środa, 19 lutego 2014

R. 41

*perspektywa Vivien*
----------------------------
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Byłam cała goła w obcym mieszkaniu, a obok mnie leżał... rozebrany Stradlin! O kurwa! Czy my "to" robiliśmy?! Nic nie pamiętam...
- Stefanie, bierz swojego chłopaka i wypierdalajcie. - powiedział do mnie jakiś facet.
- Nie jestem Stefanie, a to nie jest mój chłopak. - sprostowałam.
- Wszystko jedno. Za pół godziny wraca moja matka z pracy, więc wypierdalać. - poganiał mnie typek.
- Izzy... - zaczęła, szturchać rytmicznego - Wstawaj.
Stradlin burknął coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok.
- No wstawaj kurwa! - powiedziałam trochę głośniej niż poprzednio.
- Już... - usłyszałam w odpowiedzi.
Chłopak usiadł na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. 
- Co moje gacie i jakiś stanik robią na żyrandolu? - zapytał.
- Zdejmij to. - poleciłam mu.
Kurwa... Czy on mnie w nocy wyruchał?! Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania.
- Izzy, mogę ci zadać dziwne pytanie? - zapytałam.
- Jasne. - odpowiedział i odpalił papierosa.
- Czy ty mnie wczoraj przeleciałeś? - wypaliłam jak głupia.
Nastało krótkie milczenie.
- Nie. Chyba nie... - powiedział.
------------------------------
*perspektywa Caroline*
------------------------------
Obudziłam się z krzykiem. 
- Co się stało? - spytał zdezorientowany James.
- Koszmar. - wyjaśniłam próbując złapać oddech.
- Już dobrze. - powiedział i przytulił mnie.
Nie wiedziałam, że James potrafi być czuły i opiekuńczy. Myślałam, że chce mnie tylko przelecieć.
- Która godzina? - zapytałam, gdy mnie puścił.
- Siódma. - odpowiedział - Śpij jeszcze.
Pocałował mnie w czoło i położył się.
- James? - zaczęłam niepewnie.
- Hm? - mruknął.
- Mogę się do ciebie przytulić? - zapytałam.
- Jasne mała. - powiedział próbując ukryć radość.
Wtuliłam się w blondyna i zasnęłam.
--------------------------
*perspektywa Axla*
--------------------------
Nie spałem całą noc. Gapiłem się w sufit i myślałem o Caroline. Jestem okropny! Jak ja mogłem zrobić takie coś?! Rose, weź się w garść i napraw wszystko! Co z tego, że jest 7 rano, ja do niej idę! Pobiegłem szybko do naszego mieszkania. Nie ma jej. Idę jej szukać! Po drodze kupiłem kwiatki. Nie ma jej u Marcka i tym bardziej u Emilie. Czyli pewnie jest u chłopaków z Mety. Dlaczego ona zawsze tam ucieka? Zapukałem do drzwi. Otworzył mi Kirk.
- Łoo... Axl Rose we własnej osobie! - gitarzysta zdziwił się na mój widok.
- Jest Caroline? - zapytałem.
- Tak, już ją wołam. Wejdź. - chłopak zaprosił mnie do środka. 
Wszedłem do ich zasyfionego salonu. Mają brudniej niż my... Na dół zeszła zaspana Car.
- Co chcesz? - zapytała chłodnym tonem.
- Caroline ja... - i w tym momencie odebrało mi mowę - Ja cię przepraszam. Wiem, że nie jestem idealny, ale zmienię się dla ciebie. Tylko daj mi jeszcze jedną szansę.
- Nie wydaje ci się, że tych szans było trochę za dużo? - blondynce zaczęły napływać łzy do oczu.
- Ta będzie ostatnia. Skończę pić i ćpać dla ciebie. Zaczniemy wszystko od nowa. Obiecuję ci. - chciałem ją jakoś przekonać.
- Przykro mi William... - pokiwała głową i rozpłakała się na dobre - Ja już tak nie mogę... Wybacz mi...
Bukiet czerwonych róż wypadł mi z ręki. Świat stanął. 
- Nie... Nie wierzę... - powiedziałem cicho i wybiegłem z domu.
Usiadłem w bocznej uliczce i rozpłakałem się. Nienawidzę samego siebie... Straciłem ją... 
---------------------------
*perspektywa Vivien*
---------------------------
- Izzy, czy to Axl? - wskazałam na rudą kulkę siedzącą w cieniu budynku za śmietnikiem.
- Rzeczywiście. - potwierdził.
Podeszliśmy bliżej do rudego obiektu. Rytmiczny położył rękę na ramieniu przyjaciela. Chłopak spojrzał na niego. Kurwa! Rose płacze! Nie wierzę... Nigdy tego nie widziałam jak Boga kocham!
- Chodź do domu. - powiedział łagodnie Izzy.
- Straciłem ją... Powiedziała, że to koniec... - Axl jęczał tak całą drogę powrotną.
- Chłopie, weź się w garść. - rytmiczny próbował przywołać do pożądku Rudego.
- Muszę z nią jeszcze raz pogadać... - powiedział wokalista i zaczął zawracać.
- Nie teraz. - chwyciłam go za ramię - Za kilka dni. Daj jej wszystko przemyśleć.
- No dobra... - zgodził się smętnie.
Pod drzwiami znaleźliśmy śpiącego Slasha z karteczką na szyi: "BIERZCIE TEGO PIJAKA DO SIEBIE. STEVEN".
- No to pięknie. - powiedziałam pod nosem - Wstawaj. - zaczęłam podnosić śpiącego gitarzystę z Izzim.
- Oo, już jesteście. - powitała nas Michelle - Ktoś musi zrobić zakupy. Axl może ty?
- Masz stąd wypierdalać kurwo. - Rose zaczął krzyczeć na tą szmatę.
- Jestem w ciąży jeśli zapomniałeś. - Michelle założyłe ręce na siebie.
- Chuj mnie to obchodzi. Wypierdalaj. - wokalista poszedł na górę.
Po chwili wrócił z rzeczami Michelle i wyjebał je za drzwi.
- Nie pokazuj się tu więcej. - powiedział.
Złapał dziewczynę za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Ja i Izzy wytrzeszczyliśmy oczy.
- Po problemie. - odgarnął włosy z twarzy i poszedł do swojego pokoju.
- Hej, już jesteście. - na dół zszedł Duff.
- Siemano, właśnie przyszliśmy. - powiedziałam.
- Duff, weź ze mną tego pudla na górę. - poprosił Izzy.

WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chłopaki grają dziś koncert. Przyznam, że miewali lepsze. Slash ledwo stał na nogach, a Axl zachowywał się jak grabaż. Duffy chodził lekko wkurwiony, a Izzy po prostu grał. Nawet Popcorn się nie uśmiechał ( ! ). 
- Cześć chłopaki. - powiedział jakiś facet, gdy skończyli grać - Nazywam się Devon Richards i jestem z wytwórni Warner Bros. Jesteśmy zainteresowani współnpracą z wami. Może umówimy się na jakiś obiad i to omówimy?
- Kiedy? - zapytał Izzy.
- W czwartek o 16. Tu macie adres. - powiedział i wręczył nam wizytówkę jakiejś eleganckiej restauracji - Mam nadzieję, że się spotkamy. Do zobaczenia. - powiedział i poszedł sobie.
- Wracam do domu. - powiedział Axl.
Spojrzałam na Slasha i Duffa. Już wychlali pół butelki wódki. Slashowi chyba już starczy... Martwię się o niego. Zaczął się staczać. A wszystko przez tą pierdoloną sukę. Izzy siedzi sam przy barze, a Popcorn gdzieś się zapodział. Jeszcze nigdy nie było tak źle.
- Jak tam? - usiadłam na barowym stołku obok rytmicznego.
Wzruszył ramionami. Jest mniej rozmowny niż zwykle. Nagle usłyszeliśmy jakiś hałas za plecami. Odwróciłam się, żeby zobaczyć o co chodzi. I kogo zobaczyłam? Jeremiego i Axla. Przecież ten jebany Rudy Diabeł miał iść do domu! 
- Załatwimy to na zewnątrz chuju. - powiedział wrogo Axl i wyszedł przed klub.
- Izzy, oni się pozabijają. - powiedziałam do rytmicznego i zaczęłam iść za Rudym.
Mało mamy kłopotów?! Ten chuj znowu chce się bić, a przecież Jer jest od niego 2 razy większy.
- Duff, trzeba pomóc Roseowi. - Stradlin zawołał basistę.
Slash nam się na nic nie przyda. Od kilku dni w kółko chla. Na zewnątrz zobaczyliśmy jak chłopaki się biją, a grupka jakiś debili stoi nad nimi i się śmieje. Rudy wziął zamach i przywalił w twarz Jeremiemu.
- Nie twój interes chuju. - powiedział Axl.
- Wiedziałem, że to dziwka. - Jeremy wstał z ziemi - Wydymała ciebie tak jak mnie. - zakpił sobie.
Rose szykował się do kolejnego uderzenia, ale Duff zagrodził mu drogę.
- Wystarczy już. - powiedział basista.
Axl chciał go wyminąć, ale McKagan go przytrzymał.
- Idziemy. - powiedziałam i razem z Duffem zaczęliśmy targać go w stronę domu.
- Trzymaj się Jer. - uśmiechnął się Izzy i poszedł za nami.
- Jesteście nienormalni. - wściekał się Axl, gdy doszliśmy do domu - Zabawić sie człowiekowi nie dacie.
- Idź w cholere. - burknął Duff.
- A żebyś wiedział. - krzyknął rudowłosy i zamknął sie w swoim pokoju.
- O cholera... - przypomniałam sobie coś - Zapomnieliśmy o Slashu.
- Izzy idź po niego. - poprosił Duff.
Rytmiczny przewrócił oczami i wyszedł.
-----------------------------
*perspektywa Izziego*
-----------------------------
Izzy to, Izzy tamto. Zawsze tak jest. I jeszcze musze użerać się z pijanym Slashem.
- Idziemy. - powiedziałem do chrapiącego Saula i chwyciłem za jego łachy, żeby go podnieść.
Hudson burknął coś niezrozumiałego pod nosem.
- No rusz się. - usiłowałem postawić go na nogach.
- Izzy? - usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się. To Car. Kiepsko wygląda...
- Pomogę ci. - powiedziała i zaczęła podnosić ze mną Slasha - Zaprowadźmy go do chłopaków z Mety. Jest bliżej.
Wzięliśmy go pod ramię i zaczęliśmy prowadzić. Gitarzysta po drodze gadał coś w swoim języku. Posadziliśmy go na kanapie.
- Dzięki. - powiedziałem.
- Spoko. - Caroline siliła się na uśmiech.
- Wszystko gra? - zapytałem.
- Tak. - pokiwała głową zaciskając usta.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. - powiedziałem i zacząłem iść do wyjścia.
- Izzy? - usłyszałem.
- Tak? - odwróciłem się.
- Chodź ze mną na spacer. - poprosiła blondynka.
Szliśmy bocznymi uliczkami Hollywood zdala od ludzi. Car nie była zbyt rozmowna. W sumie to się jej nie dziwię. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz