czwartek, 13 lutego 2014

R. 40

*perspektywa Duffa*
-------------------------------
Wszyscy byliśmy w szoku po informacji Michelle. Slash cały pobladł. 
- Pierdole! - wkurzył się Axl i kopnął w kanapę, a potem wyszedł trzaskając drzwiami.
- Gratulacje, jesteś tatusiem! - sarkazm Michelle był teraz nie potrzebny.
- Zamknij się chociaż na chwilę! - syknęła wrogo Vivien.
Spojrzałem na Saula. Schował twarz w dłonie.
- Muszę się przejść... - odezwał się słabym głosem mulat.
Michelle spojrzała na nas triumfalnie.
- Nie pozbędziecie się mnie tak szybko. - powiedziała nie kryjąc radości.
- Jeszcze słowo! - Viv pogroziła jej pięścią.
- Uderzysz kobietę w ciąży? - prychnęła "tamta".
Brunetka poszła na górę. 
- Nie pomożesz mi? - zapytała z pretęsją Michelle.
- Nie. - odpowiedziałem.
- Jebany skurwysyn. - wyzwała mnie.
- Suka. - nie pozostałem dłużny.
Nie chciało mi się z nią siedzieć, więc zawinąłem wódkę z lodówki i poszedłem na górę. Zapukałem do pokoju Vivien. Zajrzałem do środka.
- Zobacz co mam. - uśmiechnąłem się lekko i wszedłem dalej.
Odkręciłem korek i podałem butelkę brunetce.
- Dzięki. - powiedziała i wzięła kilka łyków.
Siedzieliśmy w ciszy i chlaliśmy. Nawet, gdy jest wściekła wygląda pięknie...
- Myślisz, że ona naprawdę jest w ciąży? - zapytałem.
- W tak krótkim czasie miałaby zajść? Nie wydaje mi się. - stwierdziła.
Słuchałem narzekań Vivien na naszą współlokatorkę i popijałem alkohol. 
- Będzie dobrze. - powiedziałem na koniec.
Viv położyła mi głowę na ramieniu. Zacząłem śpiewać kołysankę, którą kiedyś mama śpiewała mi przed snem. Nie wiem co mi z tym odpierdoliło.
- Nie przerywaj. - szepnęła Vivien, kiedy przestałem.
Zacząłem śpiewać dalej. Po chwili zobaczyłem, że zasnęła. Położyłem ją do łóżku i przykryłem. Wyglądała tak delikatnie i słodko, gdy spała. Nie mogłem się oprzeć i pocałowałem ją w czoło. Delikatnie się uśmiechnęła. Nie będę jej przeszkadzał i lepiej stąd wyjdę...
-----------------------------
*perspektywa Vivien*
-----------------------------
Obudziłam się z samego rana. Nie mogłam spać. Zeszłam na dół, aby zrobić coś do jedzenia. Zastałam na kanapie pijanego Slasha w towarzystwie pustych butelek. Zatargałam go na górę, żeby poszedł spać, ale niestety jego pokój przywłaszczyła sobie ta dziwka, więc położyłam go u siebie. Wróciłam do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i zapaliłam papierosa. Mój plan pozbycia się tej małpy legł w gruzach... 
- Jest coś do jedzenia? - zapytała Michelle wchodząc do kuchni.
- To mój szlafrok. - powiedziałam wrogo.
- Ups... - zakpiła sobie.
Wzięłam głęboki wdech i wyszłam szybko z kuchni. Na schodach wpadłam na Duffa. Szybko zszedł mi z drogi, bo inaczej bym go stratowała. Ubrałam się i wyszłam z domu. Ta kretynka musi się stąd wynieść, bo w przeciwnym razie nie ręczę za siebie. Zaraz... Czy to nie Caroline i Izzy tam stoją? Podbiegłam do przyjaciół.
- Gdzie wyście byli całą noc? - zapytałam.
- To tu, to tam. - odpowiedział Izzy i lekko się uśmiechnął.
- Ok... - powiedziałam - Jak się trzymasz Car?
- Świetnie. - blondynka sztucznie się uśmiechnęła.
Przytuliłam ją.
- A Ty czemu nie jesteś w domu? - spytała Caroline.
- Gdybym tam została, to ta kurwa byłaby już martwa. - odpowiedziałam.
- To po cholere wychodziłaś? - Caroline zadała kolejne pytanie.
Machnęłam ręką. Włóczyliśmy się po całym Hollywood. Nikomu nie chciało się wracać do domu. Siedzieliśmy na jakimś murku, kiedy usłyszeliśmy trąbienie. Przed nami stanęło dobrze nam znane czarne BMW.
- Wsiadacie? - zapytał Marck przez uchyloną szybę.
Nie mieliśmy co z sobą zrobić, więc zapakowaliśmy się do samochodu.
- Jak życie? - Marck zaczął pogawędkę - Dawno u mnie nie byliście.
- Ostatnio mamy trochę problemów. - wyjaśnił Izzy.
- To przez tą cizie Slasha, hm? - zapytał.
- Skąd wiesz? - zaciekawiłam się.
- L.A. nie jest takie duże. - wyjaśnił - Koleżanki z branży Michelle lubią czasem poplotkować.
- Gdzie jedziemy? - zmienił temat Izzy.
- Tu. - Marck pokazał na oświetloną willę stojącą na szczycie góry.
- Wow. - powiedziała cicho Caroline.
Budynek robił duże wrażenie. Jest naprawdę ogromny! Brama wjazdowa sama się przed nami otworzyła. Wjechaliśmy na teren posesji.
- Marck mój stary przyjacielu! - z budynku wyszedł jakiś męszczyzna po czterdziestce - I widzę, że masz ze sobą przyjaciół!
- Witaj Arthurze. - uśmiechnął się brunet - Poznaj Caroline, Vivien i Izziego.
- Przyjaciele Marcka są moimi przyjaciółmi! Wchodźcie! - męszczyzna zaprosił nas do środka.
Weszliśmy powoli za Marckiem. Wszędzie były dziwki, alkohol, narkotyki i naćpani ludzie.
- Czujcie się jak u siebie. - powiedział Marck - Ja mam tu parę spraw do załatwienia.
Nieśmiało weszliśmy dalej. Chyba pierwszy raz czuliśmy się tak na imprezie.
- Hej blondyneczko... - jakiś pijany facet pogładził Car po policzku.
- Wal się zboku! - dziewczyna kopnęła chłopaka z kolanka w krocze.
- Ajć... - syknął.
- Spokojnie. - Izzy uspokajał Caroline.
Usiedliśmy na skórzanej kanapie w towarzystwie ćpunów. Śmiali się nie wiadomo z czego.
- Kolego... - zwrócił się jakiś facet do Izziego - Macie na wyluzowanie.
Koleś wręczył rytmicznemu opakowanie jakichś prochów. Chłopak zaczął czytać co jest na opakowaniu.
- To jakieś leki. Bierzemy? - zapytał nas.
Caroline wyciągnęła rękę po tabletkę. Stradlin dał jej jedną. Również się poczęstowałam. Po chwili wszyscy odpłynęliśmy. Mocne to cholerstwo. A w połączeniu z wódką, którą nam przyniesiono już całkiem straciliśmy nad sobą kontrolę. Zobaczyłam, że Caroline znikła. Jednak nie byłam na tyle świadoma, aby jej poszukać. Prochy zrobiły swoje...
-------------------------------
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Musiałam iść do kibla i zwymiotować. To był zły pomysł brać prochy od nieznajomego ćpuna. Ale dzięki temu zostałam całkowicie odmóżdżona i o niczym nie myślałam. Ledwo stałam na nogach. A może już się czołgam? Nie jestem w stanie określić co robię. Wszystko mi się rozmazuje. Nie mam siły dalej iść. Podparłam się ościanę. 
- Musisz odpocząć.- usłyszałam.
- Zostaw mnie. - wybełkotałam, gdy zorientowałam się, że jakiś facet zaczyna mnie dotykać.
- Spokojnie, chcę cię tylko zaprowadzić do cichego pokoju. - powiedział.
Nie miałam siły, żeby się mu opierać. Zaniósł mnie do jakiejś sypialni na górze domu i posadził na łóżku.
- Jak się nazywasz? - zapytałam.
- Deathlew. - odpowiedział i łobuzersko podprał się o ścianę - A ty?
- Caroline. - powiedziałam - O cholera... - mruknęłam pod nosem i zwymiotowałam do jakiejś wazy, która stała na komodzie - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi. - Deathlew lekko się uśmiechnął - Ojciec ma takich pełno.
Poczułam, że robi mi się słabo. Osunęłam się na łóżko i albo usnęłam, albo straciłam przytomność - nie jestem pewna. Obudziłam się następnego dnia rano. Cholernie bolała mnie głowa. Ale przynajmniej już nie żygam co 5 minut. Wstałam i przejrzałam się w wielkim lustrze zawieszonym na ścianie. Nie jest źle. Po niektórych imprezach wyglądałam gorzej. Mam tylko czerwone i podkrążone oczy. Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z pokoju. I jak ja się stąd wydostanę?! Ta chata jest ogromna! 
- Już uciekasz? - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się.
- Myślałem, że zostaniesz chociaż na śniadanie. - powiedział Death-coś-tam.
- Pora na mnie. - chciałam się jakoś wymigać - Zasiedziałam się troszeczkę.
