środa, 30 kwietnia 2014

R. 53

*perspektywa Slasha*
----------------------------
Zauważyłem ostatnio, że z Caroline nie jest najlepiej. Czuje sie jak jej starszy brat i moim obowiązkiem jest jej pilnować. Wszedłem do pokoju Izzyego, w którym aktualnie śpi.
- Jak tam? - zapytałem siadając obok na łóżku.
Wzruszyła tylko ramionami. Widać, że to przeżywa, ale sie nigdy do tego nie przyzna. Taka już jest.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponowałem.
- Chodź. - zgodziła sie.
Szliśmy w strone parku.
- Nie przejmuj sie nim. - zacząłem.
Nie jestem dobry w pocieszaniu...
- To nie takie łatwe... - powiedziała powstrzymując łzy.
Objąłem ją ramieniem.
- Będzie dobrze. - lekko sie uśmiechnąłem, aby dodać jej otuchy.
- Ja już nie wiem co mam robić. - odezwała sie drżącym głosem.
Weszliśmy do monopolowego po poprawiacza humoru - Jacka Daniel'sa. Wiem, że Car za nim przepada. Z resztą ja też, więc kupiłem po flaszce na głowe. W parku jest mini zalew. Usiedliśmy na piasku i zaczęliśmy pić. Od dłuższego czasu miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje. I nie myliłem sie...
- Caroline... - usłyszałem za plecami.
To Axl. Blondynka nawet sie nie odwróciła. Zacisnęła pięść i wzięła głęboki wdech.
- Musimy pogadać. - powiedział siadając obok nas - Saul zostaw nas samych...
Nie zamierzałem sie z nim kłócić.
- Jakby co będę obok. - odezwałem sie i ruszyłem w stronę ławki znajdującej sie kilka metrów dalej, gdzie miałem zamiar dopić moje whisky.
-----------------------------
*perspektywa Caroline*
-----------------------------
Siedziałam obok niego i oboje milczeliśmy. Już nawet nie mam ochoty sie na niego złościć.
- Troche sie wygłupiłem... - powiedział patrząc sie w ziemie.
Spojrzałam chwile na niego, a potem odwróciłam wzrok.
- Przepraszam. - usłyszałam po chwili.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Nie moge sie przy nim rozkleić.
- Mam ci wybaczyć po jakimś głupim przepraszam? - musiałam jakoś powstrzymać płacz.
- Zmienie sie. - chciał sie bronić.
Nagle wściekłość wróciła. Zaczęłam wyżywać sie na Axlu... Wrzeszczałam i wymachiwałam rękami, a on siedział i cierpliwie wszystkiego wysłuchwał z kamienną twarzą. Kiedy skończyłam zrobiło mi sie głupie, że powiedziałam tyle okropnych rzeczy, które mijały sie z prawdą.
- Masz racje... - powiedział kiedy skończyłam sie drzeć - Nie chcę cie już więcej krzywdzić, przepraszam.
Wstał i odszedł. Ale ze mnie kretynka! Jak ja mogłam mu takie rzeczy nagadać?! Rozbeczałam sie. Podszedł do mnie lekko zataczający sie Slash. Sądzac po jego stanie wypił całego Daniel'sa.
- Caroline patrz! - wykrzyknął i wskoczył do wody.
Przestraszyłam sie nie na żarty. Podbiegłam bliżej do brzegu.
- Slash! - krzyknęłam - Slash kurwa!
Powoli zaczęłam wpadać w histerie. A jak on sie utopi?! Jest pijany i tak długo sie nie wynurza... Nagle wyskoczył w góre z wody plując wodą z ust.
- Jestem delfinkiem! - wykrzyczał szczerząc zęby.
- Nie utopiłeś sie! - powiedziałam z ulgą.
- Przecież delfiny sie nie topią. - odpowiedział z urazem.
- Nie jesteś delfinem. - stwierdziłem. 
Gitarzysta znowu zanurzył sie do wody i po chwili spektakularnie wyskoczył z niej plując wodą.
- Nadal tak uważasz? - zapytał z jeszcze większym zacieszem.
- Nie. - uśmiechnęłam sie.
Na chwile zapomniałam o Axlu i całej tej sprawie. A wszystko dzięki delfino-Slashowi.
- Ty też możesz być delfinem. - powiedział.
- Slash, ja nie wiem czy ch... - i w tym momencie chłopak podbiegł do mnie i wrzucił do wody.
- Widzisz? Teraz oboje jesteśmy delifnami. - odezwał sie radośnie.
Zaśmiałam sie. W wodzie było troche zimno, więc po chwili wróciliśmy na brzeg.
- Chodź, zabiore cie do domu, bo sie przeziębisz. - powiedział z troską i ruszyliśmy w stronę domu.
Slash pomógł mi sie wysuszyć, a potem zrobił mi omlety a'la Slash i herbatę.
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Daj spokój. - uśmiechnął sie - Jestem takim twoim starszym bartem.
- Ale ja jestem starsza od ciebie o 2 miesiące. - zaśmiałam sie.
- No i co? - zapytał poprawiając mi koc, w który mnie zawinął.
- Musze przeprosić Axla... - zmieniłam temat - Wtedy troche mnie poniosło.
- To on ciebie powinien przepraszać. - stwierdził.
- Przepraszał... - zrobiło mi sie głupio - Jeszcze nie wrócił do domu?
- Na górze go nie ma. - odpowiedział.
- Poczekam na niego u siebie. - powiedziałam i poszłam do pokoju Izzyego.
Położyłam sie na łóżku i zasnęłam. Byłam trochę zmęczona całym tym delfinowaniem. Obudziłam sie po dwóch godzinach i zeszłam na dół.
- Jest Axl? - zapytałam Duffa, który z Viv obściskiwał sie na kanapie.
- Na górze. - basista na chwile oderwał sie od twarzy swojej dziewczyny, aby mi odpowiedzieć.
- Dzięki. - powiedziałam i poszłam na góre.
Zapukałam do drzwi jego pokoju.
- Proszę. - usłyszałam.
Weszłam do środka i mnie zamurowało. Axl miał obcięte na krótko włosy, pożądek w pokoju i pakował sie. W dodatku ubrany był w spodnie uprasowane w kancik i koszule.
- Co ty robisz? - zapytałam, gdy doszłam do siebie.
- Stwierdziłem, że nie chcę już więcej ranić ludzi. - zaczął spokojnie wyjaśniać - Ojciec Augustyn powiedział, że znajdzie sie dla mnie miejsce w klasztorze.
- Co?! - wrzasnęłam nie wierząc w jego słowa - Nie możesz iść do klasztoru!
- Tak będzie dobrze dla wszystkich. - powiedział - Nie będe już nikomu przeszkadzał.
- Nie będzie dobrze. - chciałam mu to wybić z głowy - Co z chłopakami?! Co z zespołem?!
- Przykro mi Caroline, ale już zdecydowałem. - powiedział zamykając walizkę.
Zatkało mnie, a on zaczął wychodzić z pokoju.
- Zostań. - zagrodziłam mu przejście.
- Nie rób scen. - odezwał sie spokojnym i opanowanym głosem - Odkupię swoje grzechy i oczyszczę duszę.
Wyminął mnie i zaczął schodzić po schodach.
- Wracaj tu! - szłam za nim - Nie musisz tego robić!
- Do zobaczenia. - powiedział i zatrzasnął za sobą drzwi.
Nie mogę uwierzyć w to co zrobił! To niemożliwe... Czuję sie temu winna. Gdybym inaczej zareagowała nad jeziorem pewnie spałby teraz pijany w swoim pokoju. Będę musiała go z tamtąd wyciągnąć...

