-----------------------------
W nocy nie mogłam spać. Ciągle myślałam o wszystki problemach. Zasnęłam tylko na moment i miałam wtedy koszmary. Już nie mam siły. Nie wiem czy to skutek stresu czy narkotyków i alkoholu, ale zaczęły trzęść mi się ręce i mam zawroty głowy. Chyba czas sie wziąść za siebie... Usłyszałam pukanie do pokoju i po chwili zajrzała wstrętna morda Axla.
- Hej... - nieśmiało sie uśmiechnął.
- Wyjdź. - powiedźałam ostro.
- Prosze porozmawiaj ze mną. - zrobił słodką minkę.
Już prawie mu uległam, ale tym razem musze być silna.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Na wszelki wypadek przekręciłam kluczyk w zamku, żeby tu ponownie nie przylazł. Chwile dobijał sie do drzwi i prosił o rozmowę, ale usłyszałam, że Duff mówi mu, żeby dał mi czas i spróbował później. Ale ja nie wiem czy chce z nim gadać "później". Ogarnęłam sie i wyszłam z pokoju.
- Izzy, musimy pogadać. - powiedziałam do rytmicznego, który właśnie schodził schodami - Chodź.
Dałam mu znać, żeby poszedł za mną i wróciłam do pokoju. Przedstawiłam mu (według mnie) genialny plan. Chłopak chwile sie zamyślił.
- Jesteś pewna, że nie mamy innego wyjścia na skołowanie kasy? - odezwał sie po, gdy skończył myśleć.
- No wiesz, zawsze moge iść i sie kurwić. - chlapnęłam bez namysłu.
- Nie, nie możesz. Nie pozwole ci na to. - zaprzeczył.
Lekko sie uśmiechnęłam. To słodkie, że sie tak o mnie troszczy.
- Ale to nie w porządku wobec twoich rodziców... - zmienił temat.
- A w porządku było, że chcieli mnie zamienić w komandosa? - zirytowałam sie - Coś mi sie należy od nich.
- Car, ale to 600 dolców. To dużo kasy. - ciągnął swoje.
- Daj spokój. - ucięłam temat.
- Jak to nie wypali to sprzedam gitare i wzmacniacz. - stwierdził.
- Nawet sie nie waż. - powiedzialam ostro - I tak by nie starczyło, a ty musisz grać. To twoja praca.
- Praca, na której nie zarabiam... - odezwał sie cicho.
- Daj spokój Izzy. - objęłam go ramieniem - Wszystko sie ułoży.
Znowu nie mogłam sie powstrzymać i go pocałowałam. Chłopak lekko sie uśmiechnął. Potem poinstruowałam go jak ma sie zachowywać przy moich rodzicach. Dobrze, że to z nim jestem udupiona, bo ciężej byłoby nauczyć manier Popcorna... Poszliśmy sie szykować na spotkanie z kochaną rodzinką. Wcześniej ich uprzedziłam, że wpadniemy, bo oni są tacy światowi, że mogliby jechać na golfa albo inne badziewie. Nie wiem jakim cudem jestem ich córką.
- Gotowa? - zapytał Izzy ubrany w koszulę i marynarkę.
- Gotowa. - uśmiechnęłam sie - Ładnie wyglądasz.
- Ty jeszcze ładniej. - odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy do wyjścia.
----------------------------
*perspektywa Axla*
----------------------------
Siedziałem w salonie i upijałem sie przy oglądaniu jakiegoś glupiego reality show. Zobaczyłem, że Izzy i Caroline elegancko ubrani wychodzą z domu. Gdzie oni kurwa idą?! A może jednak zostawiła mnie dla niego? Ale... Nie... Nie wierze w to. Kiedy odjechali wróciłem do upijania sie. Po chwili do domu wszedł smutny Steven.
- Coś sie stało? - zapytałem widząc jego minę.
Miał przeszkolne i czerwone oczy. Chyba płakał... Wziął z lodówki butelke wódki i usiadł obok mnie. Długo nic nie mówił tylko pił. Uwarznie go obserwowałem.
- Emilie ze mną zerwała... - powiedział cicho.
Byłem w szoku. Tej dziewczynie chyba coś sie z głową porobiło! Steven sie dla niej starał i nawet brałem od niego przykład!
- Nie była ciebie warta. - chciałem dodać mu trochę otuchy.
- A najgorsze jest to, że nie potrafiła powiedzieć czemu ze mną zrywa. - odezwał sie jeszcze ciszej niż poprzednio.
