-----------------------------
Nie wiem gdzie są wszyscy. W domu jestem tylko ja i Duff.
- Już sie uwolniłeś spod spódnicy Muriel? - zaczął sie naśmiewać basista.
- Zamknij sie. - odburknąłem - O mnie przynajmniej ktoś dba...
- To może ja po nią zadzwonie? - zapytał z chamskim uśmiechem.
Posłałem mu spojrzenie mordercy i wyjąłem sobie zimne piwo z lodówki. Duffowi aż sie oczy zaświeciły na jego widok. Również poszedł odwiedzić lodówkę.
- Wziąłem ostatnie. - uśmiechnąłem sie triumfalnie.
- Podziel sie... - powiedział cicho.
- Przecież i tak wolisz wódke. - odpowiedziałem.
- No weeź... - prosił McKagan.
Zaśmiałem się i chamsko na jego oczach wypiłem "na raz" całą butelkę.
- Okrutny jesteś. - stwierdził blondyn i poszedł do siebie na góre.
Stwierdziłem, że po tym piwie wartoby było coś zjeść. Ponownie podreptałem do kuchni. Zacząłem szperać w lodówce. Co do chuja pana znowu robi tu but Stevena?! No nie ważne... Znalazłem starą pizze, więc postanowiłem ją odgrzać. Czekałem, aż nasz nieużywany piekarnik sie nagrzeje. Mój wzrok skierował sie na kalendarz wiszący na ścianie. Pewnie mama Adlera go tu powiesiła... Ale nikt nie zmieniał kartek od stycznia.
- Duff, który dziś mamy? - krzyknąłem do basisty.
- Spierdalaj! - odkrzychnął sfochowany.
Westchnąłem tylko i poszedłem zapytać o rade Marcka. W końcu mieszka obok.
- Siema stary! - krzyknąłem wchodząc do środka.
- Slash! - chłopak ucieszył sie na mój widok - Co u ciebie słychać? Ostatnio rzadko do mnie wpadacie...
Zacząłem z nim rozmawiać, aż zeszło na temat naszych występów.
- Trzeba było do mnie z tym od razu przyjść! Otwieram za pare dni klub przy Sunset i potrzebuje kapeli! - ucieszył sie - Myślałem, że wy jesteście już zajęci, a nie bardzo ufam teraz tym wszystkim dzieciakom... Ostatnio mnie okradli. Przebrzydłe gówniarze...
Cały Marck... Zawsze dużo gada i narzeka, ale lubie tego faceta!
- Wpadnijcie jutro do mnie wszyscy wieczorem to dokładnie to ustalimy. - kontynuował - Zaraz... Tylko żebym ja o tym nie zapomniał. Gdzie do cholery jest mój notes? - Marck zaczął szukać notatnika po całym domu - Charlotte! - krzyknął - Gdzie jest mój notes?!
Z sypialni wyszła pół naga blond cizia. Pewnie jego nowa panienka.
- Nie wiem kochanie. - powiedziała seksownym głosem i spojrzała na mnie.
Uśmiechnąłem sie do niej łobuzersko. A przynajmniej tak mi sie zdaje...
- Aa! Tu jest! - krzyknął radośnie wyciągając notes z kieszeni swojego szlafroka - Ja to już mam smleroze...
Zaśmiałem sie. Cały Marck. Zaczął coś bazgrać w swoim notatniku. Wydarł z niego kartke i mi ją dał.
- To wpadnijcie jutro i sie dogadamy. - zaczął podsumowywać wszystko - Będą koleżanki Charlotte i jeszcze paru muzyków. Przydadzą wam sie kontakty z ludźmi z "branży".
- Dobra. - uśmiechnąłem sie i zacząłem wychodzić - Do jutra!
I zapomniałem zapytać sie który dzisiaj jest... Ale na szczęście na kartce od Marcka jest data. Doprowadziłem kalendarz do pożądku. I nagle sie przeraziłem...
- Duff! - krzyknąłem.
- No odpierdol sie! - blondasek nadal miał humorki.
- Chodź tu kurwa jak cie wołam! - zirytowałem sie.
- Co? - zapytał schodząc na dół.
- Stradlin ma dziś urodziny... - odpowiedziałem.
Basista zaczął pociągać nosem.
- Stary, co tak jebie? - zapytał zmieniając temat.
- Moja pizza! - krzyknąłem i rzuciłem sie na piekarnik.
Wyciągnąłem z niego zwęglony trójkąt, który kiedyś był pizzą... Wywaliłem mój obiadek do kosza.
- Wracając do tematu urodzin Izzyego... - zacząłem prawniczym tonem - Gdzie do cholery on jest?
- U Brucea. - wyjaśnił - Wracają jutro.
- To świetnie sie składa. - wyszczerzyłem zęby - Marck nas zaprosił na impreze. Będziemy u niego koncertować w klubie i przyjdą ludzie z "branży".
