sobota, 6 lutego 2016

Powroty i zmiany

Nie lubię się witać. Dwadzieścia minut siedzę i się zastanawiam jak się z Wami przywitać. Z powodów osobistych przenoszę bloga i wracam do regularnego pisania (o tym wspomniałam na nowym już).
Także tego, zapraszam :)

niedziela, 9 sierpnia 2015

Prolog

- O mój Boże... - mruknął z wrażenia Duff.
Basista jako pierwszy wysiadł z autobusu. Zaraz za nim wytoczył się Axl, Slash, Steven i Izzy. Tak, to właśnie tutaj. Tego miejsca nie można pomylić z żadnym innym. Cały zespół stanął w jednej linii i z otwartymi ustami podziwiali budynek przed jakim właśnie się znajdowali. Wreszcie poczuli, że cała ich praca nie poszła na marne, że mimo reputacji pijaków, są w stanie coś osiągnąć, a to coś będzie gigantycznych rozmiarów. W tamtej chwili jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że zajdą tak daleko. Ot, zwykła grupka długowłosych przyjaciół bawiących się w zespół.
W tamtej chwili zapomnieli o wszystkich zmartwieniach związanych z wypadkiem, policją, Amy... Stali kurwa przed pieprzonym Geffenem! Zwarci i gotowi do nagrywania albumu!To uczucie przepełniało ich wszystkich. Nie ważne w jakim stopniu byli naćpani, czy pijani - odsunęli to na bok.
Steven przełknął głośno ślinę.
- To.. idziemy? - zapytał niepewnie.
Chłopaki popatrzyli po sobie. Każdy ubrany w swoje najlepsze ciuchy. Chcieli zrobić dobre wrażenie. Głęboki wdech.
- Panowie... - zaczął Axl - To jest to. Pokażmy tym ważniakom, że Guns N' Roses coś znaczy.
Takich słów zachęty potrzebowali. Pierwszym dniem nagrań stresowali się przeszło od zeszłego tygodnia. Ruszyli w stronę głównego wejścia.
Weszli do gigantycznego holu. Podłoga i ściany były z marmuru. Miękkie dywany, egzotyczne kwiaty i dzieła sztuki były wisienką na torcie. Uśmiechnięta blondynka już czekała na nich w recepcji. Bez słów porozumieli się, że to Rose ma przemawiać. W końcu zawsze miał najlepsze gadane.
- Witamy w Geffen Records. - przywitała ich kobieta z przyklejonym firmowym uśmiechem - W czym mogę panom pomóc?
Wokalista odchrząknął i poprawił włosy nonszalancko opierając się o ladę recepcji.
- Nazywamy się Guns N' Roses. Dziś zaczynamy nagrania. - powiedział siląc się na spokój.
Axl, jak to Axl, zawsze próbował zgrywać cwaniaka. Chciał wyjść na wyluzowanego, tak jakby nagrywanie pierwszej płyty było dla niego codziennością. W rzeczywistości, w środku cieszył się jak małe dziecko, a jego ego wywiało wręcz piruety z radości.
Blondynka wstukała coś w klawiaturę komputera, po czym wstała i poprawiła obciskającą uda ołówkową spódnicę za kolana.
- Studio 2, proszę za mną. - powiedziała uprzejmym głosem i zaczęła prowadzić chłopaków w kierunku windy.
Cała grupka skupiła się na jej falujących biodrach i zgrabnym tyłku. Z transu wyrwało ich oczekiwanie na windę. Razem z kobietą wsiedli do jej wejścia i wjechali na najwyższe piętro budynku. Studio 2 znajdowało się na końcu korytarza.
Wystrój diametralnie się zmienił. Ściany były pomalowane na czarno, a podłoga zrobiona była z ciemnej wykładziny. Lampy wmontowane w sufit dawały znikomą ilość światła, przez co korytarz zamieniał się w magiczny tunel. Na ścianach wisiały fotografie z autografami znanych artystów, którzy stali w tym samym miejscu co oni teraz.
Zostali poproszeni do środka studia przez miniaturowy głośniczek zamontowany przy drzwiach. W środku czekało na nich dwóch facetów. Zostali o wszystkim poinstruowani. Za dźwiękoszczelną szybą czekały na nich nastrojone instrumenty dostarczone przez ludzi Marcka.

Zaczęło się.

sobota, 8 sierpnia 2015

Epilog

Chyba wreszcie nadszedł ten czas, aby zakończyć to popieprzone opowiadanie, a więc oto i epilog.

Dzięki pieniądzom i prawnikom Marcka prześladowca trafił do paki i ma zakaz zbliżania. Okazało się, że Gunsi nie byli jego jedynymi ofiarami.
Historia Amy stoi pod znakiem zapytania. Wybudzi się? Będzie wszystko pamiętać? Co się stanie z Izzym? Tyle niewiadomych.
Caroline doszła do siebie po dwóch miesiącach spędzonych w szpitalu. Konsekwencją wypadku są migreny, które uderzają podczas zmian pogodowych.
Vivien odzyskuje zaufanie do Duffa, a ich związek dostał nowy wiatr w żagle.
Slash ze Stevenem zostali ostro zmustrowani przez Marcka i jego ekipę. Chyba wreszcie ktoś ich naprostuje.
Izzy jest mocno pilnowany przez wszystkich dookoła. Co raz częściej zdarzają mu się „tańce z Panem Brownstone”.
Axl został wyciągnięty za kaucją z aresztu i dostał osobista niańkę... to znaczy ochroniarza, który ma pilnować go przed wpakowaniem się w kolejne tarapaty. Oczekuje na proces w sądzie.
Kariera zespołu nabrała tempa. Wreszcie doszło do prawdziwej umowy z Geffen Records. Trwają przygotowania do wydania pierwszej płyty.
Co się stanie dalej z nasza niesforną grupką zapijaczonych i po części zaćpanych bohaterów?
Luzik arbuzik, będę kontynuować.
Ale w nowej odsłonie - taka druga część. Wszystko od nowa - u know what I mean.