- U mnie zawsze jesteś mile widziana. - czarnowłosy męszczyzna lekko uśmiechnął się.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaki jest przystojny. Jego ciemne włosy idealnie układały się do kształtu twarzy. I do tego jego niebieskie oczy...
- Może chcociaż napijesz się ze mną kawy? - zaproponował.
- No dobrze. - zgodziłam się.
I tak nie mam dokąd pójść. Deathlew jest naprawdę przyzwoitym człowiekiem, takim z "manierami". Ale nie jest jednym ze snobów na szczęście. Siedzieliśmy na tarsie i rozmawialiśmy. Jest bardzo tajemniczy. Mało o nim się dowiedziałam. 
- Odwieźć cię? - zapytał, gdy skończyliśmy.
- Przejdę się. - odpowiedziałam.
Męszczyzna odprowadził mnie pod bramę do swojej willi.
- Caroline... - powiedział.
- Tak? 
- Dasz mi swój numer? - spytał nieśmiale.
- Daj coś do pisania. - uśmiechnęłam się lekko.
Na mini karteczce napisałam numer i wręczyłam chłopakowi.
- Dziękuję. - uśmiechnął się.
Pożegnaliśmy się i zaczęłam kierować się w stronę plaży L.A. Może spotkam kogoś fajnego. Usiadłam na murku w cieniu i zapaliłam papierosa. Zaczęłam monitorować wszystko dookoła. Ktoś zakrył mi oczy.
- Puść mnie. - chciałam odzyskać wzrok.
- Zgadnij kto to maleńka. - usłyszałam.
Tylko jedna osoba mówi do mnie maleńka.
- James? - zapytałam.
- Gratulacje! W nagrodę mogę cię pocałować. - ucieszył się Hetfield i jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej.
- James, jebany gwałcicielu. - dobiegł mnie śmiech Kirka.
- Hammet, psujesz zabawę. - skrzywił się.
- Witaj Caroline. - Cliff przybił ze mną piątkę.
Lars usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Chcesz? - zapytał cicho i zza swojej skórzanej kórtki wyciągnął flaszkę wódki.
Wzięłam kilka łyków i oddałam butelkę.
- Bez obrazy, ale wyglądasz jak gówno. - Lars udzielił mi przyjacielskiej uwagi.
- I tak się czuję. - powiedziałam.
- Znowu Axl? - zapytał Kirk.
Smętnie pokiwałam głową. Kurwa, czy ja zawsze muszę płakać w najmniej odpowiednich momentach?! Lars mnie przytulił.
- I to kolejny dowód, że jestem lepszy od Rudego Diabła. - James lekko się uśmiechnął.
- Stary, nie zaczynaj teraz. - Cliff rzucił w wokalistę pustą paczką po papierosach.
- Chodź z wójkiem Kirkiem do domku. - gitarzysta wyciągnął do mnie rękę.
No pięknie... Znowu będę się ukrywać w domku Metallici. Szłam z chłopakami. Lars głośno dyskutował  o czymś z James, a Kirk i Cliff szli ze mną ramię w ramię. 
- Rozgość się. - powiedział basista, gdy weszliśmy.
- Chcesz coś do picia? - zapytał Lars - Bo jedzenia ostatnio brak. 
- Nie, dzięki. - odpowiedziałam.
Nie mam na nic ochoty. To wszystko przez tego jebanego skurywsyna i tą ścierę.
- Caroline... - zaczął James.
- Hm?
- Bo ostatnio jak tu byłaś to nie chciałaś ze mną spać, to może teraz będziesz chciała? - zapytał nieśmiało.
Westchnęłam.
- Pod jednym warunkiem. - odezwałam się po krótkim namyśle.
- Spełnię każdy! - ucieszył się wokalista.
- Nie będziesz mnie tykał, macał i tak dalej. - przedstawiłam swoje żądania - Zgoda?
- Zgoda. - powiedział mniej entuzjastycznie.
- Ja na twoim miejscu bym tego nie robił. - Lars puścił mi oczko.
Chłopaki poszli zrobić sobie próbę, a ja próbowałam obejrzeć coś  telewizji, ale w tym hałasie nic nie słychać. Zajrzałam do lodówki. Puste pudełka po pizzy, opakowanie kondomów (po cholere ono tu?!) i hektolitry alkoholu. Wzięłam małą butelkę czystęj i zaczęłam ją pić. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w ramionach Jamesa. Chyba niósł mnie do swojej sypialni. Uśmiechnęłam się do niego. Położył mnie w swoim łóżku i pochylił nade mną. Pogładził mnie po policzku.
- Dobranoc. - powiedział.
- Wzajemnie. - odpowiedziałam.
James położył się obok mnie. Szybko zasnęłam. Dziwne, bo wokalista nawet nie próbował mnie zmacać.
