sobota, 15 marca 2014

R. 45

*perspektywa Vivien*
-----------------------------
Duff chyba na dobre zadomowił się w moim pokoju. Już nawet są tu jego gacie...
- Już nie śpisz? - usłyszałam z drugiego końca łóżka.
- Jak widzisz. - lekko uśmiechnęłam się do Duffa.
- Ide po fajki. - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Kurwa mać! - po chwili rozległ się krzyk basisty dobiegający z salonu.
Szybko wstałam z łóżka i zbiegłam na dół.
- Co się stało? - zapytałam przestraszona.
- Zobacz. - wskazał na cały pokój - Ktoś się włamał.
Wszystko było porozwalane. Nawet stół nam rozkręcili... I znaleźliśmy kolejny liśćik:
Daję wam ostatnią szansę. Dziś o 23 na najbliższym cmentarzu. To już nie są żarty.
~ Przyjaciel
- Duff, ja sie boje... - powiedziałam rozpaczliwym tonem.
- Ciiii... - mruknął szeptem i przytulił mnie.
Z trudem powstrzymałam łzy. Cholernie boje sie o Stevena... To już chyba naprawdę nie są żarty...
- Co się dzieje? - na dół zszedł zaspany Axl.
- Sam zobacz. - powiedział poważnie Duff i podał mu kartkę. 
- Duff musimy tam iść... - odezwałam się.
- Viv to niebezpieczne. - blondyn spojrzał mi głęboko w oczy.
- Ale ona ma rację. - poparł mnie Rudy.
- Axl, ale to są psychopaci. - zaczął basista - Jeszcze znowu kogoś porwą, albo pobiją.
- Steven to nasz przyjaciel! - Axl chyba zaczynał kłótnię.
- Nie idziemy tam i koniec! - Duff lekko się zdenerwował.
- Gdzie nie idziemy? - zapytał Izzy schodząc na dół.
- Na cmentarz. - wyjaśniłam.
- Kto znowu umarł? - zdziwł się rytmiczny.
- Jeszcze nikt, ale przez tą jebaną Żyrafę zginie Adler! - odezwał się Axl.
- Pewnie, niech sobie wszyscy umrzemy! - Duff zaczął sie wydzierać.
Zaczęła się dyskusja między Rudym, a basistą. Krzyczęli na siebie i mocno gestykulowali.
- Kurwa dlaczego Adler ma umrzeć?! - teraz krzyknął Izzy.
Nagle sie zamknęli i zaczęli się wgapiać w Stradlina. On prawie nigdy nie krzyczy...
- Masz. - dałam mu kartke.
- Wezwijmy policję. - powiedział po przeczytaniu.
- Spierdalaj, żadnej policji. - oburzył się wokalista.
- Ale to dobry pomysł. - poparł Izziego Duff.
- Nie ufam tym fiutom i koniec! - stwierdził Axl.
Chłopaki zaczęli się kłócić. Wszyscy mówili na raz i nie mogłam ich zrozumieć. Czasem wyłapałam jakieś bluzgi.
- Co tu się dzieje? - do salonu weszła Car, ale chyba nie została zauważona przez chłopaków.
Posłała mi pytające spojrzenie. Wzruszyłam tylko ramionami, bo sama nie bardzo wiem o co tak na prawdę się kłócą.
- Do chuja pana! - wrzasnęła - Zamknijcie sie wreszcie!
Chłopcy umilkli.
- O co znowu chodzi? - zapytała trochę spokojniej.
- McKagan chce sprowadzić FBI po Adlera. - odpowiedział Axl.
- Jakie FBI?! - oburzył się basista - Tylko policje...
- Czyli już wiadomo gdzie jest Steven? - zadała kolejne pytanie Caroline.
I wtedy Izzy jej zaczął wszystko opowiadać.
- No przecież trzeba iść na ten cmentarz. - stwierdziła blondynka.
- Powtarzam mu to cały czas! - powiedział wciąż zbulwersowany Axl.
I znowu zaczęli się wszyscy kłócić. Wyszłam przed dom, bo już mi głowa pęka. Po wypaleniu dwóch fajek wróciłam do środka.
- Wszystko postanowione. - powiedział Duff.
- Czyli? - zapytałam.
- My idziemy, a ty i Car zostajecie w domu. - odpowiedział basista.
- Nie tak się umawialiśmy! - wkurzyła się Caroline.
- Ale to dla waszego dobra... - powiedział czule Axl.
I znowu się kłócą...