Trzymajcie się cieplutko!

Ah... Skleroza nie boli.
Zrobiło się trochę oficjalnie.

Kurwa kochani! Cholernie dziękuję, że znosiliście moje kaprysy, przerwy, zniknięcia, spierdolone niewypały, spierdolone historie, spierdolonych bohaterów... To całe spierdolone opowiadanie. Gdyby nie Wy, ten epilog nigdy by nie powstał. Pamiętam jak zaczynałam pisać. Damn man, same dialogi tam były XDDD Co chwila odświeżałam bloggera, cieszyłam się z każdego wyświetlenia, pierwszych komentarzy... Pierwsze kroki w świecie blogów, opowiadań... Kurwa wzruszyłam się.

Ludzie, kocham Was! 
Teraz, gdy widzę, że dobrzy ludzie nie zapomnieli o tym spierdolonym pierwszym blogu w moim życiu, poczułam, że ten cały syf, te wszystkie cyrki, literki... kurwa, że one są coś warte. DZIĘKUJE Z CAŁEGO MOJEGO SERDUSZKA.
Od września idę do liceum plastycznego (czyli będę mięć o wiele więcej roboty), ale PRZYSIĘGAM NA AXLA W BOKSERKACH, że o Was nie zapomnę. Będą rozdziały, będzie kontynuacja, będę ja i cały spierdolony syf.

Ckliwie się zrobiło, nie?
Wypatrujcie Prologu, a tymczasem - have a nice day.
Gunsowa.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

R. 76

*perspektywa Axla*
----------------------------------------
O kurwa! Te pedały w mundurkach mnie gonią! Nie! Nie mogę dać się złapać! Car lada chwila wyjdzie ze szpitala, a ja nie mogę wtedy być w pierdlu! Muszę się ukryć. Tylko gdzie?! Szybko rozejrzałem się po okolicy. Nie... Tylko nie tam... Jedyną kryjówką był...jebany kościół! Co sił w nogach pognałem na plebanie. Z trzaskiem otworzyłem drzwi na oścież. Dwie zakonnice patrzyły na mnie przerażonym wzrokiem.
- Niech mnie siostry schowają! Szybko! - krzyknąłem błagalnym głosem.
Przede mną na ścianie wisiało lustro. Dopiero po chwili zorientowałem się, że jestem kurwa w samych gaciach! I wtedy...
BZZZZZ!
Poraziły mnie paralizatorem!
KURWA TO BOLI
----------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
----------------------------------------
Wypaliliśmy do końca paczkę papierosów i ruszyliśmy śladem Duffa. Powinien być u Marcka tak jak mówił. Zbliżając się do jego domu, zobaczyliśmy jak basista wychodzi i kieruje się w stronę autostrady. Postanowiliśmy pójść za nim, a przy okazji nie zwracając na siebie uwagi. To nie tak, że go śledzimy, my tylko go obserwujemy dla dobra jego związku. Tia, na pewno Stradlin.
Tak czy siak dotarł do jakiejś rudery, a przed nią kłócił się z jakimś gościem, a potem rozpłakał się (!).
- Tego już za wiele! - wkurzyła się Vivien i ruszyła w ich stronę.
Chciałem ją powstrzymać, ale było za późno.
- DUFF! - rozległ się jej ryk - Co wy tu odkurwiacie?!
McKagan pobladł i wytrzeszczył na nią oczy. Jego towarzysz był równie zaskoczony, jak on. Postanowiłem się nie ujawniać, aby w razie czego wezwać pomoc czy coś... Z odległości z jakiej ich obserwowałem ciężko było wyłapać jakieś zdania. Dolatywały do mnie urywki i pojedyncze słowa, głównie przekleństwa pod adresem znajomego Duffa. Viv dużo gestykulowała, Duff kilka razy musiał rozdzielić ją od swojego kumpla, bo rzucała się na niego z pięściami.
-------------------------------------------
*perspektywa Axla*
-------------------------------------------
Straciłem na chwilę czucie w kończynach i możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu. Powieki mrugały same jak pokurwione. Po chwili na plebanię weszli policjanci. No zajebiście kurwa! Taka pomoc czeka u miłosiernych katolików?! [Jak coś to nic nie mam do kościoła, ale teraz wcielam się w Axla więc no]. Dalej już standard. Te pedały rzuciły się na mnie jak wygłodniałe psy na kawał mięcha. Skuli i chcieli zaprowadzić do radiowozu. Ale ja się im nie dam! Ostatnia szansa na ucieczkę...
Kiedy już stałem na nogach, a jeden z nich zapinał mi na rękach kajdanki, podskoczyłem przywalając głową w twarz drugiego policjanta. Upadł na ziemię z zakrwawionym nosem, a ja zacząłem spierdalać ile sił w nogach. Drugi typek zaczął mnie oczywiście gonić. Na jednym nadgarstku dyndały mi srebrne kajdanki. Muszę się tego cholerstwa pozbyć... Ale najpierw muszę uciec przed tymi skurwielami.
Skręciłem w boczna uliczkę i przeskoczyłem przez metalową siatkę odgradzająca ją w połowie długości. Aby utrudnić mu drogę i zyskać na czasie przewróciłem kontenery na śmieci. Już myślałem, że mi się udało, a tu nagle...
IJOOO IJOOOO
Wezwał posiłki! Mam nadzieję, że mnie nie zobaczyli! Szybko ukryłem się w mroku równoległej uliczki. Przejechali obok. Uff... Gdzie by się tu schować... Schody pożarowe? Szybko wlazłem na dach jakiegoś dwupiętrowego bloczku socjalnego i ukryłem za wystającą fasadą. Muszę tu przeczekać kilka godzin...
---------------------------------

*perspektywa Vivien*
----------------------------------
Już wszystko wiem... Tego skurwiela trzeba dać na policję! Ja pierdole.... Duff mówił, że nigdy nie będzie po stronie policji, że ma z nimi za dużo złych wspomnień.
- Zamknij się McKagan! - warknęłam, gdy po raz kolejny próbował odwieść mnie od wezwania glin - Stradlin! Dzwoń po policję!
Rytmiczny wychylił się z pobliskich krzaków i gestem zakomunikował, że idzie do telefonu bezpieczeństwa przy autostradzie.
----------------------------------------------------------------------
Podoba się taka przerywana akcja, czy lepiej wszystko ciągiem pisać?