Zacząłem z Duffem omawiać wszystkie szczegóły.
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Siedzieliśmy w salonie Brucea i czekaliśmy na Axla. Viv czuje sie co raz lepiej, ale mam wrażenie, że Car mnie unika... Poszła teraz do kuchni, więc mam okazje z nią pogadać w cztery oczy.
- Car... - zacząłem nieśmiało.
Teraz nie może mnie zignorować. Musi zareagować.
- No? - zapytała cicho.
- Bo wtedy pod tym mostem... - nie wiedziałem co dalej powiedzieć.
- Słuchaj, sory za to... - znowu mnie uprzedziła - Zapomnijmy o tym, zgoda?
- Taa... - powiedziałem cicho.
- A tak przy okazji... - zaczęła tajemniczo sie uśmiechając - Wszystkiego najlepszego! - wyciągnęła zza pleców babeczke z wbitą świeczką.
- Dziękuję! - uciesyłem sie.
Zdmuchnąłem świeczke i podzieliłem sie z blondynką babeczką.
- Jak wrócimy to urządzimy ci pożądne urodziny. - powiedziała.
- Nie trzeba. - uśmiechnąłem sie.
- Trzeba. - stwierdziła odwzajemniając uśmiech.
Nie chciałem sie z nią kłócić. W tym momencie ktoś wszedł do domu. Wyszliśmy z kuchni, aby to sprawdzić. To lekko podpity Axl.
- No wreszcie. - powiedziała Caroline.
- Kochanie! - wyszczerzył zęby rudzielec i rzucił sie z objęciami na swoją dziewczyne.
- No tak, tak... - blondynka oderwała od siebie Rosea - Bruce my spadamy!
- Już? - brat Duffa zszedł do nas z góry.
- Ta. Długą droge mamy, żeby przejechać. - odpowiedziała Car - Trzymaj sie. - powiedzieła i zaczęła prowadzić wokaliste do samochodu.
Zgarnąłem śpiącą Viv z kanapy i posadziłem na tyłach wysłużonego samochodu.
- Poprowadze. - powiedziałem i usiadłem za kierownicą.
Droga strasznie sie dłużyła, a w dodatku był jakiś wielki wypadek i staliśmy w korku 3 godziny. Dojechaliśmy późno w nocy i od razu poszliśmy spać.
NASTĘPNEGO DNIA WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
----------------------------------------------
Pindrzyliśmy sie wszyscy na tą impreze u Marcka. Wyszliśmy z półgodzinny opóźnieniem, ale chyba Marck sie nie pogniewa. Na miejscu tradycyjnie było pełno dziwek, nawalonych typków, ale jedno sie zmieniło... Po domu kręciło sie paru typków w garniturach. Marck jak zwykle nas ciepło powitał i wcisnął pare butelek wódki. Skąd on bierze na to kase? Odśpiewaliśmy Izzyemu Sto Lat i zaczęliśmy pić. Axl i Steven zaczeli robić sobie "kontakty" z facetami w garniturkach. Duff i Viv byli zajęci sobą w jednym z pokoi Marcka... Siedziałam sobie ze Slashem i rytmicznym na kanapie. Po jakimś czasie przyszedł do nas z mega zacieszem nasz gospodarz. Widać było, że już jest mocno zalany i naćpany...
- Nie uwierzycie! - wykrzyknał radośnie dosiadając się do nas.
Wszyscy posłaliśmy mu pytające spojrzenie.
- Wczoraj jak byłem na haju wysłałem zaproszenie na impreze do Aerosmith! - zaczął opowiadać - I oni tu zaraz sie pojawią!
- Marck nie pij już dzisiaj... - powiedział z rezerwą Izzy.
- Ale to prawda! - oburzył sie.
- Za dużo ćpasz. - zaczął śmiać sie Saul - Musisz iść spać.
- Przespać impreze z Aerosmith?! W życiu! - wrzasnął i gdzieś poszedł.
Po jakiejś godzinie pod dom Marcka podjechał bus. Podeszłam do okna zobaczyć kto wbija na impreze.
- O kurwa... - powiedziałam upuszczając szklaneczke z whisky.
- Co sie dzieje? - zapytał Izzy podchodząc do mnie.
- Marck miał race. - odpowiedziałam cicho.
Kurwa! Właśnie będziemy na imprezie z Aerosmith! O ja pierdole!
------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za opóźnienia. Spóźniony urodzinowy rozdział z bonusem w postaci Aerosmith to taki mój prezent przeprosinowy dla Was XD ciąg dalszy tej imprezy będzie w kolejnym rozdziale :)
Długo wyczekiwany rozdział. Bardzo dobry ale gdzie szczegóły co robil Duff z Vivien? Ach bede czekac
OdpowiedzUsuńBez obaw :D wszystko jest w nowym rozdziale ;)
Usuń