GODZINA 22.30
~~~~~~~~~~~~~~~
- Jak nie wrócimy do północy to dzwońcie po policję. - powiedział Duff i pocałował mnie.
Wyszli.
Nastała stresująca cisza.
- Co jest właściwie między tobą a Duffem? - zapytała wreszcie Car.
- Sama nie wiem. - odpowiedziałam szczerze.
- Ruchacie sie? - wypaliła.
- Car... - zaczerwieniłam sie.
Blondynka spojrzała na mnie z politowaniem.
- No dobra, przespałam się z nim... - powiedziałam tak jakbym przyznawała się do morderstwa.
- No proszę. - ucieszyła się - A teraz sie ubieraj.
- Ale jak to? Przeiceż kazali nam zostać. - zdziwiłam się.
- No chyba cie pojebało, że ja tu będę na nich grzecznie czekać. - powiedziała.
Też zaczęłam się ubierać i wyszłyśmy z domu.
- Tam są. - pokazałam na chłopaków stojących po ogrodzeniem cmentarza.
- A Duff to chociaż dobrze ci wtedy zrobił? - zapytała blondynka.
- Car... - poczułam, że się czerwienię.
- Nie chcesz gadać to nie. - wzruszyła ramionami - Ale ja i tak sie dowiem.
- Cicho, coś sie dzieje. - pokazałam na chłopaków.
Podeszła do nich grupka facetów w skórzanych kurtkach. Z tyłu mieli wyszyte logo Hells Angels. Byłyśmy dość daleko i nie zawiele słyszałyśmy. W pewnym momencie Axl się zaczął do nich rzucać. Wtedy jeden z nich mu przywalił.
- A to chuj! - wkurzyła się Car i zaczęła wychodzić z ukrycia.
- Gdzie leziesz?! - przytrzymałam ją.
Westchnęła tylko i została ze mną. Do bójki włączył się Duff i Izzy. Słabo to wyglądało... Chłopaki mocno dostali. Wtedy zjawiła sie Michelle. Nie wiem skąd, ale mieli sznur i ich związali.
- Viv, robi sie naprawde niebezpiecznie... - powiedziała przerażona Caroline.
- Ale przecież nie pójdziemy i nie będziemy sie bić z grupką psychopatów. - skrzywiłam się.
- Idź zadzwonić po gliny. - nakazała mi.
Posłusznie pobiegłam szukać budki telefonicznej. Co za debil umieścił ją tak daleko! Wykręciłam numer na policję i opowiedziałam o całym zdarzeniu. Kazali mi zostać przy tej budce, alw muszę wiedzieć co z nimi! Wróciłam do naszej kryjówki. Car już tam nie było... Podeszłam trochę bliżej, aby coś usłyszeć.
- Puść mnie spocona świnio! - krzyczała blondynka do jednego z motocyklistów.
- Nie ładnie podsłuchiwać. - zaśmiał sie.
- Jak coś jej zrobisz ośle to pożałujesz! - darł sie Axl.
- Michelle, po co to wszystko? - zapytał z kamienną twarzą Izzy.
- Jak to po co? - dziewczyna teatralnie sie zdziwiła - Muszę się zemścić.
- Ale przecież Slash będzie ci płacił na to dziecko... - odezwał sie Duff.
- Dziecko? - zaczęła się śmiać - Nie ma żadnego dziecka i nigdy nie było!
- Suka! - Axl jakimś cudem wyrwał się i podbiegł do Michelle.
Jak przypuszczałam od tazu dostał w ryj i znowu go związali. Gdzie do cholery jest ta policja?!
- Puść nas, jakoś sie dogadamy... - zaczął psychologicznie Izzy.
I teraz całe szczęście zjawiła się policja. Od razu ich aresztowali.mwtedy wyszłam z ukrycia. Rzuciłam sie Duffowi na szyję.
- Mówiłem, żebyś tu nie przychodziła. - powiedział z troską w głosie i zaczął gładzić moje włosy.
- Gdyby mnie tu nie było byłoby po was. - odpowiedziałam.
Wtedy mnie pocałował.
Usłyszeliśmy chrząknięcie. 
- Przepraszam, ale chciałbym spisać zeznania. - powiedział.
Po przesłuchaniu chcieliśmy zbierać się do domu, ale coś zaczęło piszczeć zza krypty cmentarnej.
- Ej, to Steven! - krzyknął Izzy.
Rozwiązaliśmy go.
- Wszystko w pożądku? - zapytałam.
- No. - uśmiechnął sie pogodnie - Tylko troche głodny jestem.
Wróciliśmy do domu. Ze Stevenem wszystko ok, tylko jest troche posiniaczony. Jestem tym wszystkim zmęczona i poszłam do pokoju.
- Viv, musimy pogadać... - usłyszałam głos Duffa.
- No co tam? - zapytałam.
- Bo... - przerwał na chwile.
Zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Podobasz mi się. I to bardzo... - wydusił z siebie.
Zatkało mnie na moment. Przez jakiś czas wpatrywałam się w niego z milczeniem.
- Duff, ty też mi się podobasz. - powiedziałam cicho.
Chłopak się uśmiechnął. Zaczęłam go całować. Dalej to już łatwo poszło. 
- Czyli teraz jesteśmy parą? - zapytałam po udanym seksie.
- Jeśli chcesz. - uśmiechnął sie.
- Pewnie, że chce. - odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go.





3 komentarze:

  1. Jezu ile ja na to czekalam. Nie chce byc wybredna ale jednak cos mi brakowalo. Chyba romantyzmu i to co bylo? takie no takie jakby delikatne nwm jak to opisac. Ale podobalo mi sie. I wiem jestem wybredna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A daj spokój :D potrzebuje takich rzeczy, żeby wiedzieć czego dany czytelnik oczekuje ;) a i nie jesteś wybredna ;)

      Usuń
  2. Czeeść. Zaczęłam czytać twojego bloga, i stwierdzam że jest baardzo zajebisty. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;) A tymczasem zapraszam na bloga mojego i mojej koleżanki. Jeśli ci się spodoba może dodać się do powiadamianych, bądź obserwatorów. Oczywiście tylko jeśli ci się podoba ;DD

    http://roadtocalifornialivingaftermidnight.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń