Uh, zanim dam ten suupeeer link do suupeeer nowego bloga to chcemy podziękować! Jeju, wszystkim! Dzięki kochani! A dlaczego? Wczodzimy wczoraj na bloggera i co? "o.o" Tyle wyświetleń, tyle komentarzy... Dziękujemy, że o nas nie zapomnieliście :')
A wracając do tematu....
Blog jest jeszcze w formie przygotowań. Dodamy muzyczkę, zakładkę "Bohaterowie" i takie tam. ale Prolog już jest!
Proszę o werble!
Oto i on: najlepszy na świecie super duper blog
sobota, 11 października 2014
piątek, 10 października 2014
Żyjemy! (jeszcze)
Przez to, że założycielka bloga (ja) postanowiła zniknąć (?) nic nie dodawałyśmy. Ale wiecie co? Zakładamy nowe cudeńko! Super duper nowy blog z jeszcze bardziej jebniętym Adlerem, Axlem (hihihi nic nie powiem) i… a sami zobaczycie ^-^ w ciągu kilku dni dodam link do lepszego, trzymającego się fabuły bloga :D
Miłego dnia/wieczoru/chuj wie co i sory za nieobecność c:
środa, 23 lipca 2014
R. 74
*perspektywa Vivien*
---------------------------------
Wracałam na piechote. Po drodze złapał mnie deszcz, ale i tak było mi to obojętne. Byłam pochłonięta myślami. Już wiem co u Car i Amy. Wcale nie jest wesoło, ale mogło być gorzej. Jednak co z Duffem? Nie odzywa sie i gdzieś zniknął... Nic mi nie mówi. Martwie sie o niego. Zadręczając sie w ten sposób dotarłam do domu. Tylko weszłam do środka, a Rose przyleciał do mnie i zaczął potrząsać za ramiona.
- Co z Car?! Co z moją Car?! Nic jej nie jest?! To przez tego ruskiego chuja! No mów wreszcie! - krzyczał.
Odepchnęłam go od siebie. Wcale nie miałam ochoty na durne szarpanie sie. Rudy zrobił obrażoną mine. Królewicz sie znalazł, pff. Poszłam na góre do Izzyego. On też musi dowiedzieć sie jak u dziewczyn. Axl podążył za mną jak cien. Zapukałam do pokoju rytmicznego. Spał. Obudził sie jak tylko Axl przepchnął mnie i pierwszy wbił do pokoju. Zero kultury...
- Byłaś w szpitalu? - zapytał lekko zamroczonym głosem.
Wyglądał już troche lepiej. Jego twarz nabrała kolorów, a oczy nie były czerwone.
- No więc... - nie wiedziałam od czego mam zacząć.
- No mów co z Car! - Axl poderwał sie z podłogi, na której siedział.
Westchnęłam. Już działa mi na nerwy. To jego zachowanie wobec Caroline, a teraz udaje zatroskanego.
- Amy jest w śpiącze farmakologicznej. - wypaliłam.
Spojrzałam na Izzyego. Pobladł, ale słuchał dalej w skupieniu.
- Będzie z nią dobrze. - chciałam go jakoś pocieszyć - Za pare dni powinni ją wybudzić. Zobaczysz, że wszystko sie ułoży.
Chłopak pokiwał głową. Miał nieobecny wyraz twarzy. Zrobiło mi sie go żal. Amy naprawde nie była mu obojętna.
- Ekhm... - wtrącił sie Axl - A co z moją Car?
- Twoją? - prychnęłam.
Chłopak zrobił zaskoczony wyraz twarzy. Nie wytrzymałam. Wszystkie negatywne emocje, które zbierały sie we mnie od kilku dni nagle postanowiły wybuchnąć i wygarnęłam Axlowi co myśle na temat jego idiotycznego zachowania i tych wszystkich jego urojeń. Po skończeniu o dziwo poczułam sie lepiej. Spodziewałam sie, że Rose rozpęta wielką awanture, albo obrazi sie na cały świat, ale tym razem zaskoczył chyba nas wszystkich. Wziął głęboki wdech. Na jego twarzy pokazała sie skrucha. Chyba pierwszy raz w życiu doświadczył takich emocji.
- Masz racje. - odezwał sie po chwili - Zachowywałem sie jak skończony idiota. Dziękuje ci. Musze to wszystko naprawić! Może nie wszystko stracone.
Gdy skończył mówić wybiegł z domu. Pewnie biegnie teraz do Caroline. Może im sie wreszcie ułoży.
- Jakieś wieści od Duffa? - zapytałam zamyślonego Izzyego.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
Westchnęłam.
- Duff sie odzywał? - ponowiłam pytanie.
Pokręcił głową. Można sie było tego spodziewać. Będzie musiał sie ostro z tego tłumaczyć.
---------------------------------
*perspektywa Axla*
---------------------------------
Dobiegłem do szpitala. Boże jaki ja byłem głupi! To nie wina Carolina, ani Jamesa (no dobra, jego troche tak) tylko moja. Moja, moja i jeszcze raz moja! Nie moge doprowadzić do straty Car. Nie wybacze sobie tego! W recepcji nawrzeszczałem na młodą dziewczynę pracującą tu, że ma mnie w tej chwili zaprowadzić do Car. Dziewczyna powiedziała mi gdzie leży blondynka i jak najszybciej pognałem we wskazane miejsce. Zobaczyłem ją przez szybke. Wyglądała... No nie ukrywajmy - wyglądała okropnie. Miała przymknięte oczy. Ostrożnie wszedłem na sale. Chyba spała. Usiadłem na krześle przy łóżku. Pikacz, do którego była podłączona dziewczyna wybijał spokojny rytm, niczym metronom. Odgarnąłem jej włosy z twarzy. Wtedy sie obudziła. Spojrzała na mnie. Na początku nie wiedziała co sie dzieje. Pewnie jest jeszcze zamroczona. Po chwili odzyskała świadomość.
- Wyjdz. - powiedziała słabym, zachrypniętym głosem.
- Musisz mnie wysłuchać. - odezwałem sie błagalnym tonem - Chcę cie przeprosić. Dopiero dziś zrozumiełem, że zachowywałem sie jak skończony idiota. Niedoceniałem cie, byłem strasznym egoistą i nie myślałem o tobie. Przepraszam za to wszystko. Za to, że cie raniłem, i że nie było mnie przy tobie, gdy tego potrzebowałaś, za to że robiłem awantury i za te akcje z dziwkami. Rozumiem, że teraz będzie trudno, ale ja sie zmienie. Dla ciebie to zrobie, bo cie kocham. Wybaczysz mi i wrocimy do siebie?
Pikacz Caroline przyspieszył. W kącikach jej oczy pojawiły sie drobne łezki. W tym momencie na sale weszła pielęgniarka. No lepszego momentu nie mogła znaleźć!
- Prosze stąd natychmiast wyjść! - odezwała sie podniesionym tonem - Tylko pan denerwuje pacjentke! Mam wezwać ochrone?!
Posłałem kobiecie nienawistne spojrzenie.
- Axl porozmawiamy w domu. Wracaj do siebie. - powiedziała łagodnie Caroline.
Posłuchałem sie jej. Na korytarzu jeszcze chwile wpatrywałem sie w nią przez szybke. Posłała mi słaby uśmiech. Zachciało mi sie płakać...
---------------------------------
*perspektywa Izzyego*
---------------------------------
Vivien kazała mi isć spać. Powiedziała, że nie wyglądam zbyt dobrze, ale jak mógłbym w takiej sytuacji normalnie usnąć? Co z Amy? A jak będzie kaleką? Ona na to nie zasługuje. A co jak coś pójdzie nie tak i sie nie obudzi? Straciłbym ją na zawsze... W tym momencie ktoś wszedł do domu. Usłyszałem protesty Viv, żeby ten ktoś dał mi spokój, ale po chwili drzwi sie otworzyły. Wszedł przez nie Marck.
- Ochujałeś? - zapytał.
Stanął przed moim łóżkiem i skrzyżował ręce na piersi robiąc mine z wyrzutem.
- Co? - zapytałem podbierając sie na łokciach.
Marck wziął głęboki wdech.
- Was wszystkich pojebało! Bawisz sie w ćpuna?! Duff sobie gdzieś spierdala, Axluś zachowuje sie jakby miał zaburzenia emocjonalne, Slash lata za mocherami, a Adler popierdala po mieście w detektywistycznym wdzianku!
O kurwa...
- Co sie tak na mnie patrzysz? - zapytał schodząc z tonu - Wasz zespół zaczyna robić kariere. Ja sie dziwie, że jeszcze menadżera nie macie... - i w tym miejscu przerwał na krótkie przemyślenia - Gracie dziś koncert u mnie w klubie. Już wysłałem moich ludzi, żeby ściągneli do mojego domu reszte tych pojebów. Trzeba was wszystkich doprowadzić do stanu używalności. Saul ma dziś urodziny.
Kompletnie mi to z głowy wyleciało. Te wszystkie wydarzenia, afery, zniknięcia i wypadki. I wszyscy zapomnieliśmy o jego urodzinach.
- Marck nie da sie tego przełożyć? - zapytałem - Car i Amy miały wypadek, ja sie nie nadaje do grania i imprezy.
Chłopak przewrócił oczami.
- Z gorszych stanów i sytuacji wyciągałem muzyków i dawali koncerty. Rusz sie. - powiedział.
Podciągnął mnie do góry za koszulke i podtrzymując zaczął wyprowadzać z domu. Vivien siedziała na kanapie w salonie.
- Bądź o 20 u mnie w klubie. Wypadałoby życzenia złożyć Hudsonowi. Duff będzie. - rzucił na odchodne brunetce.
Zaprowadził mnie do swojego domu. Był tam już zgarnięty prawie cały zespół, ale brakowało Duffa. Wokół chłopaków chodzili jacyś faceci.
- Jason! - zawołał Marck sadzając mnie na fotelu - Weź sie nim zajmij.
Podszedł do mnie facet, na oko koło czterdziestki. Wyjął z dużej torby stetoskop.
- Jestem lekarzem. - wyjaśnił zakładając przyrząd na uszy.
Zaczął mnie badać. Potem poświecił mi jakimś światełkiem po oczach i sprawdził odruchy. Zaczął szykować mi jakieś leki, które miał w torbie.
- Weź to. - powiedział dając mi garść tabletek - Za pół godziny będziesz jak nowy.