Btw jak coś to od jakiegoś czasu piszę sama, czyli ja, Gunsowa

sobota, 1 sierpnia 2015

R. 75

*perspektywa Vivien*
---------------------------------
Całą noc myślałam nad tym co się stało. Starałam się ukryć swój smutek, aby nie zepsuć imprezy. Nad ranem większość towarzystwa się wykruszyła, a muzyka ucichła. Siedziałam na podłodze w koncie koło sceny z butelką piwa, na które i tak nie miałam ochoty. Nie piłam dużo. Jedynie toasty, które wznoszono, a mimo tego czułam się jak na kacu stulecia. Osiwieje kiedyś z tych nerwów. Z rozmyśleń wyrwał mnie Izzy, który wcisnął się obok mnie.
- Całą noc źle wyglądałaś. - odezwał się i odpalił papierosa, po czym podał mi paczkę i zapalniczkę - Martwisz się o Caroline?
Zaciągnęłam się, aby zyskać na czasie. Nie wiedziałam czy powiedzieć mu o Duffie. Poczułam, że brakuje mi powietrza i wypuściłam dym.
- O nią też. - zaczęłam niepewnie - Ale wczoraj wieczorem...
Przerwałam. Izzy cierpliwym wzrokiem patrzył mi w oczy. Nigdy nie naciskał. Upiłam kilka łyków piwa i odstawiłam butelkę.
-...Duff ze mną zerwał.
Brunet wytrzeszczył na mnie oczy. Zatkało go. Zwykle miał kamienna twarz, a teraz wyrażała ona autentyczne zdziwienie. Po chwili namyslu zabrał głoś:
- Chyba tego tak nie zostawisz? McKagan ostatnio odkurwia jakieś dziwolągi, ale wiesz... jemu cholernie na Tobie zależy.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytałam z lekką kpina w głosie.
Wzięłam kolejnego papierosa i znow napiłam się piwa. Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Ta cipa wybrała sobie naprawdę odpowiedni moment na swoje pokurwione tajemnice. - spojrzał mi w oczy -  Nikt tego nie wie. A ja znalazłem to przypadkiem... Nie oceniaj mnie źle, ale...
Nagle zaczął się usprawiedliwiać nie wiadomo czemu, a przez co czas do właściwej odpowiedzi się wydłużał, podczas gdy mnie zżerała ciekawość.
- Do rzeczy. - przerwałam mu.
- No więc szukałem nowych miejsc na schowki pewnych...substancji i trafiłem na zeszyt. - zaczekał chwilę na moją reakcję, jednak tylko uniosłam brew - Eh, no Duffiasty pisze pamiętnik no. I tam są jego najszczersze myśli, więc to tak z ciekawości przeczytałem. Najpierw nie wiedziałem, że należy do niego, nie podpisał się. - zażartował. - Nie masz się czego obawiać, więc lepiej znajdź go i to wyjaśnij, bo skoro zdecydował się na taki krok musiało się stać coś strasznego.
Zaczęłam z nim omawiać w jaki sposób mam to zrobić. Jestem w rozsypce. Nie umiem w tej chwili czysto mysleć, więc dobrze, że napatoczył się Stradlin i mi pomógł.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Axla*
-------------------------------------
Urwałem się wcześniej z imprezy, aby w spokoju się wyspać. Nagle słychać kurewskie syreny.
- JESTEŚ OTOCZONY! WYJDŹ Z PODNIESIONYMI RĘKOMA! WILLIAMIE NIE CHCEMY UŻYWAĆ BRONI!
Co kurwa? Wyjrzałem za okno - o nie nie nie! - policja! Czego te wciskające się w dupe jak owsiki kurwiki znów ode mnie chcą?! Nic nie zrobiłem!
- Spierdalajcie wy jebane kutafony z dala ode mnie! - w samych bokserkach wychyliłem głowę za okno - Nic nie zrobiłem! Wiesz szmaciarzu, że obudziłeś samego AXLA ROSEA?! Dojebie ci! Dojebie wam wszystkim. Nienawidzę policji. Chodź i mnie tu skuj jak jesteś taki cwany pedale w mundurku!
Pięknie im przygadałem! Ale... co to? O KURWA! Oni taranują drzwi! Pewnie i tak były otwarte... Ale chuj! Muszę spierdalać... Usłyszałem jak puszczają zawiasy drzwi. W samych gaciach ze zwinnością dzikiego kota zeskoczyłem po drzewie rosnącym przy oknie pokoju naprzeciwko. Siup! I już jestem na dole! Zacząłem spierdalać, gdzie mnie oczy poniosły.

-----------------------------------------------------------------------------------

Dziś tyle. Chyba wróciłam na dłużej. Podoba się? Muszę do formy wrócić, bo wieje suszą XDDD

sobota, 11 października 2014

No i wreszcie jest

Uh, zanim dam ten suupeeer link do suupeeer nowego bloga to chcemy podziękować! Jeju, wszystkim! Dzięki kochani! A dlaczego? Wczodzimy wczoraj na bloggera i co? "o.o" Tyle wyświetleń, tyle komentarzy... Dziękujemy, że o nas nie zapomnieliście :')
A wracając do tematu....
Blog jest jeszcze w formie przygotowań. Dodamy muzyczkę, zakładkę "Bohaterowie" i takie tam. ale Prolog już jest!
Proszę o werble!
Oto i on: najlepszy na świecie super duper blog

piątek, 10 października 2014

Żyjemy! (jeszcze)