niedziela, 27 kwietnia 2014

R. 52

*perspektywa Caroline*
-----------------------------
W nocy nie mogłam spać. Ciągle myślałam o wszystki problemach. Zasnęłam tylko na moment i miałam wtedy koszmary. Już nie mam siły. Nie wiem czy to skutek stresu czy narkotyków i alkoholu, ale zaczęły trzęść mi się ręce i mam zawroty głowy. Chyba czas sie wziąść za siebie... Usłyszałam pukanie do pokoju i po chwili zajrzała wstrętna morda Axla.
- Hej... - nieśmiało sie uśmiechnął.
- Wyjdź. - powiedźałam ostro.
- Prosze porozmawiaj ze mną. - zrobił słodką minkę.
Już prawie mu uległam, ale tym razem musze być silna.
- Spierdalaj! - wrzasnęłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Na wszelki wypadek przekręciłam kluczyk w zamku, żeby tu ponownie nie przylazł. Chwile dobijał sie do drzwi i prosił o rozmowę, ale usłyszałam, że Duff mówi mu, żeby dał mi czas i spróbował później. Ale ja nie wiem czy chce z nim gadać "później". Ogarnęłam sie i wyszłam z pokoju.
- Izzy, musimy pogadać. - powiedziałam do rytmicznego, który właśnie schodził schodami - Chodź.
Dałam mu znać, żeby poszedł za mną i wróciłam do pokoju. Przedstawiłam mu (według mnie) genialny plan. Chłopak chwile sie zamyślił.
- Jesteś pewna, że nie mamy innego wyjścia na skołowanie kasy? - odezwał sie po, gdy skończył myśleć.
- No wiesz, zawsze moge iść i sie kurwić. - chlapnęłam bez namysłu.
- Nie, nie możesz. Nie pozwole ci na to. - zaprzeczył.
Lekko sie uśmiechnęłam. To słodkie, że sie tak o mnie troszczy.
- Ale to nie w porządku wobec twoich rodziców... - zmienił temat.
- A w porządku było, że chcieli mnie zamienić w komandosa? - zirytowałam sie - Coś mi sie należy od nich.
- Car, ale to 600 dolców. To dużo kasy. - ciągnął swoje.
- Daj spokój. - ucięłam temat.
- Jak to nie wypali to sprzedam gitare i wzmacniacz. - stwierdził.
- Nawet sie nie waż. - powiedzialam ostro - I tak by nie starczyło, a ty musisz grać. To twoja praca.
- Praca, na której nie zarabiam... - odezwał sie cicho.
- Daj spokój Izzy. - objęłam go ramieniem - Wszystko sie ułoży.
Znowu nie mogłam sie powstrzymać i go pocałowałam. Chłopak lekko sie uśmiechnął. Potem poinstruowałam go jak ma sie zachowywać przy moich rodzicach. Dobrze, że to z nim jestem udupiona, bo ciężej byłoby nauczyć manier Popcorna... Poszliśmy sie szykować na spotkanie z kochaną rodzinką. Wcześniej ich uprzedziłam, że wpadniemy, bo oni są tacy światowi, że mogliby jechać na golfa albo inne badziewie. Nie wiem jakim cudem jestem ich córką.
- Gotowa? - zapytał Izzy ubrany w koszulę i marynarkę.
- Gotowa. - uśmiechnęłam sie - Ładnie wyglądasz.
- Ty jeszcze ładniej. - odwzajemnił uśmiech i ruszyliśmy do wyjścia.
----------------------------
*perspektywa Axla*
----------------------------
Siedziałem w salonie i upijałem sie przy oglądaniu jakiegoś glupiego reality show. Zobaczyłem, że Izzy i Caroline elegancko ubrani wychodzą z domu. Gdzie oni kurwa idą?! A może jednak zostawiła mnie dla niego? Ale... Nie... Nie wierze w to. Kiedy odjechali wróciłem do upijania sie. Po chwili do domu wszedł smutny Steven.
- Coś sie stało? - zapytałem widząc jego minę.
Miał przeszkolne i czerwone oczy. Chyba płakał... Wziął z lodówki butelke wódki i usiadł obok mnie. Długo nic nie mówił tylko pił. Uwarznie go obserwowałem.
- Emilie ze mną zerwała... - powiedział cicho.
Byłem w szoku. Tej dziewczynie chyba coś sie z głową porobiło! Steven sie dla niej starał i nawet brałem od niego przykład!
- Nie była ciebie warta. - chciałem dodać mu trochę otuchy.
- A najgorsze jest to, że nie potrafiła powiedzieć czemu ze mną zrywa. - odezwał sie jeszcze ciszej niż poprzednio.
Pokiwałem tylko głową i zacząłem z nim pić. Widze, że nie tylko ja zostałem porzucony przez miłość swojego życia...
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Podjechałem pod dom rodziców Caroline. Widziałem, że zbladła.
- Nie martw sie. - złapałem ją za ręke - Będzie dobrze.
Spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem i zaczęła wysiadać. Zamknąłem samochód i razem podeszliśmy do drzwi. Nawet ja zacząłem sie denerwować. A jak coś pójdzie nie tak? I wciąż mam wyrzuty sumienia, że będziemy musieli ich okłamać... Car zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyła nam zadbana starsza pani.
- Oo, już jesteście! - powitała nas ze sztucznym uśmiechem - Wejdźcie!
Cały w nerwach wszedłem do wielkiej willi. 
- Dzień dobry mamo. - przywitała sie chłodno Caroline - To jest Jeffrey, mój narzeczony.
- Witaj młody człowieku. - teraz do przedpokoju wszedł jakiś męszczyzna, pewnie ojciec Car - Ciebie też miło widzieć Caroline.
Blondynka lekko się uśmiechnęła. Jej rodzice zaprowadzili nas do wielkiego stołu, na którym było pełno żarcia i srebrna zastawa. Po co komu takie duperele? Lokaj państwa Collins zaczął nalewać nam wina.
- Ja dziękuję. - powiedziała Car, gdy zbliżył sie do jej kieliszka.
Rodzice dziewczyny zrobili zdziwione miny. Był to sygnał, że czas rozpocząć przedstawienie.
- A więc jak sie poznaliźcie? - zaczął sztywno jej ojciec.
- Spotkałam Izz... Jeffreya w parku. Było mi niedobrze, a on sie mną zaopiekował. Pomógł mi wyjść ze wszystkich nałogów i przygarnął do siebie. - zaczęła kłamać Car i złapała mnie za rękę, którą położyłem na stole.
- To bardzo miło z twojej strony. - zwróciła sie do mnie jej matka.
Rany, czuje sie jak na jakiejś snobskiej imprezce. Masakra...
- To drobiazg. - uśmiechnałem sie - Jak tylko ją zobaczyłem poczułem, że to musi być miłość. - w tym akurat nie musiałem kłamać...
Odstawialiśmy dalej takie cyrki, aż w końcu jej ojciec nie zapytał o prawdziwy powód spotkania.
- Przecież nie masz w zwyczaju nas odwiedzać córko. Powiecie co was tu sprowadza? - zapytał.
- Będziemy mieli dziecko. - powiedziała z ekscytacją Car.
Prawie jej uwierzyłem. Jej rodziców zatkało.
- Tylko jest mały problem... - dodała szybko blondynka.
Jej rodzice posłali pytające spojrzenia.
- Korporacja, w której pracował Jeffrey zankrutowała i stracił pracę. - zaczęła wciskać kit.
Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia. Wtedy dała mi dyskretnie znak, żebym sie odezwał.
- Wszystkie nasze oszczędności wydaliśmy na mieszkanie i nie mamy na wyprawkę dla dziecka. - skłamałem.
- Pomorzemy wam. - wtrącił jej ojciec - Ile potrzebujecie?
Car udała, że sie zastanawia.
- 600 dolarów. - wymieniła kwotę.
Jej tata wyciągnął portfel i zaczął liczyć pieniądze.
- Proszę. - powiedział i podał nam pieniądze.
Posiedzieliśmy u nich do wieczora i sie zmyliśmy. Blondynka ze szczęścia pocałowała mnie, gdy znaleźliśmy sie w samochodzie.