Pokiwałem tylko głową i zacząłem z nim pić. Widze, że nie tylko ja zostałem porzucony przez miłość swojego życia...
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Podjechałem pod dom rodziców Caroline. Widziałem, że zbladła.
- Nie martw sie. - złapałem ją za ręke - Będzie dobrze.
Spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem i zaczęła wysiadać. Zamknąłem samochód i razem podeszliśmy do drzwi. Nawet ja zacząłem sie denerwować. A jak coś pójdzie nie tak? I wciąż mam wyrzuty sumienia, że będziemy musieli ich okłamać... Car zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyła nam zadbana starsza pani.
- Oo, już jesteście! - powitała nas ze sztucznym uśmiechem - Wejdźcie!
Cały w nerwach wszedłem do wielkiej willi.
- Dzień dobry mamo. - przywitała sie chłodno Caroline - To jest Jeffrey, mój narzeczony.
- Witaj młody człowieku. - teraz do przedpokoju wszedł jakiś męszczyzna, pewnie ojciec Car - Ciebie też miło widzieć Caroline.
Blondynka lekko się uśmiechnęła. Jej rodzice zaprowadzili nas do wielkiego stołu, na którym było pełno żarcia i srebrna zastawa. Po co komu takie duperele? Lokaj państwa Collins zaczął nalewać nam wina.
- Ja dziękuję. - powiedziała Car, gdy zbliżył sie do jej kieliszka.
Rodzice dziewczyny zrobili zdziwione miny. Był to sygnał, że czas rozpocząć przedstawienie.
- A więc jak sie poznaliźcie? - zaczął sztywno jej ojciec.
- Spotkałam Izz... Jeffreya w parku. Było mi niedobrze, a on sie mną zaopiekował. Pomógł mi wyjść ze wszystkich nałogów i przygarnął do siebie. - zaczęła kłamać Car i złapała mnie za rękę, którą położyłem na stole.
- To bardzo miło z twojej strony. - zwróciła sie do mnie jej matka.
Rany, czuje sie jak na jakiejś snobskiej imprezce. Masakra...
- To drobiazg. - uśmiechnałem sie - Jak tylko ją zobaczyłem poczułem, że to musi być miłość. - w tym akurat nie musiałem kłamać...
Odstawialiśmy dalej takie cyrki, aż w końcu jej ojciec nie zapytał o prawdziwy powód spotkania.
- Przecież nie masz w zwyczaju nas odwiedzać córko. Powiecie co was tu sprowadza? - zapytał.
- Będziemy mieli dziecko. - powiedziała z ekscytacją Car.
Prawie jej uwierzyłem. Jej rodziców zatkało.
- Tylko jest mały problem... - dodała szybko blondynka.
Jej rodzice posłali pytające spojrzenia.
- Korporacja, w której pracował Jeffrey zankrutowała i stracił pracę. - zaczęła wciskać kit.
Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Wtedy dała mi dyskretnie znak, żebym sie odezwał.
- Wszystkie nasze oszczędności wydaliśmy na mieszkanie i nie mamy na wyprawkę dla dziecka. - skłamałem.
- Pomorzemy wam. - wtrącił jej ojciec - Ile potrzebujecie?
Car udała, że sie zastanawia.
- 600 dolarów. - wymieniła kwotę.
Jej tata wyciągnął portfel i zaczął liczyć pieniądze.
- Proszę. - powiedział i podał nam pieniądze.
Posiedzieliśmy u nich do wieczora i sie zmyliśmy. Blondynka ze szczęścia pocałowała mnie, gdy znaleźliśmy sie w samochodzie.
Hahha... nie mogę! Dobre...Dobre... Jeden z najśmieszniejszych jak dla mnie twoich rozdziałów. Jak będę mieć zły humor to na pewno to jeszcze raz przeczytam, bo jak to sobie wyobrażam. Nie no hahaha.
OdpowiedzUsuńA ja mam wrażenie, że jest nudny więc w kolejnym zrobiłam "atrakcję" w postaci Slasha, ale sama sie o tym przekonasz ;)
UsuńKilka poprawek :)
OdpowiedzUsuńUważnie a nie uwarznie.
Mężczyzna a nie męszczyzna.
Pomożemy a nie pomorzemy.
:3
Ah racja XD i tu mnie masz, bo piszę szybko, nie zwracam uwagi na ortografię i od razu publikuję ;) przepraszam za moją naganną ortografię i postaram się pisać lepiej ;) btw jestem strasznie niechlujnym człowiekiem i myślę, że na tym blogu to widać XD
Usuń