Przez to, że założycielka bloga (ja) postanowiła zniknąć (?) nic nie dodawałyśmy. Ale wiecie co? Zakładamy nowe cudeńko! Super duper nowy blog z jeszcze bardziej jebniętym Adlerem, Axlem (hihihi nic nie powiem) i… a sami zobaczycie ^-^ w ciągu kilku dni dodam link do lepszego, trzymającego się fabuły bloga :D Miłego dnia/wieczoru/chuj wie co i sory za nieobecność c:

środa, 23 lipca 2014

R. 74

*perspektywa Vivien*
---------------------------------
Wracałam na piechote. Po drodze złapał mnie deszcz, ale i tak było mi to obojętne. Byłam pochłonięta myślami. Już wiem co u Car i Amy. Wcale nie jest wesoło, ale mogło być gorzej. Jednak co z Duffem? Nie odzywa sie i gdzieś zniknął... Nic mi nie mówi. Martwie sie o niego. Zadręczając sie w ten sposób dotarłam do domu. Tylko weszłam do środka, a Rose przyleciał do mnie i zaczął potrząsać za ramiona.
- Co z Car?! Co z moją Car?! Nic jej nie jest?! To przez tego ruskiego chuja! No mów wreszcie! - krzyczał.
Odepchnęłam go od siebie. Wcale nie miałam ochoty na durne szarpanie sie. Rudy zrobił obrażoną mine. Królewicz sie znalazł, pff. Poszłam na góre do Izzyego. On też musi dowiedzieć sie jak u dziewczyn. Axl podążył za mną jak cien. Zapukałam do pokoju rytmicznego. Spał. Obudził sie jak tylko Axl przepchnął mnie i pierwszy wbił do pokoju. Zero kultury...
- Byłaś w szpitalu? - zapytał lekko zamroczonym głosem.
Wyglądał już troche lepiej. Jego twarz nabrała kolorów, a oczy nie były czerwone.
- No więc... - nie wiedziałam od czego mam zacząć.
- No mów co z Car! - Axl poderwał sie z podłogi, na której siedział.
Westchnęłam. Już działa mi na nerwy. To jego zachowanie wobec Caroline, a teraz udaje zatroskanego.
- Amy jest w śpiącze farmakologicznej. - wypaliłam.
Spojrzałam na Izzyego. Pobladł, ale słuchał dalej w skupieniu.
- Będzie z nią dobrze. - chciałam go jakoś pocieszyć - Za pare dni powinni ją wybudzić. Zobaczysz, że wszystko sie ułoży.
Chłopak pokiwał głową. Miał nieobecny wyraz twarzy. Zrobiło mi sie go żal. Amy naprawde nie była mu obojętna.
- Ekhm... - wtrącił sie Axl - A co z moją Car?
- Twoją? - prychnęłam.
Chłopak zrobił zaskoczony wyraz twarzy. Nie wytrzymałam. Wszystkie negatywne emocje, które zbierały sie we mnie od kilku dni nagle postanowiły wybuchnąć i wygarnęłam Axlowi co myśle na temat jego idiotycznego zachowania i tych wszystkich jego urojeń. Po skończeniu o dziwo poczułam sie lepiej. Spodziewałam sie, że Rose rozpęta wielką awanture, albo obrazi sie na cały świat, ale tym razem zaskoczył chyba nas wszystkich. Wziął głęboki wdech. Na jego twarzy pokazała sie skrucha. Chyba pierwszy raz w życiu doświadczył takich emocji.
- Masz racje. - odezwał sie po chwili - Zachowywałem sie jak skończony idiota. Dziękuje ci. Musze to wszystko naprawić! Może nie wszystko stracone.
Gdy skończył mówić wybiegł z domu. Pewnie biegnie teraz do Caroline. Może im sie wreszcie ułoży.
- Jakieś wieści od Duffa? - zapytałam zamyślonego Izzyego.
- Co? - zapytał nieprzytomnie.
Westchnęłam.
- Duff sie odzywał? - ponowiłam pytanie.
Pokręcił głową. Można sie było tego spodziewać. Będzie musiał sie ostro z tego tłumaczyć.
---------------------------------
*perspektywa Axla*
---------------------------------
Dobiegłem do szpitala. Boże jaki ja byłem głupi! To nie wina Carolina, ani Jamesa (no dobra, jego troche tak) tylko moja. Moja, moja i jeszcze raz moja! Nie moge doprowadzić do straty Car. Nie wybacze sobie tego! W recepcji nawrzeszczałem na młodą dziewczynę pracującą tu, że ma mnie w tej chwili zaprowadzić do Car. Dziewczyna powiedziała mi gdzie leży blondynka i jak najszybciej pognałem we wskazane miejsce. Zobaczyłem ją przez szybke. Wyglądała... No nie ukrywajmy - wyglądała okropnie. Miała przymknięte oczy. Ostrożnie wszedłem na sale. Chyba spała. Usiadłem na krześle przy łóżku. Pikacz, do którego była podłączona dziewczyna wybijał spokojny rytm, niczym metronom. Odgarnąłem jej włosy z twarzy. Wtedy sie obudziła. Spojrzała na mnie. Na początku nie wiedziała co sie dzieje. Pewnie jest jeszcze zamroczona. Po chwili odzyskała świadomość.
- Wyjdz. - powiedziała słabym, zachrypniętym głosem.
- Musisz mnie wysłuchać. - odezwałem sie błagalnym tonem - Chcę cie przeprosić. Dopiero dziś zrozumiełem, że zachowywałem sie jak skończony idiota. Niedoceniałem cie, byłem strasznym egoistą i nie myślałem o tobie. Przepraszam za to wszystko. Za to, że cie raniłem, i że nie było mnie przy tobie, gdy tego potrzebowałaś, za to że robiłem awantury i za te akcje z dziwkami. Rozumiem, że teraz będzie trudno, ale ja sie zmienie. Dla ciebie to zrobie, bo cie kocham. Wybaczysz mi i wrocimy do siebie?
Pikacz Caroline przyspieszył. W kącikach jej oczy pojawiły sie drobne łezki. W tym momencie na sale weszła pielęgniarka. No lepszego momentu nie mogła znaleźć!
- Prosze stąd natychmiast wyjść! - odezwała sie podniesionym tonem - Tylko pan denerwuje pacjentke! Mam wezwać ochrone?!
Posłałem kobiecie nienawistne spojrzenie.
- Axl porozmawiamy w domu. Wracaj do siebie. - powiedziała łagodnie Caroline.
Posłuchałem sie jej. Na korytarzu jeszcze chwile wpatrywałem sie w nią przez szybke. Posłała mi słaby uśmiech. Zachciało mi sie płakać...
---------------------------------
*perspektywa Izzyego*
---------------------------------
Vivien kazała mi isć spać. Powiedziała, że nie wyglądam zbyt dobrze, ale jak mógłbym w takiej sytuacji normalnie usnąć? Co z Amy? A jak będzie kaleką? Ona na to nie zasługuje. A co jak coś pójdzie nie tak i sie nie obudzi? Straciłbym ją na zawsze... W tym momencie ktoś wszedł do domu. Usłyszałem protesty Viv, żeby ten ktoś dał mi spokój, ale po chwili drzwi sie otworzyły. Wszedł przez nie Marck.
- Ochujałeś? - zapytał.
Stanął przed moim łóżkiem i skrzyżował ręce na piersi robiąc mine z wyrzutem.
- Co? - zapytałem podbierając sie na łokciach.
Marck wziął głęboki wdech.
- Was wszystkich pojebało! Bawisz sie w ćpuna?! Duff sobie gdzieś spierdala, Axluś zachowuje sie jakby miał zaburzenia emocjonalne, Slash lata za mocherami, a Adler popierdala po mieście w detektywistycznym wdzianku!
O kurwa...
- Co sie tak na mnie patrzysz? - zapytał schodząc z tonu - Wasz zespół zaczyna robić kariere. Ja sie dziwie, że jeszcze menadżera nie macie... - i w tym miejscu przerwał na krótkie przemyślenia - Gracie dziś koncert u mnie w klubie. Już wysłałem moich ludzi, żeby ściągneli do mojego domu reszte tych pojebów. Trzeba was wszystkich doprowadzić do stanu używalności. Saul ma dziś urodziny.
Kompletnie mi to z głowy wyleciało. Te wszystkie wydarzenia, afery, zniknięcia i wypadki. I wszyscy zapomnieliśmy o jego urodzinach.
- Marck nie da sie tego przełożyć? - zapytałem - Car i Amy miały wypadek, ja sie nie nadaje do grania i imprezy.
Chłopak przewrócił oczami.
- Z gorszych stanów i sytuacji wyciągałem muzyków i dawali koncerty. Rusz sie. - powiedział.
Podciągnął mnie do góry za koszulke i podtrzymując zaczął wyprowadzać z domu. Vivien siedziała na kanapie w salonie.
- Bądź o 20 u mnie w klubie. Wypadałoby życzenia złożyć Hudsonowi. Duff będzie. - rzucił na odchodne brunetce.
Zaprowadził mnie do swojego domu. Był tam już zgarnięty prawie cały zespół, ale brakowało Duffa. Wokół chłopaków chodzili jacyś faceci.
- Jason! - zawołał Marck sadzając mnie na fotelu - Weź sie nim zajmij.
Podszedł do mnie facet, na oko koło czterdziestki. Wyjął z dużej torby stetoskop.
- Jestem lekarzem. - wyjaśnił zakładając przyrząd na uszy.
Zaczął mnie badać. Potem poświecił mi jakimś światełkiem po oczach i sprawdził odruchy. Zaczął szykować mi jakieś leki, które miał w torbie.
- Weź to. - powiedział dając mi garść tabletek - Za pół godziny będziesz jak nowy.
Po ostatnim incydencie troche sie bałem je wziąść, ale kontem oka zobaczyłem Marcka. Wściekłby sie, gdybym tegi nie wziął. Posłusznie wszystki połknąłem. W miare upływu czasu czułem sie co raz lepiej. Zobaczyłem jak inni faceci szykują chłopaków ma scene. Mi też kazali sie umyć i dali jakieś ciuchy. Jak wróciłem Marck wisiał na telefonie.
- Będą łowcy talentów? - zapytał z uśmiechem.
Pamiętam jak ostatnio skończyła sie nasza przygoda w wytwórni. Dziwny kontrakt i nagle o nas zapomnieli.
- Gdzie do kurwy jest McKagan?! - wrzasnął nagle właściciel domu - Dobra, pilnujcie go dyskretnie. Sam go zgarne.
Rozłączył sie i wyszedł. Ciekawe ile ludzi dla niego pracuje...

