niedziela, 27 kwietnia 2014

R. 52

*perspektywa Caroline*
-----------------------------
W nocy nie mogłam spać. Ciągle myślałam o wszystki problemach. Zasnęłam tylko na moment i miałam wtedy koszmary. Już nie mam siły. Nie wiem czy to skutek stresu czy narkotyków i alkoholu, ale zaczęły trzęść mi się ręce i mam zawroty głowy. Chyba czas sie wziąść za siebie... Usłyszałam pukanie do pokoju i po chwili zajrzała wstrętna morda Axla.
- Hej... - nieśmiało sie uśmiechnął.
- Wyjdź. - powiedźałam ostro.
- Prosze porozmawiaj ze mną. - zrobił słodką minkę.
Już prawie mu uległam, ale tym razem musze być silna.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Na wszelki wypadek przekręciłam kluczyk w zamku, żeby tu ponownie nie przylazł. Chwile dobijał sie do drzwi i prosił o rozmowę, ale usłyszałam, że Duff mówi mu, żeby dał mi czas i spróbował później. Ale ja nie wiem czy chce z nim gadać "później". Ogarnęłam sie i wyszłam z pokoju.
- Izzy, musimy pogadać. - powiedziałam do rytmicznego, który właśnie schodził schodami - Chodź.
Dałam mu znać, żeby poszedł za mną i wróciłam do pokoju. Przedstawiłam mu (według mnie) genialny plan. Chłopak chwile sie zamyślił.
- Jesteś pewna, że nie mamy innego wyjścia na skołowanie kasy? - odezwał sie po, gdy skończył myśleć.
- No wiesz, zawsze moge iść i sie kurwić. - chlapnęłam bez namysłu.
- Nie, nie możesz. Nie pozwole ci na to. - zaprzeczył.
Lekko sie uśmiechnęłam. To słodkie, że sie tak o mnie troszczy.
- Ale to nie w porządku wobec twoich rodziców... - zmienił temat.
- A w porządku było, że chcieli mnie zamienić w komandosa? - zirytowałam sie - Coś mi sie należy od nich.
- Car, ale to 600 dolców. To dużo kasy. - ciągnął swoje.
- Daj spokój. - ucięłam temat.
- Jak to nie wypali to sprzedam gitare i wzmacniacz. - stwierdził.
- Nawet sie nie waż. - powiedzialam ostro - I tak by nie starczyło, a ty musisz grać. To twoja praca.
- Praca, na której nie zarabiam... - odezwał sie cicho.
- Daj spokój Izzy. - objęłam go ramieniem - Wszystko sie ułoży.
Znowu nie mogłam sie powstrzymać i go pocałowałam. Chłopak lekko sie uśmiechnął. Potem poinstruowałam go jak ma sie zachowywać przy moich rodzicach. Dobrze, że to z nim jestem udupiona, bo ciężej byłoby nauczyć manier Popcorna... Poszliśmy sie szykować na spotkanie z kochaną rodzinką. Wcześniej ich uprzedziłam, że wpadniemy, bo oni są tacy światowi, że mogliby jechać na golfa albo inne badziewie. Nie wiem jakim cudem jestem ich córką.
- Gotowa? - zapytał Izzy ubrany w koszulę i marynarkę.
- Gotowa. - uśmiechnęłam sie - Ładnie wyglądasz.
- Ty jeszcze ładniej. - odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy do wyjścia.
----------------------------
*perspektywa Axla*
----------------------------
Siedziałem w salonie i upijałem sie przy oglądaniu jakiegoś glupiego reality show. Zobaczyłem, że Izzy i Caroline elegancko ubrani wychodzą z domu. Gdzie oni kurwa idą?! A może jednak zostawiła mnie dla niego? Ale... Nie... Nie wierze w to. Kiedy odjechali wróciłem do upijania sie. Po chwili do domu wszedł smutny Steven.
- Coś sie stało? - zapytałem widząc jego minę.
Miał przeszkolne i czerwone oczy. Chyba płakał... Wziął z lodówki butelke wódki i usiadł obok mnie. Długo nic nie mówił tylko pił. Uwarznie go obserwowałem.
- Emilie ze mną zerwała... - powiedział cicho.
Byłem w szoku. Tej dziewczynie chyba coś sie z głową porobiło! Steven sie dla niej starał i nawet brałem od niego przykład!
- Nie była ciebie warta. - chciałem dodać mu trochę otuchy.
- A najgorsze jest to, że nie potrafiła powiedzieć czemu ze mną zrywa. - odezwał sie jeszcze ciszej niż poprzednio.
Pokiwałem tylko głową i zacząłem z nim pić. Widze, że nie tylko ja zostałem porzucony przez miłość swojego życia...