R. 51

*perpspektywa Vivien*
----------------------------
Obudziłam sie w ramionach Duffa. Niósł mnie.
- Co sie dzieje? - zapytałam półprzytomna.
- Impreza sie skończyła. - uśmiechnął sie.
Jak przypuszczam chciał mnie zabrać do domu. Nie protestuję. Strasznie boli mnie głowa i mi nie dobrze. Troche zaszaleliśmy wczoraj. Po chwili znalazłam sie w łóżku. Duffy miał właśnie wychodzić z pokoju.
- Połóż sie obok mnie. - poprosiłam.
Najwyraźniej go to ucieszyło i szybko znalazł sie w łóżku. Zebrało mi sie na czułości i zaczęłam go całować i obmacywać.
- Nie jesteś zmęczona? - zapytał z troską.
- Nie. - uśmiechnęłam sie i wróciłam do poprzedniego zajęcia.
I zaczęliśmy sie kochać.
- Uwielbiam cie. - wyznałam kiedy skończyliśmy.
- Ja ciebie też. - pocałował mnie w czoło i przytulił - Zmęczyłaś mnie.
Po chwili zasnął. Szybko do niego dołączyłam. Obudził mnie hałas dobiegający z dołu.
- Co sie dzieje? - zapytał zaspany Duff.
- Nie wiem. - powiedziałam i zaczęłam sie ubierać.
Zeszliśmy na dół. Axl po raz kolejny demolował salon.
- Znowu ci odpierdala?! - zirytowałam sie.
- Widzieliście Caroline? - opatonawał sie na moment.
- Nie, a co? - zapytałam.
- Pewnie sie gdzieś znowu puszcza! - wokalista powrócił do demolki domu.
Tym razem rzucił lampką o ściane i zrobił w niej dziure, tak że spokojnie można widzieć co sie dzieje w kuchni. Wkurzył mnie, że tak mówi o Caroline. Przygrzmociłam mu w twarz.
- Do chuja pana! - wrzasnęłam - To twoja dziewczyna! Nie masz prawa tak o niej mówić!
Chyba zrobiło sie mu głupio, bo przestać rozwalać dom i poszedł do siebie na góre. Zawsze tak robi, gdy jest wściekły albo smutny.
- A jak jej sie coś stało? - zaczęłam sie martwić.
- Nie pierwszy raz nie wraca na noc do domu. Da sobie rade. - uspokajał mnie Duff.
- Może masz racje. - stwierdziłam.
Chłopak mnie przytulił.
- Będzie dobrze. - powiedział.
W tym momencie do domu wszedł wściekły Steven. Trzasnął drzwiami, poszedł do kuchni po piwo i uklapił sie na kanapie w salonie.
- Stary co jest? - zapytał Duff siadając obok niego.
- Aerosmith! - wrzasnął i otworzył puszkę z alkoholem.
- Okej... - odpowiedział niepewnie basista.
- A bo ty nic nie wiesz... - powiedział mniej wściekle Popcorn - Przyjechali na tą impreze u Marcka.
- Kurwa, Aerosmith tam było?! - przerwał mu zszokowany Duff.
- Taa... - skrzywił sie blondyn - Ty wtedy ruchałeś sie z Viv. I kiedy Steven Tyler sie ze mną witał zemdlałem jak mała dziewczynka.
Nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu.
- Okrutna jesteś. - zwrócił sie do mnie perkusista.
- Przepraszam... - zmieszałam sie lekko.
- Poznasz większe gwiazdy niż Aerosmith. - Duff chciał go pocieszyć.
- A znasz większe gwiazdy niż Aerosmith? - zirytował sie Steven.
"Daj mu spokój" - powiedziałam bezgłośnie do basisty. Popcorn nie jest dziś w humorze. Żyrafa wstał, poklepał pałkera po ramieniu i podszedł do mnie. Zadzwonił telefon. Basista poszedł odebrać. Zrobił przerażoną minę podczas rozmowy.
- Aresztowali Car i Izzyego. - powiedział, kiedy skończył rozmowę.
- No to jedźmy ich odebrać. - stwierdziłam.
- Postawili im zarzuty... - odezwał sie cicho.
- O kurwa... - nie wierzyłam w to co słyszę - To co oni zrobili?
- Umyślne blokowanie jednego pasa ruchu na autostradzie M6, posiadanie narkotyków i nielegalnych nagrań erotycznych, obnażanie sie w miejscach publicznych i jazda pod wpływem alkoholu i narkotyków. - zaczął wymieniać Duff.
Odebrało mi mowę. Izzy i obnażanie sie publicznie?! Nie wierze...
- I co teraz będzie? - zapytałam, kiedy wszystkie informacje ułożyły mi sie w głowie.
- O 14 mają rozprawie i tam im wszystko powiedzą. - odpowiedział Duff.
Jeszcze bardziej sie przejęłam.
- Nie martw sie. - przytulił mnie - Dadzą rade.
Mimo zapewnień mojego chłopaka nadal sie martwiłam.
- Możemy sie z nimi zobaczyć? - zapytałam.
- Nie. Izzy teraz dzwonił, żeby powiedzieć, że mamy sie nie martwić. - odpowiedział.