WIECZOREM W KLUBIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Slasha*
---------------------------------
Ludzie od Marcka stawali na głowach, żeby wszystko było idealnie. Lekarz dał nam jakieś tabletki [ale nie narkotyki XD] żeby każdy czuł sie dobrze. Dostaliśmy zajebiste ciuchy, w klubie czekały na nas nasze nastrojone wcześniej instrumenty. Teraz liczył sie tylko koncert. Wszystko miało być idealnie. Axl chodził po zapleczu i śpiewał, ja z Izzym gadaliśmy o kolejności piosenek, a Duff który czekał na nas już w klubie rozmawiał ze Stevenem o przejściach i rytmie. Było tak jak kiedyś. Tylko Marck zabronił nam pić. Gdyby nie on nasz zespół to byłaby tragedia. Stanąłem na chwile przy barze rozejrzeć sie ile jest ludzi. Było ich więcej niż zazwyczaj. Vivien siedziała przy naszym stoliku. Sama. Nie wyglądała zbyt dobrze. Pewnie coś sie stało... Nas musieli doprowadzić do normalnego nastroju. W końcu wywołano nas na scenę. Daliśmy z siebie wszystko, a dzieciaki szalały! Jak za dawnych lat! Na koniec występu Axl odwrócił sie w moją stronę i zaczął składać mi życzenia. Wszyscy odśpiewali Sto Lat, a na scene wjechał wielki tort w kształcie Gibsona. Aż sie wzruszyłem. Po tym zeszliśmyna dół. Marck zaprowadził nas do Vivien. Wziął ze sobą Axla ma rozmowe. Chciał sie dowiedzieć o co chodzi z naszym kontraktem. Ja byłem zajęty, bo co chwila ktoś podchodził i skaładał mi życzenia.
---------------------------------
*perspektywa Vivien*
---------------------------------
Marck zabronił mi mówić dziś chłopakom o tym co sie stało.
- Viv... - powiedział cicho Duff stając przede mną - Chyba musimy pogadać.
Wyszliśmy z klubu. Blondyn odpalił papierosa. Czekałam, aż zacznie mówić. Wziął głęboki wdech.
- Przepraszam za moje zachowanie. Nie moge powiedzieć ci co sie stało. Pewnie dowiesz sie o wszystkim jak skończy sie ta sprawa. Nikt o tym nie wie, a ja musze sam to zakończyć. - zaczął łamać mu sie głos - Viven, ja na ciebie nie zasługuje. Musiałem cie chronić i zrobiłem okropną rzecz. Może kiedyś mi to wybaczysz, ale na razie... - zamilkł na chwile - Na razie lepiej dla ciebie będzie jak sie... rozstaniemy.
Zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nagle znika, a teraz zrywa. Nie może tak być. Poczułam, że łzy spływają mi po policzkach.
- Kocham cie. - powiedział ocierając mi twarz - Zawsze będe cie kochał. Zrozumiesz wszystko za jakiś czas. Będe mieszkać u Marcka. Nie chce ci robić większej przykrości swoją obecnością. Mam nadzieje, że kiedyś mnie zrozumiesz...
Przydeptał papierosa butem i odszedł. Stałam zapłakana pod klubem i patrzyłam jak odchodzi. Przed kim musiał mnie chronić i co zrobił? Okrężną drogą wróciłam do domu. Nie miałam już na nic siły, ani ochoty. Było mi tak strasznie smutno. Wszystko sie nagle zwaliło.