Po ostatnim incydencie troche sie bałem je wziąść, ale kontem oka zobaczyłem Marcka. Wściekłby sie, gdybym tegi nie wziął. Posłusznie wszystki połknąłem. W miare upływu czasu czułem sie co raz lepiej. Zobaczyłem jak inni faceci szykują chłopaków ma scene. Mi też kazali sie umyć i dali jakieś ciuchy. Jak wróciłem Marck wisiał na telefonie.
- Będą łowcy talentów? - zapytał z uśmiechem.
Pamiętam jak ostatnio skończyła sie nasza przygoda w wytwórni. Dziwny kontrakt i nagle o nas zapomnieli.
- Gdzie do kurwy jest McKagan?! - wrzasnął nagle właściciel domu - Dobra, pilnujcie go dyskretnie. Sam go zgarne.
Rozłączył sie i wyszedł. Ciekawe ile ludzi dla niego pracuje...
WIECZOREM W KLUBIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Slasha*
---------------------------------
Ludzie od Marcka stawali na głowach, żeby wszystko było idealnie. Lekarz dał nam jakieś tabletki [ale nie narkotyki XD] żeby każdy czuł sie dobrze. Dostaliśmy zajebiste ciuchy, w klubie czekały na nas nasze nastrojone wcześniej instrumenty. Teraz liczył sie tylko koncert. Wszystko miało być idealnie. Axl chodził po zapleczu i śpiewał, ja z Izzym gadaliśmy o kolejności piosenek, a Duff który czekał na nas już w klubie rozmawiał ze Stevenem o przejściach i rytmie. Było tak jak kiedyś. Tylko Marck zabronił nam pić. Gdyby nie on nasz zespół to byłaby tragedia. Stanąłem na chwile przy barze rozejrzeć sie ile jest ludzi. Było ich więcej niż zazwyczaj. Vivien siedziała przy naszym stoliku. Sama. Nie wyglądała zbyt dobrze. Pewnie coś sie stało... Nas musieli doprowadzić do normalnego nastroju. W końcu wywołano nas na scenę. Daliśmy z siebie wszystko, a dzieciaki szalały! Jak za dawnych lat! Na koniec występu Axl odwrócił sie w moją stronę i zaczął składać mi życzenia. Wszyscy odśpiewali Sto Lat, a na scene wjechał wielki tort w kształcie Gibsona. Aż sie wzruszyłem. Po tym zeszliśmyna dół. Marck zaprowadził nas do Vivien. Wziął ze sobą Axla ma rozmowe. Chciał sie dowiedzieć o co chodzi z naszym kontraktem. Ja byłem zajęty, bo co chwila ktoś podchodził i skaładał mi życzenia.
---------------------------------
*perspektywa Vivien*
---------------------------------
Marck zabronił mi mówić dziś chłopakom o tym co sie stało.
- Viv... - powiedział cicho Duff stając przede mną - Chyba musimy pogadać.
Wyszliśmy z klubu. Blondyn odpalił papierosa. Czekałam, aż zacznie mówić. Wziął głęboki wdech.
- Przepraszam za moje zachowanie. Nie moge powiedzieć ci co sie stało. Pewnie dowiesz sie o wszystkim jak skończy sie ta sprawa. Nikt o tym nie wie, a ja musze sam to zakończyć. - zaczął łamać mu sie głos - Viven, ja na ciebie nie zasługuje. Musiałem cie chronić i zrobiłem okropną rzecz. Może kiedyś mi to wybaczysz, ale na razie... - zamilkł na chwile - Na razie lepiej dla ciebie będzie jak sie... rozstaniemy.
Zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nagle znika, a teraz zrywa. Nie może tak być. Poczułam, że łzy spływają mi po policzkach.
- Kocham cie. - powiedział ocierając mi twarz - Zawsze będe cie kochał. Zrozumiesz wszystko za jakiś czas. Będe mieszkać u Marcka. Nie chce ci robić większej przykrości swoją obecnością. Mam nadzieje, że kiedyś mnie zrozumiesz...
Przydeptał papierosa butem i odszedł. Stałam zapłakana pod klubem i patrzyłam jak odchodzi. Przed kim musiał mnie chronić i co zrobił? Okrężną drogą wróciłam do domu. Nie miałam już na nic siły, ani ochoty. Było mi tak strasznie smutno. Wszystko sie nagle zwaliło.
Sto lat Slash!
Wszystkiego najlepszego Sauliś! :D bądź dalej takim świetnym gitarzystą, ojcem i przyjacielem jakim jesteś, niech Twoja nowa płyta World On Fire podbija wszystkie listy bestsellerów, produkuj kolejne zajebiste filmy, Myles niech dalej z Tobą śpiewa i uważaj, bo zamieniasz sie w grubego Axla i ciężko Ci będzie schudnąć XD (musiałam to napisać, musiałam ;-------;).
Brał ktoś udział w filmiku urodzinowym robionym przez Slash Army Poland na facebooku? Ja trzymam tam ręcznie rysowaną literke D w cylindrze iiii]: )'
Aaa i prawie zapomniałam. Urodzinowy rozdział, będzie dziś/jutro, ale ostrzegam, że będzie dużo inny niż wszystkie urodzinowe ze względu na to co nawyprawiałyśmy z fabułą.
poniedziałek, 21 lipca 2014
R. 73
Dla Karoliny, która nie zwątpiła i motywowała do wstawienia tego rozdziału chyba najbardziej ze wszystkich :) a Twóje gejowskie opowiadanie napisze do nowej zakładki na blogu XD (tylko musze ją najpierw wyremontować)
------------------------------------
Nadal nie wierze, że sie na to zgodziłem. Ale ja sie nie dam. Nie będę darmową dziwką jakiegoś psychopaty. Musze wymyślić jakiś plan. Niech sobie nie myśli, że może mną pomiatać. Jeszcze nie wiem jak wytłumacze to wszystko Viven. Ona nie zasługuje na mnie. Ten chuj dotykał mnie i... ugh. To obrzydliwe.
- Ekhm. - usłyszałem i poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
To ten chuj Slacy. Znowu czegoś chce. Spojrzałem na niego. Uśmiechnał sie. Ohyda.
- Wychodzę. Będę wieczorem. Lepiej, żebyś tu na mnie grzecznie czekał kochanie. - puścił mi oczko i wyszedł.
Teraz mam spokój. Oby jego wspólnik sie nie zjawił. Moge w spokoju pomyśleć jak sie z tego wyplątać.
W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Stevena*
------------------------------------
- Kuuurwaa! - wydarł się Rose i kopnął w drzwi.
Spojrzałem na chłopaków z Mety, którzy dusili sie ze śmiechu.
- Głupi ruski chuj James! - wydzierał sie Rudy - Zaczarował drzwi! Raaatuuunkuuu!
Zaraz... Axl zamknięty w piwnicy, więc zbok mu nic nie zrobi. To moja szansa! Pójde za Rosea do tego zboka. Musze sie do niego jakoś upodobnić.
- Chłopaki mam proźbę. - szepnąłem w ich stronę.
Nadal rżeli jak debile. Co w tym zabawnego?
- Co? - parsknął Cliff, który był najbardziej opanowany ze wszystkich.
- Weźcie go tu potrzymajcie jakiś czas. - powiedziałem i wyszedłem.
Skierowałem sie do domu, a konkretnie pokoju Axla. Założyłem jego ciuszki, a włosy schowałem pod jakimś epickim skórzanym kapelusikiem. Dobra, jak go odnaleźć? Po moich detektywistycznych rozmyśleniach, doszedłem do wniosku, że skoro zbok ma na naszym punkcie obsesję, to prawdopodobnie, wie gdzie sie szlajamy, w jakich miejscach przesiadujemy i tym podobne. Gdzie Rose lubi przesiadywać? Rainbow? Nie, tam ten zbok nie przyjdzie. Zbyt dużo ludzi, jeśli chce go zgwałcić? Skatepark? Zbyt na widoku... Stara część parku! Pusto, ciemno no i można tam bezkarnie pić, ćpać i takie tam. Ze Slashem przesiadywaliśmy tam jeszcze za czasów Road Crew. Potem pokazaliśmy to miejsce reszcie zespołu. Axl łazi tam pisać piosenki, bo jak twierdzi "to miejsce jest tak inspirujące, ale i tak wole seks". Po prostu siedziałem na jakiejś ławce w ciemnościach czekając na tego wariata. Byłem pewien, że zaraz tu przyjdzie. Skoro ma tak wielka chęć na Rosea to raczej często się tu zjawia. Nie minęła godzina jak usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem jego sylwetkę.
- Axl... Czekałem na ciebie. - usłyszałem.
Cały ubrany na czarno mężczyzna usiadł obok mnie. Nagle przeszły mnie dreszcze. Ten jego głos... Nie odpowiedziałem.
- Zrobiłeś się nieśmiały kochanie? Dlaczego nic nie mówisz? Nie przywitasz się? - złapał mnie za twarz.
Patrzył się na mnie przez chwilę. Wyglądał na zszokowanego. Wytrzeszczone oczy i drżący głos, którym zaczął do mnie mówić.
- Ty... Pomyliłem się... Nie... Kurwa! Gdzie jest Axl?! - z paniką w oczach zaczął rozglądać się dookoła.
Wstałem i uśmiechnąłem się do niego drwiąco.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć doskoczył do mnie i pchnął mnie.
- Nie! Nie tak miało być! Ty! Ty zniszczyłeś wszystko! - wzaczął sie wydzierać.
Złapał mnie i zaczął mną trząść. W jego oczach dostrzegłem łzy.
- Spierdalaj! - odepchnąłem go.
Już miałem wołać po kilku kumpli, którzy tu ze mną przyszli, ale usłyszałem coś w oddali. Policja. Kurwa, skąd się tu wzięli? Przecież sam bym to załatwił.
------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------------
Ocknąłem sie na podłodze w łazience. Nade mną przebiegła jakaś sylwetka. To chyba Steven. Z trudem podniosłem sie z ziemi. Co sie stało? Jestem lekko zamroczony. Spojrzałem w lustro. Mokre włosy, spuchnięte i podkrążone oczy, blada twarz. Chyba zemdlałem. Nie jestem pewny. Po chwili przypomniało mi sie co sie stało. Podpierając sie o ściany wytoczyłem sie z łazienki. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu.
- Axl? - zapytałem słabym głosem.