PARE GODZIN PÓŹNIEJ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Zobaczyłam Izzyego i Car. Mieli smętne miny.
- I jak? - zapytałam przejęta.
- Dziś nas wypuscili, ale jak w ciągu 7 dni nie wpłacimy po 300 dolców od łebka to nas posadzą na 4 miesiące. - odpowiedział smętnie rytmiczny.
- Skąd my weźmiemy taką kase? - przeraziłam sie.
Chłopak wzruszył ramionami. Caroline siedziała z pustym wyrazem twarzy na podłodze opierając o ściane. Izzy podał jej paczke papierosów i zapalniczke.
- Pogadać z nim? - zapytał z troską.
Pokręciła przecząco głową.
- Będe u siebie. Jak coś to przyjdź do mnie. - powiedział i poszedł na górę.
- Coś sie stało? - zapytałam i usiadłam obok przyjaciółki.
Car spojrzała na Duffa, który wszystkiemu sie przysłuchiwał. Dałam mu znak, żeby sobie poszedł.
- Zapalisz? - zaproponowała mi i wyciągnęła w moją stronę paczke fajek.
Poczęstowałam sie jednym.
- Co jest? - powtorzyłam pytanie.
- Na tej imprezie wczoraj, gdy McKagan cie pieprzył Axl zabawiał sie z dziwkami. - powiedziała na jednym tchu.
- Co za kutas. - skomentowałam.
Nie mogłam sie powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć. Blondynka lekko sie uśmiechnęła.
- Nie przejmuj sie nim. - dodałam, żeby dać jej trochę otuchy.
- Przejdzie mi. - stwierdziła i poszła na górę.

PARE GODZIN PÓŹNIEJ (znowu)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
-------------------------------
Nie moge usiedzieć w domu mając świadomość, że jest tu Axl. Po za tym mój pokój nim śmierdzi i wszędzie walają sie jego graty. Stwierdziłam, że pójde do Rainbow. Skoro za tydzień mają mnie zamknąć to warto trochę poszaleć. Weszłam do klubu i powędrowałam do mojego ulubionego miejsca przy barze.
- Hej Joe. - przywitałam barmana - To co zawsze.
Chłopak postawił obok mnie butelke whisky i szklaneczkę.
- Dzieki. - uśmiechnęłam sie i zaczęłam pić.
Nagle z kibla wyszedł Slash. Miał spuszczoną głowę i szedł w stronę naszego stolika. Był sam. Wzięłam moje whisky i poszłam do niego.
- Można? - zapytałam.
- Jasne. - odpowiedział wciąż na mnie nie patrząc.
- Jak tam? - chciałam jakoś rozkręcić rozmowe. 
- Eee... - usłyszałam tylko w odpowiedzi.
Jakaś nastukana cizia zwaliła z głowy cylinder gitarzysty. Zobaczyłam wtedy, że ma obitą twarz.
- Jezu, kto ci to zrobił? - przeraziłam sie, bo Saul dość mocno oberwał sądząc po stanie twarzy.
- No wieesz... - odpowiedział cicho i schylił sie po nakrycie głowy.
- No mów. Jesteśmy przyjaciółmi. - zachęcałam go.
- Pamiętasz dziwki z imprezy? - zaczął - No to sie z nimi bawiłem, aż poszliśmy do sypialni. One robiły tam ze mną najróżniejsze fajne rzeczy, więc nie protestowałem, a potem zażyczyły sobie za to 1000 dolców. 1000! Masz pojęcie ile to kasy?! I kiedy wyszło na jaw, że jestem spłukany przylazł ich alfons i mi wpierdolił.
Nie wiedziałam co na to powiedzieć. Zauwarzyłam, że skończył mu sie Jack Daniel's więc nalałam mu swojego.
- Dzięki. - powiedział.
- Mnie dzisiaj aresztowali. - teraz ja czułam, że muszę sie wygadać.
Wiem, że rozmawiałam z Viv, ale to mi jakoś nie wystarczyło. Opowiedziałam o wszystkim gitarzyście, a on cały czas uwarznie mnie słuchał. Kiedy skończyłam przez chwilę sie zamyślił.
- A twoi rodzice? - zapytał.
- Zapomnij. - skrzywiłam sie - Cud, że wogóle mi pomagali, jak uciekłam z domu.
- Spróbuj z nimi pogadać. - namawiał mnie.
- Zastanowie sie. - powiedziałam, żeby zakończyć temat.
Nie ma opcji, żeby moi starzy mi pomogli po tych wszystkich cyrkach. "Przecież jesteśmy dobrą i powszechnie znaną rodziną! Carolline, nie możesz sie włóczyć po barach! Musimy cie leczyć dziecko. Psujesz nam tylko opinię!" - jakbym słyszała głos matki tuż nad uchem. Nie ma szans, żeby mi pomogli. Chociaż... Mam pewien plan. Po opróżnieniu Daniel'sa postanowiliśmy wrócić do domu. Było już ciemno.
- Ide sie położyć. - powiedział Slash i podreptał na góre.
Nie chciałam kłaść sie spać w swoim pokoju. Za dużo tam Axla...
- Jak sie czujesz? - usłyszałam za plecami.
To Izzy.
- Już lepiej. - odpowiedziałam - Ale mam prośbe...
Izzy posłał mi pytające spojrzenie.
- Zamienisz sie ze mna na pokoje? Tylko na kilkna nocy... - głupio mi było go o to prosić.
- Jasne. - zaśmiał sie - Śpij u mnie ile ci sie podoba.
- Dzięki Izzy. - ucieszyłam sie i pocałowałam go w policzek.
-----------------------------
*perspektywa Axla*
-----------------------------
Siedziałem na schodach i myślałem jak pogadać z Car. Chyba domyśliła sie co zrobiłem na imprezie. Ale to był wypadek! Byłem pijany i naćpany, a te dziwki... One sie po prostu na mnie rzuciły! Co ja poradze, że nie dałem im rady? Usłyszałem, że ktoś wychodzi z łazienki. To Car. Przeszła obok mnie i nawet nie spojrzała w moim kierunku.
- Car, możemy pogadać? - odezwałem sie.
Pokazała mi środkowy palec i nie... Nie wierzę... Co ona może robić w pokoju Stradlina ubrana tylko w ręcznik?! Czyli ona teraz z nim... To nie możliwe! Gadałem z nim o tym. Usiadłem pod drzwiami i słuchałem czy coś robią. Ale nic. Przec całą noc tak siedziałem i cisza. Właśnie szedłem do swojego pokoju, ale usłyszałem chrapanie z pokoju Car. Zajrzałem do środka, żeby sprawdzić kto to. To Izzy! Ale ze mnie debil... Caroline nie zasługuje na mnie. Co chwila podejrzewam ją o zdrady... Viv miała race wtedy, jak mi przywaliła.

