-----------------------------
Na szczęście Caroline wróciła do domu. Martwiłem się o nią. Zszedłem na dół. Na stole leżał jakiś notes. Otworzyłem go na pierwszej stronie. Było tam napisane: Własność W. Axl Rose. Rudy chyba się nie obrazi jak przewertuje kilka kartek. Okazało się, że są tam teksty piosenek. Niektóre z nich to: My Michelle, Welcome To The Jungle i Out Ta Get Me*. Było też sporo niedokończonych.
- Rose! - zawołałem.
Rudzielec zszedł na dół.
- Czego się drzesz? - zapytał - Ludziom spać nie dajesz.
- To jest genialne. - pokazałem mu notes.
- Wiem przecież. - uroczo się uśmiechnął.
- Poczekaj. - powiedziałem i pobiegłem na górę po swoją gitarę.
Zaczęliśmy tworzyć muzykę do piosenki My Michelle*. Całkiem dobrze nam szło.
- Chyba zasłużyliśmy na nagrodę. - powiedział radośnie Axl i poszedł do kuchni jak przypuszczam po alkohol.
Nie myliłem się. Rudy wrócił z dwoma butelkami Nightraina. Wyciągnąłem skręty z kieszeni i zaczęliśmy się relaksować. Na dół zeszła zaspana Caroline.
- Co wy znowu jaracie? - zapytała krzywiąc się.
- Chcesz? - Axl wyciągnął w jej kierunku jointa.
Blondynka zaciągnęła się pare razy i po chwili oddała go swojemu chłopakowi.
- Może wybierzemy się dziś do szpitala? - zaproponowała.
- Nie chce mi się. - stwierdził Axl.
- Tobie się nigdy nie chce. - skomentowała i poszła do kuchni.
--------------------------
*perspektywa Duffa*
--------------------------
Wczoraj było całkiem miło, aż nie opieprzył nas jakiś lekarz. Chciałbym to powtórzyć... Ona jest po prostu cudowna!
- Która godzina? - zapytała Vivien budząc się.
Spojrzałem na zegar wiszący na korytarzu.
- Po 10. - odpowiedziałem.
- Co ze Slashem? - zadała kolejne pytanie i podeszła do szybki oddzielającej nas od gitarzysty.
- W pożądku. - podszedłem do niej - Chodź, wracamy do domu.
- Muszę przy nim zostać. - powiedziała.
- Jesteś zmęczona. Wrócimy jak odpoczniesz, zgoda? - zaproponowałem.
- Dobra. - zgodziła się.
Jechaliśmy metrem. Weszliśmy do domu. Wszędzie jebało marihuaną. Widzę, że Stradlin powiększył zapasy. Po chwili do domu wbiegła rozchisteryzowana Emilie.
- Nie ma go nigdzie! - powiedziała ze łzami w oczach - Wszędzie sprawdzałam! A jak coś mu się stało?
- Spokojnie. - Viv zaczęła ją uspokajać - Może jest u matki, albo u kolegów.
- Dzwoniłam do niej i widzieli się w zeszłym tygodniu jak dawała mu zakupy dla was. - odpowiedziała.
- Uspokój się, usiądź. Axl, przynieś coś mocniejszego niż to wino. - powiedziała Vivien.
Emilie trzęsły się ręce.
- Może go poszukamy? - zaproponowałem.
- Car i Axl bierzecie wszystkich jego kolegów, ja i McKagan kluby i szpitale. - zarządził Izzy - A ty Viv zostań tu z Emilie, gdyby się pojawił.
Szwędaliśmy się z Izzym po wszystkich klubach, melinach i szpitalach w obrębie naszego otoczenia.
- Byliśmy wszędzie, wracamy. - odezwałem się.
- Może Caroline go znalazła. - powiedział rytmiczny.
Zaczęliśmy wracać do domu.
- Duff... - Izzy pociągnął mnie za ramie przy kiosku z gazetami.
- Co jest? - zapytałem.
Stradlin pokazał na lokalną gazetę z okładką pod tytułem: NIE ŻYJE PERKUSISTA GUNS N' ROSES.
- Ja pierdole... - przeraziłem się.
- Poproszę tą gazete. - powiedział Izzy do kioskarki.
Zaczęliśmy ją czytać. Piszą tu, że cały zespół jechał pijany samochodem i mieliśmy wypadek i w wynku tego Steven zmarł. Dołączyli też zdjęcie vana, który był zmasakrowany przez Slasha i napisali, że to zdjęcie z miejsca wypadku. Co za głupoty! Ale po co ktoś miałby pisać takie plotki? Coś musi być na rzeczy... Szybko dotarliśmy do domu.
- Patrzcie co mamy! - zawołałem jak tylko weszliśmy do środka - Dobrze się składa, że wszyscy tu siedzicie.