- Nie. - odpowiedziała mi Viv.
Podszedłem do schodów i podparłem sie ręką o poręcz.
- Mój Boże, Izzy co ci sie stało? - spytała przerażona i podbiegła do mnie.
Pomogła mi dojść do sypialni i posadziła na łóżku. Spojrzałem na nią. Coś ją dręczyło. W końcu zaczęła mówić.
- Ja już nie wiem co sie dzieje. Zniknęła Car i Amy, teraz nie ma Duffa. Okłamuje mnie. Nie wiem co mam robić. Cholernie sie o nich martwie. - powiedziała łamiącym sie głosem.
Musze jej powiedzieć co stało sie dziewczynom. Sam nie jestem w stanie ich teraz poszukać.
- Car i Amy miały wypadek. - odezwałem sie cicho.
Brunetka zbladła.
- Co ty gadasz? - zapytała zdenerwowana.
- Nic nie wiem. Zobaczyłem rozwalony samochód niedaleko domu. Musisz je znaleźć i sprawdzić czy nic im nie jest. - opowiedziałem wszystko co mi wiadomo.
Dziewczyna chwile siedziała i zastanawiała sie nad tym co ma robić.
- Ktoś wróci do domu i sie tobą zajmie. Ide ich szukać. Jak odezwie sie Duff daj mi znać. - poleciła i pośpiesznym krokiem opóściła mój pokój.
Oby im nic nie było...
------------------------------------
*perspektywa Vivien*
------------------------------------
Nie mam czasu biegać po wszystkich szpitalach w L.A. Weszłam do najbliższej budki telefonicznej. Sprawdziłam czy mam drobne w kieszeni. Starczy na kilka rozmów. Wzięłam książkę telefoniczną zawieszoną na łańcuszku. Cud, że jeszcze nikt jej nie urwał. Zaczęłam wykręcać numery do okolicznych szpitali. Po trzech połączeniach dowiedziałam sie gdzie są. Nie chcieli mi udzielać żadnych informacji przez telefon. Głupi biurokraci. Popędziłam w stronę lecznicy. Młoda recepcjonistka udzieliła mi informacji, gdzie dokładnie są. Wjechałam windą na 8 piętro szpitalu. Kierowałam sie korytarzem z napisem Odział Intensywnej Opieki Medycznej, a z niego do pokoju lekarskiego. Zastukałam w drzwi.
- Proszę. - usłyszałam męski głos.
Niepewnie weszłam do środka.
- Dzień dobry, ja w sprawie Caroline Collins i Amy Holmes. - powiedziałam niepewnie.
Przy biurku siedział lekarz na oko koło trzydziestki. Zajęty był jakimiś papierami. Zdawało sie, że zignorował moją poprzednią wypowiedź. Po dłuższej ciszy znacząco chrząknęłam. Facet spojrzał na mnie z nad dokumentów.
- Pani z rodziny? - zapytał obojętnie.
- Można tak powiedzieć. - stwierdziłam.
Facet mruknął coś pod nosem i wbił wzrok w dokumenty. No to już szczyt chamstwa! Mógłby chociaż odpowiedzieć. Już miałam go za to opieprzyć, ale uprzedził mnie.
- Właśnie przeglądam dokumentację medyczną panny Collins. To cud, że przy tak wyniszczonym organiźmie przeżyła i ma tylko kilka złamanych żeber i wstrząśnienie mózgu. - powiedział i odłożył dokumenty.
- Może mi pan powiedzieć co dokładniej sie stało? - poprosiłam.
- Panne Collins zaraz po przywiezieniu z wypadku musieliśmy reanimować i zaraz po tym odzyskała wszystkie czynności życiowe. - mówił - Niestety panna Holmes jest w gorszym stanie. Była zakleszczona w samochodzie i wydobycie jej trwało dłużej. W tym czasie nie oddychała i doszło do utraty świadomości. Utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej, ponieważ jej obrażenia wewnętrzne są poważniejsze, niż w przypadku pierwszej pacjentki. - oznajmił.
Zamarłam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odebrało mi głos i nie mogłam sie ruszyć. Stałam i wpatrywałam sie w twarz lekarza licząc, że usłyszę jakieś dobre wieści. Niestety nic nie mówił. Posłał mi tylko spojrzenie pełne współczucia.
- Robimy co w naszej mocy, aby... - zaczął, ale machnęłam ręką i wyszłam na korytarz.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam robić. Tyle sie stało w ostatnim czasie. W dodatku ten wypadek. Osunęłam sie na ziemie po ścianie i rozpłakałam. Jestem bezradna. Jak ja powiem o tym reszcie? Po chwili wstałam i poszłam do najbliższej toalety. Musiałam sie ogarnąć. Przemyłam twarz zimną wodą i wzięłam głęboki oddech. Ważne, że żyją. Car jak to zawsze ona miałaszczęście, a z Amy też będzie dobrze. Musi być. Musze jeszcze zajrzeć do Caroline. Szłam korytarzem zaglądając przez szybki do sal. Na przedostatniej leżała Car, a w tej obok Amy. Po cichu weszłam na sale blondynki. Chyba spała, ale otworzyła oczy, gdy znalazłam sie przy łóżku.
- Viv... - szepnęła zachrypniętym głosem.
- Cii. - uciszyłam ją i wysiliłam na uśmiech.
Złapałam ją za rękę. Wpatrywałyśmy sie w siebie bez słowa. Nie chce jej przemęczać. Miała posiniaczoną i opuchniętą twarz, rozczochrane włosy i zamroczone spojrzenie. Chciało mi sie płakać na jej widok. Zawsze ona ląduje w szpitalu... Po chwili znowu zamknęła oczy i usnęła. Odgarnęłam jej włosy za ucho i wyszłam. Przez szybkę zajrzałam do Amy. I tak by sie nie obudziła, gdybym weszła. Na początku naszej znajomości byłam o nią zazdrosna. To całe nieporozumienie wtedy z Duffem. Właśnie... Duffem. Gdzie on do cholery jest? Martwie sie o niego. Pewnie wpakował sie w kolejne kłopoty. Ostatni raz spojrzałam na Amy. Wyglądała podobnie jak Car. Zrobiło mi sie jej żal. To naprawde dobra dziewczyna. Izzy sie załamie jak o tym dowie.
------------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------------
Zasnąłem w tej paskudnej i śmierdzącej piwnicy. Już nie miałem siły sie wydzierać. Gdy sie obudziłem było cicho. Nieśmiało podszedłem do drzwi i popchnąłem je. Tak! Otwarte! Na palcach zacząłem iśc korytarzem. Nie wiadomo czy James nie zastosuje na mnie jakichś czarów. Doszedłem do salonu. Taaa, śpią wszyscy uchlani w trzy dupy. Już normalnym krokiem wyszedłem. Ich chrapanie wszystko zagłuszało. Postanowiłem wrócić do domu. Caroline u nich nie było. Po kilkunastu minutach wszedłem do środka.
- Axl...? - usłyszałem słaby głos Stradlina.
Rzuciłem swoją kurtke w kąt pokoju.
- Czego? - burknąłem.
Nie miałem humoru. Chciałem sobie zrobić jakiegoś drinka, więc poszedłem do kuchni. Nagle rozległ sie jakiś hałas. Wyszedłem zobaczyć co sie dzieje. Na schodach wyjebał sie Izzy. Wydał z siebie ciche jęknięcie. Był cały blady.
- Rany, Izzy! Wyglądasz jak trup! - wypaliłem wytrzeszczając oczy.
Chłopak posłał mi spojrzenie z politowaniem. Próbował sie podnieść, ale słabo mu to wychodziło.
- Ekhm... - chrząknął znacząco.
Chyba mam mu pomóc... Niechęnie ruszylem podnieść go ze schodów i zaprowadzić do pokoju. Jeszcze czego! Żebym ja, sam Axl Rose był najpierw więziony w jakiejś piwnicy, a teraz robił za wolontariusza! Do czego to doszło... Posadziłem go na łóżku.
- Co ci sie stało? - zapytałem.
Rytmiczny wziął kilka wdechów, chyba sie zasapał. Naćpał sie czy co?
- Nic takiego. - stwierdził - Axl, musze ci o czymś powiedzieć...
Nastało milczenie. O co mu może chodzić? No chyba nie jest gejem... Jeszcze kilka dni temu ślinił sie na widok tej no... Jak jej tam było... Ee... No nie ważne.
- Mów. - ponagliłem go.
- Amy i Caroline miały wypadek. - powiedział.
No wiedziałem, że ta mała ma imie na A. Ale zaraz... Jaki wypadek? Car miała wypadek?!
- Co?! Jak to?! Ty jej coś zrobiłeś?! No gadaj! - doskoczyłem do niego i zacząłem potrząsać za koszulke.
- Puść mnie. - zażądał.
Posłusznie go zostawiłem. Teraz mi będą warunki dyktować... Przecież jestem Wielkim Axlem Rosem! To ja mam im dyktować warunki! Tylko odzyskam Car i wszystko musze przywrócić tak jak było.
- Nic nie wiem. - zaczął mówić Izzy - Zobaczyłem rozwalony samochód Amy niedaleko domu. Chciałem ich poszukać, ale ktoś podstępem mnie naćpał...
Taa... Izzy i "przypadkowe ćpanie".
- Wysłałem Viv, żeby ich poszukała. - skończył opowiadać.
Moja Car! To napewno ten chuj James! Bo pewnie ona zrozumiała, że najlepiej jest ze mną i mu to powiedziała, a ten głupi ruski chuj tego nie rozumie! Musze ją odszukać. Moja Car...
sobota, 19 lipca 2014
Versatile Blogger Award & Liebster Blog Award
Versatile Blogger Award
Dobra... To czas sie brać do roboty.
Tylko co tu by napisać... XD
Skupić sie, przecież to tylko 7 faktów...
Ekhm... Dobra jakieś pomysły są XD
Fakty Melissy
1. Gram na basie.
2. Moje ulubione zespoły to: Red Hot Chili Peppers, Joy Division, Alice In Chains, Guns N' Roses.
3. Lubie biały i czarny kolor.
4. Kocham Hello Kitty.
5. Jestem Waszą boginią =w=
6. Wszyscy czczą Pana Królika w Piotrkowie ^^
Fakty Gunsowej
1. Gitarzystka numero uno
2. Moje ukochane zespoły (ja wcale nie ściągam od Melissy, wcale): GnR, Alice Cooper, Black Sabbath, Nirvana (uuu gimbusiarsko), Aerosmith, Led Zeppelin i cholera nawymieniałabym tu ich, ale czasu nie ma x.x więc po prostu napiszę: + inni.