R. 50

W TYM SAMYM CZASIE
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Vivien*
------------------------------
Leżałam wyczerpana obok Duffa w jednej z sypialni Marca.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki niewyżtyty. - zaśmiałam sie i go przytuliłam.
Chłopak uroczo sie uśmiechnął i zaczął bawić sie moimi włosami.
- Viv... - odezwał sie po pewnym czasie.
Spojrzałam na niego.
- Kocham cie. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Ja ciebie też. - uśmiechnęłam sie i go pocałowałam.
Leżeliśmy wtuleni w siebie, aż usnęłam. Duff jest taki kochany...
---------------------------
*perpsketywa Axla*
---------------------------
- Oni tu wchodzą! Oni tu wchodzą! - krzyczał podjarany Steven.
- Stary, weź sie ogarnij. - zaczął opieprzać go Slash - Dostajesz orgazmu na samo słowo Aerosmith.
Adlerowi zrobiło sie chyba głupio więc sie zamknął, ale tylko gdy Joe Perry stanął w drzwiach znowu zaczął zacieszać. Nawet na Caroline zrobił wrażenie, bo stała z wytrzeszonymi oczami. Marck od razu podleciał do chłopaków i zaczął z nimi gadać. Zobaczyłem, że zbliżają sie do nas. Steven ledwo oddychał.
- A to są właśnie chłopaki z Guns N' Roses. - zaczął nas przedstawiać - Tylko jednego brakuje.
- Steven Tyler. - zaczął przedstawiać sie wokalista i wyciągnął dłoń w kierunku Adlera.
Ten pierdolnięty pudel zamiast zachowywać sie jak człowiek po prostu stracił przytomność jak jakaś mała dziewczynka. Chwilę pogadaliśmy z nimi, a potem Marck zabrał ich do innych gości. Wróciliśmy do picia, aż ktoś włączył piosenke Alice Coopera.
- Chodź, zatańczymy! - krzyknęła nastukana Car i wyciągnęła mnie do tańca.
Przetańczyliśmy kilka piosenek.
- Musze sie odlać. - powiedziałem i ruszyłem w strone kibla.
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Kończyłem właśnie palić skręta kiedy do naszego stoliku wróciła Caroline.
- Macie coś do picia? - zapytała radośnie.
Slash podsunął jej szkalneczke ze swoją whisky.
Blondynka wypiła wszystko na raz.
- Steven nadal nieprzytomny? - zadała kolejne pytanie.
Skinąłem głową w kierunku leżącego pod oknem perkusisty.
- Oo dziwki. - odezwał sie nagle z zacieszem Slash i poszedł w kierunku świeżej dostawy prostytutek.
- Izzy zatańczysz ze mną? - poprosiła Caroline.
- Ja nie tańcze. - powiedziałem niepewnie.
- No choodź. - dziewczyna zaczęła ciągnąć mnie za ręke.
Zacząłem niepewnie sie ruszać, bo taniec to na pewno nie był.
- Nie bądz taki sztywny. - zaczęła mnie zachcęcać i położyła swoje ręce na moich ramionach.
- Nie jestem w tym dobry... - lekko sie uśmiechnąłem.
- Nie jest źle. - odwzajemniła uśmiech.
Nagle przestała sie ruszać i jej wzrok utknął w jednym punkcie.
- Coś sie stało? - zmartwiłem sie.
- Powiedz mi, że to nie jest Axl... - odpowiedziała słabym głosem.
Odwróciłem sie za siebie, żeby to sprawdzić. Niestety to był on... A na dodatek świetnie bawił sie w towarzystwie dziwek. Blondynka wybiegła z domu. Zacząłem ją gonić.
- Caroline, poczekaj! - krzyknąłem za nią.
Ale mnie nie słuchała. W dodatku alkohol i narkotyki, które w siebie wrzuciłem tego wieczoru zrobiły swoje i po przebiegnięciu paru metrów wyjebałem sie o własne nogi. Nie miałem siły sie podnieść i jak ostatni debil usnąłem na tym jebanym chodniku. Brawo Izzy! Znowu nawaliłeś! Smacznie sobie spałem, aż poczułem na sobie wilgoć i obudziłem sie. Było już jasno na niebie, a jakiś pies bezkarnie sobie na mnie sikał.
- Odwal sie. - burknąłem do zwierzaka i zacząłem sie podnosić.
Zazwyczaj taki nie jestem, ale to wszystko przez wczorajszy wieczór... Nie moge sobie wybaczyć, że dałem jej uciec. A jak coś jej sie stało? Ruszyłem do naszego domu. Zobaczyłem na zegarek. Dopiero w pół do 6 nad ranem. Dzięki piesku za miłą pobudke! Poszedłem do kibla ogarnąć sie. Nie miałem humoru, a w dodatku cholernie martwie sie o Caroline. Usłyszałem, że dzwoni telefon.
- Halo? - odebrałem.
- Izzy? - usłuszałem w słuchawce - Tu Caroline...
- Car! - ucieszyłem sie, że nic jej nie jest - Wszystko w porządku?
- Nie... A właściwie tak, ale mógłbyś po mnie przyjść? - poprosiła.
- Jasne. Gdzie jesteś? - zapytałem.
- W barze obok autostrady. - odpowiedziała.
- Zaraz będe. - powiedziałem i rozłączyłem sie.
Wiem gdzie to jest. Kiedyś tam jedliśmy omlety albo naleśniki. Nie pamiętam już. Wziąłem kluczyki do rzęcha, który zostawiła mama Stevena i ruszyłem w stronę baru. Wszedłem do środka. Siedziała w nim tylko Car. Przysiadłem sie do jej stolika. Chwile siedzieliśmy w milczeniu. Usłyszałem, że burczy jej w brzuchu.
- Masz ochote na śniadanie? - zapytałem.
- Nie jestem głodna... - odpowiedziała cicho.
- Twój brzuch mówi co innego. - uśmiechnąłem sie i zacząłem przetrzepywać kieszenie w poszukiwaniu kasy.
Znalazłem kilka dolców, które zostawiłem sobie na fajki, ale jedzenie dla Car jest teraz ważnejsze.
- Mogą być tosty? - zapytałem.
Skinęła głową na tak. Poszedłem zamówić dla niej posiłek i kawę. Na porcje dla mnie już nie starczyło kasy, ale i tak nie jestem głodny.
- Dziękuję. - powiedziała, gdy wróciłem.