Izzy rozłożył gazetę na stoliku w salonie i zaczął głośno czytać artykuł. Odniosłem wrażenie, że wszyscy zbledli na twarzach.
- Co za chuj to napisał?! - zaczął wściekać się Axl.
- Mój biedny Stevenek... - powiedziała cała zapłakana Emilie.
- To nie prawda. - zaczęła uspokajać ją Caroline - Nie było żadnego wypadku.
- A jeśli coś serio mu się stało? - zapytała dziewczyna Popcorna.
- Adler ma szczęście i zawsze mu wszystko uchodzi płazem. - odezwał się Izzy.
- Oby... - powiedziała słabo Emilie.
- Jutro pójdziemy do siedziby tego szmatławca i to wyjaśnimy. - zadeklarowałem.
----------------------------
*perspektywa Izziego*
----------------------------
Obudziłem się koło 8. Nie mogłem spać... Chciałem zapalić papierosa, ale pewnie McKagan nie miał już swoich i podpieprzył mi paczke w nocy. Ruszyłem do kiosku po fajki. Wychodząc zza zakrętu poczułem silny ból z tyłu głowy. Odwróciłem się, żeby sprawdzić o co chodzi. Za mną stało dwóch wielkich facetów z motocyklowego gangu Hells Angels. Już wiedziałem, że mam kłopoty...
- Stradlin? - odezwał się jeden z nich.
- Nie. - skłamałem.
Zostałem spoliczkowany.
- Mamusia nie uczyła, że kłamać nie wolno? - powiedział drugi facet.
Wtedy nie wiem skąd, ale wzięli kij bejsbolowy i miałem z nim bolesne spotkanie. Najpierw próbowałem się bronić, ale byli za silni, więc zacząłem udawać, że straciłem przytomność.
- Stary, a jak my go zabiliśmy? - zapytał jeden motocyklista.
- Spierdalamy. - powiedział drugi i zaczęli uciekać.
Pozerzy. Aż tak bardzo nie dostałem... Podniosłem się z ziemi i ruszyłem do domu.
- O kurwa, Stradlin!!! Co ci się stało?! - krzyknął Duff na mój widok.
Po chwili na dół zbiegła Vivien. Zaraz... Czy ona nie ma przypadkiem na sobie koszulki Duffa?
- Siadaj. - Viv posadziła mnie na kanapie i poszła do kuchni.
Po chwili wróciła z torebką lodu.
- Kto ci to zrobił? - zapytała.
- Hells Angels. - odpowiedziałem przykładając sobie lód do oka.
- Ale co te chuje mają do nas? - zdziwił się Duff.
Wzruszyłem ramionami.
- Co za jebane chuje piszą tą szmate! - Axl zaczął się drzeć jak tylko wszedł do domu.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Byłem w redakcji tego gówna, tak zwanego gazetą. Chuje, które w niej pracują wszystkiego się wyparli! Wyobrażasz to sobie?! - krzyczał wokalista.
- Niemożliwe. - powiedziała Vivien.
- To sama sobie idź do tych popierdoleńców! - Rudy cały poczerwieniał.
- Nie tym tonem do niej Axl. - Duff skarcił wokalistę.
- Z wami to taka rozmow! - Rose machnął ręką i poszedł na górę.
Zacząłem podejrzliwie przyglądać się McKaganowi i Vivien.
- A tobie o co chodzi? - zapytała Viv.
Tylko się uśmiechnąłem.
- Stradlin kurwa, no mów. - zirytowała się brunetka.
- Spaliście ze sobą? - zapytałem rozbawiony.
Duff odwrócił wzrok, a Viv posłała mu pytające spojrzenie.
- Jak dzieci... - powiedziałem śmiejąc się i poszedłem do swojego pokoju.
Coś mi się wydaje, że za tym pobiciem stoi nasza kochana Michelle...
- Izzy masz fajki? - do mojej sypialni weszła zaspana Caroline.
- Nie mam. - odpowiedziałem.
- O kurwa! Co ci się stało? - zapytała na mój widok.
- Nic takiego. - uśmiechnąłem się.
- Może czegoś potrzebujesz? Przynieść ci coś, albo kupić? - spytała z troską.
- Fajki. - stwierdziłem.
- Zaraz je dostaniesz. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Wróciła po 20 minutach.
- Sory, że tak długo, ale musiałam iść po nie do kiosku. - zaczęła przepraszać Car.
- Nic nie szkodzi. - wziąłem od niej paczke czerwinych Marlboro - Chcesz?
- Nie dzięki, mam swoje. - pokazała mi swoją paczke.
- Ja lece zobaczyć co u Slasha. - powiedziała i wyszła.
*piosenki zespołu Guns N' Roses.