Sto lat Slash!


Wszystkiego najlepszego Sauliś! :D bądź dalej takim świetnym gitarzystą, ojcem i przyjacielem jakim jesteś, niech Twoja nowa płyta World On Fire podbija wszystkie listy bestsellerów, produkuj kolejne zajebiste filmy, Myles niech dalej z Tobą śpiewa i uważaj, bo zamieniasz sie w grubego Axla i ciężko Ci będzie schudnąć XD (musiałam to napisać, musiałam ;-------;).

Brał ktoś udział w filmiku urodzinowym robionym przez Slash Army Poland na facebooku? Ja trzymam tam ręcznie rysowaną literke D w cylindrze iiii]: )'

Aaa i prawie zapomniałam. Urodzinowy rozdział, będzie dziś/jutro, ale ostrzegam, że będzie dużo inny niż wszystkie urodzinowe ze względu na to co nawyprawiałyśmy z fabułą.


poniedziałek, 21 lipca 2014

R. 73

Dla Karoliny, która nie zwątpiła i motywowała do wstawienia tego rozdziału chyba najbardziej ze wszystkich :) a Twóje gejowskie opowiadanie napisze do nowej zakładki na blogu XD (tylko musze ją najpierw wyremontować)

*perspektywa Duffa*
------------------------------------
Nadal nie wierze, że sie na to zgodziłem. Ale ja sie nie dam. Nie będę darmową dziwką jakiegoś psychopaty. Musze wymyślić jakiś plan. Niech sobie nie myśli, że może mną pomiatać. Jeszcze nie wiem jak wytłumacze to wszystko Viven. Ona nie zasługuje na mnie. Ten chuj dotykał mnie i... ugh. To obrzydliwe.
- Ekhm. - usłyszałem i poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.
To ten chuj Slacy. Znowu czegoś chce. Spojrzałem na niego. Uśmiechnał sie. Ohyda.
- Wychodzę. Będę wieczorem. Lepiej, żebyś tu na mnie grzecznie czekał kochanie. - puścił mi oczko i wyszedł.
Teraz mam spokój. Oby jego wspólnik sie nie zjawił. Moge w spokoju pomyśleć jak sie z tego wyplątać.