- Daj spokój. - uśmiechnąłem sie.
Widziałem, że nie jest w nastroju do rozmowy. Po chwili facet, u którego zamawiałem jedzenie przyniósł porcję Car. Blondynka zaczęła jeść.
- Jeszcze raz dzięki Izzy. - odezwała sie, gdy skończyła - Ide do kibla.
- Dorbiazg. - odpowiedziałem.
Po chwili blondynka wróciła z toalety.
- Wracamy do domu? - zapytałem.
Znowu w odpowiedzi dostałem anemiczne kiwnięcie głową, ale nie dziwie sie jej że tak sie zachowuje. Nie ma teraz nastroju. Wsiedliśmy do samochodu i zacząłem jechać do domu. Nagle nasz staruszek zaczął zwalniać, aż w końcu zatrzymał sie na środku siedmiopasmówki.
- Kurwa, znowu sie rozkraczył?! - zirytowałem sie.
Mamie Stevena co chwila sie to przydażało, aż wymieniła tego grata i dała go nam. Nie miałem nawet jak wysiąść z auta, bo wszędzie jeździły samochody. Wkurzony walnąłem w kierownice. Rozległ sie dźwięk klaksonu. Blondynka zaczęła sie śmieć.
- Bawi cie to? - zapytałem już troche mniej wkurzonym tonem głosu.
- Wyskakuje ci taka śmieszna żyłka na czole, gdy sie denerwujesz. - wyjaśniła nadal sie śmiejąc.
Przejrzałem sie w lusterku.
- Nie prawda. - uśmiechnęłem sie.
- O, tutaj ją masz. - blondynka nachyliła sie nade mną, aby wskazać żyłke.
Nasze twarze znowu były tylko kilka centymetrów od siebie. Poczułem, że zaczyna mnie całować.
- A Axl? - przerwałem na moment.
- Zapomnij o tym kutasie. - stwierdziła i wróciła do całowania.
Zaczęła ściągać ze mnie koszulke. Dalej łatwo poszło i zaczęliśmy sie pieprzyć na środku siedmiopasmowej autostrady. Kiedy dochodziłem nagle usłyszałem dźwięki syreny policyjnej dobiegającej zza naszego auta.
- O kurwa... - przeraziłem sie, zdjąłem z siebie Car i szybko założyłem na siebie koszulke.
Blondynka zwijała sie ze śmiechu na siedzeniu pasażera. Co oni jej dali w tych tostach? Dałem znak, żeby była cicho, gdy zobaczyłem że policjant idzie do naszego auta.
- Jakiś problem panie władzo? - zapytałem jakby nigdy nic przez uchyloną szybę.
- Dlaczego blokujecie jeden pas ruchu? - odpowiedział pytaniem na pytanie gliniarz.
- Samochód sie rozkraczył. - stwierdziłem.
Nie wiem dlaczego, ale Car znowu zaczęła sie śmiać. Brała coś czy jak? Gliniarz nagle zobaczył nasze porozrzucane ciuchy po całym samochodzie.
- Spróbuj jeszcze raz odpalić. - powiedział policjant podejrzliwie patrząc na blondynke.
Wsunąłem kluczyki w stacyjke i odpaliłem samochód. Nagle zaczął chodzić jak nowy!
- Złośliwa maszyna! - wściekłem sie, a Car jeszcze bardziej sie śmiała.
- Czyli mówisz, że zepsuł ci sie samochód? - zaczął znowu gliniarz wyciągając alkomat - Dmuchaj.
Posłusznie wykonałem polecenie. Facet sprawdził wynik. 
- Oj, zabalowało sie wczoraj, co? - zapytał ze zdziwieniem.
Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale najwyraźniej zostało mi jeszcze troche procentów we krwi po imprezie.
- Wychodzić z auta z podniesionymi rękami. - nakazał gliniarz.
Car nadal sie śmiała, ale posłusznie wykonywała każde polecenie.
- Ręce na maske. - zarządził policjant.
Zaczął nas przeszukiwać. No to teraz sie zacznie... Zwłaszcza, że byłem w samej koszulce i cały mój "sprzęt" był na widoku.
- Na litość Boską, chłopie! - krzyknął zniesmaczony policjant - Załóż spodnie!
- Sory... - powiedziałem cicho i sięgnąłem do samochodu po brakującą część garderoby.
W tym czasie przyszedł drugi gliniarz. Zaczęli przeszukiwać nas i samochód. Modliłem sie, żeby nie znaleźli moich prochów.
- Ooo, a co my tu mamy! - powiedział jeden wyciągając z mojej kieszeni woreczek z kokainą i lufki.
- Ja też coś znalazłem. - odezwał sie drugi pokazując kokę należącą do Caroline.
To teraz jesteśmy udupieni... Oby nie zajrzeli do schowka w samochodzie, oby nie zajrzeli do schowka w samochodzie...
- Dave, tu jest tego więcej. - powiedział facet, który po przeszukaniu Car dorwał sie do samochodu - Troche heroiny i marihuany oraz nielegalne pornosy. No to ładnie nam sie trafiło.
Ile razy prosiłem Axla, żeby trzymał swoje pornole zdala od samochodu?!
- Zatrzymujemy was. - powiedział drugi facet i zaczął skuwać mnie w kajdanki.
Usadzili nas z tyłu radiowozu i czekaliśmy, aż przyjedzie drugi patrol po nasz samochód.
- Nie martw sie. - odezwała sie Car - Może dadzą nas do wspólnej celi.
Posłałem jej tylko słaby uśmiech i zacząłem gapić sie na widok za oknem. Po 10 minutach przyjechał drugi patrol po samochód, a nas zaczęli wieźć na komisariat. Car sie nie myliła. Dali nas do tej samej celi. Z nami siedział jeszcze jakiś dziwny facet, który bez przerwy tykał swoje wąsy i cizia, która sądząc po jej stanie i wyglądzie zgarnęli prosto z jakiejś dzikiej imprezy.
- Sory Izzy... - odezwała sie Car - Gdybym po ciebie nie zadzwoniła nie siedzielibyśmy tutaj.
- Daj spokój. - powiedziałem i przytuliłem ją - To nie twoja wina.
Blondynka położyła głowe na moim ramieniu i zasnęła.
--------------------------------------
Dobra, sory za czas w publikowaniu ale mam małe problemy i brak czasu, jednak wciąż o Was pamiętam c: no i dzisiaj świętujemy, bo to 50 rozdział :D

środa, 9 kwietnia 2014

R. 49

*perspektywa Slasha*
-----------------------------
Nie wiem gdzie są wszyscy. W domu jestem tylko ja i Duff.
- Już sie uwolniłeś spod spódnicy Muriel? - zaczął sie naśmiewać basista.
- Zamknij sie. - odburknąłem - O mnie przynajmniej ktoś dba...
- To może ja po nią zadzwonie? - zapytał z chamskim uśmiechem.
Posłałem mu spojrzenie mordercy i wyjąłem sobie zimne piwo z lodówki. Duffowi aż sie oczy zaświeciły na jego widok. Również poszedł odwiedzić lodówkę.
- Wziąłem ostatnie. - uśmiechnąłem sie triumfalnie.
- Podziel sie... - powiedział cicho.
- Przecież i tak wolisz wódke. - odpowiedziałem.
- No weeź... - prosił McKagan.
Zaśmiałem się i chamsko na jego oczach wypiłem "na raz" całą butelkę.
- Okrutny jesteś. - stwierdził blondyn i poszedł do siebie na góre.
Stwierdziłem, że po tym piwie wartoby było coś zjeść. Ponownie podreptałem do kuchni. Zacząłem szperać w lodówce. Co do chuja pana znowu robi tu but Stevena?! No nie ważne... Znalazłem starą pizze, więc postanowiłem ją odgrzać. Czekałem, aż nasz nieużywany piekarnik sie nagrzeje. Mój wzrok skierował sie na kalendarz wiszący na ścianie. Pewnie mama Adlera go tu powiesiła... Ale nikt nie zmieniał kartek od stycznia.
- Duff, który dziś mamy? - krzyknąłem do basisty.
- Spierdalaj! - odkrzychnął sfochowany.
Westchnąłem tylko i poszedłem zapytać o rade Marcka. W końcu mieszka obok.
- Siema stary! - krzyknąłem wchodząc do środka.
- Slash! - chłopak ucieszył sie na mój widok - Co u ciebie słychać? Ostatnio rzadko do mnie wpadacie...
Zacząłem z nim rozmawiać, aż zeszło na temat naszych występów.
- Trzeba było do mnie z tym od razu przyjść! Otwieram za pare dni klub przy Sunset i potrzebuje kapeli! - ucieszył sie - Myślałem, że wy jesteście już zajęci, a nie bardzo ufam teraz tym wszystkim dzieciakom... Ostatnio mnie okradli. Przebrzydłe gówniarze...
Cały Marck... Zawsze dużo gada i narzeka, ale lubie tego faceta!
- Wpadnijcie jutro do mnie wszyscy wieczorem to dokładnie to ustalimy. - kontynuował - Zaraz... Tylko żebym ja o tym nie zapomniał. Gdzie do cholery jest mój notes? - Marck zaczął szukać notatnika po całym domu - Charlotte! - krzyknął - Gdzie jest mój notes?!
Z sypialni wyszła pół naga blond cizia. Pewnie jego nowa panienka.
- Nie wiem kochanie. - powiedziała seksownym głosem i spojrzała na mnie.
Uśmiechnąłem sie do niej łobuzersko. A przynajmniej tak mi sie zdaje...
- Aa! Tu jest! - krzyknął radośnie wyciągając notes z kieszeni swojego szlafroka - Ja to już mam smleroze...
Zaśmiałem sie. Cały Marck. Zaczął coś bazgrać w swoim notatniku. Wydarł z niego kartke i mi ją dał.
- To wpadnijcie jutro i sie dogadamy. - zaczął podsumowywać wszystko - Będą koleżanki Charlotte i jeszcze paru muzyków. Przydadzą wam sie kontakty z ludźmi z "branży".
- Dobra. - uśmiechnąłem sie i zacząłem wychodzić - Do jutra!
I zapomniałem zapytać sie który dzisiaj jest... Ale na szczęście na kartce od Marcka jest data. Doprowadziłem kalendarz do pożądku. I nagle sie przeraziłem...
- Duff! - krzyknąłem.
- No odpierdol sie! - blondasek nadal miał humorki.
- Chodź tu kurwa jak cie wołam! - zirytowałem sie.
- Co? - zapytał schodząc na dół.
- Stradlin ma dziś urodziny... - odpowiedziałem.
Basista zaczął pociągać nosem.
- Stary, co tak jebie? - zapytał zmieniając temat.
- Moja pizza! - krzyknąłem i rzuciłem sie na piekarnik.
Wyciągnąłem z niego zwęglony trójkąt, który kiedyś był pizzą... Wywaliłem mój obiadek do kosza.
- Wracając do tematu urodzin Izzyego... - zacząłem prawniczym tonem - Gdzie do cholery on jest?
- U Brucea. - wyjaśnił - Wracają jutro.
- To świetnie sie składa. - wyszczerzyłem zęby - Marck nas zaprosił na impreze. Będziemy u niego koncertować w klubie i przyjdą ludzie z "branży".
Zacząłem z Duffem omawiać wszystkie szczegóły.
------------------------------