-----------------------------
*perspektywa Stevena*
-----------------------------
Szedłem właśnie po zakupy, na które wysłała mnie Emilie, aż nagle zobaczyłem znajome kręcone kudly wystające zza krzaków. 
- Slash? - podszedłem bliżej.
Gitarzysta był mocno pijany. Uznałem, że nie może tu leżeć. Musze go zatargać do domu. Że też mi zachciało się iść do spożywczaka na drugim końcu L.A.... Wziąłęm Saula pod ramię.
- Co się dzieje? - wybełkotał.
- Chodź. - zacząłem go targać w stronę stacji metra.
Szedłem z pijanym gitarzystą przez zatłoczone Los Angeles.Ten pudel zaraz mnie zagniecie tym swoim cielskiem. Muszę go inaczej prowadzić. Tylko jak? Hmm... Mam pomysł! Wyjąłem pasek z moich spodni i przywiązałem do ręki Saula, a sam złapałem za drugi koniec. Prowadziłem go jak słonia na sznurku. Ludzie musieli dziwnie na nas patrzeć... Dwaj długowłosi męszczyźni ubrani od stóp do głów w skórzane ciuchy maszerują wieczorem przez Los Angeles, a jeden z nich jest cholowany na pasku. Wszedłem z tym pijanym niedźwiedziem do mieszkania mojej ślicznej i kochanej dziewczyny.
- Co tak długo? - zapytała nie wychodząc z kuchni.
- Mamy gościa. - odpowiedziałem i ułożyłem Slasha na kanapie.
- Mój Boże... - powiedziała na widok chrapiącego niedźwiedzia.
- Może zostać? - spytałem.
- No przecież go nie wyrzucę. - odpowiedziała mi - A zakupy?
- Już idę. - powiedziałem i wyszedłem z mieszkania.
Muszę powiedzieć reszcie, żeby zabrali tego pijaczynę do siebie. Zamiast do sklepu ruszyłem do naszego nowego Hellhousa.
- Jest tu ktoś? - zapytałem wchodząc.
Wszędzie cisza. Gdzie do chuja pana oni znowu poleźli?!
- Zamknij się. Ja tu chcę spać. - Michelle miło mnie powitała.
- Gdzie są tamci? - spytałem.
- Czy ja wiem..? Chyba nie chcą ze mną przebywać. - odpowiedziała.
- Wcale się nie dziwię. – burknąłem pod nosem i wyszedłem.
Idę ich szukać. Oby nie byli w podobnym stanie co Slash... Zawędrowałem do Marcka. Zajrzałem przez otwarte drzwi. U niego też nikogo nie ma. Dalej zacząłem sprawdzać po kolei nasze ulubione kluby. Nic. Zaraz... Tam jest Axl! Podbiegłem do wokalisty siedzącego na ławce na przystanku autobusowym.
- Siemano. - przywitałem się.
Axl smutno na mnie spojrzał i szybko odwrócił wzrok.
- Co tam? - chciałem nawiązać rozmowę.
Cisza. No kurwa! Ja tu się staram, a on?!
- Mogę u ciebie przenocować? - zapytał smętnie.
- Nie możesz tam gdzie wszyscy? - wcale nie uśmiechało mi się przechowywać kolejnego kumpla w ciasnym mieszkanku.
- Mogę czy nie? - ponowił pytanie.
- Chodź. - zgodziłem się.
Po drodze przymusiłem Axla, żeby powiedział mi o co chodzi. Jeszcze bardziej nienawidzę tej kurwy Michelle.


4 komentarze:

  1. Poprostu wyjebciany w kosmos :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, już czterdziesty rozdział! Gratuluję, oby tak dalej :)
    Michelle coraz bardziej działa mi na złość. Kiedy ona wreszcie odczepi się od Slasha i reszty? Mam tylko nadzieję, że nie jest w tej ciąży, a Caroline z Axlem wkrótce wyjaśnią sobie pewne sprawy i wrócą do siebie. Ciekawi mnie również postać Deathlewa. Jego imię automatycznie kojarzy mi się z Detlefem z Dzieci z dworca ZOO, jednak nic poza tym nie wydaje się mieć związku z bohaterem tej książki. Zresztą, whatever jakby to powiedział Izzy. Oby tylko Deathlew nie namieszał zbytnio w życiu bohaterów. I wiesz co? Z każdym rozdziałem kocham to opowiadanie jeszcze bardziej!
    Wybacz za ten krótki i chaotyczny komentarz, ale mam do skomentowania jeszcze kilka rozdziałów na innych blogach, a jestem bardzo zmęczona. Standardowo, życzę Ci jak najwięcej weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótki i chaotyczny? Chyba sobie żartujesz ;) a co do rozdziałów to zamierzam jeszcze troszeczkę namieszać ;) i dziękuję za czytanie i komętowanie :D

      Usuń