycje :) myślę, że wkrótce mi minie, bo trwa to już od kilku tygodni ;-;

      Usuń