3. Mówią na mnie Matrix i za cholere nie wiem dlaczego tu jestem jako Gunsowa, ale spoko XDD
4. Rozprzestrzeniam w internecie kult Zielonej Owcy Z Kosmosu ;------;
5. Założycielka bloga, więc słuchać sie mnie 8)
6. Jestem wegetarianką XD
Nanana...
Lalala...
Sialala...
Tak, umiemy liczyć XD
Brakuje faktu u każdej.
Ostatni wspólny fakt:
7. Lejdis end dżentelmen, oświadczam iż ja i Melissa jesteśmy w związku partnerskim 8) homofobom mówimy papa i krzyżyk na droge :*
Nominacje będą na końcu postu ;)
Liebster Blog Award
Lista pytań Estranged:
1. Co lubi nucić James Hetfield pod prysznicem?
2. Ile potrzeba Larsów, żeby wkręcić żarowkę?
3.Z kim Lars wygrał proces i czemu Cliff zginął?
4. Za ile dolców Kirk kupił pierwszą gitarę?
5. Ulubiona marka gitary? :3
6. Kto opatentował pierwszy mostek tremolo?
7. Z czci dla geniuszu Leo Fendera, twoja gitara musi mieć mostek tremolo. Ma? Ewentualnie Floyd Rose'a.
8. Wiesz co to WAH- WAH?
9. Jeśli wiesz, to czemu Kirka Hammetta, nazywają Kirkiem Wahmettem?
10. A jakie są Twoje ulubione zespoły?
11. Oceń zajebistość Izzy'ego Stradlina, w skali 1 do 100. Może inaczej: Jak oceniasz zajebistość Izzy'ego, w skali 1-100?
2. Ile potrzeba Larsów, żeby wkręcić żarowkę?
3.Z kim Lars wygrał proces i czemu Cliff zginął?
4. Za ile dolców Kirk kupił pierwszą gitarę?
5. Ulubiona marka gitary? :3
6. Kto opatentował pierwszy mostek tremolo?
7. Z czci dla geniuszu Leo Fendera, twoja gitara musi mieć mostek tremolo. Ma? Ewentualnie Floyd Rose'a.
8. Wiesz co to WAH- WAH?
9. Jeśli wiesz, to czemu Kirka Hammetta, nazywają Kirkiem Wahmettem?
10. A jakie są Twoje ulubione zespoły?
11. Oceń zajebistość Izzy'ego Stradlina, w skali 1 do 100. Może inaczej: Jak oceniasz zajebistość Izzy'ego, w skali 1-100?
Odpowiedzi:
1. Aerosmith
2. Żadnego, one boją się, że on Lars je pozwie i temu świecą
3. Napster || miał najlepszą kozetkę, którą wylosował i wyleciał oknem z autobusu, po czym ten go zmiażdżył
4. 3$ lub 5$ (nie pamiętam dokładnie)
5. Melissy: Furch, Fender
Gunsowej: Fenderki i Gibsoniki :) Epiphonki też ujdą XD
6. Floyd D. Rose
7. Ma
8. Efekt kwakania do gitar
9. Skoro wah wah jest efektem, a Kirk dużo kwaka to jest kwaczkiem
10. Punkty nr 2 w faktach XD
11. Zajebistość Stradlina wykracza po za skale 8)
Nominacje do Versatile Blogger Award:
1. Rosie Adler
2. Faith
3. Emillie Hudson
4. Rocker Girl
5. Stradlin 4ever
6. Outagetme
7. Angie Black
8. Maggie
9. Innocence
10. Hania
11. deMars
12. Rose
13. Revarie
14. Hate
15. Ola Gunses
ZASADY (które zgrabnie przekopiowałam od Estranged XD)
1. Trzeba podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award.
3. Ujawnić siedem faktów o sobie. (Zdaję sobie sprawę, że możecie nie chcieć, więc proponuję siedem faktów o głównym bohaterze bloga, no chyba, że chcecie o sobie ;))
4. Nominować 15 blogów.
5. Poinformować o fakcie nominowania autorów blogów.
Nominacje do Liebster Blog Award:
1. Rosie Adler
2. Faith
3. Emillie Hudson
4. Rocker Girl
5. Stradlin 4ever
6. Outagetme
7. Angie Black
8. Maggie
9. Innocence
10. Hania
11. deMars
ZASADY
Odpowiadacie na 11 pytań od nas, nominujecie do tej zabawy 11 innych blogów, ale nas nie możecie, bo dostaliście nominację od nas (czyli tak jak w Versatile Blogger Award).
Pytania do Was:
1. W jakim najdziwniejszym miejscu ma tatuaż Steven Adler?
2. Jak nazywa sie najbardziej niesforny kot Slasha?
3. Tak na oko to ile waży Axl? XD
4. Jak powstało intro do piosenki Pretty Tied Up?
5. Jak brzmi twierdzenie Hetfielda?
6. Na jakim koncercie Duff dostał w łeb?
7. Jedyny członek Guns N' Roses, który oprócz Axla pamięta YUI Tour?
8. W teledysku do jakiej piosenki pojawia sie napis "Where's Izzy"?
9. Jak zginął Hillel Slovak?
10. Dlaczego Izzy nie lubi sie myć?
11. Dlaczego Ozzy na spotkaniu z wytwórnią odgryzł głowy dwóch gołębi? XD
KRÓTKA INFORMACJA NA KONIEC
Może nie wszyscy sie z tego ucieszą, ale z tego co widzę to mamy jeszcze kilka osób, które do mnie piszą i mailują z pytaniami "kiedy nowy rozdział" i nazywają sie naszymi fanami. Dziękujemy Wam za to wsparcie, bo to dzięki Wam jutro albo za dwa dni pojawi sie kolejny rozdział.
Szykujemy dla Was niespodziankę. Skończymy tą cześć opowiadania, gdzie jest zboczeniec itd. i zaczniemy pisać nową akcję, w której wszystko będzie inne, tylko bohaterowie ci sami. Obie części bloga, będą łączyły sie w jedno, ale o tym zostaniecie poinformowani później :)
Tak więc, jeszcze raz dzięki za wsparcie, i że ktoś chce to czytać i nadal czeka :D
Aha i zapomniałam o czymś XD
Wszyscy narzekają na tą sprawe ze zboczeńcem i Duffem w rozdziałach. Nie daliście nam szansy, aby rozwinąć ten wątek XD no chyba nie myślicie, że dam tak po prostu Duffa gwałcić XDD wszystko sie wyjaśni ;)
piątek, 4 lipca 2014
Informacja
Ostatnio w życiu moim i drugiej autorki sporo sie pozmieniało. Ja (Gunsowa) mam teraz spore problemy osobiste i nie jesteśmy w stanie pisać rozdziałów. Po za tym są wakacje i nie bardzo jest czas. Blog zostaje zawieszony do odwołania.
Wszyscy Ci, którzy po ostatnim rozdziale czekają na kolejny - mam nadzieję, że zostaniecie z nami. Blog nie jest zawieszany przez ostatnie dwa dziwne komentarze (serio sie już w tym pogubiłam czy są pozytywne-negatywne-neutralne-inne) tylko jak już mówiłam, przez życie prywatne.
Przepraszamy i zapraszamy na inne blogi:
http://myrockstory1234.blogspot.com
http://wutkolant.blogspot.com
http://sklep-z-pamiatkami.blogspot.com
http://mystoryaboutgnr.blogspot.com
wtorek, 1 lipca 2014
R. 72
*perspektywa Caroline*
----------------------------------------
Ulica. Samochód. Prowadzę. Deszcz. Axl. Poślizg. Krzyk. Drzewo. Ból. Krew. Mój Boże...
Głęboki wdech. Oślepiło mnie światło. Nic nie wiedze, nic nie słysze. Umarłam? Zmróżyłam oczy. To światło jest nie do zniesienia. Zaraz. Nade mną są ludze. Niewyraźni, ale jednak ludzie. Anioły? Coś mówią, lecz nic nie słyszę.
----------------------------------------
*perspektywa Duffa*
----------------------------------------
Wstałem z kanapy. Mężczyzna wolnym krokiem zaczął zbliżać sie do mnie. Zacisnąłem pięści i przygryzłem dolną wargę. Jezu, jak ja sie cholernie boje... Serce wali mi jakbym wciągnął kilogram koki. Jak on mnie zaraz nie zabije to zejde na zawał. Mimo, że jest ciemno facet ma na sobie czarne okulary. W dodatku dziwny kapelusik rzucający cień na jego twarz. Jest przeraźliwie chudy i wysoki. Wreszcie ściągnął z siebie okulary i czapke. Moim oczom ukazała sie twarz. Piękna twarz. Był jak... anioł. Boże Duff zachwycasz sie swoim prześladowcą... Facet jest mniej więcej w moim wieku, może 2 lata starszy. Lekko kręcone blond włosy opadają mu niedbale na twarz. Zza loków patrzą bystre, błekitne oczy. Zupełnie jakby świeciły w ciemności. No już McKagan! Ogarnij sie!
- Siadaj. - powiedział uprzejmym tonem.
- Postoje. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Facet spojrzał na mnie z miną w stylu "lepiej rób co mówie, albo skończysz z krasnalem ogrodowym w dupie". Zająłem poprzednie miejsce. Chłopak podsunął mini stoliczek na kółkach, na którym stała butelka drogiego whisky i dwie szklaneczki. Zajął miejsce na fotelu obok kanapy. Nalał alkoholu i nie wiem skąd wyciągnął popielniczkę, którą postawił na środku stolika. Z wewnętrznej kieszeni skórzanego płaszcza wyciągnął eleganckie metalowe opakowanie, w którym przechowywał cygara.
- Poczęstuj sie. - powiedział przybierając podobną minę co poprzednio.
Grzecznie wziąłem jedno. Wsadziłem do ust, a on odpalił mi je srebrną zapalniczką. Wyciągnął drugie dla siebie i zaczał palić.
- Wiesz co... - zaczął wreszcie spokojnym i opanowanym tonem - To już sie robi nudne. Nie moge sie zabawić. Co chwila któryś z was jakoś mi ucieka i nawet poruchać nie moge. Żebym to ja was zabić mógł, ale nieee "szef nie byłby zadowolony". W dupie mam szefa.