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Stevena*
------------------------------------
- Kuuurwaa! - wydarł się Rose i kopnął w drzwi.
Spojrzałem na chłopaków z Mety, którzy dusili sie ze śmiechu.
- Głupi ruski chuj James! - wydzierał sie Rudy - Zaczarował drzwi! Raaatuuunkuuu!
Zaraz... Axl zamknięty w piwnicy, więc zbok mu nic nie zrobi. To moja szansa! Pójde za Rosea do tego zboka. Musze sie do niego jakoś upodobnić.
- Chłopaki mam proźbę. - szepnąłem w ich stronę.
Nadal rżeli jak debile. Co w tym zabawnego?
- Co? - parsknął Cliff, który był najbardziej opanowany ze wszystkich.
- Weźcie go tu potrzymajcie jakiś czas. - powiedziałem i wyszedłem.
Skierowałem sie do domu, a konkretnie pokoju Axla. Założyłem jego ciuszki, a włosy schowałem pod jakimś epickim skórzanym kapelusikiem. Dobra, jak go odnaleźć? Po moich detektywistycznych rozmyśleniach, doszedłem do wniosku, że skoro zbok ma na naszym punkcie obsesję, to prawdopodobnie, wie gdzie sie szlajamy, w jakich miejscach przesiadujemy i tym podobne. Gdzie Rose lubi przesiadywać? Rainbow? Nie, tam ten zbok nie przyjdzie. Zbyt dużo ludzi, jeśli chce go zgwałcić? Skatepark? Zbyt na widoku... Stara część parku! Pusto, ciemno no i można tam bezkarnie pić, ćpać i takie tam. Ze Slashem przesiadywaliśmy tam jeszcze za czasów Road Crew. Potem pokazaliśmy to miejsce reszcie zespołu. Axl łazi tam pisać piosenki, bo jak twierdzi "to miejsce jest tak inspirujące, ale i tak wole seks". Po prostu siedziałem na jakiejś ławce w ciemnościach czekając na tego wariata. Byłem pewien, że zaraz tu przyjdzie. Skoro ma tak wielka chęć na Rosea to raczej często się tu zjawia. Nie minęła godzina jak usłyszałem za sobą czyjeś kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem jego sylwetkę.
- Axl... Czekałem na ciebie. - usłyszałem.
Cały ubrany na czarno mężczyzna usiadł obok mnie. Nagle przeszły mnie dreszcze. Ten jego głos... Nie odpowiedziałem. 
- Zrobiłeś się nieśmiały kochanie? Dlaczego nic nie mówisz? Nie przywitasz się? - złapał mnie za twarz.
Patrzył się na mnie przez chwilę. Wyglądał na zszokowanego. Wytrzeszczone oczy i drżący głos, którym zaczął do mnie mówić.
- Ty... Pomyliłem się... Nie... Kurwa! Gdzie jest Axl?! - z paniką w oczach zaczął rozglądać się dookoła.
Wstałem i uśmiechnąłem się do niego drwiąco. 
Zanim zdążyłem coś powiedzieć doskoczył do mnie i pchnął mnie.
- Nie! Nie tak miało być! Ty! Ty zniszczyłeś wszystko! - wzaczął sie wydzierać.
Złapał mnie i zaczął mną trząść. W jego oczach dostrzegłem łzy. 
- Spierdalaj! - odepchnąłem go.
Już miałem wołać po kilku kumpli, którzy tu ze mną przyszli, ale usłyszałem coś w oddali. Policja. Kurwa, skąd się tu wzięli? Przecież sam bym to załatwił.
------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------------
Ocknąłem sie na podłodze w łazience. Nade mną przebiegła jakaś sylwetka. To chyba Steven. Z trudem podniosłem sie z ziemi. Co sie stało? Jestem lekko zamroczony. Spojrzałem w lustro. Mokre włosy, spuchnięte i podkrążone oczy, blada twarz. Chyba zemdlałem. Nie jestem pewny. Po chwili przypomniało mi sie co sie stało. Podpierając sie o ściany wytoczyłem sie z łazienki. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu.
- Axl? - zapytałem słabym głosem.
- Nie. - odpowiedziała mi Viv.
Podszedłem do schodów i podparłem sie ręką o poręcz.
- Mój Boże, Izzy co ci sie stało? - spytała przerażona i podbiegła do mnie.
Pomogła mi dojść do sypialni i posadziła na łóżku. Spojrzałem na nią. Coś ją dręczyło. W końcu zaczęła mówić.
- Ja już nie wiem co sie dzieje. Zniknęła Car i Amy, teraz nie ma Duffa. Okłamuje mnie. Nie wiem co mam robić. Cholernie sie o nich martwie. - powiedziała łamiącym sie głosem.
Musze jej powiedzieć co stało sie dziewczynom. Sam nie jestem w stanie ich teraz poszukać.
- Car i Amy miały wypadek. - odezwałem sie cicho.
Brunetka zbladła.
- Co ty gadasz? - zapytała zdenerwowana.
- Nic nie wiem. Zobaczyłem rozwalony samochód niedaleko domu. Musisz je znaleźć i sprawdzić czy nic im nie jest. - opowiedziałem wszystko co mi wiadomo.
Dziewczyna chwile siedziała i zastanawiała sie nad tym co ma robić.
- Ktoś wróci do domu i sie tobą zajmie. Ide ich szukać. Jak odezwie sie Duff daj mi znać. - poleciła i pośpiesznym krokiem opóściła mój pokój.
Oby im nic nie było...
------------------------------------
*perspektywa Vivien*
------------------------------------
Nie mam czasu biegać po wszystkich szpitalach w L.A. Weszłam do najbliższej budki telefonicznej. Sprawdziłam czy mam drobne w kieszeni. Starczy na kilka rozmów. Wzięłam książkę telefoniczną zawieszoną na łańcuszku. Cud, że jeszcze nikt jej nie urwał. Zaczęłam wykręcać numery do okolicznych szpitali. Po trzech połączeniach dowiedziałam sie gdzie są. Nie chcieli mi udzielać żadnych informacji przez telefon. Głupi biurokraci. Popędziłam w stronę lecznicy. Młoda recepcjonistka udzieliła mi informacji, gdzie dokładnie są. Wjechałam windą na 8 piętro szpitalu. Kierowałam sie korytarzem z napisem Odział Intensywnej Opieki Medycznej, a z niego do pokoju lekarskiego. Zastukałam w drzwi.
- Proszę. - usłyszałam męski głos.
Niepewnie weszłam do środka.
- Dzień dobry, ja w sprawie Caroline Collins i Amy Holmes. - powiedziałam niepewnie.
Przy biurku siedział lekarz na oko koło trzydziestki. Zajęty był jakimiś papierami. Zdawało sie, że zignorował moją poprzednią wypowiedź. Po dłuższej ciszy znacząco chrząknęłam. Facet spojrzał na mnie z nad dokumentów.