*perspektywa Izzyego*
------------------------------
Siedzieliśmy w salonie Brucea i czekaliśmy na Axla. Viv czuje sie co raz lepiej, ale mam wrażenie, że Car mnie unika... Poszła teraz do kuchni, więc mam okazje z nią pogadać w cztery oczy.
- Car... - zacząłem nieśmiało.
Teraz nie może mnie zignorować. Musi zareagować.
- No? - zapytała cicho.
- Bo wtedy pod tym mostem... - nie wiedziałem co dalej powiedzieć.
- Słuchaj, sory za to... - znowu mnie uprzedziła - Zapomnijmy o tym, zgoda?
- Taa... - powiedziałem cicho.
- A tak przy okazji... - zaczęła tajemniczo sie uśmiechając - Wszystkiego najlepszego! - wyciągnęła zza pleców babeczke z wbitą świeczką.
- Dziękuję! - uciesyłem sie.
Zdmuchnąłem świeczke i podzieliłem sie z blondynką babeczką.
- Jak wrócimy to urządzimy ci pożądne urodziny. - powiedziała.
- Nie trzeba. - uśmiechnąłem sie.
- Trzeba. - stwierdziła odwzajemniając uśmiech.
Nie chciałem sie z nią kłócić. W tym momencie ktoś wszedł do domu. Wyszliśmy z kuchni, aby to sprawdzić. To lekko podpity Axl.
- No wreszcie. - powiedziała Caroline.
- Kochanie! - wyszczerzył zęby rudzielec i rzucił sie z objęciami na swoją dziewczyne.
- No tak, tak... - blondynka oderwała od siebie Rosea - Bruce my spadamy!
- Już? - brat Duffa zszedł do nas z góry.
- Ta. Długą droge mamy, żeby przejechać. - odpowiedziała Car - Trzymaj sie. - powiedzieła i zaczęła prowadzić wokaliste do samochodu.
Zgarnąłem śpiącą Viv z kanapy i posadziłem na tyłach wysłużonego samochodu.
- Poprowadze. - powiedziałem i usiadłem za kierownicą.
Droga strasznie sie dłużyła, a w dodatku był jakiś wielki wypadek i staliśmy w korku 3 godziny. Dojechaliśmy późno w nocy i od razu poszliśmy spać.

NASTĘPNEGO DNIA WIECZOREM
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*perspektywa Caroline*
----------------------------------------------
Pindrzyliśmy sie wszyscy na tą impreze u Marcka. Wyszliśmy z półgodzinny opóźnieniem, ale chyba Marck sie nie pogniewa. Na miejscu tradycyjnie było pełno dziwek, nawalonych typków, ale jedno sie zmieniło... Po domu kręciło sie paru typków w garniturach. Marck jak zwykle nas ciepło powitał i wcisnął pare butelek wódki. Skąd on bierze na to kase? Odśpiewaliśmy Izzyemu Sto Lat i zaczęliśmy pić. Axl i Steven zaczeli robić sobie "kontakty" z facetami w garniturkach. Duff i Viv byli zajęci sobą w jednym z pokoi Marcka... Siedziałam sobie ze Slashem i rytmicznym na kanapie. Po jakimś czasie przyszedł do nas z mega zacieszem nasz gospodarz. Widać było, że już jest mocno zalany i naćpany...
- Nie uwierzycie! - wykrzyknał radośnie dosiadając się do nas.
Wszyscy posłaliśmy mu pytające spojrzenie.
- Wczoraj jak byłem na haju wysłałem zaproszenie na impreze do Aerosmith! - zaczął opowiadać - I oni tu zaraz sie pojawią!
- Marck nie pij już dzisiaj... - powiedział z rezerwą Izzy.
- Ale to prawda! - oburzył sie.
- Za dużo ćpasz. - zaczął śmiać sie Saul - Musisz iść spać.
- Przespać impreze z Aerosmith?! W życiu! - wrzasnął i gdzieś poszedł.
Po jakiejś godzinie pod dom Marcka podjechał bus. Podeszłam do okna zobaczyć kto wbija na impreze.
- O kurwa... - powiedziałam upuszczając szklaneczke z whisky.
- Co sie dzieje? - zapytał Izzy podchodząc do mnie.
- Marck miał race. - odpowiedziałam cicho.
Kurwa! Właśnie będziemy na imprezie z Aerosmith! O ja pierdole!
------------------------------------------------
Bardzo przepraszam za opóźnienia. Spóźniony urodzinowy rozdział z bonusem w postaci Aerosmith to taki mój prezent przeprosinowy dla Was XD ciąg dalszy tej imprezy będzie w kolejnym rozdziale :)

wtorek, 8 kwietnia 2014

Sto lat Izzy!

No więc dziś 52 lata kończy nasz kochany rytmiczny! Wszystkiego najlepszego :) urodzinowe opowiadanie będzie w następnym rozdziale, ponieważ nie wyrobiłam się z czasem. Tak że jeszcze raz wszystkiego najlepszego Izzy! :)