Wzdrygnąłem sie na jego słowa. Boże, on mnie zaraz zabije... Ale miałem kilka pytań do niego. Moja ciekawość wygrała.
- Kim jesteś? - zapytałem szczerze zaciekawiony.
- Aa, ty nic nie wiesz. - zaciągnął sie cygarem - Mówią na mnie Slacy. Slacy Manson.
Manson?! [Osoby, który nie wiedzą o Mansonach mają w tej chwili wygooglować. Ale już! Bo sie pogniewam XD serio mówie]. No to mi sie trafiło...
- I widzisz, Perry ma jakiś chory plan i kazał mi sie szlajać za wami. - kontynuował - Spodobaliście mi sie. Szczególnie ta mała ruda ciota. Ja wiem, że jest pedałem. Musi być. Ale ty też jesteś niczego sobie.
Przygryzając dolną wargę spojrzał w okolice mojego krocza pożądliwym wzrokiem. Robi sie dziwnie.
- O co chodziło ci w liściku? - zadałem kolejne pytanie, aby powstrzymać go od ruchania mnie w myślach.
- Oj, Michael. - zaśmiał sie.
Nikt-kurwa-nie-nazywa-mnie-MICHAEL! Posłałem mu gniewne spojrzenie.
- Uh, no tak. - zmieszał sie - Duffy... Śpieszy ci sie?
- W zasadzie to tak. - stwierdziłem.
- To było pytanie retoryczne. - wstał i zaczął przechadzać sie po pokoju - Wiesz... Tęskniłem za tobą, za twoim dotykiem, cichym pochrapywaniem i szeptem. Wtedy było naprawdę miło.
Zaraz... O czym on pieprzy?! Jakie wtedy?! Jakie pochrapywanie?! Jaki dotyk?! Kurwa, pierwszy raz go widze na oczy!
- Pewnie nie pamiętasz. - kontynuował swój monolog - Nic dziwnego. Mój wspólnik sypnął ci to i owo do drinka.
ŻE CO PROSZE?! Facet cicho zaśmiał sie pod nosem.
- Tak, jest nas dwóch. - mówił dalej - On działa w terenie, a ja... Hm... Powiedzmy, że ja was strasze i mam przy okazji z tego korzyści. Nie tylko seksualne. On jest takim moim parobem od czarnej roboty.
O CZYM ON GADA?! Zrobiłem sie przerażony. Zbliżył sie do mnie. Nachylił nad moją twarzą i delikatnie pocałował w usta. Odsunąłem sie. Jestem w szoku.
- Teraz będę musiał cie zabić. - pokręcił głową - Za dużo wiesz. Ale najpierw chciałem sie z tobą pobawić. Tam na górze jest całkiem wygodne łóżko. - podbródkiem wskazał na sufit.
Nie chce umierać!
- Poczekaj... - powiedziałem cicho.
Głos więzł mi w gardle. Ledwo co mówiłem, a teraz mam przekonać seryjnego morderce o darowanie mi życia.
- Mówiłeś, że Viv ma sie o czymś dowiedzieć jeśli nie przyjdę. O co chodzi? - grałem na czas.
- Oh, zapomniałem. - cofnął sie i powrócił do spacerowania po pomieszczeniu - Pamiętasz jak odzyskałeś gitarę, i straciłeś pamięć dzięki mojemu wspólnikowi? No więc poszliśmy tutaj i... - przerwał na moment - Uprawialiśmy seks! - dokończył z ekscytacją.
Jak to możliwe?! Ja nic nie pamiętam! Jezu, a po tym wszystkim tak z Viv... Mój Boże... Ale on mnie całował, a potem ja ją! Nie, nie, nie! Ona na to nie zasłużyła!
- Ten seks był cudowny Duffy... - zbliżył sie do mnie i musnął moje ramie - Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze. - zamknął oczy przypominając sobie pamiętną noc - Ale ty też nie narzekałeś. Nawet chciałeś to powtórzyć, ale nie miałem siły. Tak czy siak mamy dowody na ten seks. Zdjęcia, tak dla jasności. I ów zdjęcia zobaczyłaby twoja piękna Vivien.
Mam pomysł...
- Chce zawrzeć z tobą umowę. - oznajmiłem.
Sam nie wierzę, że to robię. Musze sie jakoś ratować. Inaczej on mnie zabije. Mężczyzna posłał mi zaciekawione spojrzenie.
- Podobał ci sie seks, prawda? - zacząłem nerwowym tonem - No to może ja będę to robił z tobą kiedy zechcesz, a ty w zamian mnie puścisz wolno?
Mówiłem szybko i na jednym tchu. Sam nie jestem pewien czy chce, aby tak było. Lepszy pomysł mi nie przyszedł do głowy. Jestem odrażający. Viv nie zasługuje na mnie.
- Chcesz być moją dziwką? - zapytał sam nie dowierzając w to, co właśnie usłyszał.
Zacisnąłem zęby.
- Tak. - odparłem twardo.
- Jaką mam gwarancję, że nie pojdziesz na policję? - spytał podejrzliwie.
- Zabijesz mnie, masz zdjęcia, powiesz że robiłem to dobrowolnie. Masz mnie w szachu. - starałem nim jakoś manipulować.
Mężczyzna szybszym krokiem zaczął przemierzać pokój. Myślał nad czymś intensywnie. Będę musiał to potem jakoś odkręcić. Nie chce sie z nim pieprzyć. Jestem potworem. Głupia dziwka Duff!
- Zgoda. - oznajmił po dłuższej ciszy.
Odetchnąłem z ulgą.
- Teraz spędzisz ze mną 3 upojne noce i dni. - uśmiechnął sie serdecznie.
Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić na górę. Robiliśmy to... Kilka razy. Za pierwszym płakałem. Było mi tak źle... Wtedy otarł mi łzy z twarzy i pocałował w czoło. Był odrażający, a za razem pociągający i intrygujący. Jeszcze tylko 2 dni i będę wolny. Oczywiście mam stawiać sie na każde jego wezwanie. Ohyda.
----------------------------------------
*perspektywa Stevena*
----------------------------------------
"Axl skarbie...
Jeszcze nigdy nie miałem okazji cię dobrze poznać. Przecież masz sporo wolnego czasu. Możemy to wykorzystać. Nie zapomnisz tego spotkania. Obiecuje. To będzie coś niesamowitego. Odezwij się. Tęsknię."
Tak. Tak! To było właśnie to. Będę udawał Axla i pójdę na spotkanie z tym psycholem. Tylko muszę znaleźć Rosea, żeby nie popsuł mojego genialnego planu. Od razu poszedłem go szukać. U Marcka go nie było, więc pewnie siedzi u Jamesa. Co za pojeb.
- Axl! - wlazłem do domu Mety.
- Ty głupi ruski chuju! Jesteś pojebany! Klątwy na mnie rzucasz! Czarnoksiężnik! Powinni cię spalić na stosie! - wykrzykiwał Axl.
Był cały czerwony na ryju i nerwowo wymachiwał rękami. Co za idiota. Nie widzi, że oni wszyscy się z niego śmieją?
- Siema. Co jest? - zapytałem ich.
- Nie podchodź bo rzuci na ciebie klątwę! - Axl szarpnął mnie za rękę.
- Ciebie już do reszty pojebało? - odtraciłem go.
Zrobił obrażona minę.
- Axl, mamy twoją Caroline! - zaśmiał się Kirk.
Rudy rzucił się na niego z pięściami.
- Oddaj ją! Oddaj! Ona jest moja! - wrzeszczał.
- W ogóle ci na niej nie zależy. - James pokręcił głową.
W co oni się bawią?
- Zaprowadźcie mnie do niej! - Axl zaczął wyć rozpaczliwym tonem.
Chłopaki zaśmiali się.
- No wiesz... Musisz ładnie poprosić. - powiedzaił z zacieszem Hammet.
- No kurwa proszę! A teraz zabierzcie mnie do niej! - zawył rozpaczliwym tonem.
Był już na skraju wytrzymania. Albo zacznie ryczeć, albo coś komuś zrobi.
- Chodź. - James wymienił znaczące spojrzenia z resztą chłopaków i zaczął gdzieś prowadzić Rudego.
Poszedłem za nim i zobaczyłem drzwi od piwnicy.
- Tam jest. - James wskazał na drzwi - Ale jest ciemno. Nie będziesz bał się wejść? - uśmiechnął się do niego chamsko.
- Nie będę! - Axl rzucił mu gniewne spojrzenie
- No to właź!- James zaśmiał się i otworzył drzwi, a następnie wepchnął Axla do piwnicy.
- Kuuurwaa! - wydarł się Rose i kopnął w drzwi.
----------------------------------------
*perspektywa Slasha*
----------------------------------------
Ciemno... Boli... Co się dzieje? Słyszałem czyjeś krzyki.
- Muriel nie zasługuje na takie traktowanie! Pożałujesz tego! - dobiegł mnie damski krzyk.
Zacząłem sobie wszystko przypominać. Wpadłem w łapy moherów! Zignorowałem ból i podniosłem się. Stały nade mną i otaczały mnie. Byłem przerażony.
- Powiedz, że kochasz Muriel! - stara zmarcha pomachała mi przed twarzą różańcem.
- ...Niee. - powiedziałem cicho i już napotkałem ich gniewne spojrzenia.
- Powtórzysz to przed Bogiem, grzeszniku! - wypiszczała i polała mnie wodą święconą.
Te baby są nienormalne. Nie mogłem nawet sobie pójść bo mnie związały.
- Kurwa... - zakląłem pod nosem.
- Bezbożniku nie bluźnij! - warknęła kolejna moherzyca.
Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- To na pewno egzorcysta... - jedna z nich poszła otworzyć.
- Babciu! - usłyszałem znajomy dziewczęcy głos.
Hmm... Jude?
- Co się tu dzieje? - dziewczyna weszła wgłąb pokoju.
Rozejrzała sie.
- Saul? - zapytała zdziwiona.
Chyba nie ogarniała sytuacji. Raczej nie codziennie seksowni gitarzyści leżą przywiązani do stołu.
- Babciu. - powiedziała oburzona i zaczęła mnie odwiązywać.
Mohery powoli zaczęły wychodzić, a babcia Jude stała z posępna miną.
- Wnusiu, to nie tak jak myślisz... - powiedziała kobieta unikając patrzenia na dziewczynę.
Jude posłała jej zawiedzione spojrzenie i zabrała mnie z domu.
środa, 25 czerwca 2014
R. 71
Tak, tak, wiemy. Nawaliłyśmy. Możecie nas za to opieprzyć, że tak późno dodajemy rozdziały. Na swoje usprawiedliwienie dajemy to, że były problemy z internetem. Sory za to ;-;
*perspektywa Duffa*
----------------------------------------
Cały czas zastanawiam sie co według nadawcy listu chcę powtórzyć. To podejrzane. Boje sie. Viv coś podejrzewa. W końcu głupia nie jest. Musze jakoś wymknąć sie z domu w nocy. Nie chce, żeby jej sie coś stało. To pewnie ten zboczeniec. Ja to wiem! Dlaczego to zawsze mnie muszą spotykać takie rzeczy?! Musze tam iść. Dla jej dobra. Może ten zbok tylko mnie zabije, albo w najlepszym przypadku pobije i zgwałci. Ważne, żeby Viv sie nic nie stało. Jak w środku nocy wyjde z łóżka to sie zorientuje, że mnie nie ma. Może wcisne jej jakiś kit? Tak, to chyba będzie najlepsze. Lepsze małe kłamstwo, niż żeby ją potem martwic.
- Co tam? - wyrwała mnie z zamyśleń Viv przytulając mnie.
- Ee nic. - odpowiedziałem z zakłopotaniem - Zaraz będe leciał.
Ona zaraz sie dowie, że kłamie. Zbyt dobrze mnie zna...
- Dokąd? - zapytała podejrzliwym głosem.
- Kumplowi zjebał sie samochód i mam mu pomóc w naprawie. - wypaliłem - Pewnie zostanę tam na kolację i wróce wieczorem. Tak, pewnie rano będę. To... Ee... Nie czekaj na mnie. Kocham cie i nie martw sie. Już będę szedł. Nie chce sie spóźnić. Tam jest... Ee... Troche daleko. Nie szukaj mnie. Pa.
Jezu! McKagan! Musisz tyle paplać?! Na pewno już wie, że ściemniasz!
- Skoro to daleko to może cie podwieźć? - zmarszczyła brwi.
- Yy, nie. Nie rób sobie kłopotu. On po mnie podjedzie samochodem. Nie martw sie. Będę tęsknił. Cześć. - znowu gadam ja pierdolnięty.
Wybiegłem z domu po drodze zgarniając z krzesła skórzaną ramoneske. Kurwa serio?! Serio McKagan?! Podjedzie po ciebie zepsutym samochodem, który masz naprawić?! Geniusz zbrodni! Jest dopiero 20. Co ja będe robił przez 6 godzin? Krążyłem po mieście. Wypaliłem już całą paczke fajek, a jak na złość nie wziąłem kasy. Może to i lepiej. Jeszcze bym sie upił. Schronie sie u Marcka. Ona zawsze nam pomaga. Wlazłem do jego domu. Jak zwykle otwarty. Dziwne, że jeszcze nikt go nie okradł.
- Marck? - wrzasnąłem na wejściu.
Cisza. Jak zwykle go nie ma. Pewnie jest w swoim klubie. Wziąłem sobie z barku napoczętą butelke whisky i rozsiadłem na skórzanej kanapie.
PÓŁNOC
~~~~~~~~~~~~
Cholera. Przysnąłem. Która godzina? Uff, mam jeszcze dwie godziny. Musze sie już zbierać. To troche daleko. Co raz bardziej sie denerwuje. A jak coś mi sie stanie? Ale Viv jest warta każdego poświęcenia. W głowie troche szumiało mi od whisky. Nocne powietrze powinno mnie troche otrzeźwić. Ruszyłem pieszo w kierunku opuszczonego domu. Skąd on wie, że tam spędziłem pierwsze dni w L.A.? Wybrał sobie idealne miejsce na takie spotkanie. Opustoszała okolica, dom położony przy lesie, z dala od drogi, brak latarni na ulicy i przeraźliwa cisza. Wszedłem przez wybite okno do środka. Nikogo nie ma. Usiadłem na zabrudzonej kanapie i nerwowo zacząłem bawić sie palcami u rąk. Usłyszałem kroki na schodach prowadzących na górę domu. To on.
----------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
----------------------------------------
- Ja to jestem chyba jakiś przeklęty. - kontynuował swój trwający już godzine wywód Axl - Ktoś rzucił na mnie jakąś klątwe. To na pewno ten ruski chuj James. I pewnie przy okazji na Car jakiś urok miłosny da. Jego to nikt nie kocha. Zdesperowany jest. Głupi ruski chuj.
Już od tego jego paplania boli mnie głowa. Przylazł do mnie, rozwalił na łóżku i gada głupoty. Zwariować idzie. Jakbym nie miał innych zmartwień na głowie. No i Amy zniknęła...
- I jeszcze ten wypadek wczoraj. - gadał dalej.
- Zaraz, jaki wypadek? - przerwałem mu.
- Wracam sobie wczoraj do domu, nikomu nie chce przeszkadzać, źle sie czułem po wizycie w klubie, deszcz padał jak cholera i tuż przed samym domem - jeb, oślepiły mnie światła samochodu, usłyszałem pisk opon i jakiś jebnięty kierowca przywalił w drzewo. - zaczął opowiadać - Gdybym nie wskoczył w krzaki byłoby po mnie. To pewnie wina tego ruskiego chuja Jamesa! Już nawet samochody czaruje! Ja mu dam! Zabić mnie chciał. Myślisz, że na policji uznają czary? Bo mógłbym tam iść i...
- Axl! - przerwałem mu - Kiedy był ten wypadek?!
Zaczynam sie martwić. Oby to nie było to co przypuszczam.
- Nie krzycz na mnie. - Rose przyjął obrażony wyraz twarzy.
Wziąłem głęboki wdech, żeby przypadkiem mu czymś nie przypieprzyć.
- Powiesz mi? - poprosiłem.
Chłopak zrobił zamyśloną minę i zaczął bawić sie kosmykiem swoich rudych włosów okręcając go wokół palca.
- Jakoś wczoraj wieczorem. - odpowiedział.
- Cholera. - mruknąłem i przerażony wybiegłem przed dom.
Biegłem wzdłuż ulicy w duchu modląc sie, aby to nie był samochód Amy. Około stu metrów od domu był wbity w drzewo samochód. Granatowy Mercedes. Z czerwonymi rzemykami przy lusterku. To ten. To nim Amy jeździła... Zaparło mi dech w piersiach. Na nogach z waty podszedłem bliżej miejsca wypadku. Pokruszone szyby, porozcinana karoseria w samochodzie, aby ratownicy mogli wydostać rannych. Krew była na fotelach, szybach i wszystkim dookoła. Nie jechała sama. Na tylnich siedzeniach były dwie troby - jedna Amy druga... Car.
- Czego tu szukasz? - warknął na mnie facet z holownika, który właśnie podjechał - Mamy zabrać ten wrak. Zmiataj stąd!
Spojrzałem na niego przerażony i pobiegłem do parku. Nie wiem czy po drodze nie krzyczałem. Co sie stało?! Amy! Moja Amy! I Caroline! Padłem na kolana na trawie i rozpłakałem sie. Przechodnie mieli pewnie ciekawy widok. Nic sie dla mnie wtedy nie liczyło. Ryczałem na tej trawie w parku jak dzieciak. Boże, oby im sie nic nie stało! Nie wiem ile trwała moja histeria. Usiadłem i otarłem z twarzy łzy. Ręce cholernie mi sie trzęsły. Zupełnie jakbym miał Parkinsona. Próbowałem wsadzić sobie papierosa w usta, ale moje zdenerwowanie mi tego nie ułatwiło.
- Ekhm. - usłyszałem za plecami.
Odwrociłem sie. Za mną stał jakiś typek w kapturze. Nie mogłem zobaczyć jego twarzy.
- Zdenerwowany, co? - zapytał z lekką kpiną w głosie.
Zignorowałem go. To pewnie jakiś głupi szczyl, który szuka zabawy.
- No nie obrażaj sie tak. - próbował ukryć swoje rozbawienie - Myśle, że mam coś co cie może uspokoić.
Wstałem z ziemi, aby sie mu lepiej przyjrzeć.
- Co masz na myśli? - spytałem.
Facet skinął głową, odwrócił sie i zaczął iść. Podążałem za nim. Wprowadził mnie do bocznej uliczki. Pewnie to diler.
- Mam tanie środki uspakajające na recpte. - oznajmił opierając sie o ścianę jednego z budynków - Niezły odpał sie po nich ma.
- Ile? - zapytałem.
Facet chwile milczał. Chyba zmierzył mnie wzrokiem, jednak nie jestem pewny, bo nadal nie mogę zobaczyć jego twarzy.
- Trzymaj. - rzucił mi pudełeczko leków - Masz dziś szczęśliwy dzień.
Zaśmiał sie podnosem, pokręcił głową i odszedł. To podejrzane. Ale musze sie uspokoić i poszukać Amy i Car w szpitalach. Wysypałem kilka tabletek na rękę. Były małe i różowe. Wziąłem dwie. Usiadłem na ziemi opierając plecami o ścianę i czekałem, aż sie uspokoję. Nic. Może wziąłem za mało? Wziąłem jeszcze kilka. No co za gówno! Nie dziwie sie, że dał mi to za darmo. Idąc do domu podjadałem tabletki. Smakowały jak cukierki. Bo pewnie nimi są... Przy wejściu do domu poczułem jak kręci mi sie w głowie i robi nie dobrze. Cholera, to nie były cukierki. Z trudem wszedłem do środka. Chyba zwymiotowałem. Już niczego nie jestem pewien. Upadłem.
----------------------------------------
*perspektywa Slasha*----------------------------------------
Tak długo nie widziałem mojej Rosalie. Tęskiłem za nią. Napisałem nawet o niej piosenkę. Zagram jej, gdy sie spotkamy. Myśle, że ją polubi. To chyba całkiem romantyczne. Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwoniący telefon. Odebrałem. To była ona. Zapytała, czy spotkamy sie po południu. Oczywiście, że sie zgodziłem. Już nie mogłem sie doczekać, aż ją zobaczę. Poprawiłem włosy i założyłem mój ulubiony podkoszulek. Byłem gotowy do wyjścia. Zabrałem gitarę i poszedłem na miejsce. Byłem godzine wcześniej, ale nie mógłbym spokojnie czekać w domu. W końcu zobaczyłem ją na horyzoncie. Wygladała cudownie.