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Podjechałem pod dom rodziców Caroline. Widziałem, że zbladła.
- Nie martw sie. - złapałem ją za ręke - Będzie dobrze.
Spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem i zaczęła wysiadać. Zamknąłem samochód i razem podeszliśmy do drzwi. Nawet ja zacząłem sie denerwować. A jak coś pójdzie nie tak? I wciąż mam wyrzuty sumienia, że będziemy musieli ich okłamać... Car zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyła nam zadbana starsza pani.
- Oo, już jesteście! - powitała nas ze sztucznym uśmiechem - Wejdźcie!
Cały w nerwach wszedłem do wielkiej willi. 
- Dzień dobry mamo. - przywitała sie chłodno Caroline - To jest Jeffrey, mój narzeczony.
- Witaj młody człowieku. - teraz do przedpokoju wszedł jakiś męszczyzna, pewnie ojciec Car - Ciebie też miło widzieć Caroline.
Blondynka lekko się uśmiechnęła. Jej rodzice zaprowadzili nas do wielkiego stołu, na którym było pełno żarcia i srebrna zastawa. Po co komu takie duperele? Lokaj państwa Collins zaczął nalewać nam wina.
- Ja dziękuję. - powiedziała Car, gdy zbliżył sie do jej kieliszka.
Rodzice dziewczyny zrobili zdziwione miny. Był to sygnał, że czas rozpocząć przedstawienie.
- A więc jak sie poznaliźcie? - zaczął sztywno jej ojciec.
- Spotkałam Izz... Jeffreya w parku. Było mi niedobrze, a on sie mną zaopiekował. Pomógł mi wyjść ze wszystkich nałogów i przygarnął do siebie. - zaczęła kłamać Car i złapała mnie za rękę, którą położyłem na stole.
- To bardzo miło z twojej strony. - zwróciła sie do mnie jej matka.
Rany, czuje sie jak na jakiejś snobskiej imprezce. Masakra...
- To drobiazg. - uśmiechnałem sie - Jak tylko ją zobaczyłem poczułem, że to musi być miłość. - w tym akurat nie musiałem kłamać...
Odstawialiśmy dalej takie cyrki, aż w końcu jej ojciec nie zapytał o prawdziwy powód spotkania.
- Przecież nie masz w zwyczaju nas odwiedzać córko. Powiecie co was tu sprowadza? - zapytał.
- Będziemy mieli dziecko. - powiedziała z ekscytacją Car.
Prawie jej uwierzyłem. Jej rodziców zatkało.
- Tylko jest mały problem... - dodała szybko blondynka.
Jej rodzice posłali pytające spojrzenia.
- Korporacja, w której pracował Jeffrey zankrutowała i stracił pracę. - zaczęła wciskać kit.
Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Wtedy dała mi dyskretnie znak, żebym sie odezwał.
- Wszystkie nasze oszczędności wydaliśmy na mieszkanie i nie mamy na wyprawkę dla dziecka. - skłamałem.
- Pomorzemy wam. - wtrącił jej ojciec - Ile potrzebujecie?
Car udała, że sie zastanawia.
- 600 dolarów. - wymieniła kwotę.
Jej tata wyciągnął portfel i zaczął liczyć pieniądze.
- Proszę. - powiedział i podał nam pieniądze.
Posiedzieliśmy u nich do wieczora i sie zmyliśmy. Blondynka ze szczęścia pocałowała mnie, gdy znaleźliśmy sie w samochodzie.

4 komentarze:

  1. Hahha... nie mogę! Dobre...Dobre... Jeden z najśmieszniejszych jak dla mnie twoich rozdziałów. Jak będę mieć zły humor to na pewno to jeszcze raz przeczytam, bo jak to sobie wyobrażam. Nie no hahaha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam wrażenie, że jest nudny więc w kolejnym zrobiłam "atrakcję" w postaci Slasha, ale sama sie o tym przekonasz ;)

      Usuń
  2. Kilka poprawek :)
    Uważnie a nie uwarznie.
    Mężczyzna a nie męszczyzna.
    Pomożemy a nie pomorzemy.
    :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah racja XD i tu mnie masz, bo piszę szybko, nie zwracam uwagi na ortografię i od razu publikuję ;) przepraszam za moją naganną ortografię i postaram się pisać lepiej ;) btw jestem strasznie niechlujnym człowiekiem i myślę, że na tym blogu to widać XD

      Usuń