- Pani z rodziny? - zapytał obojętnie.
- Można tak powiedzieć. - stwierdziłam.
Facet mruknął coś pod nosem i wbił wzrok w dokumenty. No to już szczyt chamstwa! Mógłby chociaż odpowiedzieć. Już miałam go za to opieprzyć, ale uprzedził mnie.
- Właśnie przeglądam dokumentację medyczną panny Collins. To cud, że przy tak wyniszczonym organiźmie przeżyła i ma tylko kilka złamanych żeber i wstrząśnienie mózgu. - powiedział i odłożył dokumenty.
- Może mi pan powiedzieć co dokładniej sie stało? - poprosiłam.
- Panne Collins zaraz po przywiezieniu z wypadku musieliśmy reanimować i zaraz po tym odzyskała wszystkie czynności życiowe. - mówił - Niestety panna Holmes jest w gorszym stanie. Była zakleszczona w samochodzie i wydobycie jej trwało dłużej. W tym czasie nie oddychała i doszło do utraty świadomości. Utrzymujemy ją w śpiączce farmakologicznej, ponieważ jej obrażenia wewnętrzne są poważniejsze, niż w przypadku pierwszej pacjentki. - oznajmił.
Zamarłam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odebrało mi głos i nie mogłam sie ruszyć. Stałam i wpatrywałam sie w twarz lekarza licząc, że usłyszę jakieś dobre wieści. Niestety nic nie mówił. Posłał mi tylko spojrzenie pełne współczucia.
- Robimy co w naszej mocy, aby... - zaczął, ale machnęłam ręką i wyszłam na korytarz.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam co mam robić. Tyle sie stało w ostatnim czasie. W dodatku ten wypadek. Osunęłam sie na ziemie po ścianie i rozpłakałam. Jestem bezradna. Jak ja powiem o tym reszcie? Po chwili wstałam i poszłam do najbliższej toalety. Musiałam sie ogarnąć. Przemyłam twarz zimną wodą i wzięłam głęboki oddech. Ważne, że żyją. Car jak to zawsze ona miałaszczęście, a z Amy też będzie dobrze. Musi być. Musze jeszcze zajrzeć do Caroline. Szłam korytarzem zaglądając przez szybki do sal. Na przedostatniej leżała Car, a w tej obok Amy. Po cichu weszłam na sale blondynki. Chyba spała, ale otworzyła oczy, gdy znalazłam sie przy łóżku.
- Viv... - szepnęła zachrypniętym głosem.
- Cii. - uciszyłam ją i wysiliłam na uśmiech.
Złapałam ją za rękę. Wpatrywałyśmy sie w siebie bez słowa. Nie chce jej przemęczać. Miała posiniaczoną i opuchniętą twarz, rozczochrane włosy i zamroczone spojrzenie. Chciało mi sie płakać na jej widok. Zawsze ona ląduje w szpitalu... Po chwili znowu zamknęła oczy i usnęła. Odgarnęłam jej włosy za ucho i wyszłam. Przez szybkę zajrzałam do Amy. I tak by sie nie obudziła, gdybym weszła. Na początku naszej znajomości byłam o nią zazdrosna. To całe nieporozumienie wtedy z Duffem. Właśnie... Duffem. Gdzie on do cholery jest? Martwie sie o niego. Pewnie wpakował sie w kolejne kłopoty. Ostatni raz spojrzałam na Amy. Wyglądała podobnie jak Car. Zrobiło mi sie jej żal. To naprawde dobra dziewczyna. Izzy sie załamie jak o tym dowie.
------------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------------
Zasnąłem w tej paskudnej i śmierdzącej piwnicy. Już nie miałem siły sie wydzierać. Gdy sie obudziłem było cicho. Nieśmiało podszedłem do drzwi i popchnąłem je. Tak! Otwarte! Na palcach zacząłem iśc korytarzem. Nie wiadomo czy James nie zastosuje na mnie jakichś czarów. Doszedłem do salonu. Taaa, śpią wszyscy uchlani w trzy dupy. Już normalnym krokiem wyszedłem. Ich chrapanie wszystko zagłuszało. Postanowiłem wrócić do domu. Caroline u nich nie było. Po kilkunastu minutach wszedłem do środka.
- Axl...? - usłyszałem słaby głos Stradlina.
Rzuciłem swoją kurtke w kąt pokoju.
- Czego? - burknąłem.
Nie miałem humoru. Chciałem sobie zrobić jakiegoś drinka, więc poszedłem do kuchni. Nagle rozległ sie jakiś hałas. Wyszedłem zobaczyć co sie dzieje. Na schodach wyjebał sie Izzy. Wydał z siebie ciche jęknięcie. Był cały blady.
- Rany, Izzy! Wyglądasz jak trup! - wypaliłem wytrzeszczając oczy.
Chłopak posłał mi spojrzenie z politowaniem. Próbował sie podnieść, ale słabo mu to wychodziło.
- Ekhm... - chrząknął znacząco.
Chyba mam mu pomóc... Niechęnie ruszylem podnieść go ze schodów i zaprowadzić do pokoju. Jeszcze czego! Żebym ja, sam Axl Rose był najpierw więziony w jakiejś piwnicy, a teraz robił za wolontariusza! Do czego to doszło... Posadziłem go na łóżku.
- Co ci sie stało? - zapytałem.
Rytmiczny wziął kilka wdechów, chyba sie zasapał. Naćpał sie czy co?
- Nic takiego. - stwierdził - Axl, musze ci o czymś powiedzieć...
Nastało milczenie. O co mu może chodzić? No chyba nie jest gejem... Jeszcze kilka dni temu ślinił sie na widok tej no... Jak jej tam było... Ee... No nie ważne.
- Mów. - ponagliłem go.
- Amy i Caroline miały wypadek. - powiedział.
No wiedziałem, że ta mała ma imie na A. Ale zaraz... Jaki wypadek? Car miała wypadek?!
- Co?! Jak to?! Ty jej coś zrobiłeś?! No gadaj! - doskoczyłem do niego i zacząłem potrząsać za koszulke.
- Puść mnie. - zażądał.
Posłusznie go zostawiłem. Teraz mi będą warunki dyktować... Przecież jestem Wielkim Axlem Rosem! To ja mam im dyktować warunki! Tylko odzyskam Car i wszystko musze przywrócić tak jak było.
- Nic nie wiem. - zaczął mówić Izzy - Zobaczyłem rozwalony samochód Amy niedaleko domu. Chciałem ich poszukać, ale ktoś podstępem mnie naćpał...
Taa... Izzy i "przypadkowe ćpanie".
- Wysłałem Viv, żeby ich poszukała. - skończył opowiadać.
Moja Car! To napewno ten chuj James! Bo pewnie ona zrozumiała, że najlepiej jest ze mną i mu to powiedziała, a ten głupi ruski chuj tego nie rozumie! Musze ją odszukać. Moja Car...