- Hej. - przywitała sie ze mną.
Usmiechnąłem sie i przytuliłem ją.
- Tęskniłem. - wyszeptałem jej do ucha.
- Ohh... - westchnęła.
Chyba nie spodziewała sie, że powiem coś takiego.
- Chodźmy do mnie. Mam dla ciebie niespodziankę. - usmiechnęła sie nieśmiało.
Ciekawe co miała na myśli. Złapała mnie za ręke i poprowadziła w stronę swojego domu. Dzisiaj była troche małomówna. Uznałem, że to dobry moment na pokazanie mojej piosenki.
- Rosalie...- wyszeptałem.
Posłała mi pytające spojrzenie. Uśmiechnąłem sie i zacząłem grać. Chyba jej sie podobało. Patrzyła z zauroczeniem i uśmiechała sie. Kiedy skończyłem rzuciła mi sie na szyje i wyściskała mnie.
- Dziekuje. To bylo cudowne. - cmoknęła mnie w policzek.
Poczułem, że sie rumienie. Zależało mi na niej. Znowu szliśmy do niej. Moja piosenka chyba poprawiła jej humor, bo teraz nie mogła przestać gadać.
- Jesteś gotowy? - zapytała, gdy byliśmy pod jej drzwiami.
- Pewnie. - zaśmiałem sie nie rozumiejąc na co mam być gotowy.
O co jej chodzi?
- Wejdź pierwszy. - usmiechnęła sie krzywo.
Wzruszyłem ramionami i popchnąłem drzwi. O kurwa... Przeraziło mnie to co tam zobaczyłem.
- Niespodzianka! - wrzasnęła Rosalie i wepchnęła mnie do środka mieszkania prosto w łapy moherów.
Staruszki rzuciły się na mnie z krzyżami, różańcami i torebkami.
- Taki grzech! Taki grzech! Bóg ci tego nie wybaczy! - jedna z nich uderzyła mnie torebką.
Zacząłem się wyrywać i krzyczeć.
- Nikt cię tu nie usłyszy hultaju! - wrzeszczały jedna przez drugą.
Spojrzałem z nadzieją na Rosalie. Siedziała na kanapie i śmiała się. Było mi tak głupio. Myślałem, że jest inna. Że jej na mnie zależy. Byłem zawiedziony. Już nigdy się nie zakocham.
- Czas rozpocząć nasz plan! - pomarszczona suka złapała mnie za włosy, a ktoś z tyłu uderzył mnie czymś ciężkim.
Bardzo bolało. Chyba straciłem przytomność, bo nic nie pamiętam...
----------------------------------------
*perspektywa Stevena*
----------------------------------------
Co tak kurwa hałasuje?! Nawet we własnym domu się wyspać nie mogę. Jakby nie rozumieli, że przecież jestem ciągle zajęty ratowaniem ich życia. Należy mi się trochę odpoczynku. Zdenerwowany wyszedłem z pokoju. Izzy! Chłopak leżał w drzwiach nie przytomny. To pewnie ten zboczeniec. Teraz uczepił się Izzyego... Zabrałem go do łazienki. Muszę mu jakoś pomóc. Wsadziłem go pod prysznic i odkręciłem zimną wodę. Stradlin, no ocknij się... Nic nie pomogło. Nadal był nie przytomny. Co on do kurwy wziął?! Zdjąłem buta i zdzieliłem go w twarz. To na pewno pomoże. Izzy zaczął kaszleć i gwałtownie poderwał się z podłogi.
- Kuurwaa stary... - wybełkotał rozglądając się przyćpanym wzrokiem. - One... One nie żyją!
Stradlin rzucił się z płaczem na podłogę. Co? O czym on kurwa pierdoli? Przecież wszyscy żyją. Chyba... O nie! Caroline i Amy zniknęły... To ten zbok je porwał. Są w niebezpieczeństwie. Muszę je uratować!
- Sorry Stradlin! - rzuciłem na odchodne.
Zostawiłem rozhisteryzowanego chłopaka w łazience i wybiegłem z domu. Muszę je odnaleźć! Biegałem po całym mieście. Szukałem w parku, opuszczonych domach, klubach. Nigdzie go nie było. Cholera! Byłem taki wkurwiony, że nawet nie wiem jak wygląda nasz prześladowca. Przecież to najważniejsze. Muszę zapytać Duffa. Zmęczony zacząłem wracać do domu.
- Duff! - wpadłem do środka.
Poczekałem chwilę, ale nie odpowiedział. Też mu się nudzi i znika? Co za ludzie. Zero współpracy. Społeczeństwo schodzi na psy! Co za egoiści! Jak ja teraz dostanę się do tego pojeba? Przeszukam dom. Może to coś da. Zacznę od pokoju Saula. Ugh. Popchnąłem drzwi, ale one nie chciały się otworzyć. Co jest?
- Saul? - zapytałem.
Nie odpowiedział. Chyba znowu się schlał. Odpuściłem i poszedłem do innego pokoju. Może u Axla coś znajdę. Tym razem drzwi otworzyły się bez problemu. Rudego nie było w pokoju. Kolejna bezużyteczna jednostka. Wyjebałem wszystkie rzeczy z szafki. Tyle śmieci ugh. Jak tu znaleźć coś ważnego? Rachunki za żarcie? Po co mu to? I tak nigdy za nic nie płaci. Różowa koperta. Już lepiej panie detektywie Adler. Otworzyłem ją. To było właśnie to czego szukałem.
sobota, 21 czerwca 2014
R. 70
Wybaczcie, że rozdział tak późno, ale nie było jak dodać + ja (Gunsowa) dostałam cholery przy poprawianiu błędów i sobie dałam z tym spokój na 2 dni ;-;
*perspektywa Amy*
-----------------------------------
Było mi smutno. Zbyt dużo tego wszystkiego. Zamknęłam sie w swoim pokoju i schowałam pod kołdrą. Spróbuje zasnąć i odpocząć. Na prawde mam już dość. Te ciągłe krzyki, kłótnie, wyzwiska. Nie wiem co robić. Może lepiej tam wrócić? Nie, Caroline by sie pogniewała. Usłyszałam jak drzwi do pokoju sie otwierają.
- Wyjeżdżamy. - powiedziała Car pustym głosem i usiadła na łóżku.
- Coś sie stalo? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Nie... Wszystko dobrze. - wymusiła uśmiech, jednak po chwili zaniosła sie płaczem.
- Zerwałam z Axlem...- powiedziała.
Oh. Tego sie nie spodziewałam. Przytuliłam ją.
- Jedzmy do Jenifer. Powinna wiedzieć. - odezwała sie po chwili.
Zgodziłam sie, ale wiedziałam, że to tylko wymówka żeby nie przebywać z Axlem w jednym domu. Blondynka otarła łzy i wyszła z pokoju. Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Chyba zostaniemy tam na dłużej.
- Gotowa? - Car zajrzała do pokoju.
Skinęłam głowa.
- Super. - podrzuciła kluczyki w ręce i szybko poszła do samochodu.
Caroline wsiadła do auta i włączyła głośną muzyke.
- No to jedziemy. - uśmiechnęła sie krzywo i odpaliła silnik.
Car zaśmiała sie i przyśpieszyła.
- Zwolnij... - poprosiłam ją cicho.
- Daj spokoj. - zignorowała mnie, a ja skuliłam sie w fotelu.
Nie podobała mi sie tak szybka jazda, ale nie chciałam nic mówić. Jeszcze by sie pogniewała.
- Niedługo będziemy. - uśmiechnęła sie i zastukała w kierownice.
- Co jej powiemy? - zapytałam, żeby podtrzymać rozmowe.
Car wzruszyla ramionami.
- To co trzeba. - stwierdziła.
Więcej żadna z nas sie nie odezwała. W końcu dotarłyśmy na miejsce. Wysiadłyśmy z samochodu i poszłyśmy pod drzwi. Wspaniała, efektowna willa, którą kupili jej rodzice. Miałam złe przeczucia. Od jakiegoś czasu nie widziałam Jen, ale zapamiętałam ją jako snobke. Zawsze taka oficialna, wyniosła, nienaganna. Caroline wzięła głęboki oddech i zastukała do drzwi. Po chwili otowrzyła jej siostra. Uśmechnęła sie do nas ciepło.
- Wejdźcie. - powiedziała i przepuściła nas w drzwiach.
Pokierowała nas do salonu.
- Usiądźcie. - wskazała na skórzaną kanapę - Napijecie sie czegoś? Pewnie długi jechałyście.
Zaskoczyło mnie jej zachowanie. Skąd wiedziała, że przyjedziemy? Car jej nie uprzedzała. Jen postawiła na małym stoliczku przed nami trzy filiżanki i dzbanek herbaty.
- Domyślam sie po co przyjechałyście. - kontynuowała Jenifer nalewając herbaty.
- Starzy już dzwonili? - zapytała kpiąco Car.
Jej, a teraz także i moja siostra skinęła głową.
- Cukru? - zaproponowała Jen stawiając cukiernice na stoliczku.
- No i jakich kitów ci nawciskali? - blondynka zignorowała cukier i kontunuowała rozmowę.
Jenifer odkaszlnęła.
- Wiesz Amy... - mówiła skupiona na mieszaniu herbaty - To nierozsądne uciekać z domu. Twoja rodzina bardzo sie martwi.
No nie wierze! Przeciągnęli ją na swoją stronę?! Jak mogli?! Nerwowo przygryzłam dolną warge.
- Jenifer. - skarciła ją Car - Ona może robić co chce. Nie twój pierdolony interes co sie z nią dzieje, rozumiesz?!
- Nie możesz za nią decydować. Dlaczego ją namówiłaś na ucieczke? - Jen odłożyła filiżankę na stolik.
Co oni jej naopowiadali?! To sie w głowie nie mieści! Car robiła sie powoli wściekła. A miało być tak miło... Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale ją uprzedziłam.
- Caroline do niczego mnie nie namawiała. - skwitowałam - To była tylko i wyłącznie moja decyzja.
- Musisz wrócić do domu. Masz studia, zaraz egzaminy. Jak ty chcesz je skończyć w takich warunkach? Car nie obraź sie, ale mieszkasz z bandą dzikusów. Jak ona ma sie tam uczyć? - drążyła Jenifer.
- No oni ci chyba mózg wyprali! - wrzasnęła Car.
Oh... Znowu sie wszystko zaczyna od nowa. To już sie robi powoli męczące. Kiedy ja mam za siebie decydować?!
- Nie podnoś głosu. - zganiła siostre Jen - Pomyśl logicznie.
- Już o tym rozmawiałyśmy. - odezwałam sie uprzedzając kolejny wybuch Car - Sama wiem co jest dla mnie najlepsze i nie potrzebuje do tego niczyjej pomocy.
Jenifer wzięła kilka łyków herbaty. Jest teraz oazą spokoju w przeciwieństwie do Car, która zaczyna nerwowo zgniatać w dłoni srebrną łyżeczkę.
- Twoja rodzina prosiła mnie, żebym ci przemówiła do rozsądku. Wiedziałam, że przyjedziecie. O wszystkim zdążyli poinformować mnie wczoraj przez telefon. - powiedziała w końcu.
- Dośc! - ryknęła Caroline wstając gwałtownie z kanapy.
Uderzyła kolanami w stolik. Herbata sie wylała, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Nawet ty przeciwko nam?! Myślałam, że jakoś nas wesprzesz! - piekliła sie blondynka.
- Źle to odbierasz. - Jenifer próbowała okiełznać siostrę.
- Sama źle odbierasz! - syknęła Car i zaczęła kierować sie do wyjścia.
Ruszyłam za nią.
- Przemyśl to Amy. - rzuciła nam na odchodne Jenifer.
Przeciągnęli ją na swoją stronę! Nie dziwie sie, że Car ma takie stosunki ze swoją rodziną. Wreszcie przejrzałam na oczy. Całe życie mnie kontrolowali i decydowali za mnie. Dość!
- Wracamy! - Caroline zgarnęła kluczyki ze stołu.
- Jesteś pewna? - zapytałam.
- Tak kurwa! Wychodzimy! - wrzasnęła.
W jednej chwili pod wpływem emocji zrzuciła wszystko ze stolu i posłała Jen chamski uśmiech. Już nic sie nie odzywałam i posłusznie poszłam do auta.
- Jest ciemno. - powiedziałam w przestrzeń, gdy Car uruchamiała silnik.
- No i co? - burknęła w odpowiedzi.
- Jesteś zmęczona poprzednią jazdą. - kontynuowałam.
- Wcale nie. Umiem prowadzić. Zaraz będziemy w domu. - stwierdziła.
Wyjechała z uliczki i przyśpieszyła. Dziewczyna kipiała złością i nie wiem czy jest w stanie jechać taki długi kawał drogi, a w dodatku robi sie noc. W połowie trasy zaczął padać deszcz. I to taka cholernie pożądna ulewa. Już prawie dojechałyśmy. Została nam do przejechania dojazdowa ulica do domu.
Rudy punkt przed nami.
Pisk opon.
Dźwięk gniecionego metalu.
Smrud spalenizny.
Ból.
Ciemność.
Co sie dzieje?
Ja latam?
-----------------------------------
*perspektywa Duffa*-----------------------------------
Siedziałem z Viv na kanapie w salonie. Co chwila sie przytulaliśmy i całowaliśmy. Na chwile zapomniałem o tej całej sprawie z klubem i moją gołą dupą.
- Przenosimy sie na górę? - zaproponowałem odgarniając jej włosy za ucho.
Viv przygryzła dolną warge w uśmiechu i złapała mnie za rękę ciągnąc do naszej sypialni. Zatrzymaliśmy sie na chwile na schodach wzajemnie całując i obmacując. Nagle drzwi wejsciewe z hukiem sie otworzyły i do środka wlazł mokry Rose. Cały romantyczny nastrój w jednej chwili prysł. Viv odskoczyła ode mnie i podeszła do Axla. Chłopak ciężko i głośno oddychał. Odgarnął przemoczone kudły z twarzy. Podszedłem bliżej niego. Dziwnie wyglądał. Miał źrenice rozszerzone do granic możliwości, przekrwione oczy i całą czerwoną twarz.
- Co sie gapicie?! - warknął.
Spojrzałem pytająco na Viv. Wzruszyła ramionami.
- Debile! Głupki! Cioty! Chuje! - zaczął wrzeszczeć Axl łażąc w kółko po salonie.
Zwariował czy co?
- Kurwa co to jest?! - zatrzymał sie i spojrzał na to co miał w ręce - Bierz to! - cisnął we mnie zmiętą kartką - Nie jestem twoim pieprzonym listonoszem, żeby ci listy od chłopaka dostarczać!
Podniosłem mokrą kartkę z ziemi. Viv zajrzała mi przez ramie. Lepiej jak przeczytam to w samotności. Schowałem liścik do kieszeni.
- Mendy! Cipy! Pedały! Skurwiele! Pozerzy! - Rose w międzyczasie wrócił do obrażania tylko jemu wiadomych osób.
Powoli sie rozkręcał i przechodził do ładnych wiązanek wulgaryzmów pod niewiadomo kogo adresem. Przynajmniej poznałem kilka nowych obelg. Nawet nie wiedziałem, że takie istnieją.
- Ide pod prysznic. - rzuciłem do Viv i zostawiłem ją samą z tym psycholem.
Tak naprawdę chciałem przeczytać kartke, którą dostałem. Nie wiem co może być na niej napisane i lepiej, żeby Viv nie widziała tego.
"Duffy.
Pamiętasz ostatni wieczór po koncercie? Mi sie podobało. Chcę to powtórzyć. Ty też chcesz. Wiem, że chcesz. Masz przyjść jutro o 2 w nocy do opuszczonego domu, tego na przedmieściach. Wiesz, który to. Przesiadywałeś w nim jak nie miałeś gdzie mieszkać po przyjeździe do Miasta Aniołów. Dla swojego dobra przyjdź. Inaczej Twoja dziewczyna dowie sie co wyczyniałeś tamtego wieczoru.
Buziaczki, S."
O ja pierdole! Ja nic nie pamiętam! Co on mi zrobił?! Co zrobił mi ten jebany skurwiel?! Viv! A jak jej sie coś stanie?! Nie moge do tego dopuścić! Musze tam iść, żeby ją chronić! Poczułem, że chce mi sie krzyczeć. Zakryłem usta dłonią, żeby sie powstrzymać. Zamknąłem oczy i starałem sie uspokoić. Moja Viv. Moja kochana Viv... Nie wiem ile tak siedziałem. To nie na moje nerwy.
- Duff? - usłyszałem pukanie.
Uff... To Vivien.
- Duff, słyszysz mnie? Wpuść mnie... - dobijała sie.
Wstałem z podłogi i drżącą ręką otworzyłem zamek w drzwiach.
- Wszystko w pożądku? - zapytała zatroskanym głosem wchodząc do środka - Siedzisz tu już dwoe godziny.
- Wszystko dobrze. - szybko schowałem kartke do kieszeni i mocno przytuliłem Vivien.
Staliśmy wtuleni w siebie dłuższą chwilę.
- Uważaj na siebie. - poprosiłem.
- Coś sie dzieje? - zapytała patrząc mi w oczy.
- Nic. - zmusiłem sie do uśmiechu.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. Zbyt dobrze mnie zna. Wie kiedy kłamie.
- Położe sie już spać. Dobranoc. - powiedziałem.
Cmoknąłem ją w usta i poszedłem do sypialni.
-----------------------------------
*perspektywa Vivien*
-----------------------------------
Duff dziwnie sie zachowuje. Martwie sie o niego. Ciągle chowa sie pod łóżkiem, nie ufa nikomu i jeszcze ten liścik. W dodatku poszedł sie myć, przesiedział w kiblu dwie godziny, a i tak wyszedł brudny. Coś sie dzieje, a on nic mi nie mówi. Może rano jak sie obudzi powie mi co sie dzieje. Wróciłam na dół do Axla. Nieudolnie próbuje go uspokoić, ale on sie zaciął. I chyba sie czymś naćpał. Nie chce, żeby po raz kolejny zdemolował dom. Znudziło mi sie bieganie za nim w kółko po salonie, więc po prostu usiade na kanapie i będe go pilnować.
- Kurwa! Te pierdolone pały! To ich wina! Ja im pokaże! Pies ich jebał! W sumie Jamesowi by sie podobało! - pieklił sie.
- Zaraz, jakiemu Jamesowi? - przerwałam mu.
Axl spojrzał na mnie wzrokiem mordercy. Oh, zapomniałam - gdy sie wścieka nie wolno mu przeszkadzać. Ups.
- Jebany ruski chuj, kochany i uwielbiany przez wszystkich James Hetfield! - wykrzyknął.
To o to sie tak wścieka? On chyba serio ma coś z głową. Już miał wrócić do swojego poprzedniego zajęcie, ale zadałam mu kolejne pytanie:
- Co on ci właściwie zrobił?
- Ty sie pytasz co mi zrobił?! Jest chujem i tyle. - stwierdził.
Coś ukrywa. Jak mi teraz tego nie powie to będzie tak do rana latał po domu i przeklinał.
- Axluś, spokojnie. - położyłam mu ręce na ramionach i posadziłam na kanapie - Co sie dzieje?
- Nic. - burknął.
- No przecież widze. - naciskałam.
Chłopak zmemłał w ustach przekleństwo.
- Przez tego pierdolonego ruskiego chuja, kochanego i uwielbianego przez wszystkich Jamesa Hetfielda Car ze mną zerwała. - powiedział na jednym tchu.
Co?! Ona z nim zerwała?! Przecież świata po za nim nie widziała. Rose spojrzał na mnie. Oczy mu sie zeszkliły, mocno zacisnął szcękę, a policzek mu dragł.
- Już dobrze... - przytuliłam go, a om rozryczał sie jak mała dziewczynka.
Po chwili puścił mnie i otarł łzy z policzków.
- Jak powiesz reszcie, że ryczałem to mnie popamiętasz. - pogroził mi palcem i pobiegł na góre.
Hm, chyba tak wyraża wdzięczność. Poszłam na góre do sypialni. Car nigdzie nie było. Duff już spał. Położyłam sie obok i przytuliłam do niego. Kiedy ona z nim zerwała? I gdzie sie teraz podziewa? Co sie z nią ostatnio dzieje? Car, gdzie jesteś?
Subskrybuj:
Posty (Atom)